Aktualizacja strony została wstrzymana

Problemy z ortodoksją Matki Teresy z Kalkuty

Opracowanie pochodzi z pisma Zawsze Wierni z 2006 r.

 

Powszechnie znana i podziwiana jest ostrożność, z jaką Kościół katolicki podchodził zawsze do ogłaszania nowych błogosławionych i świętych.

Jej wyrazem były skrupulatne badania, mające na celu potwierdzenie ortodoksji pism i słów sługi Bożego, praktykowania przez niego cnót w stopniu heroicznym oraz przykładnego życia, które mogłoby być przedstawione całemu Kościołowi jako wzór do naśladowania. Do beatyfikacji konieczny jest ponadto cud dokonany za wstawiennictwem sługi Bożego, a kolejny wymagany jest do kanonizacji.

Przeprowadzane są dokładne badania, mające na celu zbadanie pism i słów przypisywanych kandydatowi, by upewnić się, że są one zgodne z Magisterium i Tradycją Kościoła świętego. Nawet najmniejsza wątpliwość odnośnie do ortodoksji wypowiedzi badanej osoby wystarcza, by zatrzymać proces beatyfikacyjny. Można tu przytoczyć dobrze znany przykład Anny Katarzyny Emmerich, której proces beatyfikacyjny został wstrzymany na polecenie Klemensa XIV z powodu kontrowersyjnych komentarzy do jej wizji, poczynionych przez jej sekretarza, Klemensa Brentano. Nie jest jasne, czy podzielała ona jego opinie, jednak z powodu tej wątpliwości nie mogła zostać beatyfikowana i przedstawiona katolikom jako wzór do naśladowania.

Biorąc pod uwagę tę tradycyjną czujność Kościoła w ustalaniu ortodoksji tych, których wynosi do chwały ołtarzy, łatwo zrozumieć wątpliwości, jakie wzbudziła u niektórych katolików niedawna beatyfikacja Matki Teresy z Kalkuty.

Nikt nie kwestionuje faktu, że otaczała ona opieką ubogich z Kalkuty oraz broniła praw nienarodzonych. Problem dotyczy wiary, pierwszej i zarazem najważniejszej z cnót, których praktykowanie w stopniu heroicznym konieczne jest do beatyfikacji. Z pewnością powinno się zbadać pewne wypowiedzi Matki Teresy, wedle których zbawienie możliwe jest w różnych wyznaniach i religiach. Mó­wiąc wprost, należy zadać pytanie: czy ktoś, kto twierdzi (wprost lub nie wprost), że Kościół katolicki nie jest jedynym prawdziwym Kościołem – jak ona to czyniła – może zostać beatyfikowany?

Pozwolę sobie przedstawić kilka przykładów zaczerpniętych z opublikowanej niedawno książki pt. Wszystko zaczyna się od modlitwy. Medytacje Matki Teresy o życiu duchowym ludzi wszystkich wyznań. W przedmowie Antoni Stern podkreśla ekumeniczny wymiar dzieła Matki Teresy, przytaczając jej często cytowane słowa: „Zawsze mó­wiłam, że powinniśmy pomóc hinduistom być lepszymi hinduistami, muzułmanom lepszymi muzułmanami, a katolikom – lepszymi katolikami”.

Albańska zakonnica przedstawiana jest jako wielka ekumeniczna nauczycielka modlitwy. Lista tych, którzy wychwalają jej duchowe medytacje, przypomina listę uczestników spotkań ekumenicznych w Asyżu: są wśród nich m.in. żydowski rabin, nauczyciel zen, mistrz buddyzmu tybetańskiego, protestancki pastor i przewodniczący Konferencji Episkopatu USA. Ten ostatni, bp Antoni Pilla, nazywa te medytacje „ziarnami prawdy (…) pełnymi wielkiej mądrości i duchowej głębi”.

Oto jedno z tych ziaren. Matka Teresa pisze m.in.: „Jedni nazywają Go Iśwarem, inni Allahem, a jeszcze inni po prostu Bogiem, ważne jest jednak, by uświadomić sobie, że to właśnie On stworzył nas dla rzeczy wyższych: by kochać i być kochanym. Liczy się to, że kochamy. Nie możemy kochać bez modlitwy, tak więc niezależnie od tego, jaką wyznajemy religię, musimy modlić się razem”.

Nie jest to bynajmniej pojedyncze zdanie wyrwane z kontekstu. Jest to zaledwie jeden spośród wielu dowodów, wskazujących na obojętność Matki Teresy na to, jaką religię człowiek wyznaje1. W przytoczonym wyżej fragmencie medytacji widzimy wyraźnie nieortodoksyjne wyobrażenie o Bogu oraz fałszywe pojmowanie miłości.

Nieortodoksyjne wyobrażenie o Bogu

Prawdziwe jest z pewnością twierdzenie, że Bóg posiada różne imiona w rozmaitych językach (np. mó­wi się God w języku angielskim, Dieu we francuskim, Dios w hiszpańskim, Gott w niemieckim etc.). Jest jednak oczywiste, że katolicy amerykańscy, francuscy, hiszpańscy i niemieccy rozumieją przez owe słowa to samo.

Czym innym jest jednak odnoszenie tego do różnych wyznań i religii, które mają całkiem różne wyobrażenia o Pierwszej Przyczynie, która stworzyła świat i człowieka. Błędem jest twierdzenie, że Iśwar, Allah i prawdziwy Bóg są po prostu różnymi nazwami tej samej Osoby. Muzułmanie odrzucają Trójcę Świętą i Bó­stwo Jezusa Chrystusa, więc ich Allah nie jest tą samą rzeczywistością, której oddają cześć katolicy. Bóg dla buddystów nie jest osobą – w przeciwieństwie do Boga prawdziwego. Jest rodzajem immanentnej siły, obecnej zasadniczo we wszystkich stworzeniach. Niektóre sekty buddyjskie oddają cześć niezliczonym bó­stwom. Również hinduiści czczą cały świat bożków, obejmujący duchy (jak Iśwar), ludzi oraz zwierzęta, np. krowy i węże.

Tak więc Matka Teresa poczyniła fałszywe założenie – że wszyscy ci „bogowie” są jedynym prawdziwym Bogiem, któremu oddają cześć katolicy. Twierdzenie to jest całkowicie błędne – pozostaje w sprzeczności z samym naturalnym rozumem oraz sprzeciwia się objawionej prawdzie.

Trudno uwierzyć, że Matka Teresa została beatyfikowana po wygłoszeniu tego rodzaju stwierdzeń, bez wątpienia odzwierciedlających w obiektywny sposób jej poglądy. Trudno też zrozumieć, jak władze kościelne mogą pochwalać takie twierdzenia jako „ziarna prawdy”.

Fałszywe rozumienie miłości

Wyrażany przez Matkę Teresę pogląd, że każdy rodzaj miłości jest czymś dobrym, jest – w najlepszym razie – bardzo powierzchowny. „Liczy się to, że kochamy”, pisała w cytowanych wyżej medytacjach. Powtarzała to zresztą często, pisząc np.: „Miłość jest owocem, który dojrzewa w każdym czasie i jest w zasięgu każdej dłoni. Każdy może ją zbierać, nie ma ustalonych limitów. Każdy może osiągnąć miłość poprzez medytację, ducha modlitwy i ofiary (…). Jeśli uczymy się kochać, uczymy się być świętymi”.

Czym jest miłość? Jest skłonnością woli w stosunku do osoby, przedmiotu lub ideału. Relacja ta nie jest per se dobra ani zła; zależy to od celu miłości. Jeśli ktoś kocha w złym celu, miłość ta jest niegodziwa. Jeśli ktoś kocha coś dla słusznego powodu, jest to czymś dobrym. Z tego właśnie powodu św. Augustyn powiedział: „Tylko dobro może być kochane”2.

Tak więc jeśli ktoś kocha prawdziwego Boga, który jest samym dobrem, jest to bez wątpienia rzeczą dobrą. Jeśli jednak ktoś darzy sympatią coś złego – coś, co nazywa on „Bogiem”, ale co w rzeczywistości jest diabłem – to trudno taką skłonność nazwać dobrą. Jest to zła namiętność, a nie dobra miłość, a osoba taka potrzebuje nie tyle zrozumienia, co pouczenia i skorygowania. W miłości istnieją ograniczenia – św. Tomasz z Akwinu nauczał tego wyraźnie: namiętności „są złe, jeśli miłość jest zła, a dobre, jeśli ona jest dobra”3.

Nauczania tego brak jednak w medytacjach Matki Teresy o Bogu:

1° Przyjmuje ona błędnie, że katolicy, muzułmanie i poganie wierzą w tego samego Boga.

2° Upraszcza pojęcie miłości i sugeruje, że można kochać zarówno dobro, jak i zło, że obiekt miłości jest czymś obojętnym. Sprzeciwia się to nauczaniu katolickiego katechizmu, który każe nam kochać prawdziwego Boga ponad wszystko.

W normalnych czasach zakonnica głosząca takie błędy, niezależnie od tego, jak bardzo byłaby popularna, nie zostałaby nigdy błogosławioną ani świętą, ponieważ przed wyniesieniem do chwały ołtarzy konieczne jest stwierdzenie, że nauczanie kandydata w sprawach wiary nie zawiera nawet najmniejszego błędu. Jest to niezwykle istotne nie tylko ze względu na honor i integralność Kościoła, ale również z tego powodu, że błogosławiony musi być wzorem do naśladowania dla katolickich wiernych, którzy idąc jego śladem mogliby osiągnąć zbawienie.

Jest oczywiste, że miłość, o jakiej pisze Matka Teresa w tych medytacjach, nie jest wzorem miłości katolickiej, a „Bóg”, o którym wspomina, nie jest Trójcą Przenajświętszą, w którą wierzy Kościół katolicki.

Doktrynalne zastrzeżenia pewnych katolików odnośnie do szybkiej beatyfikacji Matki Teresy są więc w pełni usprawiedliwione. Ale wątpliwości budzi również prawdziwość cudu przedstawianego jako dowód jej świętości.

Wątpliwy cud

Normalnie proces beatyfikacyjny może się rozpocząć najwcześniej pięć lat po śmierci kandydata, po udokumentowaniu jednego cudu dokonanego za jego wstawiennictwem. Kościół traktuje kwestię cudów w sposób bardzo skrupulatny. W przypadku uzdrowień fizycznych musi być jasne, bez cienia wątpliwości, że powrót do zdrowia nie miał przyczyn naturalnych.

W przypadku Matki Teresy Jan Paweł II uchylił jednak wymóg pięcioletniego okresu, jaki musi minąć od śmierci kandydata. Następnie w roku 2002 Watykan uznał za cud uzdrowienie Moniki Besry, trzydziestopięcioletniej wieśniaczki z północnych Indii, uleczonej z raka jajników. Zarówno ona, jak i zgromadzenie Misjonarek Miłości twierdzi, że guz znikł we wrześniu 1998 roku, kiedy do miejsca schorzenia przyłożony został medalion z wyobrażeniem zmarłej albańskiej zakonnicy.

Jednak dr Ranjan Mustafi, naczelny ginekolog szpitala rejonowego w Balurghat w Zachodnim Bengalu, który leczył Besrę, twierdzi, że jest całkiem możliwe, iż jego pacjentka została wyleczona wskutek zażywania czterech różnych lekarstw przeciw gruźlicy, jakie wówczas przyjmowała, co mogło doprowadzić do rozpuszczenia guza. Dr Mustafi powiedział, że bardzo podziwia Matkę Teresę i uważa, że powinna zostać beatyfikowana za swą pracę pośród ubogich – jednak nie w oparciu o ten przypadek. „Besra cierpiała na chorobę, która została uleczona przez medycynę, a nie przez żaden cud” – stwierdził4.

Tę opinię podzielają również jego przełożeni ze szpitala. Według nich dokumentacja choroby pokazuje, iż chora stopniowo powracała do zdrowia w wyniku kuracji. Pięciu rzymskich lekarzy, z którymi konsultował się Watykan w tej sprawie, zignorowało jednak prawdopodobieństwo uleczenia środkami medycznymi i pospiesznie zgodziło się, że nie ma medycznego wytłumaczenia dla tego przypadku ozdrowienia. Jak zaświadczył sam Mustafi, Watykan nigdy się z nim nie kontaktował5.

Oczywiście Monika Besra wierzy w cud, przyznaje jednak, że przechodziła wówczas kurację medyczną w szpitalu w Balurghat. „Ci, którzy kochają Matkę, uwierzą” – mówi po prostu. Rzeczywiście, nie ma wątpliwości co do tego, że ona sama kocha Matkę Teresę. Jednak to nie sentymenty decydują o prawdziwości cudu w normalnym procesie beatyfikacyjnym Kościoła katolickiego…

Konkluzja

Cóż więc mamy? Błędne wyobrażenie o Bogu i miłości. Cud, wokół którego istnieją wątpliwości. Proces przyspieszony przez papieża, będącego zwolennikiem fałszywego teologicznego pluralizmu. Wedle tej idei nie ma czegoś takiego jak jedno objawienie i jego jedna interpretacja, taka, jakiej zawsze nauczał Kościół katolicki – prawdziwe są również „objawienia” i „interpretacje” innych religii.

Nasuwa to poważne podejrzenie, że intencją Jana Pawła II było nie tyle beatyfikowanie osoby, w tym przypadku Matki Teresy, co „kanonizowanie” posoborowego ekumenizmu i idei powszechnego zbawienia, które ona wyznawała.

Przypadek ten rodzi również wątpliwości odnośnie do innych beatyfikacji, takich jak beatyfikacja wspierającego modernistyczne błędy Jana XXIII, którego „nienaruszone” ciało okazało się w sposób sztuczny zabezpieczone przed rozkładem. Można zadać sobie pytanie, co się stało: czy to sama wiara katolicka uległa zmianie, czy też do beatyfikacji nie jest już konieczne jej wyznawanie?

Marianna T. Horvat

Tekst za Tradition In Action. Tłumaczył Tomasz Maszczyk.

Przypisy

  1. ↑Stern przedstawia jako przykład ekumenicznego ducha Matki Teresy następujące wydarzenie: Pewnego razu, gdy towarzyszyła ona umierającemu buddyście, odwiedzająca szpital osoba przypadkowo usłyszała wypowiedziane przez nią szeptem słowa: «Odmawiaj modlitwę swojej religii, a ja będę odmawiała taką, jaką ja znam. W ten sposób będziemy modlić się razem i dla Boga będzie to coś wspaniałego» (Przedmowa).
  2. ↑De Trinitate, 8,3,4: PL 42: 949-50.
  3. ↑Suma teol. Ia IIae, q. 24, a. 3.
  4. ↑Too Swift to Sainthood, Newsday, 15 października 2003.
  5. ↑Beth Duff-Brown, To believers, proof of miracle not needed, strona internetowa National AP Courier and Press, 18 października 2003.

Za: Zawsze Wierni nr 12/2006 (91) 

 


 

Skip to content