Aktualizacja strony została wstrzymana

Drony zwiastują koniec świata? – Stanisław Michalkiewicz

Któż nie pamięta bajki o lisie i winogronach? Lis nie mógł dosięgnąć winogron, więc przekonywał, że nie warto po nie sięgać, bo są kwaśne. Literatura dostarcza wielu podobnych przykładów, spośród których najstarszy zapisano w Starym Testamencie, w Księdze Jonasza. Jak wiadomo, Jonasz dostał od Najwyższego misję powiadomienia mieszkańców Niniwy, że czeka ich zagłada. Tedy poszedł do Niniwy i informował o tym wszystkich Niniwiaków. Ta zapowiedź zrobiła na nich wrażenie do tego stopnia, że zaczęli intensywnie pokutować. I co Państwo powiecie? Zagłada została odwołana. Być może prezydent Donald Trump o tej historii nie słyszał, bo ma inne zmartwienia, choćby to, że jakaś dama właśnie przypomniała sobie, jak to przed 20-toma czy może jeszcze 30-ma laty, w przymierzalni jakiegoś domu towarowego „wepchnął jej penisa” i to w dodatku nie wiadomo gdzie. Trochę to podobne do konfabulacji Bonży z nieśmiertelnego poematu Janusza Szpotańskiego „Bania w Paryżu”, kiedy to heroina poematu podczas przesłuchania u Simony opowiada, jak to „ona na głowie wtedy stała i niebywałą rozkosz miała. Tak bredzi Bonża – a Simona notuje wszystko to skupiona”. Jak było w przypadku tej pani – czy Donald Trump dostarczył jej przeżyć, czy egoistycznie myślał tylko o sobie – tego się pewnie nie dowiemy. Nawiasem mówiąc, z ludźmi tak już jest; „ludzie to straszni egoiści – narzekał pewien jegomość. – Każdy myśli tylko o sobie. O mnie myślę tylko ja jeden na całym świecie!” bardzo możliwe, że politycy są właśnie tacy i to nie tylko wielcy, ale również ci drobniejszego płazu. Weźmy takiego pana premiera Mateusza Morawieckiego. Już nie wystarcza mu, że podlizuje się Żydom, Amerykanom i innym naszym sojusznikom, ale kiedy dowiedział się, że pod Sejmem pewna 13-latka rozpoczęła „wakacyjny protest” przeciwko klimatowi, to zaraz oświadczył, że jest „po tej samej stronie”, czy jakoś tak. Wprawdzie 13-latki tegoroczną jesienią jeszcze nie będą głosowały, ale widać, że pan premier Morawiecki ma dalekosiężne plany i już zawczasu podlizuje się przyszłym wyborcom, więc tylko patrzeć, jak i on zacznie protestować pod Sejmem. Z pewnego punktu widzenia byłoby to korzystne, nie tyle może dla klimatu, bo on może się nawet o tym nie dowiedzieć, tylko dla nas. Jak zauważył kiedyś prezydent Ronald Reagan, który przecież wiedział, co mówi, obywatele najlepiej wychodzą na tym, gdy rząd nic nie robi. Ale politycy, również tacy, którzy tak naprawdę nie mają nic do gadania, demonstrują swój aktywizm, dając do zrozumienia, że gdyby mozolnie nie popychali rzeki, to ta nie popłynęłaby do morza, tylko w całkiem odwrotną stronę. Cóż dopiero w przypadku polityków takich jak prezydent Donald Trump, którzy coś tam do gadania jednak mają? Toteż zdumiony świat dowiedział się przed kilkoma dniami, że prezydent Trump odwołał amerykański atak na Iran na 10 minut przed jego rozpoczęciem. Chodziło o skarcenie złowrogiego Iranu za zestrzelenie amerykańskiego drona. Co dron tam robił – tego dokładnie nie wiemy, bo złowrodzy Irańczycy twierdzą, że dronowi towarzyszył wojskowy samolot P8 z 35 osobami na pokładzie (ciekawe, w jaki sposób to spenetrowali?) – ale to nieważne, bo niewiele brakowało, by ze złowrogiego Iranu nie pozostała nawet mokra plama, gdyby nie to, że prezydent Trump przypomniał sobie, że – jak to pisała ongiś Maria Konopnicka – „na wojnie świszczą kule, lud się wali, jako snopy, a najdzielniej biją króle, a najwięcej giną chłopy”. Tedy prezydent Trump zapytał dowodzącego generała, jak myśli, ilu ludzi zginie podczas tego karcenia. Generał wziął liczydła i powiedział, że coś koło 150. Wtedy prezydent Trump doszedł do wniosku, że bezzałogowy dron nie jest wart tylu trupów i w ostatniej chwili operację odwołał. Ta motywacja przynosi mu oczywiście zaszczyt, chociaż z drugiej strony jeszcze w latach 60-tych zwracałam uwagę pacyfistycznie nastawionemu koledze, że gdyby tak wszyscy zastosowali się do wskazówek Miry Kubasińskiej, co to w jednym z protest-songów śpiewała: „zawróćcie samoloty, latające fortece, piaskiem bunkry zasypcie, niech każdy spokojnie patrzy w niebo!” – to morale w armii, a już specjalnie w siłach powietrznych, gwałtownie by spadło, z czego niewątpliwie skorzystałby wróg. Wbrew bowiem opinii Janusza Głowackiego, że „wróg śpi, bo ma mieszkanie” – wróg ma to do siebie, że nigdy nie śpi, podobnie jak Pinkertonowie, co to nawet reklamowali się przy pomocy sloganu: „My nigdy nie śpimy”. Czy zatem prezydent Donald Trump zawrócił „latające fortece” zmierzające w kierunku złowrogiego Iranu, czy raczej była to współczesna wersja Biblijnej Księgi Jonasza, a konkretnie – przypadku z Niniwiakami? Twego pewnie nigdy się nie dowiemy, a szkoda, bo poznanie odpowiedzi na to pytanie dostarczyłoby również i nam lepszego rozeznania losu, jaki wypadł nam.

Nie jest bowiem wykluczone, że amerykańskie drony latają w kierunku Iranu gwoli udelektowania bezcennego Izraela, któremu najwyraźniej przeszkadza cały świat i przy pomocy amerykańskiej potęgi, nad którą roztoczył coś w rodzaju kontroli, chętnie obróciłby go w perzynę – oczywiście pozostawiając przy życiu mniej więcej miliard ludzi, żeby było komu pożyczać pieniądze na procent. Okazuje się, że dalekosiężne cele wielkiej polityki wcale nie są tak skomplikowane, jak wydaje się uczonym politologom. W tej sytuacji inicjatywa pana ministra Zbigniewa Ziobry, który zapowiedział srogie kary dla lichwiarzy – aczkolwiek z wyborczego punktu widzenia jest zrozumiała, to w kontekście wielkiej polityki może okazać się dla rządu „dobrej zmiany” fatalna, bo jeśli inne rządy zechcą pójść w jego ślady, to dalsze istnienie świata straci wszelki sens. To właśnie coraz częściej zapowiadają katastrofiści – między innymi „watykańska badaczka” Sabrina Sforza Galitzia, która spenetrowała prawdę za pomocą drobiazgowej analizy słynnego obrazu Leonarda da Vinci „Ostatnia Wieczerza”. Okazało się, że koniec świata rozpocznie się 21 marca 4006 roku, a zakończenie nastąpi 1 listopada. Zatem zostało jeszcze prawie 2 tysiące lat, więc przy zastosowaniu procentu składanego można zebrać całkiem pokaźny majątek, który potem będzie można załadować na arkę zamiast zwierząt – bo koniec świata ma nastąpić wskutek potopu. Okazuje się, że nie miał racji francuski XVII-wieczny aforysta Franciszek książę de La Rochoefoucauld, twierdząc, że tylko dlatego Pan Bóg nie zesłał na ziemię drugiego potopu, bo przekonał się o bezskuteczności pierwszego. Ale przecież wiadomo, że nie do dwóch, a do trzech razy sztuka.

Stanisław Michalkiewicz

Felieton    serwis „Prawy.pl” (prawy.pl)    26 czerwca 2019

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=4497

Skip to content