Aktualizacja strony została wstrzymana

Niemcy: bezlitosny atak na Benedykta XVI po publikacji eseju o „przyczynach kryzysu Kościoła”

W Kościele katolickim w Niemczech toczy się spór o ocenę artykułu Benedykta XVI. Linie podziału przebiegają tak, jak zwykle: ci, którzy prą do utworzenia nowego Kościoła wyzutego z prawdy i tożsamości, krytykują papieża-emeryta; ci zaś, którzy troszczą się o przechowanie depozytu wiary, są mu głęboko wdzięczni za wnikliwą analizę współczesnego kryzysu.

Progresiści: To Benedykt jest winny nadużyciom

Niemieccy progresiści przyjęli artykuł Benedykta XVI bardzo źle. Ich zdaniem papież-emeryt całkowicie się pomylił. Skoro nadużycia seksualne w Kościele katolickim występowały także w dawnych wiekach, twierdzą, to nie może być jakoby prawdą, by współczesny kryzys miał cokolwiek wspólnego z rewoltą seksualną 1968 roku (choć to właśnie w latach 60. i 70. przestępstw było najwięcej!). Ich zdaniem Józef Ratzinger wybiela Kościół i zwala wszystko na szatana (sic), tymczasem problemy leżą gdzie indziej. Chodzi o klerykalizm – i homoseksualizm. Tak, z diagnozą Benedykta na temat grup, które opanowały seminaria, zgadzają się nawet liberałowie. Problem w tym, że ich zdaniem za problem homoseksualizmu odpowiada… Kościół katolicki i Benedykt XVI osobiście. A wszystko przez homofobię i niedostosowane do współczesności nauczanie, które Ratzinger jako papież jeszcze umacniał. Stąd tekst papieża-emeryta należy ich zdaniem po prostu zignorować, a w Kościele przeprowadzić wielką reformę moralności seksualnej i struktur władzy.

Episkopat udaje, że milczy

Nie pojawiła się jak dotąd (16.04) żadna otwarta reakcja Konferencji Episkopatu Niemiec – i raczej nie należy się jej spodziewać. Niejako w zastępstwie i w imieniu większości biskupów głos zabrał „oficjalnie nieoficjalny” portal hierarchów, Katholisch.de. Po to, by papieża-emeryta zajadle zaatakować. Medium odpowiedziało na artykuł Benedykta błyskawiczną publikacją tekstu teologa Magnusa Strieta. Jego zdaniem papież-emeryt skupił się na bolączkach rewolucji 1968 roku, bo wciąż nie uporał się z traumą, jakiej doświadczył obserwując osobiście protesty studenckie i przemiany społeczne. Dla Strieta próba połączenia kryzysu nadużyć z ideami rewolucyjnymi jest „absurdem”. Teolog przyznaje, że Benedykt ma rację wskazując na problem homoseksualizmu, bo – pisze – „niedojrzali homoseksualnie zorientowani mężczyźni mają groźny potencjał”. Ten trzeba w jego ocenie zniwelować wszakże wsparciem Kościoła dla „integrowania homoseksualizmu z osobowością”, bo tylko ten brak integracji odpowiada za przestępstwa homoseksualnych duchownych. Winny jest więc „homofobiczny” Kościół…

Kilka dni później tam sam „oficjalnie nieoficjalny” portal opublikował drugi jeszcze atak na papieża, tym razem w wydaniu bawarskiego dziennikarza Tilmanna Kleinjunga. Autor uznał, że papież-emeryt publikacją artykułu „zaszkodził zarówno sobie jak i swojemu następcy”. Posunał się wręcz do stwierdzenia, jakoby Józef Ratzinger wypowiedział Ojcu Świętemu… wojnę. „Franciszek przyszedł, by pogodzić nauczanie Kościoła z życiem ludzi. Nawet jeśli Benedykt kilkukrotnie deklaruje lojalność wobec swojego następcy, to jego tekst jest pismem wojennym przeciwko urzędującemu papieżowi. […] Papież emeryt domaga się podziału swojego Kościoła” – napisał.

ZdK: Po co nam Benedykt? Mamy Amoris laetitia

Artykuł Benedykta skomentował też szef Centralnego Komitetu Niemieckich Katolików (ZdK), prof. Thomas Sternberg. ZdK to najważniejsza organizacja niemieckich świeckich; współpracuje blisko z Episkopatem, jest jego radykalnie „postępowym” zapleczem. Sternberg zgodził się z Józefem Ratzingerem w tym, że problemem Kościoła katolickiego jest brak wiary. Uznał jednak, że pod wieloma względami papież się myli. Od 1968 roku, stwierdził, czyli od publikacji Humanae vitae, kościelna moralność seksualna oddaliła się od rzeczywistości życia ludzi i utraciła społeczną akceptację (sic!). „Powodem tego nie była zmiana naukowej teologii moralnej [co krytykował Benedykt – red.], ale hierarchia, która wciąż wierzyła, że może dawać od dawna samoświadomym ludziom restrykcyjne przepisy na życie”, ocenił Sternberg. Jak uznał, Benedykt niepotrzebnie przywołuje „stare wojny”. Dzisiaj jest już inna epoka; papież Franciszek w adhortacji Amoris laetitia wykonał bowiem pierwszy krok ku – uwaga – „zbliżeniu [nauki Kościoła] do pojmowania życia przez chrześcijan” w tematach „seksualności i partnerstwa”.

Atak, atak, atak…

To tylko drobny wybór krytycznych głosów. W istocie w Niemczech aż od nich huczy. Matthias Katsch, rzecznik organizacji ofiary nadużyć, uznał tekst Benedykta za „zapóźniony” i „niewnoszący nic do dyskusji nad rozwiązaniem problemy”. Wpływowy teolog Wunibald Müller stwierdził, że sam Benedykt XVI nosi na sobie winę za grzechy Kościoła, a to z racji jego działań jako arcybiskupa Monachium; ponadto jako papież miał zaszkodzić sprawie, bo jego tradycyjne nauczanie moralne jest jedną z przyczyn seksualnej przemocy wśród księży. Grupa Robocza Teologia Moralna, zrzeszająca teologów moralnych z całych Niemiec, uznała tekst Ratzingera za „oparty na szeregu fałszywych założeń, niepotrzebny, nieudany”; papież-emeryt miałby „nie wysilić się intelektualnie” w swojej krytyce współczesnej teologii moralnej i powtarzać tylko swoją „od dawna znaną” jej krytykę.

Krytycy niczym psy Pawłowa?

W obronę wziął artykuł Benedykta XVI redaktor naczelny tygodnika „Die Tagespost”, Oliver Maksan. W jego ocenie opisana wyżej reakcja teologów jest wprost odruchem warunkowym – jak u psów badanych przez Pawłowa. Krytykom, pisze Maksan, chodzi o to, by zniechęcić papieża-emeryta do kolejnych wypowiedzi. Chcą zmusić go do milczenia – z żywionej do niego nienawiści. Według dziennikarza analiza Benedykta XVI nie rości sobie prawa do przedstawienia całkowicie wyczerpującej analizy, do której nic nie można już dodać, stąd przeprowadzane na niego ataki są całkowicie niepoważne. Maksan zachęca wszystkich, by uważnie pochylić się nad artykułem papieża-emeryta – zwłaszcza w jego krytyce współczesnej teologii moralnej, która próbuje wykazać rzekome nieistnienie obiektywnych norm moralnych. Autor zgadza się też w pełni z papieżem w tym, że rozmiary, jakie osiągnął wśród duchowieństwa problem pedofilii, są efektem całkowitej nieobecności Boga w życiu sprawców.

„Analiza ostra jak brzytwa”

Na portalu Kath.net z kolei niezwykle pozytywnie wyraził się o artykule Benedykta XVI Michael Hesemann, znany historyk zajmujący się Watykanem. Tekst papieża-emeryta nazwał „ostrą jak brzytwa i krystalicznie jasną analizą przyczyn skandalu nadużyć”, za pomocą której Ratzinger „wniwecz obrócił” błędną argumentację lewicowych katolików chcących „uzdrawiać” Kościół desakralizując kapłaństwo. Papież Benedykt, napisał Hesemann, obnażył „fetysz protestanckiego Kościoła Ducha Czasu jako kontrproduktywny”. Autor przypomniał, że to wszystko, co wprowadzić chcą dziś progresywiści w Kościele, od dawna funkcjonuje we wspólnotach protestanckich – co bynajmniej nie doprowadziło do rozkwitu wiary, wprost przeciwnie. Skandal nadużyć seksualnych, napisał też historyk, jest właśnie tym, czym określił go Benedykt: „skutkiem powszechnego przewartościowania wartości”, które doprowadziło nie tylko do „dekadencji i propagowania hedonizmu, ale także do masowej apostazji”. Hesemann obalił też przy okazji zarzuty krytyków Benedykta, według których w przeszłości było tak samo źle, jak w latach 60. i 70. Jak przypomniał, minister propagandy III Rzeszy Joseph Goebbels w 1936 roku przeprowadził akcję przeciwko rzekomo pedofilskim księżom i zakonnikom – ale mimo 2500 postępowań w prokuraturze i 250 procesów karnych skazano jedynie 45 duchownych – i to we wrogich Kościołowi sądach nazistowskich! Autor zauważył ponadto, że nie tylko Benedykt, ale i John Jay College of Criminal Justice w Nowym Jorku w swoim badaniu z 2011 roku pisało o największej liczbie nadużyć w latach 60. i 70. i tłumaczyło je ówczesnym „przełomem społecznym”.

Na tym samym portalu pojawił się też tekst Martina Lohmanna, teologa i historyka, który od dziesięcioleci zna osobiście Benedykta XVI. Lohmann stwierdził, że Ratzinger wykazał po prostu „kwadraturę koła” stanowiska progresistów; papież-emeryt przypomniał też wymownie o tym, o czym większość liberalnych teologów nie chce pamiętać – że właściwym źródłem nadużyć seksualnych, tak jak każdego zła, jest grzech.

Apologia kardynała Müllera

Niezwykle mocno wystąpił w obronie artykułu kard. Gerhard Müller. Krytyków tekstu Benedykta były prefekt Kongregacji Nauki Wiary nazwał „ludźmi, którzy ani nie wierzą, ani nie myślą”. Mówią oni o „odnowie i reformie Kościoła”, ale tak naprawdę chodzi im o „dopasowanie go do ich własnej dekadencji”, stwierdził. „Kto ma w sobie choćby iskrę życia chrześcijańskiego, nie może posunąć się do takich plugawych pamfletów” – skrytykował zdecydowanie napastujących Ratzingera autorów. Według kardynała niczego w Kościele nie rozwiąże mówienie o klerykalizmie i domaganie się „moralności seksualnej zgodnej z egoistyczną zasadą pożądania”. Zło trzeba nazwać po imieniu; a w jego propagowaniu, tak jak pisał Benedykt, wielką rolę odgrywa „globalna rewolucja seksualna” oraz „nieudana próba katolickiego uzasadnienia moralności bez prawa naturalnego i Objawienia”, które doprowadziły „u wielu do rozpadu etycznego sumienia”.

Spór tkwi bardzo głęboko

Z przytoczonych opinii widać jasno, że spór o artykuł Benedykta XVI odzwierciedla w istocie spór o Kościół katolicki w ogóle. Dziennikarze i teologowie powiązani z kierownictwem Konferencji Episkopatu Niemiec dołożyli wszystkich starań, by odebrać tekstowi Ratzingera wszelkie znaczenie. Nic dziwnego: papież-emeryt ogromny nacisk położył przecież na problem odrzucenia encykliki Veritatis splendor św. Jana Pawła II, która potępiła herezję autonomii moralnej – poglądu, jakoby nie istniały obiektywne normy moralne i człowiek sam miał ustanawiać dla siebie moralne zasady. Na tym przecież błędzie bazują progresiści. Rozwodnicy i protestanci do Komunii, rzekoma akceptowalność czynów homoseksualnych i innych form rozpusty, zgoda na antykoncepcję – wszystko, to w Kościele katolickim w Niemczech jest, czy też ma być możliwe właśnie dlatego, że odrzucono katolickie rozumienie sumienia. Co więcej Benedykt XVI w swoim artykule potępił wprost tych, którzy chcą utworzyć nowy Kościół, aby go rzekomo uzdrowić; to słowa adresowane jakby wprost do kard. Reinharda Marxa i jego świty. Ataki więc nie dziwą. Tak samo jak za swojego pontyfikatu, tak i dzisiaj Józef Ratzinger jest darzony we własnej ojczyźnie ogromną niechęcią. Są wszakże i promyki nadziei; pokorna i piękna postawa kard. Gerharda Müllera i szeregu katolickich mediów pokazuje, że nie wszystko jeszcze stracone. Nawet jeżeli kierownictwo niemieckiego Episkopatu doprowadzi ostatecznie do katastrofy i upadku katolicyzmu w swoim kraju, to grupa pobożnych katolików – nieliczna, ale mocna w wierze – wciąż tam działa.

Paweł Chmielewski

Benedykt XVI o przyczynach kryzysu Kościoła [PEŁNY TEKST PO POLSKU]

Za: PoloniaChristiana – pch24.pl (2019-04-17)

 


 

Środowisko progresistów zdruzgotane esejem Benedykta XVI. Chcą by był „niewidoczny”

Coraz więcej „katolików otwartych” domaga się ukrócenia dostępu kard. Ratzingera do mediów i regulacji jego statusu, by był posłuszny Franciszkowi i nie zabierał głosu, mogącego podważać jego nauczanie. – Współistnienie dwóch papieży było możliwe do tej pory, ponieważ emerytowany papież był „niewidoczny” – zauważa Massimo Faggioli, historyk i teolog, który jest oburzony publikacją eseju Benedykta XVI nt. przyczyn kryzysu w Kościele. Co więcej, kwestionuje on, że papież emeryt jest w ogóle jego autorem.

Współistnienie papieża i jego poprzednika może być możliwe, ale tylko wtedy, gdy emerytowany papież pozostanie „niewidzialny”. W każdym razie sytuacja ta musi być uregulowana, a emerytowany papież nie powinien interweniować w tak delikatnej kwestii, jaką jest problem pedofilii w Kościele – przekonuje wykładowca amerykańskiego Uniwersytetu Villanova w Filadelfii.

Massimo Faggioli odniósł się do eseju Benedykta XVI, który ukazał się kilka dni temu na temat przyczyn nadużyć w Kościele. Profesor w wywiadzie dla „Vatican Insider” uznał zabranie głosu przez papieża emeryta za „niewłaściwą interwencję”. – Jest to niewłaściwa interwencja dotycząca bardzo delikatnej kwestii, jaką jest wykorzystywanie seksualne. W Kościele powszechnym, zwłaszcza w krajach najbardziej dotkniętych kryzysem, nie ma jedności interpretacyjnej. Emerytowany papież skomentował proces, który wciąż trwa. Ponadto decyzja o opublikowaniu notatek w mediach katolickich i niekatolickich, które w Stanach Zjednoczonych są częścią konserwatywnego i tradycjonalistycznego aparatu, od zawsze negatywnie nastawionego do papieża Franciszka, budzi obawy, że to zamach stanu, który osłabi Bergoglio -[dokonany]  nie przez samego Benedykta, ale przez innych – tłumaczył.

Wykładowca amerykańskiej uczelni uważa, że konieczna jest regulacja statusu Benedykta XVI, który nie powinien być określany mianem emerytowanego papieża, lecz emerytowanym rzymskim biskupem. – W ciągu sześciu lat Joseph Ratzinger opublikował kilka tekstów, w specyficznych kwestiach. Istotne jest to, że papież Emeritus, który powinien być raczej nazywany emerytowanym biskupem rzymskim, reprezentuje nową instytucję w Kościele i może to dobrze funkcjonować bez szczególnych regulacji lub ustaw prawnych tylko wtedy, gdy pozostaje on niewidoczny. Od momentu, gdy zaczyna być widoczny, jego status musi być uregulowany. Sytuacja taka dotychczas mogła trwać, ponieważ Ratzinger był we wszystkich kluczowych kwestiach dla Kościoła, całkiem niewidoczny – wyjaśnił Faggioli.

Historyk obawia się aktywności emerytowanego papieża i „przedłużania jego  pontyfikatu” przez zwolenników kard. Ratzingera. Zasugerował nawet, że esej „wydaje się karykaturą myśli Ratzingera”. Wykładowca podkreśla, że są dowody, iż pedofilia w Kościele istniała już przed 1968 r. i dotyczyła nie tylko „postępowego” skrzydła, ale także ważnych prałatów związanych ze „sztywną ortodoksją”.

Teolog wyraził niezadowolenie, że emerytowany papież ma dostęp do dziennikarzy, ludzi, którzy mają kontakt z mediami w dobie komunikacji cyfrowej i mediów społecznościowych. – Jego otoczenie jest nieprzeniknione i nieodpowiedzialne w tym sensie, że przed nikim nie odpowiada, tylko przed Benedyktem, a i tego nie wiemy na pewno  – konkludował.

Na stronie „Vatican Insider”, będącej dodatkiem „La Stampy”, obok wywiadu z Faggiolli ukazał się także tekst Domenico Agassio pod znamiennym tytułem: „Franciszek i cień Ratzingera, współistnienie, które ciąży na Watykanie”. Zasugerowano w nim, że publikacja eseju Benedykta XVI otwiera „konstytucyjne” pytanie, dotyczące regulacji jego statusu. Wskazano, że jak dotąd współistnienie dwóch następców św. Piotra mogło trwać dzięki milczeniu Benedykta XVI w wielu kluczowych sprawach dla Kościoła. Teraz jednak, gdy zabrał on tak ważny głos, „Stolica Apostolska cierpi z powodu wagi tego współistnienia”.

Portal przypomina, że ”‹”‹kard. Ratzinger  jako „emerytowany biskup zawsze wykonuje swoją działalność w pełnej zgodzie z biskupem diecezjalnym i z szacunkiem dla jego autorytetu. W ten sposób wszyscy rozumieją jasno, że tylko biskup diecezjalny jest szefem diecezji, odpowiedzialnym za zarządzanie nią”.

Czytamy, że w Watykanie po publikacji eseju Benedykta XVI, w którym krytykuje postępową teologię i pisze, że zapaść duchowa, która spowodowała pedofilię rozpoczęła się w 1968 r., „atmosfera jest ciężka”. Zabranie głosu przez emerytowanego papieża w tak doniosłej sprawie, jest bezprecedensowe i może być kluczowe dla pontyfikatu Franciszka. „Oskarżenie jest jednoznaczne: emerytowany papież interweniuje w tekście, który może reprezentować linię pastoralną i teologiczną równoległą do linii Papieża, a zatem nadaje się do użycia jako broń dla przeciwników Franciszka” – czytamy.

Portal próbuje kwestionować autentyczność listu Benedykta XVI, wytykając „dziwactwa” np. „brak w dokumencie wzmianki o symbolicznych przypadkach, takich jak Marciala Maciela, założyciela Legionistów Chrystusa, który zaczął popełniać pierwsze nadużycia seksualne w latach 40., a więc przed rewolucją ‘68 i to było coś innego niż prąd progresywny”.

Medium odnotowało ważne słowa kard. Roberta Sarah, który powiedział, że „Musimy podziękować emerytowanemu papieżowi za odwagę mówienia. Jego analiza kryzysu Kościoła ma fundamentalne znaczenie”. Portal obawia się, że uwagi Ratzingera zostaną wykorzystane przez konserwatystów i tradycjonalistów jako „potrzebne i ważne słowa prawdy”, by ratować tonącą „łódź Piotra”.  

„Vatican Insider” obawia się także „otoczenia Ratzingera”,  które niejako usiłuje podtrzymywać kontynuowanie jego pontyfikatu, sugerując tym samym, iż prawdziwym i wielkim papieżem jest Niemiec, a nie Argentyńczyk. Włoski portal dywaguje również na temat „operacji medialnej”, którą miały rzekomo przeprowadzić media katolickie i niekatolickie w USA negatywnie nastawione do obecnego papieża.

Ponadto kwestionowana jest autentyczność artykułu. Luis Badilla, dyrektor „The Seismograph”, blisko związany z Watykanem zasugerował, że „żelazny krąg wokół Ratzingera nierzadko zastępuje emerytowanego papieża”. Gian Franco Svidercoschi, były zastępca dyrektora „L’Osservatore Romano” przekonuje, że kard. Ratzinger ma problemy zdrowotne i chodzi nie tylko o „uwarunkowania fizyczne.” Autor posuwa się do okropnej insynuacji, jakoby z eseju emerytowanego papieża przebijała „zjadliwość”, a to „do niego nie pasuje”. Zapytuje też, dlaczego Benedykt XVI nie ograniczył się do przekazania notatek wyłącznie samemu Franciszkowi. Dopytuje, dlaczego nikt nie sprzeciwił się publikacji eseju. Wreszcie zarzucił osobom wspierającym emerytowanego papieża „międzynarodową koordynację akcji anty-Franciszkowej, co stawia Ratzingera w trudnej sytuacji, zmuszając go do roli, której nie chce”. Dziennikarz sugeruje, że „ktoś go zmusił” do zabierania głosu w trudnych sprawach dla Kościoła.

Nowy szef komunikacji watykańskiej, felietonista „La Stampy”, Andrea Tornielli łagodził wymowę eseju Benedykta XVI na stronie Vatican News, koncentrując się na potrzebie pokuty i modlitwy wszystkich wiernych. Papież Franciszek tradycyjnie w dniu urodzin Josepha Ratzingera odwiedził go we wtorek w klasztorze Mater Ecclesiae, by przekazać pozdrowienia wielkanocne, Emerytowany Benedykt XVI skończył 92 lata. Joseph Ratzinger został wybrany na Następcę św. Piotra w 2005 roku, zaledwie trzy dni po ukończeniu 78 lat. Gdy rezygnował, miał 85 lat. Swoją posługę jako głowa Kościoła pełnił przez 7 lat i 315 dni.

Źródło; lastampa.it., vaticannews.va.,

AS

Za: PoloniaChristiana – pch24.pl (2019-04-17)

 


 

Skip to content