Aktualizacja strony została wstrzymana

Nasze polskie „Dziady” – Ks. prof. Czesław S. Bartnik

Jak wiemy, III część „Dziadów” naszego wieszcza narodowego Adama Mickiewicza powstała po nieudanym Powstaniu Listopadowym, w 1832 r., po upadku namiastki Królestwa Polskiego (Kongresowego) mającego najbardziej liberalną wówczas konstytucję w Europie. „Dziady” odzwierciedlały przeżycie klęski polskiej, ale budziły też wiarę w moc Narodu i w jego przyszłe wyzwolenie z pomocą Opatrzności. Mickiewicz zamierzał uzupełnić tę część „Dziadów” przez wizję przyszłości Polski i jakieś fragmenty napisał, ale zaginęły. Co by dziś dopisać?

Problem suwerenności
Zachodzi poważna obawa, że po sfinalizowaniu ratyfikacji traktatu lizbońskiego od 1 grudnia 2009 r. będziemy już mieli zupełny Związek Socjalistycznych Republik Europejskich na czele z narodem niemieckim i francuskim. A tak wielu grabarzy poprzedniej, chrześcijańskiej Wspólnoty Europejskiej zapewniało, że nie stracimy suwerenności, bo nie będzie jednego państwa, lecz unia suwerennych państw; że Unia nie zabije naszej polskiej duszy, bo zastrzegliśmy sobie niezależność od Karty Praw Podstawowych; że nie będą nam narzucane siłą lub podstępem ani ateizm, ani demoralizacja, bo to jest Unia liberalna; że nie musimy się niczego bać, bo przystąpiliśmy do wspólnoty krajów o kulturze wysokiej, rycerskiej i nowoczesnej; że wydobędziemy się z zacofania gospodarczego, bo dadzą nam za darmo miliardy euro, na równi z byłą NRD; że nie będzie roszczeń Niemców o Ziemie Odzyskane, bo rządy niemieckie to obiecały; że nie tylko nie będziemy poddani konstytucji europejskiej, lecz nawet wzrośnie znaczenie naszej Konstytucji; że nie zostaniemy przygnieceni przez Zachód, lecz nasza wolność wewnętrzna wzrośnie, bo uwolnimy się od „polskiego piekła” i walk między różnymi ugrupowaniami; że wreszcie nasze wejście do ścisłej Unii umocni nas w NATO. Takich rzeczy mówiono nam jeszcze więcej.
Tymczasem wszystko wskazuje na to, że będzie całkiem odwrotnie, a ci, którzy nam tak mówili, albo nie znają traktatu i mechanizmów UE, albo w jakimś celu po prostu nas oszukują. Toteż trzeba jeszcze raz uczciwym ludziom powiedzieć, że będzie jedno państwo z jednym prezydentem i ministrem spraw zagranicznych i bezpieczeństwa, pod egidą Niemiec i Francji; że gorzej będzie się wiodło mniejszym państwom, zwłaszcza środkowo- i wschodnioeuropejskim oraz wyznającym publicznie katolicyzm; że zastrzeżenie sobie niezależności wobec Karty Praw Podstawowych jest nieskuteczne w żadnej dziedzinie, gdyż np. roszczenia niemieckie do ziem odzyskanych sięgają już setek pozwów i niektóre z nich są orzekane na korzyść Niemców; że w dziedzinie ideologicznej jesteśmy zalewani przez nurty degeneracyjne ideowo, moralnie, kulturowo, religijnie i duchowo i nie mamy środków, żeby się im przeciwstawić; że faktycznie mamy już u nas kondominium Niemiec i Rosji; że do UE w 2008 r. wpłaciliśmy już 12 mld euro i wielkość tego wkładu ciągle rośnie; że konstytucja europejska, choć jeszcze prawnie nie obowiązuje, ma praktycznie wyższość nad naszą Konstytucją i nad wszystkimi naszymi kodeksami prawnymi, łącznie z prawem kanonicznym itd., itd.
Ponadto nawet niższe prawo europejskie, które będzie dalej stanowione przez instytucje Unii, będzie również nad naszym prawem i to w najbardziej idiotycznych szczegółach, jak: wytwarzanie różnych wyrobów i środków żywności; stopień ruchu powietrza w stajniach i oborach; sposób żywienia inwentarza; technika wspinania się na drzewa; zakaz podawania potraw odgrzewanych i o nieuzgodnionych recepturach; spożywanie owoców tylko o wyznaczonych przez UE wielkościach, kształtach i w ustalonych ilościach; ścisłe przepisy mycia naczyń kuchennych, szycia ubrań, produkcji zabawek i innych rzeczy; określanie wielkości i wysokości domków działkowych, instrukcje, jak głęboko ma chłop polski orać, co uprawiać, jak nawozić; nakaz sadzenia krzaczków truskawkowych już na jesieni do 15 listopada, i to w określonych ilościach na ar i hektar; przepisy dotyczące nowych skrzynek pocztowych i formatów listów, likwidacja termometrów rtęciowych oraz wymiana tradycyjnych żarówek na świetlówki, co zapowiada jednocześnie usunięcie dotychczasowych lodówek, pralek, suszarek, czajników, zmywarek, laptopów – wszelkich urządzeń elektrycznych, a w niedalekiej przyszłości także zakaz używania obecnego paliwa przez samoloty, statki, samochody itd., bo to wszystko jest zbyt energochłonne i emituje 40 procent CO2; dysponowanie grami hazardowymi i losowymi; instrukcje dotyczące funkcjonowania firm i przedsiębiorstw, a także spraw finansowych… Nie mówię już o atmosferze niszczenia rodzin, narzucaniu programów szkolnych małym dzieciom na temat seksu, homoseksualizmu, „małżeństw” homoseksualnych, a nieco starszym – na temat aborcji, eutanazji, wolnej miłości, pogardy dla rodziców… Są tysiące i dziesiątki tysięcy takich wariackich nakazów z UE. Przecież to jest syndrom choroby umysłowej i niszczenie wszelkiej wolności, w imię wolności.
Osobną dziedziną terroru jest ekologia. Mówiąc w ogromnym skrócie: nie buduje się dróg, objazdów, autostrad, bo chroni się ropuchę, jakąś roślinkę lub owada, choć giną setki lub tysiące ludzi. Oczywiście, Zachód nie jest bynajmniej tak rygorystyczny względem siebie.
A spodziewane nasze wpływy na politykę Unii? Już „mamy”: fiasko polityki wschodniej, utratę poparcia ze strony Ameryki; NATO nie protestuje przeciwko manewrom rosyjskim pod hasłem: „Atak na Polskę”; Polak nie może zostać ani sekretarzem NATO, ani przewodniczącym Rady Europejskiej, ani bardzo ważnym komisarzem; Jerzy Buzek został przewodniczącym Parlamentu Europejskiego, ale tylko na dwa lata, nie za darmo, a stanowisko to jest czysto honorowe, no i pomogło mu to, że jest protestantem i Ślązakiem. Niemcy i inne państwa godzą się na to, żeby Rosja nie przeprowadzała rur przez Polskę, tylko ma być Nord Stream i South Stream, choć na Bałtyku będą zablokowane gazowce z Kataru do portów w Szczecinie i w Świnoujściu. Podobno państwa zachodnie rozwijają swój wywiad w Polsce, czy aby „znowu” nie knuje ona jakiegoś przewrotu. Trybunał Sprawiedliwości w Luksemburgu domaga się już pełnej jurysdykcji nad prawem polskim w dziedzinie sądownictwa, więziennictwa, procesów karnych i cywilnych.
I na całym tym tle na Zachodzie i u nas rozpanoszyły się ciemnota i zarazem pycha różnych urzędników, niekompetencja, niszczenie ludzi, blokowanie wielu dziedzin gospodarczych, drobnego handlu itp. Głównym kryterium jest posłuszeństwo i estetyka na placach, ulicach. Rychło Polska nie będzie miała „dziadów”. Bo poumierają, tak zresztą, jak i inna, liczna biedota.
Dobrze syntetyzuje to wszystko dr Stanisław Kozanecki: „Wyraźna większość rodaków jest chwilowo przeświadczona, że pomaga Polsce, wchodząc w tryby brukselskich liberalnych struktur, nie zdając sobie sprawy, że jest dominowana nie wiadomo przez kogo, że jest kierowana nie wiadomo dokąd, i że jest w rękach osób czy grup nieodpowiedzialnych przed nikim”.

Rozumność „inaczej”
Mówili nam, że pełne wejście do UE nie będzie oznaczało konieczności tej samej ideologii: ateistycznej, głęboko niemoralnej, antywartościowej i antykatolickiej. Tymczasem ideologia ta już do nas coraz bardziej przenika, nie tylko z ośrodków zachodnich, ale z kształtujących się i u nas analogicznych ośrodków.
Nie sposób opisać wszystkich obszarów tej inwazji różnych absurdów. Oto w Katowicach sąd zabronił katolikom mówić, że jeśli ktoś dąży do aborcji, to popełnia grzech. Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu nakazał zdjąć krzyż we włoskiej szkole na żądanie jednej osoby. Nasi ateiści chcą już ten obłędny wyrok rozciągnąć na Polskę. Słusznie piszą ks. prof. Józef Krukowski i prof. Grzegorz Kucharczyk, że sam Trybunał złamał swoje prawa. Na jakiej zasadzie on funkcjonuje? Na ideologii? Inspirowany liberalizmem premier Hiszpanii wypowiedział w imieniu całego rządu otwartą walkę katolickiej etyce małżeńskiej i rodzinnej, i to na przekór całemu swojemu narodowi. To się nazywa demokracja liberalna.
Olbrzymia większość liberałów, za granicą i u nas, nie rozumie, że liberalizm przewrócił pojęcie demokracji: demokracja jest działaniem nie na rzecz większości, lecz na rzecz mniejszości, nawet na rzecz jednostki. Co więcej, kiedy nasz prezydent jest przeciwny takiej parodii demokracji, to niektórzy członkowie PO i SLD określają go dosyć domyślnie, że jest „chory umysłowo”. I nikt prezydenta ani słusznej zasady demokracji nie broni. Taki duch wkracza też coraz częściej do decyzji instytucji prawnych. Na przykład nasz Trybunał Konstytucyjny uznał tanią sprzedaż mieszkania spółdzielczego biednemu już lokatorowi za niezgodną z Konstytucją, bo „poprzedni kupujący zapłacili drożej”. Nie bierze się pod uwagę tego, że ubogi nie może zapłacić dużej sumy i pójdzie na bruk, a wzbogacą się tylko zarządy spółdzielni.
Upojenie ideologią liberalistyczną bywa niekiedy samobójcze. Oto media całą mocą popierające liberalizm zachodni i PO są przez liberałów dosłownie niszczone. Nie mają już ani wolności słowa, ani pieniędzy. Liberalizm zresztą niszczy całą Polskę – od gospodarki po kulturę, ale mimo to lud w większości wciąż popiera PO – jeśli sondaże nie są fabrykowane. Albo dziennikarze: bardzo krytykowali PiS za podsłuchiwanie wielkich korupcjonistów, a teraz PO podsłuchuje nielegalnie samych dziennikarzy i ci milczą, bo „wolność”. W projekcie nowej ustawy medialnej, która przepadła, był zapis, że media publiczne winny propagować ideologię europejską, czyli liberalistyczną, i to miała być wolność dziennikarska, zupełnie jak zapis konstytucyjny za Gierka, że Polska ma służyć Związkowi Sowieckiemu. A media na umór popierają Platformę. Może ktoś im tak każe?
Nieopisane samochwalstwo panuje wśród współczesnych polityków, którzy uważają, że to oni kierują całą historią. Słusznie tedy nasz były prezydent Lech Wałęsa skwitował w 20. rocznicę obalenia muru berlińskiego, 9 listopada 2009 r., że obalenie muru nie było dziełem samych polityków: Michaiła Gorbaczowa, Helmuta Kohla, Hansa Dietricha Genschera i innych, lecz w 50 proc. Jana Pawła II, w 30 proc. „Solidarności”, a tylko w 20 proc. innych ludzi. Wypowiedź ta bardzo się nie spodobała naszym politykom.
Odsłania się coraz bardziej podobieństwo między Związkiem Socjalistycznych Republik Sowieckich a Związkiem Ateistycznych Republik Europejskich: silna i brutalna ideologia ateistyczna, kryzysowa gospodarka, upadek moralności społecznej, zapaść demograficzna, ruina powagi prawa i tradycji, pojawienie się szarańczy różnych oszustów gospodarczych oraz wysyp sekt, astrologów, numerologów, wróżbitów, zabobonów itp. I tak jak kiedyś marksizm, tak dziś liberalizm rozlewa się na cały świat i jest podatnym podłożem dla antychrześcijaństwa.
Boża Armia Pokoju bez żadnych przeszkód morduje w Sudanie tysiące chrześcijan, podobnie dzieje się na Bliskim Wschodzie, w Indiach, w sumie w 60 krajach. Rocznie ginie na świecie ok. 170 tys. chrześcijan, a 200 mln cierpi z powodu ciężkich prześladowań (ks. Waldemar Cisło, TVP 1, 4.11.2009). W Europie prześladowani są szczególnie katolicy, przede wszystkim chce się ich usuwać ze wszystkich dziedzin życia publicznego.
Atmosferę antykatolicką chciał bardzo oczyścić Jan Paweł II przez pozytywny wykład nauki katolickiej i dialog ze wszystkimi religiami, narodami, państwami, kulturami i orientacjami politycznymi, lecz wyniki okazały się dziś słabe. Co gorsza, wielu katolików, także duchownych, zaraża się, jak w czasie epidemii, błędnym liberalizmem. Pamiętamy, że niedawno jezuicki Uniwersytet Georgetown w Waszyngtonie nadał Barackowi Obamie doktorat honoris causa, choć prezydent USA obrońców życia uznał za terrorystów i na uniwersytecie zażądał zakrycia krzyża oraz monogramu IHS (monogram Chrystusa). Nierozumni katolicy chcą wzmacniać katolicyzm przez synkretyzm ze skrajnym liberalizmem.
Społeczne nauczanie Papieży od „Rerum novarum” z 1891 r. Leona XIII, wspaniałe, mądre, głębokie i humanistyczne, pozostaje – powiedzmy to sobie otwarcie – głosem wołającego na puszczy. O społecznych poglądach Jana Pawła II szybko się zapomina, nawet u nas. O najnowszej encyklice Benedykta XVI „Caritas in veritate” uczącej, że bez religii, szczególnie bez chrześcijaństwa i jego etyki, nie ma integralnego rozwoju ludzkiego w żadnej dziedzinie: socjalnej, kulturowej, ekonomicznej, naukowej, technicznej, politycznej – już prawie się nie mówi wcale i nawet wielu duchownych powiada, że przecież Kościół nie ma nic do życia publicznego. A Papież pisze też, że rynek całkowicie wolny rozbija społeczeństwo. Niszczy solidarność i wzajemne zaufanie, powoduje okrutną walkę i stan dżungli, trzeba zatem i w gospodarce miłości, prawdy, sprawiedliwości rozdzielczej i społecznej, i w ogóle niepodważalnej moralności („Caritas in veritate”, nr 35-37; 45-46). Benedykt XVI przestrzega też przed nadmierną ochroną własności intelektualnej i kulturalnej, uważając, że zubaża to bardzo ogólną kulturę i przynosi olbrzymie korzyści materialne tylko nielicznym (tamże, nr 22).
Co tedy w Polsce czynić? Przypomina się, kiedy w stanie wojennym Niemcy przybywający z „wielką pomocą” Polakom opowiadali taką oto charakterystyczną dla nas anegdotę: Pan Bóg postanowił przyjrzeć się sytuacji na świecie. Spojrzał na Amerykę: jest bardzo bogata, ma broń nuklearną, rządzi światem, a jednak jeszcze czegoś się boi. Spojrzał na Związek Sowiecki: ma ogromne tereny własne i podbite, niezliczoną ilość rakiet, ogromną armię i wziętą na świecie ideologię, a jednak jeszcze czegoś się boi. Spojrzał wreszcie Pan Bóg na Polskę: ta niczego nie ma i niczego się nie boi. „Znowu – powiedział Pan Bóg z irytacją – liczą tylko na mnie, na cud” (może jest tu coś z proroctwa o Donaldzie Tusku?).
Toteż słusznie Benedykt XVI zwołuje na pierwszą połowę roku 2010 szczyt przywódców, którzy przyznają się do chrześcijaństwa, żeby pobudzić wszystkich chrześcijan do aktywności we wszystkich dziedzinach życia publicznego i obmyślić sposoby i środki obrony ich przed krwawymi prześladowaniami. Oczywiście, będzie to bardzo trudne, bo wśród decydentów z UE jest tylko paru praktykujących i katolicyzm nie jest w polityce w ogóle zauważany. Na przykład 1 września 2009 r. na Westerplatte padały wielkie słowa o cierpieniach i prześladowaniach ludzkich, ale nikt nie wspomniał, że po Żydach najwięcej wymordowano katolików, zarówno świeckich, jak i – procentowo – duchownych. Politycy tak łatwo widzą samych siebie jako „nadludzi”, a przynajmniej jako właścicieli Polski.

Bez kabaretów
Polityka w dzisiejszej UE ma dwa główne nurty: nurt głębszy, gdzie toczą się nieustanne walki, dokonuje się gnębienia innych, grabieży i oszustw, oraz nurt powierzchowny, gdzie rozgrywany jest istny kabaret „miłych panów”. Jednak w rezultacie oba nurty bardzo niszczą życie społeczne, zwłaszcza duchowe.
Niestety, również i Polska powoli traci swoją duszę, choć teren jeszcze się trochę nie daje. Tymczasem bez chrześcijaństwa będzie chaos, bełkot ideowy, upadek moralny, bezsens życiowy. Nie sposób wytłumaczyć racjonalnie jakiejś chrystusofobii w UE. Nawet i u nas nie pozwala się katolikom świeckim rozwijać w jakimś zakresie kultu Chrystusa jako Króla, także Króla Polski, na podobieństwo Maryi jako Królowej Polski. Przecież Chrystus jest określany w Piśmie Świętym jako „Król królów”, „Pan panów” (Ap 19, 16), czyli jest On Królem wszystkich narodów i każdego z osobna. To jest poziom religijny, nie polityczny. Niektórzy boją się, żeby czcicielom Chrystusa Króla nie pomyliła się władza polityczna z kościelną, ale czy w głębi nie jest tak, że przeciwnicy kultu chcą, by władza polityczna była boska, ale bez Chrystusa.
Nasuwa się też pytanie, czy aż tylu naszych polityków nie miało odpowiedniego wychowania w domu rodzinnym i w szkole, bo w życiu publicznym zachowują się często skandalicznie. To ma być nowa wolność? Jest polityka dobra: wielkie idee, rozumne i trzeźwe przewodzenie narodowi, wielcy ludzie, wybitne umysły, ofiarna służba człowiekowi i narodowi – bezinteresowna. Ale Zły zasiał i kąkol, jak mówi Ewangelia (Mt 13, 19): zakłamanie, otwarta i podstępna walka o znaczenie i władzę, żądza pieniędzy i rozgłosu, pustka ideowa, samouwielbienie, błazenada, egoizm indywidualny lub grupowy. Na przykład w sprawie korupcji hazardowej do komisji sejmowej zostali powołani koledzy podejrzanych, komisja ma badać sprawę od króla Popiela, przewodniczący zakłada z góry, że winowajcą jest ten, kto wykrył aferę, no i że w ogóle winne jest Prawo i Sprawiedliwość. Przecież to istny kabaret. Podobnie często kabaretowe są programy dyskusyjne: przeważnie ci sami dyskutanci wypowiadają się na wszystkie tematy; otwarta nienawiść, nieobiektywność, stronniczość, wyraźne i ciągłe oszukiwanie wszystkich, pieniactwo, brak orientacji w poruszanej problematyce, często bełkot i nielogiczność. Jakby ktoś brał taki program poważnie, to może dostać zawału. Przypomina mi to logikę pewnego studenta. Ma dyżur na portierni i z nudów dzwoni: „Czy to pan profesor?”. „Nie” – pada odpowiedź. „To czegoś się, bałwanie, nie uczył?”. I kłap słuchawką.
W liberalizmie złych zjawisk nie rugują ludzie, choćby najwięksi fachowcy i bardzo prawi. Ale człowieka zastępuje samo prawo. Źeby niepożądane zjawisko usunąć, uchwala się nowe prawo. Kiedy okazuje się zawodne, bo np. ma jakieś jeszcze luki, to powstają następne przepisy. I tak prawo na prawie jedzie i prawem pogania. Wyklucza się czynnik moralności i odpowiedzialności.
Liberalizm bardzo niszczy życie całego społeczeństwa, zwłaszcza młodzieży. Każdy ma „swoją” prawdę i etykę; egocentryzm, każdy inwestuje tylko w siebie; obiektywne prawa społeczne to naiwność; religia i moralność chrześcijańska są już przestarzałe; polityka, gospodarka, kultura to formy walki z innymi; walczy się tylko o prawa dla siebie, a odmawia się ich innym; nie ma więzi społecznych, a tylko przelotne relacje; rodzice, wychowawcy, księża są „toksyczni”; nie istnieją żadne głębsze przyjaźnie, najwyżej przejściowe dla różnych korzyści; małżeństwo i rodzina to obyczajowe i religijne obciążenie wolności; bardzo wysoko liczy się wolny seks, bez zobowiązań i bez wyższej miłości (por. o. Maciej Zięba, „Gazeta Wyborcza” 9.10.2009). We wszystkim tylko wolność. Pewien wybitny polityk liberalny po zapowiedzi zakazu hazardu przez premiera krzyczał, że trzeba bronić wolności: kto chce grać, niech gra, nawet dziecko, dosyć już wychowywania drugiego człowieka. Dziwne, że nawet wielcy profesorowie są podatni na takie obłędne ideologie. Trudno to zrozumieć. Jak niedawno wierzyli w marksizm jak w religię, tak teraz wierzą w ideologię liberalizmu odrzucającego wszystkie wyższe wartości i zasady.
Już nie kabaret, a tragedia rozgrywa się w służbie zdrowia. Jak to możliwe, że w listopadzie i w grudniu do szpitali nie będą przyjmowane nawet dzieci? Pani minister woła z całą determinacją, że każde dziecko będzie przyjęte, ale zadłużonemu szpitalowi pieniędzy nie dają i wini się za to dyrektorów, no i – sakramentalnie już – PiS i prezydenta. Nawet w tych sprawach najważniejsza jest propaganda wyborcza w kontekście zbliżających się wyborów prezydenckich. To jest dopiero poziom rządzenia Polską!

Jakże jest aktualne to, co mówi Deklaracja Polskiego Lobby Przemysłowego im. E. Kwiatkowskiego w publikacji „O lepszą Polskę”: „Sytuacja, w jakiej znalazła się Polska, budzi najwyższy niepokój. Coraz bardziej widoczne są symptomy ostrego kryzysu i osłabienia zdolności rozwojowych kraju. Pogłębia się rozwarstwienie społeczne, rosną obszary nędzy i niedostatku. Rozszerza się korupcja i wzrasta przestępczość. Dotychczasowy kierunek i sposób transformacji doprowadził do ukształtowania się w Polsce systemu oligarchicznego, w którym elity polityczne straciły zaufanie społeczne. Dla wyprowadzenia Polski z kryzysu niezbędne jest m.in. opracowanie rzetelnej diagnozy istniejącej sytuacji, zaproponowanie sposobów i propozycji naprawy, które mogłyby uzyskać szerokie poparcie społeczeństwa” („O lepszą Polskę”, s. 7).
Ja dodałbym jeszcze postulat, by rząd podjął poważny dialog z jakąś radą specjalistów reprezentujących całość społeczeństwa albo w przeciwnym razie ustąpił. Nie można przebogatej materialnie i duchowo Polski redukować tylko do płaszczyzny lilipuciej i płytkiej partii.

Ks. prof. Czesław S. Bartnik

Za: Nasz Dziennik, Sobota-Niedziela, 21-22 listopada 2009, Nr 273 (3594) | http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20091121&typ=my&id=my14.txt

Skip to content