Aktualizacja strony została wstrzymana

Morawiecki: Polski podatnik zapłacił miliardy zł na szwedzkiego czy niemieckiego pacjenta

Stosunkowo biedna Polska zapłaciła za wykształcenie lekarzy dla bogatej Szwecji, bogatych Niemiec, bogatej Francji – mówił premier Mateusz Morawiecki w sobotę w Lesznie (woj. wielkopolskie).

Premier nawiązał do lekarzy. „Dostęp do specjalistów wiąże się przede wszystkim z brakiem lekarzy” – wskazał. „Mamy długie kolejki, ponieważ nie ma specjalistów, nie ma lekarzy” – dodał.

[…] Cały tekst dostępny w materiale źródłowym

Źródło: PAP, nczas.com

Za: Najwyższy Czas! (28/09/2019 – [Org. tytuł: «Morawiecki w końcu powiedział coś mądrego. Polski podatnik zapłacił miliardy zł na szwedzkiego czy niemieckiego pacjenta!»]

 


 

KOMENTARZ BIBUŁY: Pan Premier stwierdził oczywisty fakt, że polski podatnik zapłacił za wykształcenie lekarzy, którzy opuściwszy Polskę leczą teraz pacjentów w innych krajach. Nic odkrywczego, lecz jednocześnie nie przedstawił żadnego programu naprawczego w tej dziedzinie, a wręcz przeciwnie: słychać o ułatwieniach sprowadzania lekarzy z innych krajów, natomiast nie ma konkretnego projektu ściągnięcia z powrotem tych co wyjechali i zatrzymania (jeszcze) leczących w Kraju. I chociaż temat tzw. „służby zdrowia” czy „opieki medycznej” na całym świecie jest potężnym problemem, to obok ogólnoświatowych tendencji i kłopotów każdy kraj boryka się ze swoimi własnymi trudnościami.

W Polsce jednym z podstawowych przyczyn i przeszkód jest niestety to, czym większość szczyci się: koncepcja państwa opiekuńczego, gdzie gwarantuje się bezpłatną naukę wszystkim chętnym, w tym pokrywa się wielkie koszty wykształcenia lekarzy. Uważamy, że wprowadzenie zmiany w tym zakresie może zaowocować nie tyle koniecznością natychmiastowego uiszczania opłat za studia w całości – bo można je dalej przez jakiś czas w części finansować z budżetu – lecz pozwoli otworzyć furtkę na obligatoryjne związanie absolwenta koniecznością albo spłacenia kosztów studiów albo odpracowywania x lat po ich skończeniu. No, ale na tak daleką zmianę liczyć nie można, więc wprowadza się inne rodzaje zahamowania odpływu absolwentów, niestety dużo mniej skuteczne. Warto również dodać, że wielu absolwentów np. pielęgniarstwa (których też w Polsce brakuje), po prostu nie podejmuje pracy w swoim fachu, z różnych względów, ale w sumie znów bezproduktywnie wykształciły się za pieniądze podatnika. Bez żadnych konsekwencji.

Z kolei lekarze skarżą się, że „mało zarabiają”, więc „muszą” wyjechać. Nie oszukujmy się – różnie z tymi zarobkami bywa, ale nikt z tych krzykaczy nie bierze pod uwagę choćby tej „drobnostki”, że absolwent polskich uczelni medycznych nie jest zadłużony po uszy i nie zaczyna swego życia od spłacania długów za naukę. Wszystko dostał za darmo a teraz oczekuje pensji na poziomie, i tutaj jest hipokryzja, nawet lekarzy amerykańskich. (Tak, tak widzieliśmy i takie argumenty… Jakoś ci znawcy zapominają, że świeżo po szkole w USA lekarz musi natychmiast, bez nawet miesięcznej zwłoki, zacząć spłacać dług szkoły medycznej, przeciętnie wynoszący 250-300 tysięcy dolarów. Chętni na spłacanie w miesięcznych ratach miliona złotych, zaraz po skończeniu studiów?)

Oczywiście każdy wie, że najlepszym sposobem utrzymania zdrowia nie jest leczenie lecz prewencja. A co się robi w tym zakresie w Polsce? Niewiele, bo dajmy na to takie propagandowe autobusy do mamografii nic – dosłownie nic – nie dają. Tutaj trzeba zacząć od solidnej edukacji o zdrowej żywności i zdrowym trybie życia oraz wprowadzić właściwą promocję tych wartości. W Polsce robi się dokładnie odwrotnie: przede wszystkim media (w tym publiczną KurWizję) zalewają tysiące reklam „lekarstw” – przeciwbólowych, przeciwzapalnych, przeciwgorączkowych i przeciw-innych oraz bezsensownych suplementów. Ta wieloletnia nachalna reklama wytworzyła z Polaków lekomanów i połykają oni chyba najwięcej w Europie środków przeciwbólowych. Po drugie, należałoby wprowadzić całkowity zakaz reklam wszelkiego alkoholu, a szczególnie piwa, którego przeciętny Polak wypija więcej chyba niż czegokolwiek innego (a wypija prawie sto litrów na głowę! Znając wiele osób nie pijących wcale, oznacza to, że ktoś inny wypił za nich te dodatkowe sto litrów…). Należałoby ograniczyć promocję słodyczy, szkodliwych dla zdrowia napojów, a nawet wielce szkodliwego dla człowieka – (to temat-rzeka na inny osobny wywód) krowiego mleka! No, ale tego typu programów też nie doczekamy się i później biadolimy, że nagle, znienacka, z dnia na dzień „przyszła” cukrzyca, choroby wieńcowe, rak… I oczekujemy od tego państwa, tego samego które wspiera reklamy szkodliwych dla zdrowia produktów, łożenia pieniędzy na „leczenie”… Obłędne koło.

No i jeszcze sprawa, która leży nam na sercu, a o której jakoś nie mieliśmy okazji wspomnieć, ale która bezpośrednio wiąże się ze zdrowiem społeczeństwa. Chodzi o koncepcję programu rządowego Mieszkanie Plus oraz inne programy rządowe tego typu, które opierają się na budowie mieszkań w blokach, w klatkach, w stylu hitlerowskich kubików czy komunistycznej wielkiej płyty. Otóż uważamy z całym przekonaniem, że fundowanie społeczeństwu na kilkadziesiąt lat naprzód tego modelu mieszkalnictwa, jest błędem. Polityka mieszkaniowa powinna wspierać – prawnie, finansowe, restrykcyjnie – model budowy domostwa z ogródkiem. Nawet małym, ale zdolnym do własnego uprawiania warzyw i owoców. I nawet jeśli przeważyłaby koncepcja blokowiska, to koniecznie z przydomowym terenem na indywidualne ogródki. Terenów wszak nie brakuje na Mieszkanie Plus i jest to jedyna w historii Polski tego typu szansa na nowe otwarcie, nową, lepszą koncepcję urbanistyczno-społeczną. Przydomowy ogród miałby nie tylko efekt zdrowotny w postaci zadowolenia z własnej uprawy skrawka ziemii – coś co Polacy utracili w ostatnich 30 latach – ale w jakimś stopniu uniezależniłoby znaczną część społeczeństwa od wielkich producentów i sieci sklepowych oferujących dużo gorsze produkty warzywno-owocowe. No i skutkowałoby zwiększoną ilością spożycia własnych, zdrowszych owoców i warzyw, co w bezpośredni sposób przyczyniłoby się do polepszenia zdrowia. Więcej (swoich) warzyw i owoców, mniejsze uzależnienie od wielkich koncernów, większa samodzielność, no i w sumie lepsze zdrowie.

No, ale o takich zasadniczych zmianach można tylko pogdybać i pomarzyć. Przeważa „rachunek ekonomiczny”, czyli zyski deweloperów, firm budowlanych i całego „przemysłu spożywczego”. A w tej sytuacji łatwiej po prostu rozłożyć ręce i stwierdzić banalny fakt: społeczeństwo jest coraz bardziej chore, a lekarze uciekają za granicę.

 


 

.