Najpierw pozwolono upaść bankom, które brały udział spekulacjach na koszt i ryzyko podatników. Następnie, w drodze referendum obywatele zdecydowali, że nie spłacą zadłużenia wobec zagranicznych banków i Islandia ogłosiła kontrolowane bankructwo.
Islandzcy sędziowie uznali, że działania miejscowych bankierów przyczyniły się do katastrofy gospodarczej kraju, a wielu obywateli wpędzono w indywidualne bankructwo.
Rozliczono w ten sposób 26 szefów i dyrektorów banków.
Kary były umiarkowane, wynosiły od 2 do 6 lat. 6 lat pozbawienia wolności to górna granica za przestępstwa finansowe w islandzkim kodeksie karnym.
Banksterzy trafili do malowniczego więzienia na lodowatym odludziu w Kviabryggja w zachodniej Islandii. Z minimalną strażą, z łatwymi do sforsowania płotkami. Ale daleko od cywilizacji i na cyplu otoczonym oceanem.
Kviabryggja to tak naprawdę farma, na której osadzeni pracują przy owcach i koniach, a potem relaksują się grając w gry towarzyskie lub surfując w Internecie.
Światowy kryzys zaczął się od bankructwa Lehmann Brothers. Trzy tygodnie później rząd Islandii ogłosił, że nie będzie próbował ratować trzech dużych banków – Kaupthing, Glitnir i Landsbankinn. Były zadłużone w sumie na 85 mld dolarów, w związków z tym – niewypłacalne. Zbankrutowane banki zostały znacjonalizowane.
Islandia ogłosiła, że nie spłaci wierzycieli i ogłosiła bankructwo. Ale jeszcze gorsze czasy dopiero nadchodziły. W ciągu dwóch lat doszło do załamania gospodarki. Skoczyło bezrobocie do 8 proc., inflacja w 2009 sięgnęła 18 proc. w skali roku. Fala bankructw firm, podwyżki podatków.
Dzięki polityce zaciskania pasa i reformom już w 2011 r. Islandia wyszła na prostą. PKB w 2011 roku była na plusie o 2,1 proc., a w 2013 o 3,5 proc.
Islandczycy zrobili coś wyjątkowego w skali świata, bo jako jedyni wsadzili przestępców obracających miliardami dolarów. W każdym innym państwie bankierzy są bezkarni, ich zyski są prywatyzowane a straty upaństwawiane.