Aktualizacja strony została wstrzymana

Filip de Villiers zdziera maski – Stanisław Michalkiewicz

W dzisiejszych czasach, a zresztą nie tylko w dzisiejszych, bo i w starożytnych, nie można się obejść bez tak zwanych „mitów założycielskich”. Na przykład mitem założycielskim Izraela była ucieczka z Egiptu, oczywiście podana w nader patetycznym sosie w Księdze Wyjścia. Jak pamiętamy, faraon uparł się, by Izraelitów z Egiptu nie wypuszczać, bo Najwyższy w tym celu specjalnie zatwardził mu serce. Czy zatwardził je faraonowi, na którym nie zrobiły wrażenia nawet plagi, czy też rozmiękczył je Izraelitom, którzy – być może – wcale nie chcieli z Egiptu uciekać w nieznane – tego oczywiście już się nie dowiemy.

Warto jednak zatrzymać się nad jedną, ostatnią plagą, która zrobiła wrażenie nawet na złym faraonie. Chodzi oczywiście o zagładę wszystkich pierworodnych w ziemi egipskiej, których w ciągu jednej nocy wytracił Anioł Śmierci. Charakterystyczna jest przy tym wskazówka, jaką Izraelici, na polecenie Mojżesza udzielali Aniołowi Śmierci – gdzie ma zabijać, a gdzie nie. Jak pamiętamy, była to jucha barania, którą Izraelici posmarowali drzwi swoich domostw. Czy taka wskazówka była potrzebna Aniołowi, który chyba przecież i bez tego by wiedział, gdzie robić jatkę, a gdzie nie – czy też członkom specjalnego komanda morderców, którzy bez takiej wskazówki rzeczywiście mogliby narobić sporo zamieszania – tego oczywiście nie wiemy – ale warto w związku z tym zwrócić uwagę, że Izraelici pożyczyli od swoich egipskich sąsiadów kosztowności właśnie przed tą ostatnią plagą. Po co im te kosztowności były potrzebne – tajemnica to wielka, ale jeśli nawet, to wszystko układa się w scenariusz prowokacji. Mojżesz polecił pożyczyć jak najwięcej kosztowności, bo to miał być kapitał założycielski Ziemi Obiecanej, podobnie jak teraz „roszczenia” dotyczące „własności bezdziedzicznej”, zaś ostatnia plaga miała na celu zmuszenie Izraelitów do ucieczki – bo zanim faraon zostałby przekonany, że to Anioł, a nie jacyś nocni mordercy – to spadłaby niejedna głowa i potem nie miałby już kto uciekać. Nie było zatem wyjścia, jak dokonać Wyjścia – na szczęście z kosztownościami. Inna rzecz, że kiedy tylko podczas wędrówki coś szło nie tak, to zaraz Izraelici przeciwko Mojżeszowi „szemrali”, że jak tam w Egipcie było, to było, ale mieli pełną michę i w ogóle, a tu pustynia i zatracenie. Podobnie warto zwrócić uwagę, że kiedy Mojżesz zbyt długo namawiał się z Najwyższym na górze Synaj, Izraelici ze zrabowanych egipskich kosztowności ulali… złotego cielca, czyli egipskiego Apisa. Kiedy powracający Mojżesz to zobaczył, uległ atakowi furii i krzyknął: „kto z Panem – do mnie!” Kiedy zwolennicy Pana już go otoczyli, kazał im dziesiątkować czcicieli Złotego Cielca. Czy to nie byli przypadkiem członkowie komanda, które wykonało mokra robotę za Anioła Śmierci? Oczywiście takie dedukcje i domysły nie służą mitowi założycielskiemu, więc są otaczane niechęcią, podobnie zresztą, jak próby demaskowania mitu założycielskiego III Rzeczypospolitej, a zwłaszcza Kukuńka, co to „obalił komunizm” i tylko patrzeć, jak zostanie kanonizowany – ale oczywiście dopiero po Robercie Schumanie, na którego cześć już teraz odprawują liturgiczne marsze członkowie Szumańskiego Komsomołu pod przewodnictwem Róży hrabiny Thun und Handehoch.

Ojcowie Założyciele Unii

Również Unia Europejska ma swój mit założycielski, w którym ogromną rolę przypisuje się Ojcom Założycielom w osobach Jana Monneta i wspomnianego Roberta Schumana. Wydawało się, że wszystko jest już w jak najlepszym porządku i światli pedagodzy będą ten mit wbijali w łepetyny ufnych dzieci – ale co jeden człowiek zakrył, to drugi odkryje. Tego odkrycia, które nosi charakter „razobłaczenija”, dokonał Filip de Villiers, francuski polityk z Wandei w książce „Kiedy opadły maski”. Filip de Villiers dokonał starannej kwerendy w rozmaitych archiwach – i co się okazało? Okazało się, że – jak pisze poeta – „tak wylazła z Archanioła stara świnia reakcyjna.” To znaczy – niekoniecznie reakcyjna, bo właśnie postępowa – niemniej jednak świnia. Chodzi oczywiście o Jana Monneta, bimbrownika z Charente. Filip de Villiers twierdzi, że z uwagi na swoje właściwości charakterologiczne, został on upatrzony na Ojca założyciela przez mafię Wielkiego Wschodu w porozumieniu z amerykańskim wywiadem, który z zagadkowego powodu postanowił zbudować „Stany Zjednoczone Europy”. Toteż wynajęci przez amerykańskich bezpieczniaków tak zwani „murzyni” napisali „Wspomnienia” Jana Monneta, będące „ Małą czerwoną książeczką” konstruktu europejskiego. Dowiadujemy się z tych „Wspomnień”, że już od wczesnej młodości późniejszy Ojciec założyciel miał „gotowy plan”, niczym Kim Ir Sen. Ale Filipowi de Villers udało się odnaleźć w lozańskich i innych archiwach dokumenty, z których wynika, że inspiratorem i wykonawcą nie tylko „gotowego planu”, ale i wspomnianych „Wspomnień”, była utworzona w 1936 roku Fundacja Forda, która po wojnie przekształciła się w „pas transmisyjny CIA i Departamentu Stanu” i to właśnie ona „skierowała fundusze”. Z korespondencji wynika, że Jan Monnet pisze, iż „co do biografii, sugeruję, by organizacja odpowiedzialna za fundusze, była tą samą, co ta, którą opisałem Ci w liście z 18 lipca 1958 roku. A co do osób, które mogłyby przeprowadzić badania, proponuję, byśmy o tym porozmawiali, gdy się spotkamy.” Nie ulega więc wątpliwości, że Ojciec Założyciel wykonywał zlecenie dysponenta „funduszy”. Ale to nie wystarczyło, bo za zredagowanie „Wspomnień” wzięli się pierwszorzędni fachowcy, którzy wiedzieli, co trzeba napisać i spreparowali Janowi Monnetowi życiorys chwalebny, który bardzo się mu spodobał, podobnie jak „legenda” spodobała się Kukuńkowi. I w jednym i w drugim przypadku, dzięki pierwszorzędnym fachowcom, każdy dostąpił objawienia prawdziwego sensu własnego życia. W ten oto sposób „konstrukt europejski” nabrał cech dogmatu, którego krytyka jest uważana za bluźnierstwo.

Z Robertem Schumanem sprawa jest nieco inna. Filip de Villiers cytuje rzecznika papieża Franciszka, który komunikuje, że „dossier tego kandydata jest domknięte. Brakuje tylko cudu.” Skoro tylko tego brakuje, to tylko patrzeć, jak jakiś cud się wydarzy. Na razie jednak czekamy, a ten czas oczekiwania na cud Filip de Villiers wykorzystał na poszukiwania, dzięki którym dowiadujemy się, że mieszkający w Lotaryngii Schumanowie w 1872 roku przyjęli narodowość niemiecką. Młody Rober zostaje adwokatem w Metzu, gdzie poznaje biskupa Benzlera, szalenie zaniepokojonego rozprzestrzenianiem się tam francuskich organizacji młodzieżowych. W ramach walki z tym nacjonalizmem tworzy „Diecezjalna Federację Organizacji Młodzieżowych”, już odpowiednio nakręconą na odcinku narodowym, a jej przewodniczenie powierza właśnie Robertowi Schumanowi. W czasie I wojny światowej Robert Schuman jest niemieckim żołnierzem, w charakterze pisarza w jednostce która nie bierze udziały w działaniach wojennych i stacjonuje w Metzu. Potem zostaje zatrudniony w niemieckiej administracji, co pozwala mu zachować – jak pisze – status „obserwatora”. Ale po 11 listopada 1918 roku opuszcza stanowisko Komisarza w niemieckiej administracji i przyjmuje obywatelstwo francuskie. Entuzjastycznie przyjmuje traktat z Locarno w który Niemcy uznały granicę z Francją i Belgią, ale odmówiły uznania granicy z Polską i Czechosłowacją, więc nic dziwnego, że podobał mu się też układ monachijski z 1938 roku. Jest gołąbkiem pokoju i – jak pisze de Villiers – poczucie narodowe, które uważał za śmiertelne zagrożenie, było mu obce. Toteż marszałek Petain wyznaczył również jego do prowadzenia negocjacji pokojowych z Niemcami. Potem przenosi się do Vichy, gdzie 10 lipca 1940 roku „po żarliwej modlitwie” głosuje za przekazaniem nadzwyczajnych pełnomocnictw marszałkowi Petainowi. Ale wkrótce opuszcza rząd i na legalnych dokumentach wyjeżdża do Metzu, żeby „zniszczyć papiery”. Ale Niemcy z jakiegoś powodu go aresztują, więc prosi marszałka Petaina o interwencję, w następstwie czego zostaje przeniesiony do aresztu domowego w „pokoju dobrze ogrzewanym zimą”. Do przyjaciela pisze: „czuję się bardzo dobrze. Najważniejsze żeby mieć odpowiednią cierpliwość. Źyczę ci jej wraz z łaską z góry, która wszystko może, jeśli pozwolimy jej działać”. Toteż – jak nie bez ironii komentuje to de Villiers – Schuman „pozwala”. Ale nawet „łasce” nie wszystko się udaje. Filip de Villiers przypomina, co powiedziała mu marszałkowa de Lattre de Tassigny – że jej mąż uważał Schumana za „ człowieka mdłego” i „cykora” – ale kiedy po wyzwoleniu Bourg en Bresse spotkał go na drodze i z litości zabrał do swego sztabu, to nowy minister obrony zażądał od dowódcy Pierwszej Armii odsunięcia „tego produktu Vichy, uczestnika ruchu oporu w zakrystii.” Z tego powodu – jak pisze de Villiers – zostanie on „kościelnym” Jana Monneta.

Ale słonia w menażerii nie widzimy

Z ksiązki wynika, że to Stany Zjednoczone, posługując się figurantami w rodzaju Jana Monneta i zrobionego z plasteliny Roberta Schumana, przeforsowały „konstrukt europejski”, którego głównym elementem była postępująca likwidacja historycznych europejskich narodów. Ale Europa, to właśnie narody. Bez historycznych narodów Europa przestanie istnieć, jako specyficzna przestrzeń cywilizacyjna. Dlaczego Amerykanom tak na tym zależało? Można podjąć wiele domysłów i Filip de Villiers to robi – ale odnoszę wrażenie, że starannie przy tym omija jeden wątek. Ten mianowicie, że po zakończeniu II wojny światowej w Stanach Zjednoczonych gwałtownie rosną polityczne wpływy lobby żydowskiego. Zorientowane jest ono przede wszystkim na wykorzystanie potęgi USA w interesie Izraela, ale to wcale nie przeszkadza realizacji celu ubocznego w postaci uczynienia z historycznych narodów europejskich tak zwanego „nawozu historii”. Tego wątku autor nawet nie sygnalizuje, chociaż jeden rozdział poświęca staremu żydowskiego grandziarzowi finansowemu Jerzemu Sorosowi, co można uznać za rodzaj mrugnięcia do czytelnika: ja wiem i ty wiesz, więc nie musimy stawiać kropki nad „i”. Jednak tego rodzaju unik pokazuje jak wielkiego obszaru wolności się wyrzekliśmy i nawet nie zamierzamy go odwojować.

Stanisław Michalkiewicz

Artykuł    tygodnik „Najwyższy Czas!”    4 lipca 2019

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.

Skip to content