Aktualizacja strony została wstrzymana

Zamiast musztardy ? poobiednie psoty? – Stanisław Michalkiewicz

Stanisław Cat-Mackiewicz napisał, że tylko polski język stworzył tak makabryczne powiedzenie, jak „marzenia ściętej głowy”. Trochę przesadził, bo podobne powiedzenia istnieją również w innych językach; tacy np. Francuzi wymowni mają „l`esprit d`escalier” na oznaczenie sytuacji, kiedy komuś przychodzi do głowy wspaniała riposta, ale niestety w chwili, kiedy już schodzi (albo, co gorsza, zlatuje) po schodach. Jednak jeśli chodzi o ładunek makabry, to oczywiście „marzenia ściętej głowy” wydają się bezkonkurencyjne.

Właśnie 18 sierpnia urządzone zostały w Berlinie uroczyste obchody „Dnia Stron Ojczystych”, zorganizowane przez niemieckie związki wypędzonych, kierowane przez Erikę Steinbach. Uroczystość tę uświetnił swoją obecnością i przemówieniem Hans Georg Pottering, przewodniczący Parlamentu Europejskiego.

Wprawdzie pan Pottering przewodniczy Parlamentowi Europejskiemu, ale żeby mógł dostąpić takiego zaszczytu, musi być najpierw wybrany na deputowanego, podobnie, jak i nasze wpływowe europejsy. Zatem jego obecność na uroczystości Dnia Stron Ojczystych jest całkowicie zrozumiała i nawet świadczy, że ma poczucie rzeczywistości; wie skąd wyrastają mu nogi, o czym nasze europejsy często zapominają.

Wypędzeni bowiem głosują, a na głosach nie jest napisane, czy pochodzą od wyborców nader postępowych, czy przeciwnie – hołdujących sprośnym błędom Niebu obrzydłym, podobnie zresztą, jak i na pieniądzach, zwłaszcza banknotach euro, które na wszelki wypadek nie są w ogóle przez nikogo podpisane.

Żeby dać odpór zarówno niemieckim ziomkostwom, jak i utrzeć nosa pragmatycznemu przewodniczącemu Potteringowi, Powiernictwo Polskie, któremu przewodzi pani senator Dorota Arciszewska-Mielewczyk, wyprodukowało ulotkę, będącą kopią dawnego niemieckiego plakatu propagującego Waffen SS, na którym na tle jakby ducha średniowiecznego rycerza, prezentował się przystojny SS-man. Powiernictwo Polskie dołączyło do tej pary jeszcze Erikę Steinbach, która sprawia wrażenie, jakby cierpiała na wytrzeszcz.

Oczywiście wywołało to w Niemczech okropny skandal, a nawet postanowienie sądu, pod karą zakazujące kolportowania tej ulotki na terenie – już nie pamiętam, czy tylko Niemiec, czy już całej Unii Europejskiej. Pani senator Arciszewska-Mielewczyk wydawała się po tym wszystkim trochę przestraszona własną odwagą, co można było wywnioskować z uwagi, że na terenie Polski postanowienia niemieckich sądów nie obowiązują.

Ano – do czasu dzban wodę nosi, Dostojna Pani; już Winston Churchill zauważył, że „nigdy”, to jest słowo, którego wymawiania nikomu nie można zabronić. Warto przypomnieć, że spostrzeżeniem tym podzielił się akurat z premierem polskiego rządu Stanisławem Mikołajczykiem, który oświadczył mu, iż Polska „nigdy” nie zgodzi się na oddanie Kresów Wschodnich.

Całe szczęście, że resztki wstydu nie pozwoliły Trybunałowi Konstytucyjnemu uznać „europejskiego nakazu aresztowania” za zgodny z art. 55 polskiej konstytucji, dzięki czemu Sejm mógł w ramach korekty usunąć przynajmniej przepis dopuszczający ekstradycję obywatela polskiego sądom innego państwa członkowskiego Unii nawet wtedy, gdy czyn zarzucany temu człowiekowi nie jest w Polsce w ogóle przestępstwem.

Gdyby nie ten szczęśliwy, powiedzmy sobie szczerze, przypadek, to nie jest wykluczone, że zarówno Erika Steinbach, jak i Hans Georg Pottering, nie mówiąc już o licznych wypędzonych, mieliby z pani senator Doroty Arciszewskiej-Mielewczyk satysfakcję. Ale jak długo można liczyć na szczęśliwe przypadki?

Dzięki Deklaracji Berlińskiej, która została „przyjęta do wiadomości” w kwietniu br. wiemy, że najdłużej do roku 2009. Do tego czasu ma zostać przyjęta przez wszystkie państwa członkowskie konstytucja Eurosojuza, oczywiście pod eufemistyczną nazwą „traktatu reformującego”.

Czy wtedy psota pani senator Doroty Arciszewskiej-Mielewczyk, będąca w istocie rodzajem profanacji, może nieistotnego, niemniej jednak elementu historycznej tożsamości będzie mogła ujść bezkarnie? To chyba niemożliwe; w przeciwnym razie konstytucja i w ogóle – cały Eurosojuz nie miałby najmniejszego sensu. Wiadomo bowiem, że od rzemyczka, do koniczka, zatem państwa poważne i przewidujące nie mogą nikomu pozwolić nawet na żadne psoty, jeśli oczywiście nie chcą snuć marzeń ściętej głowy.

Ten radosny przywilej pozostawią pewnie nam, kto wie, czy nie z uzasadnieniem, że skoro akurat język polski stworzył to makabryczne powiedzenie, to widać wypływa ono z przepastnych głębin naszego narodowego charakteru i jest trwałym składnikiem naszej tożsamosci.

Prawdę mówiąc, trudno temu rozumowaniu odmówić słuszności, zwłaszcza komuś, kto jak np. ja, w roku 2003, przed referendum akcesyjnym, jeżdżąc po Polsce przestrzegałem przed przyjęciem traktatu akcesyjnego, zanim nie wyjaśnimy ostatecznie z Niemcami wszystkich remanentów powojennych.

Nie przypominam sobie jednak, by Stronnictwo Konserwatywno-Ludowe, partia dziś zupełnie zapomniana, z której pani Dorota Arciszewska-Mielewczyk wówczas posłowała, wyrażała jakieś w tym względzie zastrzeżenia. Przeciwnie – raczej koncentrowała się na „korzyściach”, jakie można będzie uzyskiwać, no i oczywiście – dzielić.

Tymczasem „korzyści” stanowią tylko jedną stronę medalu. Drugą stanowią postanowienia zapisane na 5 tysiącach stron traktatu akcesyjnego, których konsekwencją jest m.in. obecność przewodniczącego Parlamentu Europejskiego na obchodach Dnia Stron Ojczystych, a także cisza, jaka zapadła nad 22 pozwami, jakie w grudniu ub. roku skierowało przeciwko Polsce Powiernictwo Pruskie, sprytnie wysuwając na pierwszy plan pozew żydowskiego właściciela wrocławskiej fabryczki.

Dzisiaj zacna pani senator Dorota Aciszewska-Mielewczyk jest w klubie PiS, które chyba opowiada się za przyjęciem konstytucji Eurosojuza. Czy zatem psoty wyrządzane Erice Steinbach stanowią element jakiegoś politycznego planu, czy to tylko przedstawienie dla Irokezów?


 Stanisław Michalkiewicz
Komentarz  ·  specjalnie dla www.michalkiewicz.pl  ·  2007-08-23  |  www.michalkiewicz.pl

 



Skip to content