Większość aktów dewastacji mienia podczas sobotnich zamieszek w stolicy Francji jest dziełem przedstawicieli skrajnej lewicy i członków imigranckich band. Chuligani dla zmylenia tropów niszczą miasto ubrani w żółte kamizelki charakterystyczne dla ruchu społecznego buntu przeciwko rządom Emmanuela Macrona.

„W centrum Paryża w czasie protestu żółtych kamizelek wybuchły zamieszki. Uczestnicy protestu zaczęli podpalać samochody, kioski z gazetami i agencje bankowe, dewastować restauracje oraz dokonywać rabunków w luksusowych sklepach” – pisze portal rmf24.pl.

Korespondencja z Paryża mówi o tym, że w jednym z podpalonych budynków strażacy z dużym trudem zdołali uratować przed śmiercią w płomieniach matkę z dzieckiem. Mieszkają oni nad siedzibą jednego z podpalonych banków i płomienie już dochodziły do ich lokalu.

Na ulicach miasta dochodziło do wielu starć z policją. Uczestnicy używali „tradycyjnego” arsenału w postaci butelek z materiałami łatwopalnymi i kamieni. Funkcjonariusze próbowali uspokoić agresorów gazem.

„Świadkowie podkreślają, że za większość ataków wandalizmu odpowiedzialne są grupy anarchistów i młodzieżowe bandy z imigranckich gett, ale ich członkowie również zakładają żółte kamizelki, więc trudno ich odróżnić od pozostałych uczestników demonstracji” – pisze portal.

Zaledwie do wczesnych godzin popołudniowych policja aresztowała w stolicy 82 osoby. Minister spraw wewnętrznych Christophe Castaner ocenił liczbę uczestników paryskich wystąpień na 8 tysięcy, zaś w skali całego kraju – na 14,5 tysiąca osób.

Źródło: rmf24.pl

RoM