Aktualizacja strony została wstrzymana

Sir Roger Scruton. RIP

Zmarł Sir Roger Scruton, uważany przez wielu za wybitnego filozofa. Dla nas wyznacznikiem mądrości tak obdarowanych rozumem i talentami osób, jest oprócz swych zdolności i osiągnięć, umiejętność religijnego znalezienia Prawdy. Sir Scruton swe całe życie był Anglikaninem i z tego co wiemy, pozostał wierny swej religii i kościołowi do końca. 

Brak teologicznej refleksji ogranicza „obronę rozumu”, o którą Sir Scruton tak zabiegał i walczył.

Red. BIBUŁY

 


 

Sir Roger Scruton. Człowiek gruntownie wykształcony

Sir Roger Scruton nie był „wybitnym intelektualistą”. Przynajmniej nie takim według definicji Chestertona. Nie należał bowiem do „grupy ludzi wykazującej osobliwy i wybujały talent do mylenia się na wszelkie możliwe sposoby”. Nie był również „człowiekiem oświeconym”, bo problem z takimi polega, jak pisał cytowany rodak sir Rogera, na tym, że „uznają sami siebie za oświeconych w stopniu wystarczającym i nie chcą oświecić się bardziej”.

Był za to człowiekiem prawdziwie wykształconym, wedle definicji autora „Obrony rozumu”, który zauważył, że „prawdziwe wykształcenie polega na tym, by sięgać wzrokiem poza pospolitą dla własnych czasów symbolikę i maszynerię, dostrzegając elementarną prostotę u źródeł wszystkich cywilizacji, widząc takie życie, które nie sprowadza się do konsumowania, i takie ciało, które nie zależy od szaty”. Taki był sir Roger Scruton, gruntownie wykształcony człowiek, który wiedział, że bez takiego wykształcenia „najnowsze trendy w kulturze, najświeższe wykwity anarchicznej sofistyki pochwycą nas w swój zgubny nurt”.

Jego myśl sięgająca poza pozory i simulacra nowomodnych ideologii, zapisana w licznych dziełach, dostępnych także na rynku polskim, należała do moich lektur formacyjnych. Pewnie było to udziałem wielu ludzi z mojego pokolenia. Sir Roger Scruton otworzył niemal ćwierć wieku temu przede mną łamy redagowanego przez siebie „The Salisbury Review” – co uważam za jedno z większych wyróżnień, które do tej pory mnie spotkały.

Z pewnością będzie jeszcze czas, aby przypomnieć myśl brytyjskiego myśliciela konserwatywnego i zrobią to wybitniejsi specjaliści ode mnie. Tutaj chciałbym natomiast zwrócić uwagę na to, co świadczyło zwłaszcza w ostatnich latach jego życia o tym, że z pewnością nie był „wybitnym intelektualistą”, bo nie posiadł tej przedziwnej umiejętności mylenia się ciągle i w każdej istotnej sprawie. Ta jasność i prawdziwa niezależność (od ideologicznego zaczadzenia) jego myśli szczególnie widoczna była w czasach, gdy partia konserwatywna na naszych oczach bankrutowała intelektualnie i moralnie.

Rządy Margaret Thatcher (1979 – 1990) „sformatowały” brytyjski konserwatyzm właściwie jako replikę dziewiętnastowiecznego liberalizmu ekonomicznego z respektowaniem takich „zdobyczy” jak np. „prawo do aborcji” (w tym względzie Iron Lady w niczym nie różniła się od feministek). Potem nastąpiły rządy Tony’ego Blaire’a, czyli czas wielkiej ideowej konwergencji, gdy jego „New Labour Party” właściwie podpisała się pod programem M. Thatcher, poszerzając zasięg „zdobyczy” o coraz bardziej rozbudowywane „ustawodawstwo równościowe”.

Swoją konwergencję przeszli na początku XXI wieku również torysi – grunt był przygotowany przez lata thatcheryzmu. Rubikon został przekroczony w 2011 roku, gdy na zjeździe partii konserwatywnej urzędujący premier David Cameron oświadczył: „nie jestem zwolennikiem małżeństw jednopłciowych pomimo tego, że jestem konserwatystą, ale jestem zwolennikiem małżeństw jednopłciowych, dlatego że jestem konserwatystą”. Torysowska większość w Izbie Gmin uchwaliła legalizację w Zjednoczonym Królestwie legalizację „małżeństw” homoseksualnych.

Sir Roger Scruton wielokrotnie publicznie dawał wyraz swojego sprzeciwu wobec tej kapitulacji torysów i wobec ekspansji „dyktatury relatywizmu” utwierdzającej „nową ortodoksję” za pomocą „ustawodawstwa równościowego” i walki z „mową nienawiści”. W 2012 roku na łamach „Timesa” pisał: „jeśli spytamy samych siebie, jak to się stało, że obrona małżeństw gejowskich stała się ortodoksją, której muszą podporządkować się wszyscy nasi polityczni liderzy, z pewnością musimy uznać, że zastraszenie odgrywa w tej całej sprawie pewną rolę. Wyraź tylko najmniejsze wahanie w tym względzie i ktoś oskarży ciebie o „homofobię”, podczas gdy inni zorganizują wszystko tak, że nawet jeśli nic innego o tobie nie jest wiadome, właśnie to [„homofobia” – G.K.] stanie się powszechnie znane. Tylko ktoś, kto nie ma nic do stracenia może poważyć się na przedyskutowanie całej kwestii z całą wymaganą przez nią roztropnością. Politycy zaś nie należą do grupy ludzi, którzy nie mają nic do stracenia”.

Opisany przez Scrutona mechanizm został w ostatnich latach jego życia zastosowany wobec niego samego. Ale nie poddawał się i wskazywał, że redefinicja małżeństwa ma swoje ważkie konsekwencje społeczne, bo opierając istotę małżeństwa na „partnerstwie” zrywa z odwieczną tradycją obecną we wszystkich właściwie kulturach, która ujmuje małżeństwo jako początek nowej wspólnoty (rodzina), a jednocześnie zobowiązanie dla wspólnoty (prokreacja, która jest warunkiem trwania danej społeczności). Nie można więc – jak podkreślał – rozumować na zasadzie, że „nas to nie dotyczy, my i tak uznajemy małżeństwo jako sakrament i wiemy, że bez metafizyki nie rozpoznamy właściwej istoty małżeństwa”.

Rozumowanie to, wskazywał Scruton, abstrahuje od faktu, że „w naszym świeckim społeczeństwie państwo metodą faktów dokonanych przejęło już wiele funkcji religijnych”. Dodatkowo zaś, w sytuacji redefinicji małżeństwa, wcześniej czy później odpadną prawne gwarancje chroniące dotąd małżeństwo w jego społecznej funkcji (np. zakaz kazirodztwa, bigamii i małżeństw nieletnich).

Według Scrutona za wszystkim tkwiło „płytkie rozumowanie o równości” – „jak gdyby cienka jak nitka idea równości wystarczała do rozstrzygnięcia wszystkich kwestii dotyczących długofalowego losu ludzkości i jak gdyby pisma antropologów ( nie mówiąc już o poetach, filozofach, teologach, pisarzach, socjologach) nic się nie liczyły wobec sloganów wypowiadanych przez Stonewall [największa organizacja gejowska w Wielkiej Brytanii – G.K.]. Czy całkowicie się w tym mylimy?”.

W tych czasach, gdy po obu stronach Oceanu tzw. nowoczesny konserwatyzm jest już tylko i wyłącznie identyfikowany z wysokimi wskaźnikami gospodarczymi (państwo dobrobytu!) i dużymi wydatkami na wojsko, warto przypomnieć to sięgnięcie przez sir Rogera – jak przystało na człowieka gruntownie wykształconego –  wzrokiem poza „pospolitą w naszych czasach symbolikę”. Dostrzegł co jest najważniejsze, a mianowicie, że „zdrowe społeczeństwo wymaga zdrowej kultury, co pozostaje w mocy nawet w sytuacji, kiedy kultura – tak jak ja ją definiuję – jest domeną nielicznych”.

Kultura jest najważniejsza, bo jest źródłem wiedzy przekazywanej „poprzez ideały i przykłady, poprzez obrazy, mity i symbole”, a każda kultura „ma korzenie w religii i z tego korzenia żywica wiedzy moralnej rozchodzi się na wszystkie gałęzie myślenia i sztuki. Nasza kultura została pozbawiona korzeni. Jednak kiedy drzewo zostanie wyrwane z korzeniami, nie zawsze umiera. Źywica może znaleźć drogę do gałęzi, które każdej wiosny wypuszczają listki z niegasnąca nadzieją życia”. To dlatego, podkreślał Scruton, kultura jest dzisiaj „sprawą prawdziwie polityczną, głównym orężem w walce o zachowanie naszego dziedzictwa moralnego i drogowskazem pozwalającym zmierzać ku zaciągniętej chmurami przyszłości” (Kultura jest ważna. Wiara i uczucie w osaczonym świecie, Poznań 2010).

Ta „żywica znajdująca drogę do gałęzi” – czy nie jest to inna definicja zmartwychwstania?

Sir Roger Scruton – requiescat in pace.

Grzegorz Kucharczyk

Za: PoloniaChristiana – pch24.pl (2020-01-14)

 


 

Umarł Roger Scruton, jeden z najmądrzejszych ludzi w naszych nie odznaczających się mądrością czasach. Obrońca najlepszych tradycji

Umarł Roger Scruton (1944-2020), jeden z najmądrzejszych ludzi w naszych nie odznaczających się mądrością czasach.

Angielski filozof, obrońca najlepszych tradycji swojego kraju i europejskiej cywilizacji, krytyk starych (komunistycznych) i nowych form zniewolenia umysłu, spodlenia charakteru.

W 1993 roku zechciał wejść do Rady Patronackiej dwumiesięcznika „Arka”, który wtedy miałem zaszczyt redagować.

Na dwudniowym spotkaniu zorganizowanym pod tytułem Kultura i niepodległość w czerwcu 1993 roku w Krakowie przedstawiony został jego tekst: Ojkofobia i ksenofilia. Jednemu z uczestników owego spotkania, Jarosławowi Kaczyńskiemu, musiał chyba mocno zapaść w pamięć ten błyskotliwy esej, po latach bowiem przypomniał i wprowadził do szerszego obiegu polskiej debaty politycznej to pojęcie: ojkofobia, opisujące chorobę wstrętu tzw. intelektualistów do własnej wspólnoty narodowej.

Roger Scruton nie tylko diagnozował objawy zbiorowego obłędu współczesnych środowisk „intelektualnych”, ale próbował wskazywać sposoby wyjścia z choroby, a przynajmniej ograniczenia jej niszczących skutków w skali całego społeczeństwa. Mówił o tym m.in. w rozmowie, jaka miałem okazję z nim przeprowadzić w lutym 1995 roku dla dwumiesięcznika „Arcana”. Tam też, w numerze 3/1995) została opublikowana pod tytułem Uwagi starego „faszysty” (dodajmy, że taką faszystowską „gębę” Rogerowi Scrutonowi próbowali do ostatnich jego dni przyprawiać totalniacy z lewicowych mediów i uniwersytetów).

Posłuchajmy, co miłośnik mądrości z Wiltshire, miał nam, Polakom, do powiedzenia:

We współczesnym świecie wszystkie formy tradycyjnego porządku są w oczywisty sposób zagrożo­ne. By je utrzymać przy życiu, z pewnością nie wystarczy tylko pisać o nich książki. Trzeba przede wszystkim pokazywać ludziom przykłady, jak tradycyjne instytucje mogą się odradzać. Trzeba także oczywiście wy­wierać wpływ na proces polityczny, by zapewnić miejsce dla wzrostu owych instytucji, by ich rozwój nie był zagrożony sankcjami prawnymi.

Społeczeństwo i jego instytucje, w pierwszym rzędzie rodzina, są przed­miotem stałego zagrożenia ze strony polityków. Ustanawiany przez nich system podatkowy czy system tzw. opieki społecznej sprawia na przy­kład, że pod względem finansowym decyzja o małżeństwie, o założeniu rodziny, staje się czymś całkowicie głupim, nierozsądnym.

Nie można więc bronić rodziny, pisząc tylko lirycznie na jej temat. Trzeba zwalczać błędną politykę społeczną i mieć gotowy konkretny projekt zmian w prawodawstwie, które są konieczne w celu obrony tradycyjnych instytucji spo­łecznych. Wszystkie nasze tradycyjne instytucje poniosły potężne szkody wskutek akcji politycznych tego wieku i zapewne tylko równie potężna, adekwatna do poniesionych strat wola polityczna może je ocalić. […]

Trzeba mieć wizję przyszłości, wizję celu, do którego się zmierza. Nie jest dobrze reagować tylko na zagrożenia płynące z dnia dzisiejszego, improwizując odpowiedzi na nie. Musimy wiedzieć, jak chcemy, żeby wyglądało nasze społeczeństwo. Nie chodzi oczywiście o tworzenie jakiej­kolwiek utopii, ale o ustalenie, jakie wartości chcemy w życiu społecz­nym przechować i – potem dopiero – jakie są dla tych wartości największe zagrożenia, z którymi trzeba się będzie zmierzyć.

Wydaje mi się, że jeszcze nie zastanowiliśmy się dość serio nad możliwym wpływem takich narzędzi, jak współczesne, najnowocześniejsze media czy Internet na rzeczywistość, nad wszystkimi nowymi formami łatwego, natychmiastowego zaspokojenia, które oferuje współczesna cywilizacja. To już jednak nie jest kwestia polityczna, ale moralna. To pytanie do wszystkich ludzi, którzy są odpowiedzialni w jakiejś mierze za młodzież, zwłaszcza do nauczycieli, księży, ojców rodzin.

Wszyscy możemy się biernie poddać biegowi rzeczy, możemy powiedzieć: niech będzie, co ma być… I wtedy będzie anarchia. Ona jednak nie będzie trwała długo. Anarchia nigdy nie trwa długo. Po kilku chwilach pojawi się jakiś Lenin i weźmie władzę leżącą w rynsztoku. Anarchia nie będzie więc trwałym rezultatem, może być tylko stopniem wiodącym w kierunku nowego totalitaryzmu. Musimy oprzeć się zarówno siłom anarchii, jak i siłom tyranii, która pójdzie za tą pierwszą. Sprzeciw ten musi być ugruntowany w naszym wnętrzu, w naszym osobistym wyborze, ale również w instytucjach społecznych, które współtworzą ludzką psychikę.

Trzeba szukać własnej tradycji pozytywnej – dlatego sądzę, że na przykład wasza arcybogata tradycja oporu przeciw zagrożeniu ze Wschodu, wobec wszel­kich „słowiańskich” pokus, może być dziś mniej przydatna niż znacznie starsza tradycja waszych instytucji politycznych, ich sprawnego funkcjonowania, tradycja sięgająca jeszcze renesansu.

Zasadniczą rze­czą jest odnalezienie żywych elementów tradycji, tych, które dadzą się odnieść twórczo do problemów współczesnego świata i które będziemy mogli zastosować tu i teraz. Wybór tradycji powinien być prowadzony przez zdrowy rozsądek, a także przez stałe, codzienne jej dostosowywanie do naszej wizji tendencji współczesnego świata, którym musimy sprostać. Powinniśmy mieć, powtarzam, taką wizję: dokąd zmierza współczesny świat i dokąd by zmierzał, gdybyśmy nie próbowali wpłynąć na bieg wypadków.

Gdybyśmy nie próbowali temu biegowi przeciwdziałać, współczesny świat niewątpliwie zmierzałby ku anarchii. Zasadniczą bowiem cechą współczesności jest dominujące znaczenie, jakie uzyskała chwila bieżą­ca, bezpośrednia teraźniejszość, kosztem tak przeszłości, jak i przyszło­ści. Wszystko przekształca się w kwestię natychmiastowej komunikacji, natychmiastowego zaspokojenia, wszystko wpada do błyskawicznie zmieniającego się kalejdoskopu nicości.

Ludzie, którzy poddadzą się bez reszty takiemu rytmowi, tracą zdolność do obrony przed wrogami cywi­lizacji, tracą zdolność do wzajemnego przywiązania i połączenia w trwałych, posiadających jakieś znaczenie związkach, tracą wreszcie samą zdolność do produkowania dóbr, które zapewniają możliwość przeżycia. Źeby się temu przeciwstawić, musimy mieć własną wizję innego społeczeństwa, innego życia, wizję zakorzenioną w dobrym wy­borze naszej tradycji.”

Autor: prof. Andrzej Nowak
Historyk, publicysta, sowietolog, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, kierownik pracowni Dziejów Rosji i ZSRR w Instytucie Historii PAN.

https://wpolityce.pl/

Za: Dziennik gajowego Maruchy (2020-01-14)

 


 

Skip to content