Aktualizacja strony została wstrzymana

Polski roczek – Stanisław Michalkiewicz

Dawno, dawno temu, Ewa Szelburg-Zarembina napisała książkę da dzieci pod tytułem „Boży roczek”. Zawierała ona opowiadania dla dzieci na cały rok, poświęcając każdy miesiąc jakiemuś świętemu, albo świętom, albo ważnym wydarzeniom. Opowiadania są bardzo poetyczne, zresztą jakże inaczej, skoro ich autorka pisała dla dzieci takie np. kołysanki, jak „Idzie niebo ciemną nocą” („Idzie niebo ciemną nocą, ma w fartuszku pełno gwiazd. Gwiazdy świecą i migocą, aż wyjrzały ptaszki z gniazd…”), które słyszałem jako dziecko i śpiewałem do snu moim dzieciom. Więc na przykład w lutym można było w „Bożym roczku” przeczytać o Matce Boskiej z wilkami – jak to wilki przyświecały Matce Boskiej swoimi oczami, by nie zgubiła drogi – i tak dalej.

Skoro jest „Boży roczek”, to mógłby być również Polski roczek – bo chyba każdy miesiąc w roku można określić przymiotnikiem: polski. Zacznijmy tedy od stycznia. Czy styczeń jest „polski”? W pierwszej kolejności – międzynarodowy, bo 6 stycznia przypada święto Trzech Króli, których pan Ryszard Petru naliczył aż sześciu. Historia o Trzech Królach, których teraz dlaczegoś nazywa się „Mędrcami” też jest bardzo poetyczna, zwłaszcza w dawniejszych tłumaczeniach, kiedy to na przykład Królowie, otrzymawszy we śnie ostrzeżenie, by nie wracali do Heroda, „inszą drogą wrócili się do krainy swojej”. Polski akcent próbowano nadawać styczniowi za komuny, kiedy to 17 stycznia świętowano rocznicę „wyzwolenia Warszawy”, to znaczy – wkroczenia Armii Czerwonej, w której składzie była też Dywizja im. Tadeusza Kościuszki, złożona z dawnych zesłańców syberyjskich („wczoraj łach, mundur dziś”) do opustoszałych ruin Warszawy. Obchodzona jest też rocznica Powstania Styczniowego, które miało chyba najmniejsze szanse na sukces. To już lepiej na tym tle wypada luty, bo 1 lutego 1944 roku Oddział specjalny Kedywu dokonał zamachu na generała SS Franza Kutscherę, a głaz upamiętniający to wydarzenie – że Polska nie tylko cierpiała, ale i karała – leży przy Alejach Ujazdowskich w Warszawie. Z kolei 6 lutego 1989 roku rozpoczęło się telewizyjne widowisko pod tytułem „Obrady okrągłego stołu” – które miało na celu przekonanie społeczeństwa polskiego, że oto odzyskuje wolność, podczas gdy tak naprawdę przeprowadzono wtedy podział władzy NAD narodem polskim, który w ogólnych zarysach obowiązuje do dnia dzisiejszego, bo też jego gwarantem w jednej strony był wywiad wojskowy, co to reprodukuje się w kolejnych przepoczwarzeniach ubeckich dynastii, a z drugiej – Lewica Laicka, czyli dawni stalinowcy w pierwszym, albo drugim, a teraz nawet trzecim pokoleniu.

Ale luty to jeszcze nic w porównaniu z Marcem, który z tej racji pisany jest nawet dużą literą. Jak wiadomo, 8 marca 1968 roku rozpoczęły się tzw. „wydarzenia marcowe”, czyli studenckie protesty – generalnie przeciwko PZPR – której działacze wykorzystali to do dintojry między dwiema frakcjami: „Chamów” i „Żydów”. Tym razem „Chamy” się odegrały, to znaczy – odebrały „Żydom” lukratywne synekury, które tamci najwidoczniej uważali już za swoje „prawa nabyte”. Nie mogąc znieść takiego męczeństwa, „Żydy” powyjeżdżały na Zachód, gdzie podniosły klangor przeciwko „polskiemu antysemityzmowi” – bo przecież nie wypadało się chwalić, że były nierozerwalnym ogniwem stalinowskiego aparatu terroru. Po latach naprawdę uwierzyły w swoje męczeństwo i nawet nazwały marzec 1968 „małym holokaustem”, co potwierdzają polscy wysocy dygnitarze, uprzejmie zakładam, że bezmyślnie.

Marzec sąsiaduje z kwietniem, a w kwietniu – wiadomo: rocznica powstania w getcie warszawskim. Na świecie większość ludzi myśli, że to było właśnie Powstanie Warszawskie – ale co ma myśleć, kiedy z poduszczenia „Lewicy Laickiej” coraz więcej Polaków, którzy nawet nie udają Żydów, chociaż i takich jest coraz więcej – przypina sobie papierowe żonkile nawiązujące do Gwiazdy Dawida? Myślę, że to dopiero skromne początki, że już wkrótce doczekamy się opowieści, wspartych licznymi świadectwami naocznych świadków, jak to Żydów mordowali „polscy naziści”. Toteż nic dziwnego, że „Lewica Laicka” walczy z próbą ustanowienia konkurencyjnej „liturgii smoleńskiej” w rocznicę katastrofy lotniczej w roku 2010, w której zginął prezydent Lech Kaczyński i 95 innych osobistości.

Maj z kolei charakteryzuje się sąsiedztwem dwóch świąt, z których jedno, to znaczy – 1 maja – jest świętem naszych okupantów, zarówno obco, jak i polskojęzycznych, a drugie – to znaczy – rocznica konstytucji 3 maja – nawiązuje do próby ratowania państwa polskiego przed śmiercią w wieku XVIII. To sąsiedztwo jest symbolem schizofrenii, na jaką naród polski został skazany, w której się pogrąża i do której zaczyna się przyzwyczajać, jako do normy.

Pod tym względem lepszy jest czerwiec, chociaż i tutaj w beczce miodu są aż dwie łyżki dziegciu. W czerwcu obchodzimy rocznicę pierwszej od początku świata pielgrzymki papieża Jana Pawła II do Polski oraz „poznańskiego czerwca” to znaczy – krwawo stłumionego w roku 1956 buntu przeciwko PZPR – i to są sprawy czyste. Ale celebruje się też rocznicę „wolnych wyborów” w roku 1989, kiedy to 4 czerwca „upadł komunizm”, a najlepszym tego dowodem był wybór na prezydenta Rzeczypospolitej generała Wojciecha Jaruzelskiego, przywódcy owych „upadłych” komunistów. Majowa schizofrenia przynosi nie tylko takie owoce, ale i jeszcze gorsze w postaci „Dnia Konfidenta”, czyli rocznicy obalenia rządu premiera Olszewskiego 4 czerwca 1992 roku, które – jak pamiętamy – nastąpiło na wniosek Kukuńka.

Z kolei 1 lica 1569 roku ustanowiono w Lublinie Unię Korony i Wielkiego Księstwa Litewskiego, czyli Rzeczpospolitą Obojga Narodów. Unia Lubelska była owocem zwycięstwa nad Zakonem Krzyżackim pod Grunwaldem 15 lipca 1410 roku i potwierdzeniem mocarstwowej pozycji Rzeczypospolitej, na co dzisiaj krzywią się władze Litwy, Białorusi i Ukrainy, ponieważ nacjonalizmy w tych krajach mają zdecydowanie antypolskie oblicze. Toteż ze smutkiem obserwujemy, zwłaszcza na Litwie skutki „rozwodu Jadwigi z Jagiełłą”, przybierające niekiedy formy groteskowe. Na szczęście inne lipcowe święto 22 lipca (dawniej E. Wedel) zostało jednak zlikwidowane. Za komuny było obchodzone jako narodziny PRL, bo dzień wcześniej Stalin z renegatów i agentów NKWD utworzył „Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego”, który firmował terroryzowanie Polski przez Sowiety.

Za to w sierpniu zaznaczają się co najmniej dwie rocznice: wybuchu Powstania Warszawskiego w 1944 roku, w którym żołnierze AK wykazali się ogromnym poświęceniem i bohaterstwem, ale już nie politycy – bo ci wydali tym żołnierzom rozkaz przekraczający ich możliwości, a w dodatku obliczony na wywołanie efektu pozornego w postaci „wstrząśnięcia sumieniem świata”. Nic takiego nie wystąpiło, bo jakże inaczej, kiedy przecież wiadomo, że świat sumienia nie ma? Drugą rocznicą sierpniową jest podpisanie porozumień w Gdańsku, Szczecinie i Jastrzębiu. Z jednej strony sygnatariuszami tego porozumienia byli reprezentanci PZPR i rządu, a z drugiej – konfidenci Służby Bezpieczeństwa. Taki to los wypadł nam.

Z kolei 1 wrześniaroku pamiętnego”, czyli 1939 na Polskę napadły Niemcy, a dni później do Polski „wkroczyła” Armia Czerwona. Jedni „napadli”, podczas gdy drudzy „wkroczyli” – ale tak czy owak i tam gdzie „napadli” i tam gdzie „wkroczyli” rozpoczęła się okupacja ze wszystkimi jej okropnościami.

Miesiącem polskim roku 1956 jest oczywiście „polski Październik”. Oddajmy tedy głos poecie: „A może sławny wspominać Październik, gdy nas skołował chytry stary piernik…” Źe „skołował”, to fakt, ale terror został ukrócony, bo oczywiście o całkowitej jego eliminacji nie ma mowy nawet i dzisiaj, więc tamto „ukrócenie” to już było coś, co stwarzało namiastkę życia normalnego.

Listopad, niebezpieczna dla Polaków pora…” – pisze poeta. Toteż 11 listopada obchodzimy rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości, chociaż jej proklamowanie nastąpiło nie 11 listopada, tylko 7 października, kiedy to Rada Regencyjna ogłosiła tę proklamację na podstawie 13 punktu listy amerykańskich celów wojennych, przedstawionych przez prezydenta Wilsona. To przesunięcie jest efektem kultu Józefa Piłsudskiego, którego wyznawcy nie ustawali w budowaniu „legendy”, a „legenda” wiadomo: to elegancka nazwa fałszywej wersji historii. W listopadzie wybuchło też Powstanie Listopadowe, które zakończyło się katastrofą, chociaż chyba nie musiało. Ale jakże inaczej, skoro wywołali je podchorążowie, którzy nie mieli śmiałości przejąć dowodzenia nad armią, która była, tylko błagali o to generałów, którzy z Rosją ani myśleli wojować. Podobnie nieśmiały, zwłaszcza w obecności prezydenta Trumpa jest pan prezydent Andrzej Duda, który nie ośmiela się poruszyć sprawy ustawy nr 447 bez pozwolenia swego rozmówcy. Jak widzimy, takie rzecz dobrze się nie kończą.

Za to w grudniu mamy dwie rocznice; wydarzeń grudniowych z roku 1970, kiedy to PZPR zmasakrowała zbuntowanych robotników w Gdańsku, Szczecinie i innych miastach, a ta masakra posłużyła za pretekst do podmianki na stanowisku I sekretarza. Poprzedni, czyli Władysław Gomułka podpadł Sowietom za samowolne podpisanie 7 grudnia 1970 roku traktatu granicznego z Republiką Federalną Niemiec, no i został obalony przez Edwarda Gierka i Wojciecha Jaruzelskiego, który 11 lat później zgotował podobny los Edwardowi Gierkowi.

Stanisław Michalkiewicz

Felieton    miesięcznik „Moja Rodzina”    15 sierpnia 2019

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=4528

Skip to content