Aktualizacja strony została wstrzymana

Finis Europa – Nicolas Hausdorf

Jest jeszcze za wcześnie, by komentować sytuację taktyczną na Ukrainie. Doświadczenia Iraku, Libii i Syrii uświadomiły nam, że operacje psychologiczne w czasie wojny toczą się we mgle. Na razie można powiedzieć, że czekają nas dwie różne wersje XXI wieku, w zależności od tego, czy Putin odniesie tam sukces czy nie. O ile jednak sukces lub porażka rosyjskiej interwencji pozostają niepewne, o tyle wydarzenia na Ukrainie okazały się apokaliptyczne dla Europy, obnażając jej braki.

Któż mógłby zapomnieć niezdarne manewry Niemiec, które najpierw wysłały na Ukrainę hełmy, a później dysfunkcyjne pociski? Któż mógłby zapomnieć ministra gospodarki Francji, Bruno Le Maire’a, który obiecał „totalną wojnę ekonomiczną i finansową” przeciwko Rosji, by wkrótce potem wycofać się z tej obietnicy?  Nieśmiałe europejskie próby balansowania pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Rosją pokazują, jak niewiele zmieniło się w statusie Europy od zakończenia zimnej wojny i jak złudny był euro-optymizm  zapowiadający, że Unia Europejska „poprowadzi XXI wiek”.

Od tamtych czasów akcje Europy spadają. Dosłownie: Globalny Kryzys Finansowy  obniżył poziom produkcji w UE do poziomu z lat 90-tych, a firmy europejskie całkowicie wypadły z listy dziesięciu największych przedsiębiorstw na świecie w każdej branży, pod względem kapitalizacji rynkowej.

Jednocześnie Chiny stały się przemysłowym konkurentem Europy, oferując tańsze i bardziej zbliżone do europejskiej jakości  produkty. Niemcy ratują się w niszy dóbr inwestycyjnych, podczas gdy Francja, która tak naprawdę nie produkuje już nic wielkiego, handluje resztkami swojej globalnej potęgi politycznej i militarnej.

Ale skąd bierze się słabość Europy? Kontynent od ponad pół wieku zaciągał dług strategiczny. Jego braki są zarówno technologiczne, jak i militarne. Jest to widoczne co najmniej od 1967 roku, kiedy to francuski dziennikarz i polityk Jean-Jacques Servan-Schreiber w swojej poczytnej książce The American Challenge ostrzegł przed „luką technologiczną” między Europą a Stanami Zjednoczonymi. Państwa europejskie do dziś nie zdołały zmniejszyć tej luki. Nie udało im się sensownie zbudować wspólnych projektów strategicznych, które umożliwiłyby realizację inwestycji na taką skalę, która pozwoliłaby rzucić wyzwanie takim potęgom technologicznym, jak amerykańskaDARPA (https://pl.wikipedia.org/wiki/Defense_Advanced_Research_Projects_Agency), będąca źródłem sporej zazdrości Europejczyków

Przyczyną tego niepowodzenia jest cieszący się złą sławą, egoizm narodowy państw europejskich oraz niechęć liderów państw europejskich do dzielenia się swoimi najlepszymi technologiami. Udana współpraca, taka jak francusko-niemiecki Airbus, pozostaje wyjątkiem, a francusko-niemieckie projekty w dziedzinie zaawansowanych technologii, takie jak niedokapitalizowana wyszukiwarka internetowa Quaero – wymyślona przez kanclerza Niemiec Gerharda Schrödera i prezydenta Francji Jacques’a Chiraca w 2005 roku – zakończyły się spektakularnym niepowodzeniem.  Do dziś nie ma europejskich gigantów cyfrowych, takich jak amerykańska GAMA czy chiński BATX. Jednocześnie Europa nadal ma poważne braki w zakresie technologii, takich jak półprzewodniki i sztuczna inteligencja.

Nawet w tradycyjnie mocnych sektorach gospodarki europejskiej, takich jak przemysłowy i samochodowy, sytuacja nie wygląda lepiej. Pomimo ogłoszonego w 2016 roku dążenia do europejskiej „autonomii strategicznej”, Unia Europejska nadal zdaje się sabotować swoją szansę na odrodzenie gospodarcze. W 2019 roku Komisja Europejska zablokowała fuzję francuskiego giganta przemysłowego Alstom i jego niemieckiego odpowiednika Siemensa. 

Podczas gdy zwolennicy fuzji podkreślali konieczność stworzenia konkurencyjnych na skalę międzynarodową megakorporacji, które rywalizowałyby z amerykańskimi i chińskimi, E.U. przeforsowała  stanowisko, że fuzja jest problematyczna z antymonopolowego punktu widzenia, co podsyca obawy, że komisja na dłuższą metę nie działa interesie Europejczyków.

Drugim filarem strategicznego długu Europy jest jej niezdolność do militarnego zaangażowania się na arenie międzynarodowej. To, co komentatorzy nazywają „geopolityzacją” obrotu gospodarczego na początku XXI wieku. Ten zwrot w kierunku „kapitalizmu strategicznego” – stopniowo pozbawił kontynent praw obywatelskich. Europejczycy musieli przyglądać się, jak ich firmy były karane przez konsekwencje amerykańskich sankcji wobec Iranu w 2018 roku. W tym samym dniu, w którym Trump jednostronnie zakończył obowiązywanie tzw. porozumień P5+1 z 2015 r., ambasador USA w Niemczech wezwał ten kraj do natychmiastowego wycofania inwestycji z Iranu, obiecującego rynku wschodzącego, mimo że Teheran w pełni przestrzegał ich warunków.

Co więcej, dział energetyczny firmy Alstom, pozostałość po dawnym głównym kompleksie przemysłowym Francji CGE, rozbitym i sprywatyzowanym w 1987 roku, został sprzedany Amerykanom po tym, jak ci wywarli na nim presję, zmuszając go do podporządkowania się swoim przepisom poprzez uwięzienie jednego z jego wysokich rangą urzędników w wyniku zastosowania eksterytorialnego ustawodawstwa amerykańskiego. W tym czasie przejęcie firmy otrzymało zielone światło od młodego i obiecującego ministra gospodarki Emmanuela Macrona.

Dwa powyższe incydenty udowodniły Europejczykom, że Waszyngton jest gotów wykorzystać swoją przewagę militarną i ekonomiczną, aby traktować Europejczyków z pogardą, i że w ostatecznym rozrachunku Europejczycy nie mogą zrobić nic, aby wziąć odwet. Alternatywa, aby Europa „radziła sobie sama”, wydaje się iluzoryczna, gdy na pierwszy plan wysuwają się kwestie bezpieczeństwa – takie jak Ukraina. Jest to kolejny odwieczny problem. W końcu Europa znajduje się pod dowództwem wojskowym NATO od momentu powstania sojuszu w 1949 roku. O ile administracja cywilna NATO była kierowana przez Europejczyków, o tyle dowództwo wojskowe, reprezentowane przez SACEUR (Supreme Allied Commander Europe) stacjonujące w Belgii, zawsze było amerykańskie. Dlatego też faktyczne dowództwo nad NATO nadal spoczywa w rękach Pentagonu.

 Jedynie Francja pod rządami De Gaulle’a wycofała się czasowo ze struktur dowodzenia NATO w 1966 roku, ale ponownie dołączyła do nich w 2008 roku za rządów prezydenta Francji Nicolasa Sarkozy’ego, który jest spokrewniony z Frankiem Wisnerem II, synem założyciela CIA, dyrektora ds. planowania, co wywołało we Francji pewne kontrowersje. W takich warunkach wątpliwe jest, czy można w ogóle mówić o pełnej suwerenności Unii Europejskiej.

Niedawno państwa Unii Europejskiej, wstrząśnięte rosyjską inwazją na Ukrainę, ogłosiły znaczne zwiększenie swoich budżetów wojskowych, co wpisuje się w coraz częstsze dyskusje o „geopolitycznej” komisji Unii Europejskiej, zapowiedzianej przez szefową Rady Europejskiej Ursulę von der Leyen, a także o „europejskiej autonomii strategicznej”, ulubionej kwestii Emmanuela Macrona. Tymczasem w europejskich stolicach, po cichu zadaje się pytanie, czy zmiana zdania nie nastąpiła zdecydowanie za późno. Ponadto zadawane jest pytanie na ile wiarygodna jest gwarancja NATO dotycząca kolektywnej (czyli przede wszystkim kierowanej przez USA) obrony, zapisana w artykule 5 Sojuszu?

W końcu zaangażowanie Stanów Zjednoczonych w obronę Europy nie zawsze było automatyczne. Historyk Beatrice Heuser zwróciła uwagę, że Amerykanie, podpisując traktat, starali się osłabić jego brzmienie, zmieniając sformułowania takie jak „takie działania, jakie uzna za konieczne”, aby nie naruszyć suwerenności Kongresu USA. Może to oznaczać, że formalnie wypełnienie zobowiązań wynikających z art. 5 jest równoznaczne z wysłaniem listu protestacyjnego.

Przez cały okres zimnej wojny, w Europie Zachodniej zawsze panował niepokój, że atak na nią mógł nie wywołać pełnej odpowiedzi USA, a tym samym obawiała się o skuteczność amerykańskiego systemu odstraszania. W rzeczywistości amerykańskie strategie „elastycznej reakcji” na eskalację działań zbrojnych miały na celu przede wszystkim zapobieżenie bezpośredniemu konfliktowi jądrowemu między supermocarstwami. O ile jednak odwet USA w obronie Europy Zachodniej nigdy nie był pewnikiem, o tyle dziś sytuacja może wyglądać jeszcze gorzej. Europejskie armie lądowe, które po rozpadzie Układu Warszawskiego czuły się pewne siebie, są w fatalnym stanie, a prawie wszystkie budżety ostatnich dziesięcioleci zostały wydane na zdolności korpusów ekspedycyjnych dla zagranicznych misji „pokojowych” Unii Europejskiej.

Były niemiecki generał NATO powiedział niedawno wprost, że niemiecka Bundeswehra jest po prostu niezdolna do obrony przed Rosją. Wojsko francuskie nie wypada dużo lepiej: Według niedawnego raportu parlamentarnego, w przypadku wojny lądowej z Rosją na pełną skalę, Francji zabrakłoby pocisków po dwóch dniach. Ponadto po Brexicie, Wielka Brytania – druga potęga militarna i nuklearna Europy – opuściła Unię Europejską, co również poddaje w wątpliwość powagę zobowiązań NATO w przypadku wojny.

W świetle słabości Europy nasuwa się oczywiste pytanie: czy Amerykanie – w obliczu rosyjskiej inwazji na Europę Zachodnią – zaryzykują swój status wielkiego mocarstwa w ewentualnej wyniszczającej wojnie z Rosją, pozostawiając tym samym historię wschodzącym potęgom, takim jak Chiny i Indie? W końcu, zgodnie z klasyczną realistyczną kalkulacją, rosyjski ruch na zachód może wystarczyć do zneutralizowania zarówno Rosji, jak i mocarstw europejskich na najbliższe dziesięciolecia, osłabiając je w ten sposób, a tym samym kładąc kres zagrożeniu heartland, które dominowało w świadomości geopolitycznej od czasów Mackindera do Brzezińskiego jako główne zagrożenie dla anglo-amerykańskiej potęgi morskiej.

Od czasu drugiej administracji Obamy, Stany Zjednoczone „zwróciły się” ku Azji, co świadczy o malejącym znaczeniu kwestii europejskiej dla Amerykanów. Podobnie, o ile dawne amerykańskie elity strategiczne, takie jak Henry Kissinger, mogły nadal przejawiać pewną nostalgię za starym kontynentem, o tyle taka eurofilia jest coraz bardziej wątpliwa u obecnych decydentów amerykańskich, takich jak Victoria Nuland, którzy wydają się raczej gardzić tym historycznym filarem Zachodu.

Dla Europy pytanie to ma coraz bardziej egzystencjalny charakter: Czy kontynent jest w stanie na czas odwrócić bieg wydarzeń i poważnie potraktować swoją autonomię, nie narażając się przy tym na gniew Amerykanów i Rosjan? Pomimo jednolitej reakcji Europy na Ukrainę, perspektywa ta jest bardziej wątpliwa niż kiedykolwiek, biorąc pod uwagę mnogość stanowisk i wrażliwości na kontynencie. Państwa nordyckie nalegają na ograniczenie wydatków i wydają się niezdolne do stworzenia strategicznej wizji, która nie doprowadziłaby do ich wasalizacji przez mocarstwa pozaeuropejskie.

Są państwa wściekle antyrosyjskie, takie jak Polska i kraje bałtyckie, które nie dopuszczają do jakiegokolwiek zbliżenia z Rosją, mimo otwartej dłoni wyciągniętej przez Władimira Putina od momentu objęcia przez niego urzędu. Są też Niemcy, niezdolne do przywództwa i zarządzania państwem, ze swoimi „zre-edukowanymi” elitami, wiecznie straumatyzowanymi i utemperowanymi porażką w II wojnie światowej. Wreszcie Francja, być może najbliższa realizacji strategicznej wizji, ale ograniczona zbyt wygórowanymi ambicjami, które ostro kontrastują z przeciętnością jej elit.

Wszystkie te podziały polityczne i socjologiczne uniemożliwiają podjęcie odważniejszych kroków w kierunku ściślejszego zjednoczenia, które może być jedyną możliwą odpowiedzią Europy na jej dzisiejsze wyzwania. Z kolei rozpad Unii Europejskiej wśród tendencji neo-nacjonalistycznych, choć być może pożądany na płaszczyźnie kulturowej, stanowiłby strategiczne samobójstwo dla mocarstw kontynentalnych. Już teraz Chińczycy, Amerykanie i Rosjanie znani są z tego, że odmawiają rozmów z przedstawicielami Unii Europejskiej, preferując umowy dwustronne z państwami europejskimi, co ma na celu podzielenie kontynentu.

Nacjonaliści tacy jak Eric Zemmour nie potrafili jeszcze sformułować rozsądnej strategii w odpowiedzi na tę sytuację. Odpowiedź może tkwić w prawdziwej europejskiej wielokulturowości, która dąży do ściślejszej współpracy gospodarczej i wojskowej oraz przekazania suwerenności, przy jednoczesnym zachowaniu i podkreśleniu wspólnego losu, a zarazem kulturowej wyjątkowości narodów europejskich.

Nicolas Hausdorf

Nicolas Hausdorf jest niemieckim pisarzem mieszkającym w Melbourne, w stanie Wiktoria. Jest autorem psychogeografii Superstructural Berlin.

 

Tłum. Sławomir Soja

Źródło: TheAmericanConservative (March 24, 2022) – „Finis Europa”

Skip to content