Aktualizacja strony została wstrzymana

Mane, Tekel, Fares – Maciej Eckardt

Liga Polskich Rodzin z katafalku została odprowadzona na miejsce wiecznego spoczynku. Nie jest nim Aleja Zasłużonych, a jedynie cmentarne peryferia, na których po cichu grzebie się wisielców i wyrzutków. I coś na rzeczy jest, bo zachowanie się liderów LPR było par excellence politycznym samobójstwem.

Zamiast jutrzenką Ruchu Narodowego LPR stała się jego zakałą i kompromitacją. Podzieliła los KPN-u, o którym dzisiaj nikt nie pamięta, poza tymi którzy się mocno polityką interesują. Upadł twór, za którym uganiają się prokuratorzy i wściekli akcjonariusze Wielkopolskiego Banku Rolniczego. Twór, którego liderzy mieli tupet przypisywać sobie ideowe powinowactwo z Ruchem Narodowym, od którego dzieliło ich wszystko, poza zawłaszczoną frazeologią. Schodzi dzisiaj ze sceny formacja, której lider okazał się politycznym szarlatanem o sekciarskim skrzywieniu, pozostawiającym po sobie sponiewieranych i zdezorientowanych działaczy, dziesiątki wystrychniętych na dutka pracowników oraz liczne zobowiązania finansowe.

W polityczny niebyt odpływa groteskowy przewodniczący, który z dziwną łatwością potrafił omamiać niegłupich w końcu ludzi, karmiąc ich fantasmagoriami i chorymi wizjami. Ze sceny schodzi facet o nieciekawej konduicie, za którym ciągną się niepoliczone krzywdy ludzkie, łzy doprowadzonych do krańcowej rozpaczy działaczy, niespotykana obłuda i cynizm oraz bezmiar kłamstwa. Odchodzi David Koresh polskiej polityki, który pozostawia po sobie dymiące zgliszcza i ofiary, osobnik, który zamiast do Wielkiej Polski przywiódł młodzież do Wielkiej Kompromitacji.

Mam obawy czy odchodzi z polityki trwale i wątpię żeby czynił to szczerze. Wprawdzie spadł z katafalku do mogiły, ale póki co, nikt mu osinowego kołka nie wbił. Będzie zatem straszyć od czasu do czasu swoim powrotem, pokazując się tu i tam ze swoją wierną czeredą, która swego pana przecież nie opuści. Wśród zawodzeń i pohukiwań będzie szukać dla siebie sposobu na powrót do świata żywych ludzi, z którego sam się skutecznie wyeliminował.

Pozbawiony kroplówki finansowej będzie chciał z przeżutej przystawki stać się przyssawką, bo to potrafi czynić najlepiej – ssać i wysysać, karmić się innymi, byle realizować swoją wizję. Będzie znowu czarował i obiecywał. Ale być może się mylę. Może skończy tak jak Krzysztof Król, dawny lider KPN-u, który znalazł bezpieczną przystań u znanego oligarchy Ryszarda Krauzego. To niewykluczone, choć nie będzie to zapewne potentat z Gdańska, a raczej – jeśli już – oligarcha z Poznania, z którym jeden deal na Jasnej Górze już robić próbował. W końcu jako adwokat może reprezentować każdego. Także siebie w razie czego, co nie jest przecież wykluczone, zważywszy na liczne wątki prokuratorskie jakie się wokół niego przewijają. Mane, tekel, fares, panowie Mikropolacy. Mane, tekel, fares!

Poniżej zamieszczam linki do kilku z brzegu rozważań o upadku LPR i jej lidera. Pojawiać się ich będzie coraz więcej, bo i ludzie zaczynają więcej mówić. Z pewnością będzie jeszcze ciekawie.


Zbigniew Lipiński: Ruch Narodowy tak, ale bez Giertycha

Swego elektoratu nie można oszukiwać, a meandry polityczne muszą mieć swoją granicę. Klasycznym przykładem tej skądinąd banalnej prawdy jest los Ligi Polskich Rodzin, która zakończyła swój żywot polityczny kompromitującym wynikiem 1,3 proc. głosów. Przypomnijmy. W roku 2001 LPR pod przywództwem Romana
Giertycha zdobyła ponad 7 proc. głosów i weszła do Sejmu z 38 posłami. Wtedy partia ta jeszcze otwarcie nawiązuje do tradycji Ruchu Narodowego. Po raz pierwszy od 1939 r. narodowcy zdobyli swoją reprezentację parlamentarną.
(http://www.myslpolska.org/?article=608)


Jan Engelgard: PiS przegrało, ale gra dalej, koniec LPR i Samoobrony

Jarosław Kaczyński zagrał va bank o najwyższą stawkę, ale przegrał. Powiódł się tylko plan pozbycia się przystawek, i to nawet w większym rozmiarze niż sądzono. Za to drugi cel tej zagrywki, czyli wygrana w wyborach i rzucenie na matę Platformy Obywatelskiej – spalił na panewce. Nadzwyczajna mobilizacja „nowego” elektoratu, który do tej pory nie chodził do wyborów – zdecydowała. Gdyby frekwencja wyborcza wyniosła tyle, ile dwa lata temu, to PiS zostałoby na placu zwycięskie. Stało się inaczej, „nowy” elektorat poszedł oddać głos protestu przeciwko PiS. Rozmiary tego buntu przekroczyły wyobrażenia wszystkich.
(http://www.myslpolska.org/?article=607)


Maciej Motas: LPR, czyli totalna klęska

O przyczynach spadku poparcia dla Partii Romana Giertycha pisano już na łamach Myśli Polskiej wielokrotnie, co zrozumiałe, biorąc pod uwagę czasowe poparcie Tygodnika dla LPR. Jak podała w oficjalnym oświadczeniu PKW LPR uzyskała 1,3 % głosów, co oznacza poparcie około 160.000 obywateli. Wynik ten, w porównaniu z wynikiem z 2005 r., gdy Partia ta uzyskała 941.000 głosów i 8 % poparcia mówi sam za siebie.

(http://konserwatyzm.pl/content/view/2514/111/)


Adam Wielomski: Giertych (prawie) zrealizował swój plan

Stało się to, co stać się musiało. Każda partia polityczna, choćby nie wiadomo ilu miała „naturalnych” wyborców, musi zejść ze sceny politycznej jeśli jej kierownictwo
popełnia błąd za błędem. A to jest właśnie przypadek LPR.

(http://konserwatyzm.pl/content/view/2515/111/)


Krzysztof Zagozda: Umarł król, niech żyje król!

Po wyborach jestem zdziwiony. I to wcale nie ich wynikami, ale tym, że z wielkim spokojem przyjąłem śmierć Ligi Polskich Rodzin.

Śmierć, bo trudno mi uwierzyć, że znajdą się tacy, którzy podejmą próbę odbudowy tego stronnictwa. Mizeria kampanii wyborczej po raz kolejny pokazała, że Giertych nie może liczyć na zaangażowanie działaczy terenowych. Wraz ze swoją nieudaczną żółtodziobną świtą najpierw sprowadzili ich do roli kamerdynerów, a później uznali za zbędny balast. Czy dziś stać panów eksposłów na przywdzianie parcianych worków na znak zasłużonej pokuty? A jeśli tak, czy ktoś na taki gest mógłby się dziś nabrać?

(http://www.narodowy.eblog.pl/)


Skip to content