Aktualizacja strony została wstrzymana

O beatyfikacyjnej gorączce czyli jak jest – każdy widzi….

Kilka dni temu Rzeczpospolita opublikowała artykuł księdza Karla Stehlina. Polskiego przełożonego Bractwa Świętego Piusa X.  Dotyczy on toczącego się procesu beatyfikacyjnego Jana Pawła II. Jest to w zasadzie – w całej  trwającej od 5 lat dyskusji na ten temat – pierwszy głos krytyczny. I choć z ostrością niektórych sformułowań można się nie zgadzać (pytanie czy opisane papieskie inicjatywy ekumeniczne mogą wpłynąć na proces beatyfikacyjny aż w takim stopniu) to tekst ten uważam za niezwykle cenny. Dlaczego? Bo w całym polskim dyskursie papiesko – beatyfikacyjnym brak jest niestety elementów spokoju, racjonalności i teologicznej kompetencji. Wspomniany artykuł te elementy wnosi. Jak więc moim zdaniem powinna wyglądać ta kwestia?

Po pierwsze: Jan Paweł II nie jest jeszcze świętym. Oznacza to więc, że wszystkie opinie o jego świętości – podyktowane dobrymi intencjami – mają charakter prywatny. A to z kolei oznacza, że publiczne modlitwy powinny raczej dotyczyć zbawienia zmarłego papieża, a na dalszym miejscu jego beatyfikacji. Jak jest – każdy widzi. Nikt nie modli się za duszę, wszyscy o rychłą beatyfikację.

Po drugie: Upragniona beatyfikacja oznacza między innym zgodę Kościoła na publiczne czczenie wizerunku kandydata. Publiczne wystawianie go w świątyniach. Do tego czasu wszelkie obrazy, obrazki i wizerunki mogą być czczone jedynie prywatnie. Jak jest – każdy widzi.

Po trzecie: Każdy papież ma swój naród – to jasne. Naturalne jest też, że naród ten – dotknięty dziejowymi burzami – beatyfikacji swego rodaka oczekuje. Kościół jednak nie może kierować się w swych decyzjach takimi pragnieniami. Dla Kościoła liczy się przede wszystkim tzw. walor eklezjalny czyli przydatność przykładu danego kandydata w procesie nauczania wiernych. Tymczasem z Polski, a zwłaszcza z Krakowa, wciąż płyną głosy, które można by streścić jako: „nie naciskamy -ale… „ Jak jest – każdy widzi.

Po czwarte: W procesie beatyfikacyjnym szczegółowo prześwietla się życie kandydata. Do tego – jak słusznie podkreśla ksiądz Stehlin – potrzebny jest czas. By stwierdzić czy powszechny entuzjazm dla wyniesienia kandydata na ołtarze nie jest chwilowym kaprysem rozemocjonowanego tłumu. I by szczegółowo zbadać wszystkie wątpliwe aspekty życia kandydata. A takie każdy – nawet już ogłoszony świętym – przecież ma. By zacytować pewnego polityka, że pośpiech potrzebny jest przy łapaniu pcheł. Wie dobrze o tym Kościół ustanawiając – w tym przypadku uchylone – progi czasowe dla każdej beatyfikacji. To, że uchylono jeden taki próg, tym bardziej obliguje do zachowania następnych. Beatyfikacja ma być bowiem aktem wieczystym, a nie realizacją chwilowej zachcianki danego pokolenia świeckich czy duchownych. A że nam to grozi, świadczą codzienne medialno – kościelne spekulacje o dacie zakończenia procesu Karola Wojtyły.

Dobrze że Rzeczpospolita udzieliła swych łamów księdzu Stehlinowi. Bo przy całej pasji argumentacji autora, w całej owej polskiej, beatyfikacyjnej gorączce, choć trochę zwraca on uwagę na jasność i precyzję kościelnych procedur. I że trzeba je szanować. Tak być powinno i tak jest w Rzymie. A jak jest w Polce? Chyba każdy widzi…

Jan Filip Libicki

ZOB. RÓWNIEŻ:

Za: Plusy i Minusy - Jana Filipa Libickiego blog osobisty | http://janfiliplibicki.bloog.pl/id,5662698,title,O-beatyfikacyjnej-goraczce-czyli-jak-jest-kazdy-widzi,index.html?ticaid=69d9d

Skip to content