Aktualizacja strony została wstrzymana

Gdzie Golan, gdzie Krym… – Stanisław Michalkiewicz

Wygraj w polu, a wygrasz i w sądzie” – twierdził Klucznik Gerwazy w „Panu Tadeuszu”. To oczywiście jest możliwe, zwłaszcza, gdy sądy są niezawisłe, to znaczy – gdy słuchają się poleceń rządu, albo swego oficera prowadzącego – jeśli ten akurat jest delegowany do nieprzejednanej opozycji. Ale tak było jeszcze na długo przed Klucznikiem Gerwazym. Oto Rzymianie, którzy każde spostrzeżenie, zaraz ubierali w postać pełnej mądrości sentencji, mawiali, że „beatus qui tenet”, co się wykłada, że szczęśliwy, kto trzyma. A dlaczego trzyma? Ano, dlatego, że przedtem chwycił. A dlaczego chwycił? A dlatego, że przedtem komuś wydarł. Gdyby wydarł człowiek prywatny, to by się nazywało rabunkiem – ale gdy wydziera państwo, to się nazywa albo „sprawiedliwością dziejową”, albo „uzyskaniem przestrzeni życiowej”, albo w najgorszym razie – aneksją.

Dla dobra Europy

W Polsce takie rzeczy wiemy nie od dzisiaj, bo w wieku XVIII państwo nasze zostało rozdzielone, czyli – jak to się mówi – rozebrane między trzy państwa ościenne, które w trzech kolejnych etapach anektowały sobie uzgodnione uprzednio części polskiego terytorium. W pierwszych dwóch etapach dbały jeszcze o pozory, to znaczy – starały się wymusić zgodę obezwładnionego uprzednio polskiego Sejmu na te rozbiory. Ta zgoda była wymuszana dzięki działaniom agentury. Agenci przekonywali nieprzekonanych, że tak będzie lepiej dla wszystkich, a ostatecznym ich argumentem były rosyjskie, czy pruskie bagnety. Niekiedy perswazje agentów mogły wywołać niezamierzony efekt komiczny, ale nawet i wtedy liczył się skutek. Oto uczestnicy Konfederacji Targowickiej złożyli przysięgę na Trójcę Przenajświętszą, że nie oddadzą już ani cząsteczki polskiej ziemi. Kiedy jednak Prusy i Rosja porozumiały się co do drugiego rozbioru i zażądały od Sejmu, aby traktaty rozbiorowe zatwierdził, ksiądz biskup inflancki Józef Kazimierz Kossakowski, który brał od Katarzyny 1500 dukatów rocznie, targowiczanin, przekonywał skrupulantów, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, bo przecież nie chodzi tu o żadne „cząsteczki”, tylko o ogromne obszary, o których przysięga przecież nie wspominała. Podczas III rozbioru w roku 1795 już żadnej zgody Sejmu nikt nie potrzebował, bo państwo polskie zostało zlikwidowane, a król Stanisław August abdykował na rzecz Rosji, za co potem premier Felicjan Sławoj-Składkowski nie chciał pochować go w grobach królewskich, tylko w rodzinnym Wołczynie.

Ale oprócz Polaków była jeszcze „Europa”, która podówczas znajdowała się pod wielkim wpływem francuskich filozofów. Ci „filozofowie” byli tak naprawdę publicystami, często kompletnie dyletanckimi, jak na przykład Voltaire, podobnie zresztą, jak i dzisiaj, kiedy nie uprawiają żadnej „filozofii”, tylko opowiadają o swoich urojeniach, antypatiach i sympatiach, szalbierczo nazywając to „nauką”. Ale tak zwane „wyższe warstwy” europejskie zachwycały się nimi, toteż stanowili oni ważne narzędzie kształtowania opinii publicznej. Dlatego właśnie monarchowie państw rozbiorowych, którzy potrzebowali stworzyć pozór moralnego uzasadnienia dla aneksji terytorium polskiego, zwyczajnie ich przekupili, obstalowując u nich formułę, która tego pozoru dostarczyła. Filozofowie ci wykoncypowali, że Polacy są organicznie niezdolni do rządzenia takim wielkim państwem, że w rezultacie w środku Europy znajduje się ognisko anarchii. Zatem i dla Europy i dla samych Polaków lepiej będzie, gdy to ognisko anarchii zostanie zlikwidowane, a Polacy trafią pod kuratelę starszych i mądrzejszych, co to dużymi państwami zarządzać potrafią, bo mają do tego wrodzony dryg. Warto przypomnieć tę formułę, bo obecnie koncypowana jest podoba – że Polaków nie można zostawić samopas, ale już nie dlatego, że mają organiczną niezdolność do rządzenia dużym państwem – bo nie mamy już dużego państwa – tylko dlatego, że w przeciwny razie ZNOWU zrobią coś okropnego. Tymczasem Europa nie chce już doświadczać żadnych okropności toteż i dla Europy i dla samych Polaków będzie najlepiej, gdy trafią pod kuratelę starszych i mądrzejszych, co to… – i tak dalej. Zresztą – kto wie? Kiedy Polska na skutek realizacji żydowskich roszczeń majątkowych znajdzie się pod żydowską okupacją, to XVIII-wieczna formuła francuskich filozofów może zostać odgrzana w formie dosłownej?

Narody lepsze i gorsze

Od jednych narodów wymaga się czegoś, od innych narodów nie wymaga się nic. Tak właśnie nie bez goryczy, skomentował kiedyś sekretarz stanu Stolicy Apostolskiej, Anioł kardynał Sodano rażącą pobłażliwość w podejściu do zbrodni popełnianych przez Izrael na Palestyńczykach. Ale bo też Żydzi maja swoich „filozofów”, którzy kontrolują nie tylko „międzynarodowe” media, ale pośrednio – również wiele rządów, z Naszym Najważniejszym Sojusznikiem na czele. Te rządy milcząco przyjęły do wiadomości, że Żydom należy się „przestrzeń życiowa”, którą przywódca złych „nazistów” Adolf Hitler w zapomnianym już dzisiaj nazistowskim języku nazywał słowem „Lebensraum”. Jak widać, każda słuszna myśl, niechby i raz rzucona w powietrze, znajdzie swego amatora i cała różnica polega na tym, że Adolf Hitler się pomylił mniemając, że „Herrenvolkiem”, czyli narodem panów są Niemcy. Tymczasem to nie Niemcy, tylko Żydzi – a w każdym razie tak uważa wielu ludzi; Jeden z nich nawet molestuje mnie listami, pod pozorem troski o moje zbawienie usiłuje przekonać mnie, że Stwórca Wszechświata z jakichś zagadkowych powodów tak sobie upodobał w Żydach, że w charakterze Lebensraum odda im we władanie cały świat, a przynajmniej przestrzeń „od wielkiej rzeki egipskiej do rzeki wielkiej, rzeki Eufrat”. Ponieważ na świecie nie brakuje ludzi pobożnych, którzy troszczą się o swoje zbawienie, toteż w wielu przypadkach ta argumentacja pada na podatny grunt. Nie jest wykluczone, że i prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump, który akurat został oczyszczony z podejrzeń, jakoby przedwyborczo kombinował z rosyjskim zimnym czekista Putinem, też tak myśli. Jeśli nawet nie myśli o zbawieniu, to z całą pewnością kombinuje, jakby tu pozyskać sobie sympatię Żydów, bez której w USA nie można być skutecznym politykiem, podobnie jak i u nas, gdy nie jest się czyimś agentem. Toteż jeszcze w ubiegłym roku podpisał uchwaloną przez Kongres ustawę o zwalczaniu antysemityzmu w Europie. Pan minister Czaputowicz na pewno powie nam, że ona Polski nie dotyczy, podobnie jak ustawa nr 447 UST, chociaż z drugiej strony Polska leży w Europie i leżeć pragnie, niechby nawet i na wznak, z czym zgadza się całkowicie zarówno obóz płomiennych dzierżawców monopolu na patriotyzm, jak i obóz zdrady i zaprzaństwa. Ciekawe tedy, jakie będą praktyczne rezultaty stosowania tej ustawy i czy pociągnie ona za sobą konieczność ponownego uruchomienia chwilowo nieczynnego obozu w Oświęcimiu.

Beatus qui tenet

W dniach ostatnich prezydent Donald Trump imieniem Stanów Zjednoczonych uznał suwerenność Izraela nad Wzgórzami Golan. Te wzgórza Izrael okupował w czasie wojny sześciodniowej w roku 1967 i je trzyma, bo ma z tego posiadania rozmaite korzyści, wojskowe i cywilne. Wprawdzie Rada Bezpieczeństwa ONZ nie uznała decyzji izraelskiego Knesetu, który w roku 1981 wcielił je do terytorium Izraela, ale okazało się, że ta cała Karta ONZ, to dla takich naiwniaków, którzy myślą, że umieszczone tam frazesy i zaklęcia to wszystko naprawdę. Naprawdę jednak to miał rację Otto Bismarck, który głosił, że zagadnień dziejowych nie rozstrzyga się deklamacjami, tylko „krwią i żelazem”. Ciekawe, że podobnie musiał myśleć i Adam Mickiewicz, bo czyż w przeciwnym razie włożyłby w usta Klucznika Gerwazego takie słowa?

Myśląc tak miałby rację, bo oto właśnie prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump uznał – jak wspomniałem – suwerenność Izraela nad tymi wzgórzami. Wiadomość o tym wprawiła mego korespondenta, który troszczy się o moje zbawienie w prawdziwą euforię. Z obfitości serca usta mówią, toteż w ostatnim liście wyraził radość z powodu poszerzania przez ten kraj „Ziemi Obiecanej”. Najwyraźniej uważa, że zatwierdzenie aneksji Wzgórz Golan przez Izrael ma sankcję nadprzyrodzoną.

Zupełnie inaczej wygląda w tej sytuacji sprawa Krymu. Został on zajęty przez Rosję na skutek ucieczki stamtąd wojska ukraińskiego, albo przejścia na rosyjska stronę. Następnie Rosja przeprowadziła tam referendum, w następstwie którego okazało się, że ludność tamtejsza woli być w Rosji, niż w Ukrainie. Czy to było naprawdę, czy tylko cud nad urną – tajemnica to wielka, ale na tej podstawie Rosja rozciągnęła swoją suwerenność na Półwysep Krymski. Oczywiście tej aneksji nikt nie uznał, z Polską na czele, chociaż gdyby tak pewnego dnia prezydent Donald Trump, czy jakiś jego następca, z jakichś zagadkowych powodów kazał Polsce uznać aneksję Krymu, to jestem pewien, że nie tylko rząd zrobiłby to w podskokach, ale i przedstawiłby to jako swój wielki sukces.

Wygląda na to, że decyzja prezydenta Trumpa stwarza precedens, który z pewnością będzie miał następstwa w stosunkach międzynarodowych. W połączeniu z ustawą o zwalczaniu antysemityzmu w Europie i ustawą nr 447 JUST tworzy on prawdziwą mieszankę wybuchową. Jak widzimy, wszystkie narzędzia zostały już przygotowane i teraz potrzeba tylko, żeby ktoś wcisnął guzik. Kiedy to piszę, jeszcze nie wiadomo, jak będą wyglądały demonstracje, jakie Polonia amerykańska i Polacy w Polsce zamierzają przeprowadzić przeciwko ustawie nr 447 – czy spowolnią one marsz ku naszemu przeznaczeniu, czy też go przyspieszą, podobnie jak Insurekcja Kościuszkowska przyspieszyła III rozbiór Polski.

Stanisław Michalkiewicz

Artykuł    tygodnik „Najwyższy Czas!”    12 kwietnia 2019

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.

Za: michalkiewicz.pl | http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=4450

Skip to content