Aktualizacja strony została wstrzymana

Trudna tajemnica Dziwisza. OZI o pseudonimie „Adiutant”.

Skandali wokół byłego sekretarza Jana Pawła II nie można do końca wyjaśnić bez odtajnienia akt Służby Bezpieczeństwa PRL na jego temat, zachowanych w Instytucie Pamięci Narodowej.

W latach 70. młody, niespełna 40-letni ksiądz Stanisław Dziwisz został zarejestrowany jako osobowe źródło informacji o pseudonimie „Adiutant”.

Nawiązywało to do jego ówczesnej pozycji – był wówczas osobistym sekretarzem i najbliższym współpracownikiem metropolity krakowskiego – kardynała Karola Wojtyły.

Gdy w październiku 1978 roku arcybiskup Wojtyła pojechał do Rzymu na konklawe, które miało wybrać papieża, zabrał ze sobą swojego najbliższego współpracownika – księdza Dziwisza.
Konklawe, jak wszystko, co działo się w Kościele Katolickim, bardzo interesowało zwalczającą Kościół Służbę Bezpieczeństwa. 14 października 1978, dwa dni przed historyczną decyzją kolegium kardynalskiego, do Rzymu udał się podpułkownik K. (żyjący do dziś) – oficer I Departamentu MSW czyli wywiadu cywilnego. Odbył rozmowę z „Adiutantem” ale jej szczegółów nie znamy. Notatka z tej rozmowy znajduje się w Zbiorze Zastrzeżonym IPN.

Dwie teczki Osobowego Źródła Informacji o pseudonimie „Adiutant” wciąż pozostają tajne przed opinią publiczną. Nie odtajniono ich w trakcie kolejnych akcji „ograniczania Zbioru Zastrzeżonego”. Jak twierdzi jeden z moich informatorów, nie odtajniono ich dla relacji Państwo – Kościół oraz po to, aby nie naruszać legendy Jana Pawła II.

Nie przekonuje mnie ta argumentacja. Sądzę, że przeważyły „względy operacyjne” czyli interes służb specjalnych i kolejnych ekip politycznych. Mogło chodzić o możliwość wywierania wpływu na księdza sekretarza papieskiego – jeszcze w czasach jego pracy w Watykanie i później w Krakowie.

Utajnienie teczek „Adiutanta” nie pozwala poznać ani okoliczności zarejestrowania go, ani tego jakie informacje, przypisywane mu jako źródłu, trafiły do służb specjalnych PRL, ani żadnych innych szczegółów jego ewentualnych relacji z bezpieką. Nie pozwala też odpowiedzieć na pytanie o jego świadomość tych relacji. Czy ksiądz kardynał dał się wmanewrować w jakąś grę czy padł ofiarą intryg bezpieki? Czy został zarejestrowany za swoją zgodą czy bez niej? Czy może było jeszcze inaczej?

Znamienny jest jednak strach księdza kardynała przed archiwalnymi dokumentami. W 2005 roku, gdy w polskim Kościele zaczęły wybuchać pierwsze skandale lustracyjne, arcybiskup krakowski Dziwisz dał się poznać jako zagorzały przeciwnik lustracji.

Słynna jest jego wypowiedź, iż akta IPN powinny być „zabetonowane na 50 lat”.

Znamienne są też wszelkie próby torpedowania inicjatyw lustracyjnych. Sam hierarcha nie zdecydował się nigdy na proces autolustracyjny.

Nie twierdzę, że kluczem do zrozumienia ostatnich skandali wokół księdza Dziwisza są właśnie teczki „Adiutanta”. Nie mam dowodów, by wiązać to ze sprawą McCarricka.

Ale wiem jedno: trzeba odtajnić akta „Adiutanta” oraz wszystkie inne dokumenty służb związanych z Księdzem Kardynałem. Jeśli ta prawda jest dla niego bolesna – niech ma szansę zmierzyć się z nią pod koniec życia. Także z szacunku dla Jana Pawła II, z którym przez tyle lat blisko współpracował.

Leszek Szymowski

https://m.facebook.com/story.php?story_fbid=202594558103707&id=112499547113209

Za: Strona prof. Mirosława Dakowskiego (21.11.2020)

Skip to content