Aktualizacja strony została wstrzymana

Tygodnik Powszechny zachęca by… przemyśleć Dekalog. Czym jest „Kościół otwarty”?

Marcin Majewski w artykule pt. „Jedenaste: przemyśl całą dziesiątkę” radzi czytelnikom „Tygodnika Powszechnego” przemyśleć Pismo Święte, Dekalog i chrześcijańską moralność. Jak podsumowuje, to, co dawniej uważano za moralnie dopuszczalne, dziś już się takim nie wydaje, zmiana jest możliwa, bowiem domeną tą rządzi duch i ewolucja norm, a nie „litera” czy stała interpretacja, a „każde pokolenie kształtuje nowy obraz i wydobywa nową treść z takiego czy innego kodeksu moralnego postępowania”. Przyjrzyjmy się temu bliżej.

„Wydaje się oczywiste, że dla chrześcijanina Biblia – jako Słowo Boże – jest źródłem moralności i to z niej ma czerpać normy etyczne, którymi kieruje się w życiu. Pogląd ten wymaga jednak korekty oraz pogłębienia. Mamy bowiem w Piśmie Świętym również boskie nakazy i przykłady postaw, które ocenilibyśmy dziś jako niedopuszczalne etycznie i prawnie” – czytamy na łamach „Tygodnika Powszechnego”. Tak, Pismo Święte – a zwłaszcza Stary Testament – prezentuje obrazy, których ocena moralna z pewnością byłaby negatywna; więcej jeszcze: antropomorfizuje Boga, przypisuje Mu cechy, których z całą pewnością nie posiada. Bóg nie jest mściwy, zmienny, okrutny; jest to dla katolika (jak i dla znamienitej większości chrześcijan) rzeczą oczywista, nie wymaga wyjaśnienia, wskazywania pozornych sprzeczności. Nie uzasadnia to też tezy o postępującej ewolucji „chrześcijańskich” ocen moralnych – zgodnie z wrażliwością ludzi danych czasów, duchem tej czy innej epoki – aż po akceptację „praw osób homoseksualnych”.

Dla katolika rzeczą oczywistą jest jednak i to, że Pisma Świętego nie czytamy i nie interpretujemy tak, jak czynią to protestanci; a i w ich przypadku ta interpretacja bardzo często wyklucza „ewolucję” norm moralnych przeczącą zapisom Nowego Testamentu. Pismo Święte nie jest przez katolików interpretowane literalnie i indywidualistycznie, to założenia interpretacji fundamentalistycznej, typowej dla wielu protestantów. Na tym właśnie osadza się „trudność” z rozumieniem Pisma Świętego wskazana przez Marcina Majewskiego, a ta stanowi podstawę narracji o „ewolucji” moralności chrześcijańskiej, z którą na koniec pozostawia Czytelnika. Inaczej rzecz ujmując: lektura fundamentalistyczna ignoruje problem historyczności tekstu natchnionego, jego języka, rozwoju i powiększania się objawienia w historii zbawienia, „szczytu” objawiania się Boga człowiekowi w osobie, nauce i życiu Chrystusa. Taka interpretacja ignoruje także sam sposób, w jaki chrześcijanie w pierwszych wiekach rozumieli treść wyznawanej i praktykowanej nauki moralnej – i jej związek z tekstami natchnionymi. Oczywiście, ignoruje też to, w jaki sposób Kościół prawdy te rozumie, strzeże i głosi na przestrzeni wieków; a także i to, w jaki sposób – na ich podstawie – formułuje oceny problemów nieznanych ludziom minionych epok.

W skrócie: samodzielna, subiektywna lektura tekstów objawionych, jak i interpretacja nauki moralnej, prowadzi w przypadku publicysty „Tygodnika Powszechnego” do problemów mających uzasadniać „nasze dziedzictwo ewolucyjne” i postęp moralny oparty na „doskonaleniu” norm: odchodzeniu od jednych, tworzeniu innych, usuwając w cień te „stare” i „zdezaktualizowane”. Usuwając przy okazji z pola widzenia same fundamenty chrześcijańskiej moralności i jej istotę, ramy stanowisk, w których to autentycznie chrześcijańskie oceny moralne muszą się zawsze mieścić – faktycznie im odpowiadając.

Na łamach „Tygodnika Powszechnego” czytamy, że „na teksty z Pisma Świętego powoływało się Południe Stanów Zjednoczonych z dominującą gospodarką rolną nastawioną na produkcję bawełny, by zachować status quo niewolnictwa, co udało się niemal do początków XX w.! Do tego, że niewolnictwo jest złe, a wręcz nieludzko okrutne, doszliśmy w toku historii drogą długich debat, sporów, rozpraw, a nawet wojen. Sublimując oceny moralne w tej sprawie, ludzie kierowali się nie tyle prawodawstwem Pisma Świętego, ile rozeznaniem rozumowym i wrażliwością etyczną swego czasu”. A jednak, Pismo Święte uczy, że „Nie ma już Żyda ani poganina, nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteście kimś jednym w Chrystusie Jezusie”, nauczanie św. Pawła posiada zupełnie inne znaczenie i charakter niż zapisy Starego Testamentu; nauczaniu temu odpowiadała konkretna praktyka zachowania chrześcijan pierwszych wieków względem niewolników i samego zjawiska niewolnictwa, aż po uwalnianie niewolników i traktowanie człowieka, który po chrzcie kupiłby i wykorzystywał niewolnika jako chrześcijanina upadłego, apostaty, który odłączył się od wspólnoty. Nauczaniu Pawłowemu i praktyce pierwszych wieków odpowiadały z kolei konkretne zdarzenia z historii późniejszych dziejów. Uwagi Majewskiego streszczają pewien problem – nie tylko z rozumieniem „prawodawstwa Pisma Świętego”, ale i z postrzeganiem samej moralności chrześcijańskiej. Problem sprzeczności i ewolucji, fałszywie postawiony, umożliwia jego fałszywe rozwiązanie.

Publicysta „Tygodnika” przekonuje, że „W budowaniu etyki opartej na Biblii nie chodzi o przytoczenie takiego czy innego cytatu celem wsparcia promowanej przez siebie oceny moralnej. Chodzi bardziej o przeniknięcie ducha teologii moralnej teologią biblijną i kryteriami moralnymi, którymi się ona kieruje. Trzeba rozwijać teologię moralną (zakorzenioną w Biblii), a z drugiej strony filozofię moralną (zakorzenioną w racjonalnej, naukowej i filozoficznej refleksji), uwzględniając oba te źródła z zachowaniem harmonii między nimi (co głosi m.in. Konstytucja soborowa „Gaudium et spes”)”. Można byłoby się i zgodzić, ale przy pewnych zastrzeżeniach: te zasadnicze kryteria moralne są stałe i obowiązujące, określają granice, poza które żadna katolicka refleksja nie może wykraczać – nie będzie już wtedy „katolicka”. „Dynamika wzajemnej relacji między lumen rationis a lumen revelationis – światłem rozumu a światłem objawienia – najlepiej służy poszukiwaniu rozwiązań współczesnych dylematów postępowania człowieka” – z tym także można się zgodzić, przy zastrzeżeniu właściwego rozumienia światła objawienia i światła rozumu… Tymczasem, katolicka moralność nie opiera się na fundamentalistycznej lekturze Biblii i problemach, jakie ta nastręcza, nie wymaga nowego „budowania”, nie jest wynajdywana na nowo w myśl zapatrywań tej czy innej generacji. Ta konstrukcja istnieje od wieków, nie dopuszcza sprzeczności, opiera się na niezmiennych fundamentach, a wiążące oceny nowych problemów muszą odpowiadać tak logice tej konstrukcji, jak i jej podstawom. Tak, „Biblia powstała (…) w świecie starożytnym i wiele z jej rozstrzygnięć moralnych nie przystaje do współczesnej nam wrażliwości etycznej”. Nie oznacza to jednak, że wszystkie teksty stanowią takie „rozstrzygnięcia”, że ich waga jest taka sama, ani też tego, że na kartach ksiąg natchnionych normy te posiadają statyczny charakter; że nie zachodzi rozwój. Nie mówiąc już o tym, aby wszystkie te „wzorce” hurtem stanowiły podstawy chrześcijańskiej moralności. Nie wszystko, o czym możemy przeczytać w tekstach natchnionych, stanowi „rozstrzygnięcie moralne”, z kolei lumen rationis, którym przez wieki kierował się Kościół i na którym także opiera się chrześcijańska moralność, niekoniecznie koresponduje ze „światłem rozumu”, którym postępowanie moralne chcieliby rozświetlać współcześni, uznani na świecie, „myśliciele”.

Skoncentrujmy się na moment na wymiarze pozytywnym: szczytem objawienia jest sam Chrystus, to w Chrystusie poznajemy Boga i stajemy się Jego przybranymi dziećmi. Nauka i życie Chrystusa stanowią najważniejszą normę chrześcijańskiego postępowania; Zbawiciel objawia ludzkości pełnie tego, co należy czynić; sensem chrześcijańskiego życia jest zjednoczenie z Jezusem Chrystusem, naśladowanie Go, uczestnictwo w Jego życiu, także w sensie sakramentalnym, nadprzyrodzonym – to serce chrześcijańskiej moralności, a zarazem realizacja samego wezwania Zbawiciela. W centrum tej moralności znajduje się słowo i przykład Chrystusa, a nie fałszywy problem niespójności obrazów postępowania zawartych w Starym i Nowym Testamencie. „Jezus Chrystus wczoraj i dziś, ten sam także na wieki. Nie dajcie się uwieść różnym i obcym naukom, dobrze bowiem jest wzmacniać serce łaską, a nie pokarmami, które nie przynoszą korzyści tym, co się o nie ubiegają” (Hbr 13, 8-9)

Jeśliby mówić o „postępie moralnym” ludzkości, to jego szczytowym momentem jest właśnie życie, nauka i śmierć Jezusa z Nazaretu, tak wskazuje perspektywa wiary. Ewangelia oferuje nam ważną wskazówkę: Chrystus, odnosząc się do wcześniejszego Prawa, zmienia jego rozstrzygnięcia (Mt 19, 1-9, zob. także Jan Paweł II, „Veritatis splendor”, 22). Logika norm starotestamentalnych (i ich rozumienie) różni się od Dobrej Nowiny: „On też sprawił, żeśmy mogli stać się sługami Nowego Przymierza, przymierza nie litery, lecz Ducha; litera bowiem zabija, Duch zaś ożywia” (2 Kor 3, 6). Prawo Starego Testamentu wychowywało, uświadamiało grzeszność, bezradność i tragedię człowieka opierającego się wyłącznie na samym sobie; stanowiło przygotowanie do objawienia Prawa Doskonałego, było przygotowaniem, poprzedzeniem Ewangelii (zob. KKK 1961-1964). To Nowe Prawo jest doskonałe i niezmienne, wypełnia ono, przekracza, oczyszcza i uzupełnia Stare; jest prawem Łaski, zakorzenieniem w Chrystusie, przyjęciem Jego nauki, Jego życia i sprawiedliwości. Autentyczna chrześcijańska moralność nie zna takiego rozwoju, takiej „aktualizacji”, w której godziłaby się z tym, co w całej swej przeszłości stanowczo odrzucała.

Pismo Święte nie jest jedynym źródłem chrześcijańskiej moralności (wystarczy pomyśleć o pozabiblijnym porządku natury i prawa naturalnego, roli sumienia, wpływie myśli starożytnej). Normy Pisma nie zostały też dane do indywidualnej interpretacji, ani też nie podlegają „ewolucji”, która mogłaby prowadzić do zmiany ich sensu czy zaprzeczeniu poprzedniego ich rozumienia. Dlaczego? Źródłem tych norm i regułą je porządkującą jest życie i nauka Chrystusa, dalej zaś także obowiązująca zawsze nauka Apostołów. Objawienie opiera się na Piśmie i Tradycji nauczania ustnego, nie zostało jednak dane jako przedmiot indywidualnej interpretacji i „aktualizacji” w myśl danych czasów; powierzone zostało Kościołowi opierającemu się na Apostołach i ich następcach, na których ciąży obowiązek strzeżenia, nauczania i wyjaśniania wiary (i chrześcijańskiej moralności…), nie tylko w wymiarze dnia dzisiejszego, ale i na przestrzeni wieków. Urząd Nauczycielski Kościoła strzeże, wyjaśnia i naucza, nie jest jednak zdolny do zmiany nauki objawionej, ani też do zmiany tego, co Kościół uważa za niezmienne. Na łamach Tygodnika Powszechnego czytamy, co następuje: „jako katolicy nie przestrzegamy dekalogu takiego, jaki zawarty jest w Biblii. Modyfikujemy dwa jego przykazania: drugie, czyli zakaz czci obrazów i rzeźb, łączymy z pierwszym, a z nakazu świętowania dnia szabatu uczyniliśmy świąteczną niedzielę. Co do innych przykazań, nasze rozumienie również różni się od literalnego”. Świadczy to o zasadniczym niezrozumieniu tego, czym jest Dekalog, jaka jest moralność chrześcijańska, jak i tego, w jaki sposób Kościół rozumie Pismo Święte i… w co wierzy; a ostatecznie, świadczy to pominięciu Tego, kto jest źródłem wewnętrznego życia, trwałości i niezawodności Kościoła.

Moralność chrześcijańska nie posiada charakteru indywidualistycznego, nie stanowi jedynie wypadkowej stanu opinii publicznej osób identyfikujących się jako chrześcijanie czy katolicy. Majewski wskazuje nam na instynkty i uczucia moralne, pisząc, że to, „że uważamy coś za moralnie obowiązujące, nie zawdzięczamy Biblii, religii, wychowaniu czy prawu, ale nam samym”. A jednak: jako katolicy uważamy za moralnie obowiązujące to, czego uczył Chrystus i Apostołowie, tak, jak to było zawsze rozumiane; przyjmujemy także to, co Kościół autentycznie i w sposób wiążący naucza. Jeśli tego nie przyjmujemy i nie wyznajemy, nie możemy o sobie mówić, że jesteśmy katolikami, taka przynajmniej była zawsze samoświadomość Kościoła. W przypadku stałego świadectwa Kościoła, próba zmiany oceny moralnej w danej kwestii (np. w zakresie aborcji) byłaby nadużyciem władzy istniejącej w Kościele, ustanowionej właśnie w celu strzeżenia depozytu i nieomylnego nauczania, także i moralności. Taka jest przecież wiara Kościoła: istnieją prawdy niezmienne.

Odnosząc się do niewolnictwa, Majewski przekonuje, że „sublimując oceny moralne w tej sprawie, ludzie kierowali się nie tyle prawodawstwem Pisma Świętego, ile rozeznaniem rozumowym i wrażliwością etyczną swego czasu. Podobnie jest z zagadnieniem kary śmierci. Ostatni trzej papieże zaapelowali o jej powszechne zaprzestanie, wbrew tradycji Starego i Nowego Testamentu oraz dwóm tysiącom lat nauczania Kościoła katolickiego o adekwatności i potrzebie jej stosowania. Ta radykalna zmiana nauczania Kościoła potwierdza, że konkretne rozwiązania etyki biblijnej nie są czymś absolutnym, lecz ewoluują wraz z rozwojem moralnym społeczeństwa. Podobnie jest także ze społeczną pozycją kobiety, prawami osób homoseksualnych, podejściem do zwierząt i innymi zagadnieniami moralnymi. W tych kwestiach nie tyle nauczanie Biblii, co rozwój społeczeństw i coraz większa wrażliwość etyczna stały się wyznacznikiem progresu moralnego”. To kolejny, ciężki w konsekwencjach błąd, choć ciężko w tym przypadku o… zaskoczenie. W końcu, „otwartość” katolicyzmu sprowadza się do upowszechniania stanowisk przeciwnych temu, w co dotąd wierzono i czym się kierowano, także w przypadku poważnych, najbardziej podstawowych materii.

Stwierdzenie, jakoby katolicka ocena „praw osób homoseksualnych” mogła ewoluować wraz z „rozwojem społeczeństw” i zmienną „wrażliwością etyczną” jest błędem – typowym i charakterystycznym. Katolicka ocena „praw osób homoseksualnych” opiera się na niezmiennych normach moralnych określających ocenę samego aktu homoseksualnego, w tym sensie „prawa osób homoseksualnych” nie istnieją, wobec osób dopuszczających się takich aktów obowiązują te same normy moralne, co i w innych przypadkach, czyny wewnętrznie złe nie posiadają „prawa” do zrównania z dobrymi bądź takimi, których kwalifikację określają okoliczności. Nakaz miłości bliźniego nie oznacza tego, że możliwe jest – na gruncie chrześcijańskiego obyczaju i nauki moralnej – uznanie aktów homoseksualnych jako moralnie uporządkowanych i dopuszczalnych, choćby tylko w określonych okolicznościach. Stwierdzenie, że jako katolicy nie kierujemy się „etyką biblijną”, tą skonstruowaną przez publicystę „Tygodnika Powszechnego”, jest rzeczą oczywistą.

Natrafiamy tu także na bardzo ciekawy argument: „Podobnie jest z zagadnieniem kary śmierci. Ostatni trzej papieże zaapelowali o jej powszechne zaprzestanie, wbrew tradycji Starego i Nowego Testamentu oraz dwóm tysiącom lat nauczania Kościoła katolickiego o adekwatności i potrzebie jej stosowania. Ta radykalna zmiana nauczania Kościoła”. Rzeczywistość jest o wiele bardziej skomplikowana, a argument ten wcale nie potwierdza daleko idącej plastyczności moralności i nauczania Kościoła, która umożliwiałaby radykalną zmianę w imię „postępu” czy „sublimacji”. Tak, Kościół uczył, że kara śmierci jest w pewnych okolicznościach i pod pewnymi warunkami dopuszczalna, tak samo jak i tego, że w pewnych okolicznościach pozbawienie życia drugiej osoby nie stanowi przekroczenia piątego przykazania. Zasadniczy problem doktrynalny, związany z tą zmianą Katechizmu, polega na „zasadności” tej zmiany – spójności względem dotychczasowego nauczania i świadectwa Kościoła (niezmiennej „samoświadomości”) i jego Magisterium, także papieskiego, które dopuszczało godziwość wykonywania kary głównej.

Problem sprowadzić można w skrócie więc do 1) sposobu, w jaki zmiana jest przedstawiana (roztropność i sprawiedliwość wymaga, by zmiana doktryny odbywała się w sposób otwarty, tłumacząc kontekst, cel zmiany i wątpliwości), 2) jej „treści” (istnieje zasadnicza różnica doktrynalna pomiędzy scenariuszem: w warunkach konkretnej sytuacji społecznej i instytucjonalnej kara główna wydaje się rzeczą niedopuszczalną, a scenariuszem: jest niedopuszczalna jako zła sama w sobie, ze swej natury, jako przecząca godności człowieka) oraz do 3) tego, jak w tej kwestii konkretna artykulacja „zmiany” odpowiada dotychczasowej nauce, stanowisku Kościoła – jaka jest ranga, „poziom” tego dotychczasowego stanowiska w kwestiach, w których nauczanie jest wiążące, ale nie jest nieomylne (i… czy faktycznie w tym konkretnym przypadku jest to stanowisko nieomylne, biorąc pod uwagę ciągłość i powszechność). Wszystkie te aspekty pojawiły się w przypadku publikacji wskazujących na problematyczność zapisu katechizmowego dotyczącego kary śmierci.

Dalej, istnieje tu także zróżnicowanie wagi przedmiotu: inny charakter posiada odrębność osobistego stanowiska w zakresie dopuszczalności kary śmierci w konkretnych okolicznościach, wiąże się ona bowiem z sądem szczegółowym; zupełnie inny, o wiele poważniejszy charakter posiada odejście od katolickiej moralności w zakresie oceny aborcji, chodzi bowiem o sąd ogólny dotyczący bardzo poważnej materii. Jedną rzeczą jest stwierdzenie, że w danych realiach prawnych, politycznych i instytucjonalnych kara śmierci jest już niedopuszczalna; zupełnie inną jest stwierdzenie, że kara ta sama w sobie, bez względu na okoliczności, stanowi rzecz wewnętrznie złą i zawsze taką była.

Aby lepiej jeszcze zobrazować ten problem, wystarczy w tym kontekście postawić problem aborcji – którą to, jak niestety mogliśmy się ostatnio przekonać, wielu „katolików otwartych” traktuje jako dopuszczalną, godziwą, odpowiadającą ich „chrześcijańskiej moralności”, a nawet jako wyraz wolności i prawa do samostanowienia. W tej materii stanowisko Kościoła jest jasne, jednoznaczne, ciągłe i powszechne, tak na przestrzeni wieków, jak i obszarów, na których wyznawano chrześcijańską wiarę i praktykowano odpowiadającą jej obyczajowość: uśmiercenie nienarodzonego dziecka stanowi pogwałcenie prawa do życia, ciężkie wykroczenie przeciwko piątemu przykazaniu, dla ucznia Chrystusa stanowi grzech śmiertelny pozbawiający duszę nadprzyrodzonego życia. Taki stan rzeczy poświadczają pisma starożytności chrześcijańskiej, nauczanie papieży, biskupów, Doktorów Kościoła, autentyczny zmysł wiary na przestrzeni wieków itd.

Stwierdzenie, że zmiana nauki Kościoła w tym zakresie jest możliwa, oznaczałaby zanegowanie właściwie rozumianej nieomylności Kościoła in credendi i in docendi, nieomylność ta obejmuje bowiem tak wiarę, jak i moralność, a ostatecznym źródłem jednej i drugiej jest Osoba, nauka i życie Chrystusa. Skutkiem odrzucenia tej nieomylności jest także odrzucenie obietnic danych Kościołowi przez Zbawiciela. Nie będzie więc zaskoczeniem odkrycie, że w czasach Pawła VI i progresywnego odrzucenia nauki zawartej w „Humanae vitae” byli i tacy teologowie, którzy podkreślali, że inna ocena aborcji jest najzwyczajniej doktrynalnie niemożliwa, bo jest to ocena nieomylna, choć prawda ta nie została nigdy uroczyście zdefiniowana przez papieży, to cieszy się taką nieomylnością i niezmiennością wskutek powszechnego świadectwa Kościoła.

W wymiarze nieomylności „biernej” Kościoła, „in credendi”, wyznawania wiary przez wiernych i ich chrześcijańskich obyczajów, próba „zmiany” katolickiego stanowiska w kwestii aborcji oznaczałaby zanegowanie asystencji Ducha Świętego, poprzez pośrednie (albo i otwarte) przyjęcie, że Kościół przez dwa tysiące lat błądził w poważnej materii moralnej. Oznaczałoby to w konsekwencji zanegowanie prawdy mówiącej, że Kościół przez wieki bezbłędnie strzeże depozytu wiary objawionej; uznanie, że treść tej wiary także podlega zmianom, a sam Kościół jest w swej misji… zawodny, a więc jest rzeczywistością wyłącznie ludzką. Jeśliby faktycznie uznać, że „każde pokolenie kształtuje nowy obraz i wydobywa nową treść z takiego czy innego kodeksu moralnego postępowania”, to z katolickiego punktu widzenia należałoby także i dodać, że ten „nowy obraz” i „nowa treść” niekoniecznie musi odpowiadać temu, w co Kościół wierzy, czego naucza, jaka jest jego samoświadomość i jak rozumie obietnice dane przez Chrystusa. Tu z kolei dochodzimy do sedna tego, co tak naprawdę konstytuuje otwarty, liberalny „katolicyzm” i jaki jest jego program…

mat

Za: PoloniaChristiana - pch24.pl (2021-01-13) | https://www.pch24.pl/tygodnik-powszechny-zacheca-by-przemyslec-dekalog--czym-jest-kosciol-otwarty-,81279,i.html

Skip to content