Aktualizacja strony została wstrzymana

Homoseksualista to za mało? Publicysta o homoradykalizmie i LGBTTQQFAGPBDSM

Homoseksualny działacz i intelektualista James Kirchik, na łamach The Atlatnic stwierdził, że amerykański ruch homoseksualny osiągnął już wszystkie swoje cele. Obecnie rządzący nim lewicowi radykałowie dążą do zniszczenia społeczeństwa.

Analityk Centrum Stanów Zjednoczonych i Europy oraz Projektu na Rzecz Międzynarodowego Porządku i Strategii w Instytucie Brookings zwrócił uwagę, że homoseksualistów przedstawiano kiedyś jako dewiantów i osoby chore psychicznie. Obecnie jednak ich sytuacja w USA jest bardzo dobra – zauważył działacz homoseksualny żydowskiego pochodzenia, publicysta i korespondent zagraniczny.

W takiej sytuacji na konferencjach homoseksualnych podejmuje się wymuszone tematy. Świadczy o tym choćby coroczna konferencja „Creating Change” w Waszyngtonie, określana jako „najważniejsza konferencja polityczna, przywódcza i rozwijająca umiejętności ruchu na rzecz sprawiedliwości społecznej LGBTQ”.

Publicysta zwraca uwagę na ogromne zmiany w amerykańskiej opinii publicznej. Jeszcze bowiem pod koniec lat 80. XX wieku 57 procent Amerykanów twierdziło, że homoseksualne współżycie należy zdelegalizować. Obecnie zaś 70 procent Amerykanów uznaje, że należy je zaakceptować. Dziś homoseksualiści nie tylko uzyskali prawo do „małżeństw”, lecz również podlegają ochronie antydyskryminacyjnej. Homoseksualizm jawi się także jako atut jednego z kandydatów prowadzących kampanię wyborczą. Ponadto jedno z ostatnich badań pokazuje, że jedynie trochę poniżej 50 procent osób w wieku od 13. do 20. lat (cała część pokolenia Z) identyfikuje się jako „wyłącznie heteroseksualni”.

Propaganda prohomoseksualna sączy się także z telewizji; jest także obecna w sportach, w których trudno by się jej spodziewać, takich jak wrestling. Publicysta zauważa, że dokonywane przez homoseksualistów coming-outy przedstawiane są jako wyznacznik „fajności”. To samo dotyczy ujawniania się z tożsamością biseksualną, transseksualną czy „queer”.

Publicysta zauważa również, że wprawdzie wciąż istnieją regiony, gdzie coming-out kończy się wyrzuceniem z rodziny lub przemocą. Jednak ruch LGBT poczynił gigantyczny postęp – zapewne szybszy niż jakikolwiek inny w historii Stanów Zjednoczonych. Tymczasem jeszcze w latach 50. XX wieku homoseksualiści spotykali się potajemnie, a i tak nadzorowało ich FBI.

Część organizacji homoseksualnych, które osiągnęło już swe cele zadecydowało o rozwiązaniu się. Mimo to część działaczy wciąż ubolewa nad sytuacją. Według Jamesa Kirchika szkodzi to samemu ruchowi.

Publicysta zauważa, że choć Amerykanie są skłóceni w wielu społeczno-religijnych kwestiach, sprawa „sprawiedliwości” dla homoseksualistów nie budzi wątpliwości.  Nawet w wielu miejscach tradycyjnie „homofobicznych” sytuacja dochodzi do zmiany. Zauważyła to Samantha Allen z „New York Timesa”, która poznała wiele osób LGBT pragnących pozostać w swym stanie, zamiast wypuszczać się na odległe wojaże. 

Obecnie ruch homoseksualny dąży do osiągnięcia „ustawy równościowej”. Dodawałaby ona kategorie „orientacji seksualnej” i „tożsamości płciowej” do kategorii chronionych praw obywatelskich. Chodzi o zakaz dyskryminacji w zakresie zatrudnienia, mieszkalnictwa i zakwaterowania publicznego. Jest ona legalna w niemal 30 stanach. Jednak w rzeczywistości nie jest ona w ogóle praktykowana, a problem z dostępem do pracy i tanich mieszkań częściej mają heteroseksualiści. Według badania przeprowadzonego w 2017 roku przez dwóch ekonomistów z Uniwersytetu Vanderbilt, homoseksualiści zarabiają średnio o 10 procent więcej niż heteroseksualni koledzy. Dyskryminacja homoseksualistów przy zatrudnianiu wprawdzie zdarza się, lecz coraz rzadziej.

Gdy Kirchick poprosił Kampanię na rzecz Praw Człowieka o statystyki dotyczące ruchu LGBTQ, skierowano go do wiodącą w kraju grupę praw gejów o statystyki dotyczące „liczby osób LGBTQ, którym rocznie odmawia się zatrudnienia, korzystania z hoteli albo restauracji ze względu na ich seksualność lub tożsamość płciową, organizacja ta nie była w stanie mi tego zapewnić” – organizacja skierowała go do ankiety, w której 63 procent osób LGBTQ przyznało, że spotkało się z „dyskryminacją w życiu osobistym”.

Jest to jednak bardzo nieostre pojęcie – zauważa Kirchick. Wszak organizacje zajmujące się innymi problemami mogą podać znacznie dokładniejsze statystyki. Najgłośniejszym przejawem dyskryminacji homoseksualistów jest odmowa upieczenia tortu na homoseksualne wesele przez właściciela cukierni. Sprawa trafiła do Sądu Najwyższego, a 7 sędziów przyznało cukiernikowi rację (2 wyraziło odmienne zdanie). Kirchik podkreśla jako homoskeuslista, że w kraju, w którym mieszka 330 mln ludzi nie można wymagać od właściciela małej cukierni, by odrzucił 2000 lat nauczania religii w imię szczęścia pary homoseksualnej.

„Kierując się absolutyzmem moralnym przypominającym zapał religijny tych, którzy im się sprzeciwiają, niektórzy działacze gejowscy i ich postępowi sojusznicy przyjęli podejście zerowej sumy w kwestii antydyskryminacji, usiłując ukarać i napiętnować osoby, mające dokładnie takie samo zdanie na temat małżeństwa, jakie Barack Obama prezentował do maja 2012 r.” – pisze publicysta. 

 Jak zauważa działacz, w amerykańskim ruchu homoseksualnym istniały dwie tendencje. Jedna z nich (integralistyczna) walczyła o włączenie homoseksualistów do głównego nurtu społeczeństwa. Inna zaś (separatystyczna) zwalczała społeczne instytucje. Ich zdaniem bowiem homoseksualiści są zbyt odmienni od reszty ludzi i dlatego muszą podążać drogą przeciwną do głównego nurtu kultury.

Symbolem tego podziału jest debata z 1994 roku między Donną Minkowitz, radykalną pisarką lesbijską, a Brucem Bawerem, autorem integracyjnego tekstu założycielskiego „A Place at the Table” (miejsce przy stole). „Nie chcemy miejsca przy stole” – pdpowiedziała Minkowitz Bawerowi. – Chcemy przewrócić stół – dodała.

Integralistyczne i separatystyczne szkoły myślenia nie wykluczają się wzajemnie, a niektórzy działacze i grupy czerpią inspirację z obu tendencji – twierdzi Kirchik. Przedstawia on jednocześnie historię ruchu homoseksualnego przez pryzmat walki ideologicznej.

Zwolennik umiarkowanego nurtu „integralistycznego” Frank Kameny, powoływał się na kluczowe dokumenty amerykańskiej tradycji politycznej i argumentował, że homoseksualiści nie różnią się niczym od heteroseksualnych obywateli i zasłużyli na wszystkie prawa, którymi cieszą się ci ostatni. Dlatego też walczył o równość w przyjmowaniu do pracy (pikieta pod Białym Domem).

Ruch homoseksualny zradykalizował się w 1969 roku, gdy doszło do zamieszek w Stonewall i walk bywalców tamtejszego baru dla homoseksualistów z siłami porządkowymi. Od tego momentu wielu homoseksualnych działaczy związało się z nową lewicą.

Jak przykład autor podaje organizację o nazwie Front Wyzwolenia Gejów. Jak podkreśla jego nazwa nawiązuje do komunistycznego Frontu Wyzwolenia Narodowego w Wietnamie Północnym. Zauważa, że przedstawiciele tej grupy szydzili z małżeństwa i zwalczali kapitalizm. Posuwali się nawet do finansowania „Czarnych Panter”. Co ciekawe, przedstawiciele organizacji podkreślali, że należy znieść dotychczasowe instytucje społeczne, gdyż jest to konieczne do seksualnego wyzwolenia.

Pewna deradykalizacja nastąpiła jednak w latach 80. wskutek epidemii AIDS. Ponadto wielu przedstawicieli w ruchu homoseksualnym zdało sobie sprawę z korzyści, jakie przyniesie im integracja z głównym nurtem społeczeństwa.

Lata 90. przyniosły pewne opanowanie epidemii AIDS. Wówczas to zwolennicy ruchu homoseksualnego zdecydowali się na walkę o uzyskanie dostępu do armii i małżeństwa. Instytucje te uchodziły w Stanach Zjednoczonych za bastiony konserwatyzmu. Język zwolenników ingeracji, szukających „swego miejsca przy stole” wówczas dominował.

Pisarze związani z Independent Gay Forum uznawali więc małżeństwo za coś zasadniczo dobrego i z tego powodu starali się udostępnić je homoseksualistom.  Publicysta „The Atlantic” przywołuje więc słowa Dale Carpentera, autora opinii w sprawie Lawrence przeciwko Teksasowi toczącej się przed Sądem Najwyższym. Podkreślała, że prawnicy strony homoseksualnej celowo podkreślali podobieństwo homoseksualistów do heteroseksualistów. Skupiano się na ich miłości, przyjaźni, zaangażowaniu, a nie radykalnych hasłach seksualnego wyzwolenia.

Przychylny dla homoseksualistów wyrok (legalizacja homoseksualizmu w Teksasie) został skrytykowany przez homoseksualnych radykałów (separatystów). Kirchik przekonuje, że ruch na rzecz praw obywatelskich odnosi najwięcej sukcesów, gdy odwołuje się do głównego nurtu, do zwykłych Amerykanów i głosi potrzebę uzyskania takich jak ich praw. Tymczasem przesunięcie ku radykalizmowi może prowadzić do utraty tego, co do tej pory już osiągnięto.  

Teraz, gdy ma władzę kulturową i polityczną, ruch na rzecz praw gejów zwraca się znowu ku radykalnym żywiołom, starając się wywrócić do góry nogami to, co zostało osiągnięte – ubolewa Kirchik. 

Radykalni homoseksualiści, dziś szczególnie wpływowi, identyfikują się na przykład ze słowem queer, uznawanym za obraźliwe. Dochodzi też do mnożenia liter w skrócie LGBT. Dziennikarz podaje przykład Wesleyan University Open House. Przedstawiciele tej organizacji uznali się za schronienie dla LGBTTQQFAGPBDSM (obejmuje więc queer, elastycznych, aseksualnych et cetera). Ten dziwny i radykalny język symbolizuje radykalizm polityczny i skrajnie odmienny styl życia. 

Zwykły „gej” jest już „passe” – zauważa Kirchik. Podkreśla, że  ruch na rzecz praw homoseksualistów jest wykorzystywany do osiągania innych lewicowych celów. W jego ramach istnieją także podziały. Oprócz wspomnianego podziału na integralistów i separatystów, istnieją także podziały między czarnymi i białymi homoseksualistami. 

Publicysta „The Atlantic” twierdzi, że radykalny ruch homoseksualny prowadzi do przedłużania wojny kulturowej, co jednak jest niepotrzebne – gdyż homoseksualiści już ją wygrali osiągając wszystkie cele. Wskutek homo-radykalizmu Amerykanie umacniają się w przekonaniu o nadmiernej roszczeniowości homoseksualistów i ich dążeniu do ograniczenia wolności.

Tymczasem Stany Zjednoczone pozostają krajem religijnym, a dążenie do obrony wolności sumienia chrześcijan przyczyniło się do wyniesienia Donalda Trumpa na fotel prezydenta.

Według publicysty „The Atlantic” można zaobserwować związek homoseksualnych radykałów z nieliberalną lewicą. Obydwie strony zdają się zainteresowane w przedłużaniu wojny kulturowej. Tymczasem ruch homoseksualny powinien odtrąbić zwycięstwo i wycofać się z pola walki. 

Jego zdaniem rację bytu tracą nie tylko organizacje homoseksualne, ale nawet bary homoseksualne lub homoseksualne aplikacje randkowe. Podkreśla, by zamiast brnąć w radykalizm i ataki na społeczeństwo pogodzić się ze zwycięstwem. To jednak – paradoksalnie – może stanowić najtrudniejsze zadanie dla homoseksualistów.

Na marginesie warto zauważyć, że choć rozważania amerykańskiego autora mogą się wydawać nieistotne dla Polaków, to jednak jest inaczej. U nas bowiem sytuacja jest w pewnym stopniu zbliżona do tej w Stanach Zjednoczonych sprzed kilkunastu czy kilkudziesięciu lat. Homoseksualizm jest legalny, jednak nie istnieją związki partnerskie ani homomałżeństwa. Ruch LGBT odwołuje się do potrzeby integracji społecznej. Jednak wbrew publicyście „The Atlantic” nawet te „umiarkowane” roszczenia, takie jak związki partnerskie czy homoseksualne małżeństwa zasługują na odrzucenie. Co więcej, warto pamiętać, że ruch homoseksualny nie poprzestanie na tym, a jego frakcja radykalna zażąda więcej. W efekcie prawa osób żyjących tradycyjnie i wierzących staną się zagrożone. 

Źródło: theatlantic.com

AS

[Wybrane wypowiedzi internautów pod w/w tekstem na stronie źródłowej:]

Albowiem tu nie chodzi o prawa dla homoseksualistów wydumane bądź nie, ale o to, że lewica uczyniła sobie z homoseksualistów proletariat zastępczy i szczuje ich na społeczeństwo dla realizacji swoich celów.
aaa

Za: PoloniaChristiana – pch24.pl (2019-09-02) | https://www.pch24.pl/homoseksualista-to-za-malo–publicysta-o-homoradykalizmie-i-lgbttqqfagpbdsm,70501,i.html