Nasze zatrwożone dotąd serca przepełnia dzisiaj wielka radość. Zmęczeni latami bezsilnego przyglądania się dewastacji świętej Liturgii i miesiącami wyczekiwania na zmianę, gdy, jedna po drugiej, elektryzująca zapowiedź „uwolnienia” Mszy Wszechczasów mijała bez urzeczywistnienia, nareszcie TO stało się faktem.
Przyznajmy, wielu z nas, katolików Tradycji, nie miało tej
zwykłej, ludzkiej nadziei, że stanie się to jeszcze za ich
życia. Wielu przyzwyczaiło się zapewne, że do końca
swoich dni żyć będą z piętnem „odszczepieńców”,
„schizmatyków”, sekciarzy”, albo pobłażliwie poklepywani po plecach,
jako sentymentalni dziwacy, „przywiązani” do niezrozumiałego
języka i przeżytych form, których trzeba wyrozumiale „tolerować”
– oczywiście tylko do pewnych granic, aby nie zagrażali jedności
Kościoła i nie wprowadzali zamętu pośród „ludu
Bożego”. Lecz od dzisiaj ten najgorszy odcinek „drogi przez
mękę” kończy się. Możemy i chcemy wykrzyczeć
pełnią piersi całemu światu nasze szczęście:
habemus missam! Mamy ten największy, zbawczy skarb Kościoła z
pewnością przede wszystkim dzięki niezmierzonemu
miłosierdziu Boga, który ulitował się nad Swoim ludem. Lecz mamy
go również dzięki Jego ziemskiemu narzędziu, Jego doczesnemu
Wikariuszowi, Ojcu Świętemu Benedyktowi XVI. Dzięki temu, który
jeszcze jako kardynał Ratzinger głosił, że należy
przywrócić „teocentryczny charakter liturgii”, gdyż jest to
konieczne, aby cały Kościół żył i działał
dla wypełnienia misji powierzonej mu przez Pana” (przedmowa do: Klaus
Gamber, Zwróćmy się ku Panu!). Co najważniejsze, to
podkreślenie przez papieża, że klasyczny ryt rzymski, zwany
potocznie rytem trydenckim albo rytem św. Piusa V, nigdy nie został
zniesiony (abrogatus).
Rzecz oczywista, to dopiero początek drogi, światełko w tunelu. Póki
co, ukazanie się na nowo „liturgicznej budowli (…) w splendorze swojej
godności i harmonii” (List apostolski Abhinc duos annos św. Piusa X,
powoływany w motu proprio Benedykta XVI Summorum Pontificum) możliwe
będzie jedynie jako „nadzwyczajny wyraz” lex orandi Kościoła
katolickiego (art. 1), podczas gdy „zwyczajnym wyrazem” pozostawać
będzie jeszcze – jak długo, tego przecież nie może wiedzieć
nikt, łącznie z Ojcem Świętym – obowiązujący od
kilku dziesięcioleci liturgiczny fabrykat abp. Bugniniego, zwany
oficjalnie Novus Ordo Missae, a potocznie mszą Pawła VI. Bądźmy
jednak realistami – inaczej być nie może. Klasyczny ryt rzymski,
którego nie pamięta, bądź nigdy nie poznała, ogromna
większość wiernych, a nawet kapłanów, którego nauczenie
się przez samych celebransów wymaga długiej nauki, cierpliwości
i prawdziwie duchowej postawy wewnętrznej, nie może przecież
zostać powszechnie wprowadzony z dnia na dzień. Byłoby
wręcz większym złem, gdyby nagle zaczęto go sprawować
bez należytej staranności i pobożności, albo co gorsza –
profanować go, na przykład „kreatywnymi” wtrętami osobistymi
celebransów (do czego przyzwyczaiła ich rozluźniona, pozbawiona
dyscypliny i piękna, forma nowego rytu) lub przyjmowaniem Komunii św.
„na stojąco” czy nawet, nie daj Bóg!, „na rękę”.
Nie wiemy, ilu kapłanów już dzisiaj jest dysponowanych – jeśli
nie rzetelną znajomością rytu tradycyjnego, to przynajmniej
intencjonalnie – do sprawowania liturgii klasycznej. Najważniejsze,
że motu proprio wyraźnie potwierdza prawo każdego kapłana
do sprawowania liturgii według Mszału Rzymskiego z 1962 r., bez
uzyskiwania specjalnej zgody Stolicy Apostolskiej lub miejscowego ordynariusza
(art. 2); że mają prawo celebrować w ten sposób Mszę
św. wspólnoty instytutów życia konsekrowanego (art. 3); że na te
celebracje mogą zostać dopuszczeni wierni, którzy o to poproszą
(art. 4), acz powinna być to „stała grupa wiernych” w parafii (art.
5. § 1); że jedna celebracja tego rodzaju może być odprawiona
nie tylko w dni powszednie, ale w niedzielę i święta (art. 5. §
2), co rozwiązuje kwestię wypełniania przez wiernych
obowiązku niedzielnego; że wreszcie celebracja w rycie tradycyjnym
może być sprawowana w sytuacjach szczególnych, takich jak udzielanie
sakramentów czy pochówek, gdy wierni o to poproszą (art. 5. § 3 oraz art.
9. § 1). Mogą być także erygowane parafie personalne dla
wiernych rytu trydenckiego (art. 10).
Ta droga ku pełnemu wskrzeszeniu rytu tradycyjnego na pewno nie
będzie usłana różami. Niepokoi wyłączenie spod prawa
swobodnego stosowania Mszału Rzymskiego z 1962 r. Sacrum Triduum. Oznaczać
to może w praktyce zmuszanie księży, którzy chcieliby
celebrować wyłącznie ów ryt, do uczestnictwa w koncelebrze
wielkoczwartkowej podług Novus Ordo. Utrudniłoby to też
niezmiernie pojednanie z tymi wspólnotami tradycjonalistycznymi, które obecnie
nie są uznawane przez Rzym. Nie należy mieć też
złudzeń, że wszyscy biskupi i proboszczowie chętnie
będą wysłuchiwali oraz wdrażali w życie diecezji i
parafii słuszne prośby owych „stałych grup wiernych”. Być
może nie będzie tu powszechna postawa jawnej niechęci, ale z
pewnością najszerszy, acz najpłytszy opór pochodzić
będzie z inercji, wygodnictwa i osobliwego „konserwatyzmu”
księży przyzwyczajonych do tego, że – o paradoksie! – „Msza po
staremu się odprawia”. „Po staremu”, czyli „po nowemu”. Wiele krwi
psuć także będzie „szeptana propaganda”,
zniechęcającą wiernych do takiej długiej Mszy, której „nikt
nie rozumie”, na której ksiądz „coś tam mamrocze pod nosem”, na
której „nic ciekawego się nie dzieje” i na której tyle trzeba
klęczeć, co jest przecież sprzeczne z godnością
człowieka. Trzeba jednak przyznać, że Ojciec Święty w
swojej mądrości przewidział te niebezpieczeństwa,
ustanawiając mechanizmy odwoławcze w razie prób sabotowania Jego
postanowień (art. art. 7 i 8).
Musimy także pamiętać, że przywrócenie „obywatelstwa”
tradycyjnej liturgii nie rozwiązuje jeszcze całokształtu
neomodernistycznego kryzysu w Kościele, ogarniającego przecież
wszystkie sfery, od teologii po normy dyscyplinarne. Szczególnie pilne jest
oczyszczenie umysłów, i hierarchów i wiernych, z haszyszu pseudoreligii
„praw człowieka” oraz powrót do jasnego głoszenia zobowiązania
wszystkich jednostek, klas, narodów i państw do respektowania
Społecznego Królestwa Chrystusa. Lecz przecież, zgodnie z
przypomnianą przez papieża normą lex orandi, lex credendi (prawo
modlitwy prawem wiary), nie ma lepszej drogi do przywrócenia ortodoksji, jak
sprawowanie wyrażającego najściślej prawo wiary
ortodoksyjnego rytu. Dlatego, parafrazując sławne zdanie, ten
mały krok w odnowieniu świętej Liturgii jest wielkim krokiem
Kościoła w odnowieniu świętej Wiary. Już tą
jedną decyzją Jego Świątobliwość Benedykt XVI
zasłużył u potomności na miano Wielkiego.
Jacek Bartyzel
Post scriptum
Najdonioślejsze wydarzenia docierają zazwyczaj do naszej
świadomości w oprawie zmąconej łyżką dziegciu,
wkładaną przez medialnych ignorantów i nieuków. Prócz zwykłej w
tym temacie mieszanki bzdur i nieścisłości, takich jak systematyczne
mówienie o „mszy po łacinie” (jak by Novus Ordo nie miał swojego
typicznego wydania łacińskiego) i sprawowanej „tyłem do
wiernych” (jak by to oni mieli być obiektem adoracji), albo powtarzanie
ordynarnego kłamstwa o „wykluczonych z Kościoła lefebrystach”,
odnotować należy curiosum nowiutkie, w postaci „informacji”
korespondenta z Watykanu Programu 3 Polskiego Radia o „liberalizacji rytu
trydenckiego”! Niemniej zasmucające były dywagacje w telewizji
pewnego duchownego (sic!) o zanikaniu w nowym rycie „pewnej tajemniczości”
(bynajmniej nie: Tajemnicy) – tak jakby chodziło o jakieś
obrzędy magiczne albo baśń czy fantasy!
JB