Roztrzęsienie medialne w Polsce spowodowane przyznaniem Nagrody Nobla pani Oldze Tokarczuk można interpretować na różne sposoby. Salon i jego lewe media zachłystują się sukcesem swojej pupilki, prawe z obowiązku (patriotycznego) przyjmują to do wiadomości – bo to przecież polska autorka.
Jednak polskość Tokarczuk ma wymiar formalny i nijak pasuje do matrycy kulturowej naszego narodu. Jej komentarze dotyczące polskiej historii i pogarda dla miejscowych wpisują się idealnie do strategii politycznej wojny hybrydowej (środkami walki politycznej i subpolitycznej), jaką z Polską prowadzą – w mniej lub bardziej zakamuflowany sposób – postsowieckie elity i państwa ościenne, przede wszystkim Rosja i Niemcy. Dodać trzeba też aspekt merkantylny – podlizywanie się pisarki przyszłym pracodawcom w Niemczech jest jak najbardziej zrozumiałe u osoby pozbawionej polskiego etosu, osoby pretendującej do kosmopolitycznego skansenu polakożerców. Problem polega na tym, że postawa „wywyższenia” w skrzeczącej i obleganej przez tabuny wrogów tutejszej rzeczywistości, staje się sprzedajna, jest bezwartościowym kopaniem leżącego i rannego bliźniego. Godnym dla nas jawi się zachowanie dobrego, niesprzedajnego Samarytanina, wyrozumiały patriotyzm.
Czym właściwie jest faszyzm
Określanie Polaków mianem nacjonalistów, a także – o zgrozo – faszystów z racji ich konserwatywnego, czy też prawicowego światopoglądu, jest nieporozumieniem wynikającym ze zderzenia się ze sobą podszytej niebywałą pychą ignorancji lewicowych radykałów z racjonalną tradycją opartą na kanonie chrześcijańskiego porządku cywilizacyjnego. Gwoli przypomnienia, nie istnieje prawicowy faszyzm. Faszyzm był par excellence ideologią ekstremalnie lewicową i odmianą socjalizmu/komunizmu. Wszyscy założyciele włoskiej partii faszystowskiej jak też pozawłoskich partii faszystowskich byli lewicowymi radykałami.
Różnica między faszyzmem a socjalizmem/komunizmem jest marginalna, za to wspólne cechy mają fundamentalny charakter. Mussolini sformułował maksymę: „wszystko w państwie, nic poza państwem, nic przeciw państwu”. Tymi słowami wyraził totalność absolutną, typową dla obu tych systemów. Centralnym postulatem łączącym faszyzm z socjalizmem/komunizmem jest konieczność podporządkowania wszelkich jednostkowych dążeń wyimaginowanej większości, którą tworzą, oczywiście będący w mniejszości, oświeceni towarzysze. Narodowy socjalizm i faszyzm zostały pod koniec drugiej wojny światowej przemalowane na kolor prawicowo-konserwatywny, aby lewica mogła na nowo pozyskać utraconą dziewiczość i w nowy, bardziej przewrotny sposób infekować społeczeństwa Zachodu. Uzupełniając, prawicowcy np. amerykańscy konserwatyści wyznawali zasadę: „tyle państwa ile to konieczne, jak najmniej jeżeli to możliwe”. Prawicowi ekstremiści to według tej definicji ludzie odrzucający jakiekolwiek mieszanie się państwa w sprawy obywateli.
Dla kontrastu można pokazać ekstremalnych lewicowców, jakimi są anarchiści, jako tych, którzy walczą z każdą formą państwowości, aby osiągając cel, utworzyć totalitarne systemy chaosu. Dla jasności wywodu można powiedzieć, że faszyzm czy też narodowy socjalizm są innymi określeniami, synonimami socjalizmu. Z kolei zarzut nacjonalizmu ma się nijak do prawicowości czy też lewicowości. Nacjonalistami byli Chavez, Che Guevara, Fidel Castro nawet sam Józef Stalin. Ojcowie założyciele Stanów Zjednoczonych i Abraham Lincoln, Winston Churchill, Nelson Mandela, jak też prawie wszyscy postkolonialni władcy państw afrykańskich, byli nacjonalistami. Nacjonalistami są Angela Merkel i pan Macron.
Jak widać, mamy tutaj całą plejadę gwiazd polityki o różnych orientacjach politycznych. To co łączy te osoby to właśnie „nacjonalizm”. Konkludując należy powiedzieć, że nacjonalizm nie jest szczególną właściwością jakiegokolwiek systemu, jest w specyficzny sposób ponadsystemowy. Na tym tle absurdalnie brzmi zarzut „nacjonalizmu” jako specyficznej cechy konserwatywnych Polaków – bo są konserwatywni.
Wszystkie duchy Junga
Aby lepiej zrozumieć specyfikę wywodów pani Tokarczuk – pomijając oczywiście tak trywialne wątki jak lojalność wobec salonu i klasyczny konformizm przybrany w szaty kontestatorskie – należy przyjrzeć się bliżej jej zapleczu intelektualnemu i duchowemu. Myślę, że kluczem do zrozumienia postaci pisarki jest jej zafascynowanie neognostycyzmem i jedną z najważniejszych postaci tego zjawiska jaką był Carl Gustav Jung, twórca tzw. psychologii analitycznej oraz ważna postać ruchu New Age. Dla Junga wszystkie religie posiadały znamiona mitu, a tajemnicę życia można według niego odnaleźć odkrywając mistyczną esencję pochodzącą z tychże religii. Jego obraz Boga przyjął klasyczną formę panteizmu. Jung twierdził, że Pan Jezus, Budda, Lao-Tse, Mani są filarami tego samego ducha. Wierzył w zbiorową nieświadomość jako cechę wspólną całej ludzkości, w niej to miał według niego przebywać Bóg. Jezus Chrystus był dla Junga tylko archetypem, symbolem; posiadał wprawdzie moc, ale wynikała ona z tego, że został opętany przez „archetyp zbawiciela”, był szalonym człowiekiem, bo twierdził, że jest Bogiem. C. G. Jung był najważniejszym uczniem Zygmunta Freuda, po burzliwym rozstaniu z nim powołał do życia nowy odłam psychoanalizy i nazwał go dla odróżnienia psychologią analityczną.
To rozstanie z Freudem ma fundamentalne znaczenie dla zrozumienia fenomenu Junga i jego pokrętnych, zwodniczych teorii. Otóż rozstanie z Freudem spowodowało u niego głęboki kryzys psychiczny – znajdował się on na granicy psychozy. I to był ten moment, o którym możemy powiedzieć, że był formą inicjacji okultystycznej, zaczął bowiem miewać widzenia. Kluczową postacią, jaka miała mu się ukazywać, był duchowy przewodnik Filemon. Objawiał mu się jako starzec z rogami byka. To właśnie w tym okresie Jung dokonuje swoich najważniejszych „odkryć” dotyczących jakoby istoty ludzkiej psychiki… Całe życie towarzyszyła mu obca duchowość, mroczne postaci wyżej wspomnianego Filemona jak też Eliasza i Salomei (opisanych w „Czerwonej Księdze”). Trzeba przy tym zdać sobie sprawę z tego, że Jung traktował gnozę jako proto-psychologię głębi, jako klucz do interpretacji psychologicznej. Co ciekawe, u wielu dawnych gnostyków można zaobserwować pewne podobieństwo do współczesnych psychoterapeutycznych technik introspekcji (Elaine Pagels, The Gnostic Gospels).
Gwoli uzupełnienia, według gnostyckiej wizji, człowiek zbawia się sam, odkrywając „królestwo Boże” we wnętrzu swojego Ja. Chrystus nie jest Zbawicielem, jest tylko katalizatorem przemian, które człowiek sam podejmuje. Jeżeli można mówić o boskości, to tylko człowieka… Gnostyckie poznanie samego siebie jest również kluczem do osiągniecia zdrowia psychicznego, przy czym ta (samo)wiedza jest ważniejsza od moralności! Oto i źródło współczesnego relatywizmu. Według Stephena Hollera, autora książki The Gnostic Jung, jej główny bohater uważał również, że gnostycka wizja religii została na Zachodzie stłamszona, co spowodowało zubożenie chrześcijaństwa i kultury zachodniej. Z czasem gnoza miała zostać na nowo wbudowana w kulturę i duchowość Zachodu. I tylko w tym punkcie swoich zwodniczych wywodów miał rację. Wielki ruch neognozy pod różnymi postaciami drąży obecnie z wielką siłą podstawy chrześcijaństwa i kultury Zachodu (można tu wymienić np. kulturowy komunizm, używający takich narzędzi jak między innymi rewolucja seksualna, której jedną z form jest genderyzm).
W zwodniczej krainie dowolności
Tworząc podwaliny ruchu Nowej Ery (New Age) Jung chciał zainicjować przebudzenie duchowe, do którego miała się naturalnie przyczynić jego nauka, celem kolejnym miało być ustanowienie nowego społeczeństwa. Upowszechnienie gnozy na Zachodzie dokonało się zatem przy znacznym udziale Junga. Przy czym Ruch, jaki swoimi poglądami zainicjował, jest znacznie bliższy neopogańskim kultom aniżeli naukowemu podejściu do rzeczywistości (Elliot Miller). Dzieło życia Junga należy określić mianem pogańskiej religii, Jung naprawdę stworzył (pseudo)religię! Przy tym jego wyjściowa dyscyplina „naukowa” – psychoanaliza, nigdy nie uzyskała miana nauki, czego już dowodził w latach 50. Karl Popper, a to ze względu na jej niefalsyfikowalność.
Pani Tokarczuk obdarza Junga tym specyficznym rodzajem uwielbienia, jaki spotyka się w relacjach człowiek-Bóg, człowiek-bożek, człowiek-guru. W tekście „Świat z odwrotnej strony” noblistka opisuje swoją inicjację zawodową i intelektualno-duchową. Z jednej strony podkreśla naukowość jungowskiej filozoficznej metodologii, z drugiej jej – może najważniejszy – aspekt pozaracjonalny, niesprawdzalny, intuicyjny. Według niej, połączenie tych dwóch porządków tworzy nową, trzecią jakość. Już ten wątek wprowadza czytelnika w barwną, zwodniczą krainę dowolności, postmodernistycznego rozumowania.
Subiektywność i intuicja, które miałyby rzekomo być w dziele Junga genialnie połączone z psychoanalityczną naukowością, nie stanowiły nigdy i nie mogą stanowić jakiejkolwiek rozsądnej podstawy rozeznawania siebie i świata. Są rodzajem myślenia magicznego i jedną z podstaw wszelkiej maści ezoteryzmów. Ich źródło tkwi w gnostyckim samouwielbieniu i samozbawieniu człowieka, którego subiektywność staje się nagle jedynym możliwym punktem odniesienia. Tokarczuk twierdzi, że nigdy nie miała oparcia w jakiekolwiek wspólnocie wyznaniowej i pisma Junga stały się dla niej rodzajem życiowego przewodnika. Jednym ze słów kluczy, które są obecne w twórczości Junga, jest termin synchroniczność. Sama noblistka tłumaczy, że „Na synchroniczności oparta jest większość technik wróżebnych, m.in. astrologia”. Z wypowiedzi Tokarczuk wynika, że musiała również zapoznać się ze schedą kabały, żydowskiego systemu ezoterycznego. Wskazuje na to jej wypowiedź we wspomnianym wyżej tekście: „Bóg, który jest poza naszym rozróżnieniem dobra i zła, co znaczy, że dla nas zachowuje swoje podwójne oblicze, jest sumą przeciwieństw. Te przeciwieństwa ma zjednoczyć człowiek i to jest celem ludzkiego życia. Znaczy to, że Bóg jest czymś, co potrzebuje refleksyjnej świadomości człowieka, żeby się przez nią samemu określać, a więc, żeby się wciąż stawać”.
Klasycznym motywem różnych szkół kabalistycznych jest konieczność aktywnego wspierania Boga w jego powrocie do stanu pierwotnego. Mogło to przybierać formy groteskowe, jak na przykład w kabale frankijskiej, gdzie propagowano rezygnację ludzkości z wartości moralnych oraz wynaturzony seks. Koncepcje te zostały przejęte przez dwóch żydowskich uczonych, teologa Gershoma Scholema i krytyka literackiego Waltera Benjamina, którzy z kolei wywarli znaczący wpływ na osnowę ideową szkoły frankfurckiej. Jak widać, pozostajemy w głównym nurcie systemów walczących z tradycją chrześcijańską. I takie osoby jak nasza pani noblistka pracowicie łączą ze sobą wszystkie możliwe wątki antytradycji.
Co ciekawe, powieść Tokarczuk „Księgi Jakubowe”, której akcja rozgrywa się w XVIII wieku, to rzecz o wspomnianych frankistach, czyli żydach, którzy porzucili judaizm i pogrążyli się w kabalistycznych wynaturzeniach. Koło życia i twórczości domyka się, trzeba przyznać, że Tokarczuk jest w tym konsekwentna.
Na koniec jeszcze jeden cytat z tekstu „Świat z odwrotnej strony”: „Dla mnie Jung pozostanie nie tylko jednym z największych myślicieli naszych czasów, ale i moim prywatnym mistrzem, który nie tyle naucza, co wskazuje drogę”, i dalej: „z Jungiem doceniłam starą mądrość astrologii” oraz: „Ostatnio mam wrażenie, że Jung powoli wyprowadza mnie poza siebie”.
Te słowa pozostawiam bez komentarza.
Kończę apelem do pani Tokarczuk i jej podobnych, bezwstydnych i bezprawnych donosicieli na swoją ojczyznę i rodaków. Jedno z przykazań Dekalogu brzmi: „Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu”. Można by dodać: „i przeciw ojczyźnie swojej, i przeciw rodakom swoim!”.
Zdaję sobie sprawę, że to głos wołającego na puszczy, bo poza tym całym nadmuchanym gnostyckim bełkotem są jeszcze wymierne srebrniki naszych nieodżałowanych przyjaciół, chociażby zza Odry.
Mariusz Materyński