Aktualizacja strony została wstrzymana

Sowieckie deportacje – zagłada Kresów II RP – Tadeusz M. Płużański

10 lutego 1940 r. – to druga data – po sowieckiej agresji 17 września 1939 r., która głęboko zapadła w pamięci mieszkańców Kresów Wschodnich II Rzeczypospolitej. 70 lat temu, o świcie, rozpoczęła się pierwsza masowa wywózka Polaków do syberyjskich łagrów, oficjalnie nazywana „przesiedleniem”. Objęła ponad 220 tys. ludzi – urzędników państwowych (m.in. sędziów, prokuratorów, policjantów), działaczy samorządowych, leśników, a także właścicieli ziemskich i osadników wojskowych z rodzinami. Wywiezieni trafili do północnych regionów ZSRS, w okolice Archangielska oraz do Irkucka, Kraju Krasnojarskiego i Komi. Ocenia się, że podczas czterech wielkich deportacji, które trwały do czerwca 1941 r., na nieludzką ziemię Sowieci zesłali łącznie od 1,5 do 2 milionów Polaków.

Sowieckie deportacje były jedną z najcięższych zbrodni dokonanych na Narodzie Polskim w latach 1939 – 1945. Szkoda tylko, że do dziś (zarówno w Polsce, a tym bardziej na Zachodzie) niewiele mówi się o zbrodniach Sowietów, w przeciwieństwie do zbrodni „nazistów”, czego dowodem są np. coroczne obchody rocznicy wyzwolenia KL Auschwitz, którym nadaje się międzynarodowy charakter. Ale cóż, o pamięci historycznej ciągle decyduje bieżąca polityka.
70 lat od tych tragicznych wydarzeń Rosja – prawny i moralny spadkobierca ZSRS – udaje (przy cichej aprobacie możnych tego świata), że tematu nie ma i ani myśli o wypłacie tysiącom represjonowanych należnych im odszkodowań. Co jakiś czas Kreml mówi co prawda, że zadośćuczyni wszystkim poszkodowanym (o kogo chodzi i w wyniku czego zostali poszkodowani, tego już oczywiście się nie dowiemy). A jak ma zapłacić wszystkim, to wiadomo, że nie zapłaci nikomu. To jedno z wielu kłamstw Moskwy, kłamstw dobrze znanych z historii. Polskie władze tradycyjnie nie interweniują, aby nie drażnić Wielkiego Brata.

Aby znów się nie wydarzyło

Jedną z podstawowych książek poświęconych Golgocie Wschodu jest monumentalne opracowanie Anny Applebaum (żony ministra spraw zagranicznych RP Radka Sikorskiego) pt. „Gułag” (wydawnictwo Świat Książki). Na 624 stronach autorka analizuje, jak i kiedy powstał system łagrów, opisuje ich historię. Niezorientowanemu na ogół w historii (a szczególnie w problematyce zbrodni komunizmu) czytelnikowi amerykańskiemu – bo do niego przede wszystkim książka była adresowana, Applebaum wyjaśnia, że gułagi to obozy pracy przymusowej, w których przez 60 lat komuniści zamykali zarówno wrogów systemu, jak i zwykłych przestępców. W obozach tych, rozrzuconych po wielkim terytorium ZSRS, pracowało w sumie 30 milionów więźniów.
Autorka przypomina m.in., że model późniejszego Gułagu powstał w latach 1917 – 1939 na Wyspach Sołowieckich (Sołowkach), a jednym z jego architektów był Naftali Aronowicz Frenkel. Urodzony w Palestynie ok. 1881 r., Frenkel trafił do obozu pracy na Sołowkach, ukarany prawdopodobnie za szmugiel. Jego plan „racjonalizacji” pracy więźniów tak się spodobał władzom w Moskwie, że wkrótce został kierownikiem obozu.
Applebaum najwięcej miejsca poświęca życiu i morderczej pracy w łagrach. Podkreśla, że celem Gułagu było wychowanie przez pracę, ale przede wszystkim przymusowe wykorzystanie darmowej siły roboczej na potrzeby sowieckiego państwa. Najwięcej łagierników pracowało przy wyrębie lasu, przy wydobyciu złota (Kołyma), węgla i nafty (Workuta).
Autorka korzystała z pamiętników i opracowań, głównie w języku rosyjskim i angielskim, ale w książce cytowane są też źródła polskie. Przebadała zbiory w Archiwum Hoovera, Bibliotece Kongresu w Waszyngtonie i Ośrodku Karta. W Rosji pozwolono jej skorzystać z archiwów państwowych – centralnych i prowincjonalnych, zwiedziła też m.in. Wyspy Sołowieckie, Archangielsk, Petersburg, Petrozawodsk i rejon Workuty. Przeprowadziła wywiady zarówno z osobami, które przeżyły Gułag, jak i z przeciętnymi Rosjanami, których przeważająca liczba rozgrzesza stalinizm i jest przeciwna badaniu przeszłości ich kraju.
Z książki dowiadujemy się również, że większość obozów zamknięto dopiero w późnych latach 80., choć niektóre istnieją do dziś. Nie wiadomo jednak, ile ich jest i jak się tam traktuje więźniów. „Książka ta napisana została, bo prawie na pewno to wydarzy się znów” – ostrzega Anna Applebaum.

Na najwyższym szczeblu

Przeprowadzoną 10 lutego 1940 r. akcję eksterminacyjną, której celem było wyniszczenie Polaków, przygotowano dużo wcześniej w sposób bardzo szczegółowy. Uchwałę o wysiedleniu z „zachodnich obwodów Ukraińskiej i Białoruskiej SRS” „osadników” (czyli polskich mieszkańców tych ziem II RP) Rada Komisarzy Ludowych ZSRS podjęła już 5 grudnia 1939 r. Dwa tygodnie później (22 grudnia) podobną decyzją objęto również pracowników służby leśnej.
Czym Polacy „zawinili”? Otóż Sowieci uznali, iż wiernie służyli oni rządowi „burżuazyjnej Polski” i zostali przygotowani (przez II Oddział Sztabu Głównego WP) na wypadek konfliktu z ZSRS do działania w charakterze „dywersantów”, „szpiegów” i „terrorystów” (dzisiejszy władca Rosji nazywa tak Czeczenów). „Grzechem” Polaków była również (jeśli nie przede wszystkim) „aktywna walka z władzą sowiecką w 1920 r.”, „wykorzystywanie pracy najemnej”, „wrogie wypowiedzi pod adresem ZSRS”, „rozprawianie się z prostymi chłopami, którzy rąbali pański las”, „przejście na katolicką wiarę”. W ten sposób – jak pisze wybitny znawca tematu, prof. Albin Głowacki w książce „Sowieci wobec Polaków na ziemiach wschodnich II Rzeczypospolitej 1939 – 1941” – „władze bezpieczeństwa ZSRS otrzymały »prawną« podstawę do rozpoczęcia przygotowań do wywózki. Odpowiednie wskazówki w tej sprawie przekazał 19 i 25 XII 1939 r. Berii również Stalin”. Decyzja zapadła zatem na najwyższym szczeblu sowieckiego państwa.

Zbrodniczy plan

W terenie ruszyła akcja tzw. rejestracji polskich rodzin. Nie chodziło oczywiście o żaden spis ludności, ale o uzyskanie niezbędnych danych do wywózki, pozyskanie niewolniczej siły roboczej i przejęcie pozostawionego majątku.
29 grudnia 1939 r. RKL ZSRS zatwierdziła przygotowany przez NKWD plan „przesiedlenia”. Zwraca uwagę tempo podejmowania decyzji – od formalnej uchwały o wysiedleniu (5 grudnia) minęły zaledwie trzy tygodnie. Podkreślić należy również, że akcję zaplanowano na ten sam dzień – 10 lutego i objęła ona ogromne połacie polskich Kresów Wschodnich, zdradziecko zajętych przez Stalina i przydzielonych do dwóch republik – sowieckiej Ukrainy i Białorusi. Co więcej – wyznaczonego dnia akcja rzeczywiście się rozpoczęła. Świadczy to o niebywałej skuteczności Sowietów w realizacji zbrodniczego planu zbiorowej eksterminacji ludności polskiej. Odpowiednio wcześniej zadecydowano również, dokąd Polacy zostaną wywiezieni – tu nie było żadnego przypadku.
Okupanci szybko zorientowali się, że skala wywózek może być niewystarczająca. W związku z tym 14 I 1940 r. BP KC WKP(b) i rząd sowiecki podjęły wspólną uchwałę „O dodatkowym rozmieszczeniu specprzesiedleńców-osadników”, która przewidywała zwiększenie liczby wysiedlanych o 5 tys.

Do ojca, do lasu

Wywózka była pełnym zaskoczeniem. Nikt nie wiedział, dlaczego i dokąd jest wywożony. Dla jednych oznaczało to szybką śmierć, dla innych wieloletnie (często dożywotnie) pozostanie na nieludzkiej ziemi.
Albin Głowacki pisze:
„Mróz dochodził nawet do minus 42 stopni C. Do otoczonych domów (mieszkań) osób przewidzianych do zsyłki załomotali uzbrojeni funkcjonariusze NKWD. Nierzadko asystowali im cywile – przedstawiciele lokalnych władz. Wtargnąwszy do wewnątrz, spędzali wyrwanych ze snu domowników w jedno miejsce, pozwalali im ubrać się, ustalali ich personalia i rozpoczynali szczegółową rewizję domu i obejścia, rzekomo w poszukiwaniu broni i ewentualnie ukrywających się ludzi (przy okazji zdarzało się im ukraść co cenniejsze przedmioty, zabrać dokumenty, fotografie itp.). Mężczyzn unieruchamiali pod uzbrojoną strażą, by nie mogli czynnie przeciwstawić się bezprawiu. Następnie (bądź od razu) odczytywali (komunikowali) decyzję o przesiedleniu, od której nie było odwołania. Na pytanie dokąd – odpowiadali ogólnikowo, wymijająco lub kłamali, że będzie to np. miejsce urodzenia rodziców, inne gospodarstwo, inny rejon czy obwód. Niekiedy mówili, że chodzi o wysiedlenie ze strefy wojennej (?), że rodzinę przewozi się do ojca (aresztowanego!). Sporadycznie informowali jednak, że zesłańcy nigdy już tu nie powrócą, że jadą do pracy w lesie. Zdarzały się też uspokajające »wyjaśnienia«: oto władza sowiecka przesiedla ich, ponieważ grozi im »niebezpieczeństwo ze strony miejscowej ludności«, zawinione przez rząd polski, który »nieudolnie współpracował z ludnością ukraińską«, że wyjazd jest konieczny, gdyż mieszkają zbyt blisko od granicy itp. Na spakowanie się i przygotowanie do wyjazdu pozostawiono przeważnie niewiele czasu”.

„Dobytek doślemy”

Według przygotowanych odgórnie wytycznych wywożeni mogli zabrać ze sobą trochę odzieży i przedmiotów codziennego użytku (np. naczynia kuchenne), żywność (miesięczny zapas na rodzinę), pieniądze (bez ograniczeń) i kosztowności, przy jednym wszak zastrzeżeniu – waga wszystkiego nie mogła przekraczać 500 kg na rodzinę.
Albin Głowacki:
„Bywało, że [enkawudziści – red.] nie pozwolili zabrać żadnego dobytku, ani żywności, lecz tylko kilka osobistych rzeczy. Twierdzili, że wszystko, co potrzebne, wysiedleńcy jakoby otrzymają po przybyciu na nowe miejsce bądź, że dośle się tam ich dobytek (sic!)”.
Majątek „przesiedlonych” miał przejść na własność kołchozów, szkół i szpitali, w rzeczywistości wszystko przejęło państwo, czyli sowiecki aparat. W ten sposób rzekomo „wyzwolony lud pracujący ukraińskich i białoruskich miast, i wsi” nie uzyskał z akcji żadnych profitów. Do opustoszałych polskich miast i wiosek sprowadzano m.in. Rosjan ze Wschodu i Łemków z okolic Sanoka.
Przejazd na stację kolejową, na zarekwirowanych saniach lub furmankach, pod eskortą NKWD, trwał często cały dzień. Potem ładowano ludzi do bydlęcych wagonów (po 35-50 osób w jednym). Zmarłych grzebano lub po prostu pozostawiano na najbliższym postoju. Po dwóch-czterech tygodniach pociągi docierały do rozrzuconych w tajdze lub stepie specjalnych osiedli (specposiołków, czyli łagrów, gułagów), zarządzanych przez NKWD. Oddalone od innych siedzib ludzkich, zazwyczaj składały się z kilku-kilkunastu bliźniaczo podobnych baraków.

Zgładzić naród

Według danych NKWD, podczas pierwszej wywózki wysiedlono w sumie prawie 140 tys. osadników i leśników wraz z rodzinami, których umieszczono w 115 specposiołkach, rozrzuconych w 21 krajach i obwodach ZSRS. Większość pracowała w przedsiębiorstwach Ludowego Komisariatu Przemysłu Leśnego – 17.077 rodzin (85.779 osób, czyli 61,5% ogółu zesłańców), COL-esu – Ludowego Komisariatu Komunikacji – 4573 rodziny (23.026 osób, 16,5%) i Ludowego Komisariatu Hutnictwa Metali Kolorowych – 3951 rodzin (19.455 osób, 13,9%). Pozostałych 1867 rodzin (11.336 osób, 8,1%) przekazano do Ludowych Komisariatów: Przemysłu Miejscowego, Hutnictwa Źelaza i Stali, Budownictwa, Uzbrojenia, Materiałów Budowlanych oraz do leśnych obozów NKWD.
Pod tymi suchymi, acz znamiennymi liczbami, kryją się tragiczne losy łagierników. Pracowali często po pas w śniegu lub w zatęchłych szybach kopalnianych, w potwornych warunkach sanitarnych, higienicznych i klimatycznych (zimą wielkie mrozy, latem upały z wszechobecnymi meszkami i komarami), bez choćby minimalnych zabezpieczeń i opieki zdrowotnej. Umierali albo tracili zdrowie z wycieńczenia, zimna i głodu. Polacy byli przy tym traktowani jak ludzie niższej kategorii – pozbawieni wszelkich praw „wrogowie ludu” i „burżuje”. NKWD-ziści na każdym kroku powtarzali: „Polski już nigdy nie będzie”.

Wkrótce przyszły następne masowe wywózki. Zaledwie dwa miesiące później, 13 kwietnia 1940 r., deportowano kolejnych Polaków (ok. 61 tys. osób) – przede wszystkim rodziny osób poprzednio „przesiedlonych”, w większości kobiety i dzieci. Transporty kierowano tym razem nie na północ, jak podczas pierwszej wywózki, tylko na południe azjatyckiej części ZSRR, do Kazachstanu.
Wkrótce – 29 czerwca 1940 r. Sowieci wywieźli ok. 78 tys. Polaków – nie tylko mieszkańców Kresów, ale także tych, którzy dotarli tam, uciekając przed Niemcami. Czwarta wywózka – w nocy z 21 na 22 maja 1941 r. objęła ponad 12 tys. osób z terenów „Zachodniej Ukrainy”. Kolejne deportacje powstrzymali Niemcy, uderzając na Związek Sowiecki.
Elitę II RP wymordowano m.in. w Katyniu. Wszystko zgodnie z sowieckim planem zagłady narodu polskiego.

Tadeusz M. Płużański

Za: Antysocjalistyczne Mazowsze | http://www.asme.pl/12686037846370.shtml

Skip to content