Aktualizacja strony została wstrzymana

Mężczyzna nie został wpuszczony do klubu, gdzie bawiła się młodzież. Sąd stanął po stronie klubu

Do nietypowego procesu doszło w Niemczech. 44-latek pozwał klub, do którego nie został wpuszczony przez swój wiek.

44-letni Monachijczyk i jego dwóch kolegów chciało pobawić się w klubie. Jednak, gdy próbował wejść do środka ochrona odmówiła mu możliwości uczestniczenia w zabawie.

Niemiec spytał ochroniarzy w czym tkwi problem. Usłyszał, że zabawa jest dla grupy docelowej 18 – 28 lat, a w związku z ograniczoną liczbą miejsc osoby starsze, szczególnie te w grupach, nie będą wpuszczane.

Oburzony Niemiec domagał się 1000 euro odszkodowania od organizatora zabawy za dyskryminację. Ten odmówił.

W odpowiedzi 44-latek skierował sprawę do sądu. Na rozprawie bronił się, iż „wcale nie wygląda tak staro”, a jego partnerka jest znacznie młodsza od niego i stwierdził, że nie byłaby z nim, gdyby wyglądał jak jej ojciec.

Jednak sąd rejonowy w Monachium stanął po stronie organizatorów. Sprawa trafiła do sądu krajowego w Monachium.

Jednak i tym razem pozew oddalono. W końcu apelacją Niemca zajął się Trybunał Konstytucyjny.

Nie wiadomo kiedy zapadnie wyrok, ciekawe są natomiast uzasadnienia wyroków sądów niższych instancji. Te stwierdziły, że organizator ma prawo do decydowania kto wchodzi na zabawę, a „rozróżnienie podczas wejścia na takie imprezy wedle wieku jest nie tylko typowe, ale i rozsądne”.

Sąd rejonowy argumentował, że podczas takich zabaw „chodzi nie tylko o muzykę, ale i wspólne imprezowanie. Powodzenie takiego wydarzenia zależy w dużej mierze od udanej interakcji między uczestnikami (…)”. Sędzia wskazał, że 44-latek mógł po prostu pójść na inną imprezę.

Źródło: Deutsche Welle

Za: Najwyższy Czas! (27 czerwca 2020)

 


 

KOMENTARZ BIBUŁY: W sumie, jesteśmy podbudowani i zgadzamy się z wyrokiem niemieckiego sądu, bo rzeczywiście organizator powinien mieć prawo ustalania kryteriów gromadzących się ludzi. Jednak tenże sąd – i każdy inny – powinien być konsekwentny również w przypadkach gdyby organizator chciał widzieć na swojej zabawie, np. tylko ludzi białoskórych. Dlaczego nie? Przecież wiadomo, że biali i kolorowi – a szczególnie czarni – preferują zabawy przy zupełnie innej muzyce. Jest oczywiste, że w grupie samych białych uczestnicy również mają lepszą interakcję, o której w uzasadnieniu sądu mowa. Przy czym nikt nie powinien zabraniać organizatorom ustalania przez nich jakichkolwiek kryteriów i powinni oni mieć pełne prawo np. do zwoływania kolorowego gremium, jeśli uważają, że wszyscy będą się w tej grupie czuli dobrze.

A więc pierwszy krok postawiony. Pora na kolejne kroki, np. odmowę sprzedaży domu osobie, o której z góry wiadomo, że przyczyni się do zepsucia czy wręcz zniszczenia osiedla. A to ma niestety miejsce gdy zaczynają się wprowadzać w okolicę ludzie, którym brakuje „lepszej interakcji”, bo nie mają wspólnych wartości, kultury, religii. W przypadku takich sytuacji, w języku poprawności politycznej Amerykanie mówią, że to jest „zła okolica” (bad neighborhood), nie dopowiadając oczywistości: że w okolicy mieszkają czarni.

Również każdy powinien mieć prawo do wysyłania swoich dzieci do dowolnej szkoły publicznej (np. w Stanach Zjednoczonych jest to zabronione), mimo że każdy ma obowiązek płacenia na tę szkołę publiczną poprzez przymusowe podatki. W przypadku wyboru szkoły homogenicznej – rasowo, religijnie, kulturowo – również mamy do czynienia z lepszą interakcją oraz oczywiście z lepszą edukacją.

 


 

Skip to content