Po 1945 komuniści chcieli nie tylko wymordować żołnierzy NSZ, lecz również zniszczyć ich dobre imię, oskarżając ich o przeróżne zbrodnie. Echa tej propagandy brzmią do dziś, a apologeci PRL-u ciągle nie mogą pogodzić się, iż racja była i jest po drugiej stronie.
Problem sowieckiej agentury i walki podziemia niepodległościowego z nią w latach 1941-1945 nie jest tematem zbyt popularnym wśród historyków. O ile walka z okupantem niemieckim doczekała się wielu badań i publikacji, to możemy mówić o swoistej luce w polskiej historiografii, jeśli chodzi o konfrontację polskiego podziemia niepodległościowego: Armii Krajowej i Narodowych Sił Zbrojnych z sowiecką agenturą i jej zbrojnym ramieniem Gwardią Ludową, przemianowaną później na Armię Ludową.
Agresywna postawa komunistów (pomimo, że posiadali mikroskopijne siły) musiała budzić zaniepokojenie działaczy i żołnierzy podziemia niepodległościowego, zwłaszcza wobec spodziewanego wkroczenia na ziemie polskie „sojusznika naszych sojuszników”. Dosyć bierna postawa dowództwa AK wobec niebezpiecznych wybryków komunistycznych grupek partyzanckich oraz komunistycznego wywiadu, wobec działalności chociażby tzw. komórki dezinformacji zorganizowanej przez Marcelego Nowotkę, budziły sprzeciw w drugiej co do liczebności organizacji podziemnej – Narodowych Siłach Zbrojnych.
Narodowe Siły Zbrojne w czasach II wojny światowej wyznawały zasadę dwóch wrogów, a mianowicie prócz Niemiec hitlerowskich okupujących Polskę również Rosję sowiecką. Przy czym w miarę zbliżania się do granic Polski, Armii Czerwonej i pojawiania się na ziemiach polskich oddziałów komunistycznego podziemia, dowództwo NSZ dostrzegało wielkie niebezpieczeństwo ze strony komunistycznych oddziałów Gwardii Ludowej, Armii Ludowej, które to uważano za sowiecką agenturę infiltrujacą społeczeństwo polskie w celu przygotowania pod jego ujarzmienie przez Armię Czerwoną: „z Niemcami walczy cały świat. Niemcy wojnę już przegrały. Z Rosją sowiecką walczą tylko Niemcy. Dlatego też zlikwidowanie w Polsce agentur sowieckich choćby stroiły się w najpiękniejsze patriotyczne piórka – polskie piórka, to obowiązek, to konieczność”.
W odróżnieniu od Armii Krajowej, która unikała otwartego starcia z komunistami (które zresztą wobec dysproporcji sił dla tych ostatnich zakończyłoby się zmieceniem ich z powierzchni ziemi) NSZ podjęło otwartą walkę z sowiecką agenturą na ziemiach polskich. Po dzień dzisiejszy dla niektórych „lewicujących” środowisk, NSZ są synonimem faszyzującej, skrajnie prawicowej, organizacji mordującej „lewicowych działaczy” oraz współpracującej z hitlerowskim okupantem. Mało tego, nawet nieznane i niewyjaśnione zabójstwa z czasów okupacji przypisywane są środowiskom narodowców, których często nazywa się „grupami mafijnymi” spod znaku ONR współpracującymi z Niemcami.
NSZ uważały sowieckie oddziały partyzanckie za drugiego wroga, będącego nie mniej szkodliwym od Niemców, jak również z nim współpracującym. Szkodliwość działań komunistycznej partyzantki polegała m.in. na prowokowaniu represji ze strony okupanta co, jak zakładał Pantielejmon Ponomarienko, szef Centralnego Sztabu Ruchu Partyzanckiego w roku 1943: „w Polsce trzeba koniecznie rozpalić wojnę partyzancką. Oprócz efektu wojskowego spowoduje to pożądane wydatki [straty – przyp. A. K.] ludności polskiej na dzieło walki z niemieckimi okupantami i spowoduje, że Polakom nie uda się zachować swoich sił”.
Z wypowiedzi Nikifora Natalewicza przewodniczącego Prezydium Rady Najwyższej BSRS z posiedzenia Biura Komitetu Centralnego: „dlatego równolegle z tą pracą powinniśmy zorientować nasze oddziały partyzanckie i organizacje partyjne, żeby wszystkie powstające organizacje i zgrupowania polskie wykrywać i wszelkimi sposobami wystawiać na uderzenia okupanta […]. W jaki sposób to zrobić ? Nie krępujcie się w doborze środków. Iść na to trzeba szeroko”.
Wraz z wkraczaniem na ziemie polskie Armii Czerwonej, agentura sowiecka stawała się coraz bardziej niebezpieczna i nieobliczalna, praca wywiadowcza komórek komunistycznego wywiadu sięgała głęboko do struktur Armii Krajowej m.in. Biura Informacji i Propagandy. Natomiast skromna i tak siła zbrojna komunistów rzadko była skierowana przeciwko okupantowi, zajmowano się raczej infiltracją podziemia niepodległościowego bądź też walką z oddziałami partyzanckimi AK i NSZ.
Działalność Armii Ludowej trafnie opisywał „Szaniec”: „napadają na nasze wsie, miasteczka, ograbiają dwory, plebanie, chłopów, mordują broniących swego dobytku, prowadzą akcję dywersyjną, wysadzają mosty, tory kolejowe, palą tartaki… i nałogowo unikają bezpośredniego zetknięcia z Gestapo i żandarmerią niemiecką. A rezultat? Bohaterzy wycofują się w bezpieczne miejsca, a tymczasem Gestapo i żandarmeria morduje niewinną i spokojną ludność, której jedyną zbrodnią jest to, że mieszka w pobliżu dokonanego aktu sabotażu”. W tej też sytuacji potrzebna była reakcja w celu ochrony ludności polskiej (oczywiście w miarę możliwości) nie tylko przed krwiożerczymi niemieckimi hordami, lecz również przed bandyckimi ekscesami komunistów. Komunistyczne oddziały zdawały się być nie partyzantką, ale jakimiś grupami gangsterów – żądnymi krwi, sterowanymi przez agentów Moskwy.
Jeden z czołowych komunistów będący podpułkownikiem UB oraz wicedyrektorem Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego – Józef Światło po swej ucieczce na Zachód tak opisywał działalność jednego z komunistycznych oddziałów: „niektóre bojówki AL były dla gestapo bezcennym partnerem krwawej i masowej likwidacji żydowskich oddziałów partyzanckich walczących z okupantem niemieckim […]. W Lasach Janowskich na Lubelszczyźnie działały dwa żydowskie oddziały partyzanckie. Jeden z nich miał we wsi Ludmiłówka swą siedzibę. Powstały one z Żydów, którzy w okresie likwidowania getta zbiegli z obozów niemieckich i getta warszawskiego.
Z polecenia Jóźwiaka [dowódcy Armii Ludowej – przyp. A. K.] gen. Korczyński, komendant AL. w Lubelskiem, nawiązał łączność z tymi oddziałami i obiecał je zaopatrzyć w broń pod warunkiem, że broń kupią za własne pieniądze […]. Oba oddziały partyzantów żydowskich zebrały poważne sumy pieniędzy, które Korczyński zabrał i wyjechał z nimi, rzekomo po to, aby zakupić broń. Korczyński udał się do Warszawy i przekazał pieniądze Jóźwiakowi. Po czym wrócił w Lubelskie z instrukcjami Jóźwiaka i Findera, nakazującymi zlikwidowanie oddziałów. […] jednym słowem broń rzeczywiście przywieźli i natychmiast zrobili z niej użytek. Bezbronnych ludzi zebranych w lesie wystrzelali salwami z karabinów maszynowych. Ofiarami mordu padły również kobiety i dzieci, które były przy swoich mężach i ojcach […].
W Pruszkowie działał mały żydowski oddziałek partyzancki, ośmiu czy dziewięciu ludzi. Eksterminację tego oddziałku przeprowadził osobiście Beck na polecenie Chełchowskiego. Odbyło się to w następujący sposób: Beck umówił się z oddziałem rzekomo na akcję, ruszył też razem z oddziałem, z tym, że wraz ze swoim pomocnikiem z tyłu. I z tyłu wybił cały oddziałek co do nogi ogniem z karabinu maszynowego. Po czym natychmiast razem z pomocnikiem obrabował trupy doszczętnie, zdzierając nawet buty. […] egzekucję przeprowadzili: Bolesław Koźmierak alias Cień-Kowalski i Grończewski alias Przepiórka”.
Wspomniany Bolesław Koźmierak alias „Cień”, to dowódca jednego z najbardziej „walecznych” oddziałów AL., którego „walka” polegała głównie na napadach rabunkowych i mordowaniu żołnierzy podziemia niepodległościowego. 4 maja 1944 roku oddział „Cienia” dokonał podstępem ohydnej zbrodni na wydzielonym oddziale 3 kompanii 15 pułku piechoty AK pod dowództwem por. Mieczysława Zielińskiego „Moczara”. Tegoż dnia około stu członków AL wraz z grupą partyzantów sowieckich pod dowództwem „Wani” NN, zaatakowało oddział AK pod dowództwem por. „Moczara” o liczebności około 47 żołnierzy. Atak komunistów nie przyniósł oczekiwanego rezultatu, akowcy nie pozwolili się zaskoczyć odpowiadając ogniem, zabijając i raniąc kilku napastników.
Widząc nieskuteczność swojego ataku, „Cień” postanowił użyć fortelu. Prosząc o przerwanie ognia alowcy wmaszerowali do wsi Owczarnia. „Cień” tłumaczył, iż zaszła pomyłka, myślał, że we wsi kwaterują Niemcy. Oba oddziały ustawiły się dwójkami równolegle do siebie, jednak miast oddania honorów wojskowych „Cień” wypalił „Moczarowi” prosto w głowę, co było sygnałem dla reszty alowców, ostrzelali zdezorientowanych żołnierzy AK, zabijając 18, a raniąc 13. W pościg za sprawcami mordu, który odbił się szerokim echem budząc powszechne oburzenie, wyruszyła około 30-osobowa grupa żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych pod dowództwem mjr. Leonarda Zub-Zdanowicza „Ząba”, którego o mordzie zawiadomił por. AK Hieronim Dekutowski „Zapora”.
Do starcia z oddziałem „Cienia” doszło 12 maja 1944 r., kiedy to około 40-osobowy oddział NSZ pod dowództwem „Zęba” zaatakował dwukrotnie silniejszą liczebnie grupę „Cienia”. Do walki z komunistami przyłączyli się żołnierze AK z placówki Dębina, oraz kompania szkoleniowa NSZ podporucznika Brunona Sychalskiego „Juhasa”. „Cień” wycofał swoich ludzi z pola walki tracąc wg meldunków AK: 15 zabitych i 14 rannych oraz paląc 15 zagród chłopskich i zabijając 4 gospodarzy; straty niepodległościowców: dwóch zabitych i dwóch rannych. Oddział „Cienia” od kwietnia do lipca 1944 wymordował ok. 100 osób.
Dla wielu stawało się jasne, że do wyzwolenia kraju prowadzi nie tylko walka z okupantem niemieckim, lecz również walkę z sowiecką agenturą. Sytuacja jednak dla dowództwa AK była dosyć skomplikowana, wszelkie walki z komunistami były natychmiast nagłaśniane przez propagandę sowiecką jako „mordowanie przez reakcję polskich patriotów”, dlatego też AK podchodziły do grupek komunistycznych w białych rękawiczkach, bojąc się reakcji aliantów zachodnich zaczadzonych przez sowiecką kłamliwą propagandę.
Bezkompromisowo do działalności komunistów podchodziły środowiska narodowców wywodzące się z Obozu Narodowo-Radykalnego; w piśmie „Szaniec” z dnia 04.08.1943 r. pisano: „czas ocknąć się i przystąpić do systematycznej likwidacji ośrodków dyspozycyjnych komuny […] PPR, gwardia ludowa [pisownia oryginalna ] i różni czerwoni partyzanci muszą zniknąć z powierzchni ziemi polskiej”.
Również inne środowiska podchodziły realnie do zagrożenia komunistycznego jak choćby piłsudczycy w „Państwie Polskim” z dnia 15.10.1943 r : „zdradą jest zarówno służba w gestapo jak w gwardii ludowej i PPR […] jeżeli aprobuje się i wykonuje wyroki przeciwko agentom gestapo, rekrutującym się z szeregów polskich, to z równą stanowczością i konsekwencją należy wykonywać je, gdy chodzi o agentów bolszewickich z PPR i gwardii ludowej”. W tym samym tonie wypowiadało się również Stronnictwo Pracy w swym organie „Naród” z dnia 08.09.1943 r.: „wrogiem nr 1 przestały już być Niemcy […]. Walka z komunizmem jest największym i bodaj jedynie ważnym zadaniem”.
Odpowiedzią na propagandę i działania komunistów było powołanie jesienią 1943 r. Społecznego Komitetu Antykomunistycznego z przewodniczącym Franciszkiem Białasem z WRN. Komitet działał przy Delegaturze Rządu. Podobna placówka o kryptonimie „Antyk” powstała przy Komendzie Głównej AK Walka z komunistyczną agenturą ograniczała się jednak w zasadzie do propagandy a sam Komitet wydał w styczniu 1944 r. odezwę piętnującą PPR jako moskiewską agenturę działającą zdradziecko na szkodę państwa i narodu polskiego.Wszelkie próby zbrojnego przeciwstawienia się agresywnej postawie komunistycznych oddziałów były z reguły hamowane przez dowództwo AK, obawiające się reakcji Moskwy i zachodnich aliantów.
Do największych starć dochodziło między partyzantką komunistyczną a NSZ. Mające krwawy przebieg, były walki te szeroko nagłaśniane przez propagandę komunistyczną jako przejaw „faszyzacji” podziemia narodowego, które „ramię w ramię z okupantem” morduje działaczy lewicy. Tak było m.in. z likwidacją komunistycznego oddziału GL im. Kilińskiego pod Borowem 09.08.1943 r. przez oddział NSZ rotm. Zub-Zdanowicza, który jest po dziś dzień symbolem początku „wojny domowej”. Znamienne, że rzekomą „bratobójczą” walkę rozpocząć mieli żołnierze NSZ, nie zaś komuniści. A agresywną postawą komuniści prowokowali do interwencji oddziały podziemia niepodległościowego, jak np. 11 kwietnia 1944 r. sześcioosobowa grupa AL pod dowództwem Władysława Skrzypka w miejscowości Potok Sarny zamordowała brata jednego z członków NSZ Leona Kobylarza, stało się tak w przypadku, gdy komuniści nie zastali w domu tego, po którego przyszli.
Dowodzący grupą Skrzypek zastrzelony został z ukrycia przez najmłodszego z braci Kobylarzów, zaledwie szesnastoletniego Wojciecha. Zastrzelenie dowódcy oddziału AL stać się miało pretekstem do rozprawy z „miejscową reakcją”. Do starcia 35-osobowej grupy alowców z żołnierzami NSZ w sile kompanii doszło we wsi Trzydnik Duży, zginął wówczas dowodzący komunistami szef żandarmerii lubelskiej AL. Kozyra ps. „Błyskawica”, zastrzelony w westernowym niemal pojedynku przez kpt. Wacława Piotrowskiego ps. „Cichy”; oddział komunistyczny salwował się ucieczką zostawiając sześciu zabitych.
Po „wyzwoleniu” reżim komunistyczny postanowił krwawo rozprawić się z żołnierzami podziemia niepodległościowego, szczególnie nienawidząc żołnierzy NSZ, za samą przynależność do organizacji można było dostać wyrok śmierci. Postanowiono nie tylko unicestwić żyjących żołnierzy, lecz również zniszczyć pamięć o nich, zohydzić ich wizerunek społeczeństwu, oskarżając ich o przeróżne zbrodnie. Źołnierzy NSZ nie oskarżono tylko o kanibalizm, zapewne przez niedopatrzenie. Echa tej propagandy brzmią do dziś, a apologeci PRL ciągle nie mogą pogodzić się, iż racja była i jest po drugiej stronie.
Andrzej Krzystyniak
Źródło: Artykuł ukazał się w kwartalniku Myśl.pl, numer 12, zima 2008