Kończy się rok liturgiczny i rozpoczyna się kolejny Adwent, a Franciszek nadal okupuje papiestwo. Nie możemy w tej sytuacji uciec od wniosku, że kryzys Kościoła w ciągu ostatniego roku jeszcze bardziej się pogłębił. Wszyscy, z wyjątkiem najbardziej upartych obłudników, uznają, że Rzym nie tylko utracił Wiarę, ale stał się również najpotężniejszym głosem przeciwko prawdziwej Wierze. Odnosimy wrażenie, że słyszymy teraz niezakłócony głos szatana wypowiadany ustami fałszywych pasterzy.
W miarę jak pogłębia się kryzys, z coraz większym przerażeniem patrzymy na abdykację Benedykta XVI. Jak mógł on opuścić Kościół w sytuacji, gdy wilki były gotowe do ataku? Ile dusz zostało straconych z powodu tej decyzji? Czy kiedykolwiek usłyszelibyśmy o Wielkim Resecie, gdyby Benedykt XVI był bardziej stanowczy?
Chociaż możemy zasadnie zadawać te pytania, wiemy, że ten kryzys nie zaczął się od Franciszka. A jeśli przestudiujemy dwa aspekty przemówienia Benedykta XVI z 14 lutego 2013 r. do duchowieństwa rzymskiego przed „opuszczeniem posługi Piotrowej”, możemy lepiej zrozumieć, dlaczego Franciszek jest właściwą „nagrodą”za naszą tolerancję dla błędów, które kwitły w Kościele po Soborze Watykańskim II.
Pierwszym aspektem przemówienia Benedykta XVI, który należy rozważyć, jest stwierdzenie, z którym wielu tradycyjnych katolików generalnie się zgadza:
„Wiemy, że ten Sobór mediów był dostępny dla wszystkich. Dlatego był bardziej przekonujący, bardziej skuteczny, a tym samym, spowodował wiele katastrof, wiele problemów, wiele cierpienia: seminaria zamknięte, klasztory zamknięte, zbanalizowana liturgia …”
Choć możemy się spierać, do jakiego stopnia media odegrały tutaj rolę, z pewnością ma on rację, przypisując Soborowi „wiele nieszczęść”. Wypowiedzi takie jak te Benedykta XVI (nawet w ciągu dekad poprzedzających jego wybór na papieża) przekonały wielu tradycyjnych katolików, że był on ortodoksyjny, pomimo licznych dowodów na to, że było inaczej.
Jednak, podobnie jak wiele innych tekstów przez niego napisanych w trakcie jego kariery, pożegnalne przemówienie Benedykta XVI do duchowieństwa w Rzymie również ilustruje modernistyczną skłonność do stawiania obok siebie prawdy i błędu. Jak zobaczymy w każdym z poniższych fragmentów jego przemówienia, Benedykt XVI był zręcznym propagatorem kilku antykatolickich błędów, a które uważamy za odrażające, gdy wygłasza je Franciszek:
Dążenie do uaktualnienia Kościoła do otaczającego świata. „Wyruszyliśmy więc na Sobór nie tylko z radością, ale i z entuzjazmem. Było w nas niesamowite poczucie oczekiwania. Mieliśmy nadzieję, że wszystko zostanie odnowione, że rzeczywiście nastąpi nowa Pięćdziesiątnica, nowa era Kościoła, ponieważ Kościół w tym czasie był jeszcze dość silny – frekwencja na niedzielnej Mszy Św. była nadal dobra, powołania do kapłaństwa i życia zakonnego były już nieco słabsze, ale wciąż wystarczające. Istniało jednak poczucie, że Kościół nie idzie do przodu, że podupada, że wydaje się raczej przeszłością, a nie zwiastunem przyszłości.
W tym czasie mieliśmy nadzieję, że ta relacja zostanie odnowiona, że się zmieni; że Kościół może ponownie stać się siłą dla jutra i siłą dla dnia dzisiejszego. Wiedzieliśmy, że relacje między Kościołem a swiatem, od samego początku, były nieco nadwyrężone, począwszy od błędu Kościoła w sprawie Galileo Galilei. Chcieliśmy naprawić ten początkowy błąd i odkryć na nowo związek między Kościołem a najlepszymi siłami świata, aby otworzyć ludzkość na przyszłość, spowodować prawdziwy postęp.” (Benedykt XVI, 14 lutego 2013 r.)
To poczucie ciągłej odnowy Kościoła, aby nadążyć za współczesnym światem, spowodowało prawie wszystkie katastrofalne zmiany od czasu Soboru Watykańskiego II. Myśl Benedykta XVI, że Kościół musi „iść do przodu”i zjednoczyć się ze światem, jest tym samym duchem, który prowadzi Franciszka do potępienia „zacofanych”tradycyjnych katolików, gdy promuje on Wielki Reset.
Pochwały dla „łotrów soborowych”. „Pamiętam spotkania z kardynałami i tak dalej. To trwało przez cały Sobór: spotkania na małą skalę z przedstawicielami innych krajów. W ten sposób poznałem wielkie postacie, takie jak Ojciec de Lubac, Daniélou, Congar, i tak dalej.” (Benedykt XVI, 14 lutego 2013 r.)
Te „wielkie postacie”odegrały zasadniczą rolę we wspieraniu najbardziej antykatolickich nowinek Soboru. Co znamienne, to właśnie Congar dostarczył Franciszkowi inspiracji dla Synodu o Synodalności, co ten ogłosił w przemówieniu otwierającym, 9 października 2021 r:
„Błogosławionej pamięci Ojciec Congar, powiedział kiedyś: 'Nie ma potrzeby tworzenia kolejnego Kościoła, ale tworzenie innego Kościoła'”.
Benedykt XVI i wychwalane przez niego „wielkie postacie”wiedziały, jak przeprowadzić reformę w ramach pozornej ortodoksji, co pozwoliło im wyrządzić więcej szkód niż gdyby byli jawnymi heretykami. Dzięki ich wysiłkom w tym zakresie, Franciszek i jego Synod mogą teraz deptać Wiarę, nie udając już nawet, że są katolikami.
Rozwój koncepcji „Ludu Bożego”. „W poszukiwaniu pełnej wizji teologicznej eklezjologii, w latach czterdziestych, w latach pięćdziesiątych, pojawiła się pewna krytyka dotycząca koncepcji Ciała Chrystusa. Uważano, że słowo „mistyczny”jest zbyt duchowe, zbyt ekskluzywne; wtedy zaczęło się pojawiać pojęcie „Lud Boży”. Sobór słusznie przyjął ten element, który przez Ojców (soborowych) był uważany za wyraz ciągłości między Starym i Nowym Testamentem. . . .
Jednak dopiero po Soborze, ten element – który można odnaleźć także, choć w sposób ukryty, w samym Soborze, ujawnił swoją pełnie. Mianowicie: łącznikiem między Ludem Bożym a Ciałem Chrystusa jest właśnie komunia z Chrystusem we wspólnocie eucharystycznej. . . . Powiedziałbym, że filologicznie nie jest to jeszcze w pełni rozwinięte w Soborze, jednak to właśnie w wyniku Soboru pojęcie komunii coraz bardziej zaczęło wyrażać istotę Kościoła, komunii w jej różnych wymiarach: komunii z Bogiem trynitarnym – który sam jest komunią między Ojcem, Synem i Duchem Świętym – komunii sakramentalnej oraz konkretnej komunii w episkopacie i w życiu Kościoła.” (Benedykt XVI, 14 lutego 2013 r.)
Jakkolwiek uczenie i imponująco brzmią te słowa, nie są one katolickie, dlatego też możemy mieć trudności z uchwyceniem ich znaczenia, jeśli będziemy próbowali interpretować je w świetle wiary. Na szczęście, O. Dominique Bourmaud wyjaśnił znaczenie i wagę tych idei w swojej książce Sto lat modernizmu (opublikowanej kilka lat przed pożegnalnym przemówieniem Benedykta XVI):
„Tam, gdzie kiedyś Magisterium mówiło o naturze Kościoła, Congar nawiązał raczej do jego tajemnicy; tam, gdzie Pius XII uświęcił pojęcie członka Mistycznego Ciała Chrystusa, Congar wprowadził cudownie niejasne pojęcie komunii Ludu Bożego. Dlaczego? Ponieważ członkiem jakiegoś ciała się jest albo nie, natomiast można być mniej lub bardziej w komunii(z takim ciałem).”
Nowinkarze wykorzystali koncepcję „Ludu Bożego”, by objąć nią niekatolików, a jednocześnie wykluczyć tych, którzy trzymają się tego, czego Kościół zawsze nauczał. Widzimy to jeszcze wyraźniej w przypadku ekumenizmu i dialogu międzyreligijnego omówionych poniżej.
Fałszywy ekumenizm. „Wreszcie ekumenizm. Nie chcę wchodzić teraz w te problemy, ale było oczywiste – zwłaszcza po „pasjach”, jakich doznali chrześcijanie w czasach nazistowskich – że chrześcijanie mogą znaleźć jedność, a przynajmniej dążyć do jedności. Jednak było też jasne, że tylko Bóg może obdarzyć jednością. I my nadal podążamy tą drogą”. (Benedykt XVI, 14 lutego 2013 r.)
Jedyną podstawą jedności między religiami chrześcijańskimi jest przyjęcie przez niekatolików prawd Kościoła katolickiego. Ci, którzy odstępują od tego punktu, nie zachęcają niekatolików do nawrócenia, przekonują katolików, że Kościół nie jest niezbędny dla zbawienia. Każdy katolik, który akceptuje fałszywy ekumenizm głoszony przez Jana XXIII i jego następców, stoi na krawędzi apostazji.
Dialog międzyreligijny. „Kiedy zaczęliśmy pracować nad islamem, powiedziano nam, że istnieją także inne religie świata: cała Azja! Pomyślmy o buddyzmie, hinduizmie…. I tak, zamiast deklaracji, jak to było początkowo pomyślane, dotyczącej tylko Ludu Bożego w Starym Testamencie, powstał tekst o dialogu międzyreligijnym, antycypujący to, co zaledwie 30 lat później zostanie ukazane w całej swojej intensywności i znaczeniu.” (Benedykt XVI, 14 lutego 2013 r.)
Nie można w dostateczny sposób wyrazić tego, jak niegodziwy i niedorzeczny jest ten dialog międzyreligijny. Nasz Pan Jezus Chrystus ustanowił Święty Kościół Katolicki dla czci Boga i zbawienia dusz. Szatan używa tych fałszywych religii, aby trzymać dusze z dala od Boga, a każda ich pochwała jest obraźliwa dla Boga i niebezpieczna nie tylko dla tych, którzy tkwią w fałszywych religiach, ale także dla katolików. Kiedy papież honoruje islam, buddyzm i hinduizm „dialogiem międzyreligijnym”, czy jest jakaś logiczna podstawa do stwierdzenia, że jest „zbyt dalekim krokiem”, aby papież uhonorował Pachamamę, tak jak to zrobił Franciszek?
Jeśli uczciwie rozważymy te wypowiedzi Benedykta XVI, musimy przyznać, że są one sprzeczne z tym, czego Kościół zawsze nauczał. Co więcej, zawierają one „teologiczne”podstawy wielu antykatolickich nadużyć, które widzimy u Franciszka. A jednak większość wiernych katolików była zadowolona z Benedykta XVI, ponieważ jego modernistyczna metoda teologiczna pozwoliła mu dodać wystarczająco dużo ortodoksyjnie brzmiących wypowiedzi, aby zrównoważyć te, które były wyraźnie heterodoksyjne.
Rodzi się w związku z tym pytanie. Ile błędów w Kościele, to zbyt wiele błędów? W encyklice Satis Cognitum z 1896 roku Leon XIII dał prostą podstawę do zrozumienia, że nawet niewielki błąd jest niezgodny z nauką katolicką:
„Praktyka Kościoła zawsze była taka sama, jak to wynika z jednomyślnego nauczania Ojców, którzy mieli zwyczaj uważać za pozostającego poza katolicką wspólnotą i obcego Kościołowi, każdego, kto w najmniejszym stopniu ustąpiłby z jakiegokolwiek punktu doktryny przedstawionego przez Jego autorytatywne Magisterium”.
Wynika to w sposób naturalny z zasady, że rolą Kościoła jest wierne przekazywanie prawd, które powierzył Mu Jezus Chrystus. O to właśnie modlimy się w Akcie Wiary:
Panie Boże, niezachwianą wiarą wierzę i wyznaję wszystko razem i z osobna, co Święty Kościół Katolicki przedkłada do wierzenia, ponieważ Ty, Boże, to wszystko objawiłeś, Ty, który jesteś odwieczną prawdą i mądrością, która ani wprowadzić w błąd nie może, ani też sama zbłądzić. W tej wierze postanawiam żyć i umrzeć. Amen.
Wierzę w Ciebie, Boże żywy, w Trójcy jedyny, prawdziwy. Wierzę coś objawił, Boże, Twe słowo mylić nie może.
Wierzymy zatem w to, czego naucza Kościół, ponieważ Bóg to objawił. Jak to określił Leon XIII, gdyby Kościół nauczał dziś czegoś, co przeczy temu, czego zawsze nauczał, to albo Kościół byłby fałszywy, albo Bóg byłby oszustem:
„Często więc, opierając się na autorytecie tej nauki, oświadcza się, że to lub tamto jest zawarte w depozycie Objawienia Bożego, i musi to być przez każdego uwierzone jako prawda. Gdyby w jakikolwiek sposób mogło być fałszywe, wynikałaby z tego ewidentna sprzeczność; bo wtedy sam Bóg byłby autorem błędu w człowieku.”
Żaden rozsądny katolik nie może wątpić w mądrość Leona XIII w tej kwestii. A jednak ci, którzy akceptują nowości SW II promowane przez Benedykta XVI, skutecznie stawiają obok siebie prawdę i błąd w sposób, który czyni z Boga zwodziciela. Gdy to robimy, cała religia staje się absurdalna.
Podczas gdy Benedykt XVI maskował absurdy SW II aurą autorytetu doktrynalnego, Franciszek obnażył religię SW II taką, jaką ona jest naprawdę. Bezwstydnie przyjmując i paradując z antykatolickim absurdem soborowej religii, Franciszek wyrządził ogromne szkody; ale otworzył też wielu duszom oczy na rzeczywistość, którą The Remnant i inni opisywali od dziesięcioleci. Franciszek nie zasługuje za to na żadne wyróżnienie – ale jest on odpowiednią „nagrodą”za nasze zbiorowe tolerowanie błędów SW II promowanych przez Benedykta XVI i jego poprzedników.
Bóg dopuszcza ten narastający kryzys z jakiegoś powodu. Niewątpliwie jest to dla nas wezwanie, abyśmy zwrócili się do Niego jako święci. Ale ten kryzys wymaga również, abyśmy oddali Mu cześć odmawiając przyjęcia antykatolickich błędów, bez względu na to, kto je popiera. Dopóki tego nie zrobimy, zasługujemy na tyle toksycznego absurdu, ile szatan i globaliści każą Franciszkowi z siebie wypluć. Matko Boża, Pogromczyni wszystkich herezji, Módl się za nami!
Robert Morrison
Tłum. Sławomir Soja