Aktualizacja strony została wstrzymana

Herbert, jego żona i SB

O Herbercie raporty składało (także streszczenia z podsłuchu) źródło „Herb”. Długo nierozszyfrowane, ale Siedlecka stawia teraz mocno uwiarygodnioną tezę, iż pod pseudonimem Herb krył się sąsiad poety, mieszkający nad nim Marek Piwowski

Ukazało się drugie wydanie „Pana od poezji” Joanny Siedleckiej – zapewne najlepszej biografii Zbigniewa Herberta. Autorka dodała do książki 6 rozdziałów, a jeden usunęła. Dodatkowe rozdziały bardzo poszerzają naszą wiedzę o życiu Zbigniewa Herberta – także wiedzę o jego „życiu po życiu”.

Do tej pory istniały dwie podstawowe książki herbertologiczne: „Pan od poezji” (2002) Siedleckiej oraz „Poeta, czyli człowiek zwielokrotniony” Bohdana Urbankowskiego (2004). Obie niejako się uzupełniały – Siedlecką interesowała tylko biografia Herberta, Urbankowski jego życiorys streszczał, ale nade wszystko w jego kontekście prezentował i omawiał twórczość, światopogląd oraz filozofię poety. W tym roku Andrzej Franaszek dorzucił jeszcze dwutomową, najobszerniejszą biografię Herberta tyle, że praca ta to w jakiejś części „życiorys uładzony”; życiorys koncesjonowany zarówno przez wdowę po poecie, a zarazem jego spadkobierczynię, jak i przez literackie towarzystwo (salon) „michnikowszczyzny”. Siedlecka zaś napisała biografię niepokorną, czyli prawdziwą; do tego obdarzona jest prawdziwym reporterskim nerwem i talentem. Przez Franaszka miejscami się brnie, Siedlecką czyta się jak najlepszą powieść.

Przyjrzyjmy się, jakie elementy do mozaiki, składającej się na portret twórcy „Pana Cogito”, dodała Joanna Siedlecka w drugim wydaniu swojej pracy. Niektóre z nich oparte są o dokumenty, znajdujące się w archiwach Instytutu Pamięci Narodowej.

Pokazują, jak bezpieka poetę inwigilowała, osaczała, jak skutecznie działała, aby pomniejszyć jego szansę na Nagrodę Nobla, która ostatecznie przypadła Szymborskiej. Tyle, że – nie należy mieć do tego wątpliwości – był to bardziej Nobel przeciw Herbertowi niż Nobel dla Szymborskiej.

MAK to nie Herbert

Najpierw jednak o tym, co Siedlecka z książki wyrzuciła. Usunęła cały rozdział, który był owocem jej ewidentnego błędu i przekazywał informacje nieprawdziwe. W pierwszym wydaniu zawarty był rozdział zatytułowany „Mak”. Traktował o wierszach, jakie publikowane były w „Słowie” (czyli dzienniku, który wcześniej ukazywał się pod tytułem „Słowo Powszechne”), a dokładniej sobotnio-niedzielnym dodatku „Świąteczne spotkania” tej gazety w okresie od kwietnia 1996 do lata 1997 roku. Autorstwo tych tekstów sygnowanych pseudonimem Mak Siedlecka przypisała Zbigniewowi Herbertowi. Obficie je cytowała, sugerując, iż Herbert zdecydował się na te publikacje z powodów finansowych: „No cóż, chałturka dla katolickiego pisma. Smutne, że wybitny, stary poeta musiał do końca zarabiać. (…) Dziennikarz dostawał za tekst trzysta starych złotych, MAK za wiersz, zdaje się tysiąc. (…) Oddał wiersze od razu, góra w dwóch rzutach, dostał więc grubszą forsę, sumę widać mu potrzebną”.

Siedlecką „wpuszczali w maliny” rozmówcy związani z ówczesną redakcją „Słowa”. Sekretarz redakcji Michał Zgorzelski; „tak jak i wszyscy w redakcji, wiedziałem, że to Herbert”. Zastępca redaktora naczelnego Michał Kołodziejczyk: „Tak, ma pani prawdziwe informacje – Mak to Herbert”. Poeta Zdzisław Łączkowski: „Wiedziałem oczywiście, że to on, wszyscy wiedzieli, choć udawali, że nie wiedzą”.

Siedlecka jest świetną reporterką śledczą, umie poruszać się i szukać w archiwaliach IPN-u, niemniej jako literaturoznawca wypadła fatalnie. Autorką kryjącą się pod pseudonimem Mak była bowiem Maria Kanecka, na co zwrócił uwagę zaraz po ukazaniu się pierwszego wydania „Pana od poezji” autor kapitalnego bloga kompromitacje.blog.spot.com.

Siedlecka, gdyby zajmowała się także poezją, a nie tylko życiem poetów, łatwo mogła uniknąć wpadki – wiersze Maka ukazały się w tomiku poetyckim „Odloty w świecący deszcz” już po śmierci Herberta, w roku 2000, nakładem „Ergbud” Sp. z o.o. – firmy z branży bezpieczeństwa i higieny pracy. Kontaktując się z wydawcą, można było bez trudu ustalić, iż autorem nie jest Herbert, zaś pretensjonalno-grafomański tytuł chyba jednoznacznie wskazywał, że nie mógł on wyjść spod ręki autora „Epilogu burzy”.

I to jest pewna skaza na profesjonalizmie Siedleckiej – do błędu nigdy się nie przyznała, nie przeprosiła, w drugim wydaniu usunęła feralny rozdział. Jedni powiedzą – wycofała się po angielsku, innym taki zabieg kojarzy się z praktykami na wzór Ministerstwa Prawdy.

Katarzyna czyli czarne słońce

Dwa z nowo dodanych rozdziałów poświęcone są Katarzynie Herbert: „Czarne słońce” i „Przepraszam za męża”. Ten drugi dotyczy Herberta życia po życiu – Katarzyna Herbert jako spadkobierczyni praw autorskich próbowała pośmiertnie poetę „nawrócić na michnikowszczyznę”. Pod koniec 2000 roku udzieliła Jackowi Źakowskiemu obszernego wywiadu „Pani Herbert”, który opublikowany został na łamach „Gazety Wyborczej” w wydaniu sylwestrowo-noworocznym. Poetę usprawiedliwiała, próbowała przekonywać, że inaczej myślał, niż się wypowiadał, wreszcie wzorem najgorszych praktyk jego krytyków – antysalonowe wypowiedzi Herberta próbowała tłumaczyć jego niestabilnością psychiczną. „Pojednała go z towarzystwem właściwym, które od dawna źle znosiło, że pozyskawszy noblistów, nowofalowców, feministki oraz Michała Ogórka, nie upilnowało Pana Cogito” – ironizował po publikacji wywiadu Edward Balcerzan.

Siedlecka ostro „punktuje” Katarzynę Herbert, jej małości i – być może należy użyć takiego słowa – podłości, ale równocześnie stara się być wobec niej sprawiedliwa, pisząc: „A może zrobiła to dla dobra swego męża i jego dzieła? Mogło go przecież ponieść jedynie silne i wpływowe środowisko »Wyborczej«. Jej wywiad był swego rodzaju »wkupnym«, umożliwiającym mu powrót do rydwanu zwycięzców, a jej na salony, za którymi najwidoczniej tęskniła. Cóż bowiem, poza koncertami Gintrowskiego, gwarantowała jej prawica? To przecież za solidarnościowych rządów premiera Buzka Zbigniew Herbert, już wtedy stary i ciężko chory, zmarł w niedostatku, w najzwyklejszym szpitalu”.

Gorsze były inne działania Herbertowej: na przykład próby ocenzurowania twórczości poprzez procesy sądowe wytoczone wydawcy „Podwójnego oddechu” i „Listów do Muzy”, pisanych dla wieloletniej przyjaciółki i kochanki Herberta Haliny Misiołkowej. W rezultacie „Podwójny oddech” został wycofany ze sprzedaży, a wiersze powróciły dopiero w opracowaniu Ryszarda Krynickiego, jednak wyrwane z kontekstu, pozbawione pierwotnej dedykacji. Halina Misiołek zmarła w 2000 roku. Siedlecka pisze, iż procesy wytaczane przez Herbertową za publikacje wierszy i listów z prywatnego archiwum Haliny Misiołek (i pisanych dla niej) – zatruły ostatnie dni życia „wielkiej opuszczonej” i przyspieszyły jej koniec.

Do czarnej księgi działań wdowy po Herbercie wypada dopisać jej walkę o zablokowanie emisji filmu Jerzego Zalewskiego „Obywatel poeta” – tego, w którym Herbert mówił: „Michnik jest manipulatorem. To jest człowiek złej woli, kłamca. Oszust intelektualny”. Tych słów nie zacytował, zapewne w ramach badawczej rzetelności, Andrzej Franaszek, autor najobszerniejszej monografii Zbigniewa Herberta.

Wreszcie do czarnej księgi czynów Katarzyny Herbertowej należy zaliczyć poparcie w roku 2010 kandydatury Bronisława Komorowskiego podczas wyborów prezydenta RP. „Oczywiście miała prawo, nie zrobiła jednak tego jako osoba prywatna czy nawet Katarzyna Dzieduszycka, ale publicznie, w świetle kamer jako wdowa po Herbercie” – konkluduje autorka „Pana od poezji”.

W „Czarnym słońcu” Joanna Siedlecka kreśli nie pomnikowy portret Katarzyny Herbertowej. Nie omieszka tutaj podać szczegółów niewygodnych dla wdowy po Herbercie – przytacza relacje, że pochodząca z arystokratycznej rodziny Dzieduszyckich „Kasia uczyła się bardzo słabo”. I dalej: „Kasia nie zdała matury i groziło jej, że nie zda po raz drugi, więc choć była zupełnie zdrowa, rodzice wysłali ją do Rabki, do sanatorium prowadzonego przez jej brata, czego wcale przed koleżankami nie ukrywała. Wymagania wobec gruźlików były o wiele łagodniejsze, a już zwłaszcza wobec najmłodszej siostry pana dyrektora. Zdała więc w Rabce maturę i natychmiast wtedy ozdrowiała, wróciła do Warszawy”.

Siedlecka nie ukrywa jednak, iż z mężem Katarzyna Herbertowa miała prawdziwy krzyż pański i wiele dla niego zrobiła, przez wiele lat będąc bardziej opiekunką we wszystkich dziedzinach niż żoną. A Herbert wiernością małżeńską się nie przejmował. Romansował, miewał kochanki zarówno w czasie ich 12-letniej znajomości-narzeczeństwa, jak i już po ślubie. Miał romans nawet z o dwa lata starszą siostrą Katarzyny – Teresą Dzieduszycką (co zresztą nie uszło uwadze inwigilujących poetę funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa). Poeta ożenił się zresztą dopiero, kiedy „potrzebował, żeby ktoś się nim zajął”. Przez lata żona była jego gospodynią, opiekunką, kucharką, praczką, kierowcą, osobą od załatwiania wszystkich spraw, wreszcie w ostatnim okresie życia – pielęgniarką; znosiła jego trudny charakter, depresje i pijaństwa. Trudno więc jednoznacznie stwierdzić, iż w jej portrecie przeważają czarne tony.

Uzupełnienia. Kwestia AK

Siedlecka stara się wreszcie podsumować spór na temat: czy Zbigniew Herbert był zaangażowany w konspirację? (rozdział Sopot, Prezydenta Bieruta 8, w którym jest też mowa o pomocy, jaką udzielali poecie w okresie sopockim, na początku lat 50. rodzice oraz Halina Misiołkowa). Wiedza o uczestnictwie Herberta w konspiracji opiera się na deklaracjach samych zainteresowanych, a więc na słowach Katarzyny Herbertowej: „Był zaprzysiężonym członkiem AK (…). W Krakowie związał się z organizacją wojskową” oraz na wypowiedzi samego poety: „2 lata trwał mój kontakt z »bandytami z lasu«. Wycofałem się, kiedy uznałem, że partyzantka degeneruje”.

Nie natrafiono jednak na żadne źródło ani świadectwo innej osoby, potwierdzające, iż Herbert rzeczywiście był w AK; albo że kontuzja nogi była wynikiem nie wypadku na nartach, ale okoliczności bojowej. Siedlecka rozstrzyga dość ostro: „Zbyszek Herbert snuł potem barwne opowieści w stylu Papkina czy barona Münchhausena, jak to był w Kedywie, dowodził ludźmi, a nawet gdzieś tam siedział”.

Nazwanie Pana Cogito Papkinem albo Münchhausenem – mocne. Ale Siedlecka dopowiada: Herbert próbował tym zakryć „sromotny wstyd ucieczki”. Jak wiadomo, Herbertowie wyjechali ze Lwowa w marcu 1944 r. Siedlecka nazywa to ostrzej: „Już w marcu 1944 roku z mamusią i tatusiem uciekł ze Lwowa. (…). Członkowie AK dostawali od swoich przełożonych rozkaz pozostania w mieście nawet jeszcze po »Burzy« i ci, którzy ocaleli, nie poszli do sowieckich łagrów, wyjeżdżali z miasta dopiero ze wszystkimi, w ramach repatriacji”. A Herbertowie z 20-letnim Zbyszkiem: „uciekali przecież, gdy rząd londyński i dowództwo AK nawoływało Polaków, a zwłaszcza inteligencję do pozostania we Lwowie, trwania na Kresach, choćby do decyzji o ich losach”.

To bodaj najostrzejsze rozliczenie Herberta wyjazdu ze Lwowa. Oczywiście te okoliczności nie obciążają bezpośrednio poety: wyjeżdżał z rodzicami, rodzina obawiała się Sowietów ze względu na kolaborację stryjów. Na Ludwiku Herbercie wyrok śmierci za kolaborację z Niemcami wykonało podziemie w roku 1943 w Warszawie, Roman podpisał Reichlistę i uciekł do Wiednia.

Oczywiście rzecz nie pozostanie rozstrzygnięta nigdy. Niemniej na podstawie dotychczasowych ustaleń należy się skłaniać raczej ku wersji, iż Zbigniew Herbert w konspiracji nie działał, że jego opowieści w tej mierze były autokreacją własnego mitu.

Poeta w obławie

Natomiast na pewno był Zbigniew Herbert literatem w obławie Służby Bezpieczeństwa – pisze o tym Siedlecka w rozdziałach „Dosięgnie mnie ręka tych panów” oraz „Przystań”. Nie był poetą represjonowanym in extenso – w końcu otrzymywał paszport, mógł wyjeżdżać na Zachód (i przebywać tam długo), jego książki były wydawane w kraju. Równocześnie był poetą inwigilowanym i szykanowanym.

Za najdotkliwszą szykanę należy bez wątpienia uznać akcję dezawuowania Herberta na Zachodzie, zwłaszcza w środowiskach związanych ze Szwedzką Akademią Nauk – tak aby pozbawić go szansy na Nagrodę Nobla, a przynajmniej szanse te jak najbardziej zminimalizować. Bo władza miała przecież swoich kandydatów – na czele z Jarosławem Iwaszkiewiczem, który w komunizmie bardzo dobrze się odnalazł: nie będąc pisarzem wprost partyjnym, pozostawał władzy przychylny, co zakończyło się już po jego śmierci jakże groteskowym, jeśli nie kabotyńskim, gestem: kazał się pochować w mundurze zasłużonego górnika PRL, który otrzymał za zasługi.

Tak więc poprzez agenturę SB „puszczano” w opiniotwórcze literackie kręgi Zachodu informacje, że Herbert jest niezrównoważony (chory) psychicznie, że jest alkoholikiem. Oczywiście poeta cierpiał na depresje, na cyklofrenię, miał czasy tęgiego picia – ale mimo tych przypadłości (czy może wbrew nim) potrafił nie tylko genialnie pisać, ale także normalnie funkcjonować w życiu publicznym.

W końcu, już na początku lat 90., po formalnym „upadku komunizmu” sięgnięto po inne środki zohydzania poety, oskarżając go o antysemityzm (ta „pałka” na niepokornych doskonale sprawdza się po dzień dzisiejszy). Oczywiście nie była to już sprawka SB-eków, ale innych środowisk – jakich, to pozostaje oczywiste.

Dodajmy, że Siedlecka rozszyfrowała dane najważniejszego i najbardziej wpływowego agenta, działającego w antynoblowskiej operacji, jaką Służba Bezpieczeństwa prowadziła przeciw autorowi „Strony światła”. Był to Henryk Malinowski – TW „Kurier”. Swoją drogą, dziś by już nikt o nim nie pamiętał, gdyby nie ta rola, do historii przechodzą wielcy, przechodzi też swołocz.

Wreszcie rozdział zatytułowany „Przystań”: o wymarzonej przystani poety, czyli mieszkaniu w wilii przy ul. Promenady 21. Służba Bezpieczeństwa „pilotowała” jego starania o ten lokal, zakończony pomyślnie, a ponieważ formalności, jak to w realnym socjalizmie, trwały długo, zaś esbecy wiedzieli, jakie mieszkanie Herbert chce otrzymać, zdążyli je pod pozorem remontu naszpikować aparaturą podsłuchową. To było zresztą wyróżnienie: podsłuch telefoniczny zakładano wielu pisarzom, aparaturę podsłuchową w mieszkaniu tylko nielicznym, tym najważniejszym z operacyjnego punktu widzenia.

O Herbercie raporty składało (także streszczenia z podsłuchu) źródło „Herb”. Długo nierozszyfrowane, ale Siedlecka stawia teraz mocno uwiarygodnioną tezę, iż pod pseudonimem Herb krył się sąsiad poety, mieszkający nad nim Marek Piwowski – reżyser uważanego za kultowy (nigdy nie rozumiałem uznania, jakie zyskał i jakim wciąż się cieszy ten film) „Rejsu”. Postać wyjątkowo parszywa – w 2007 roku wyszło na jaw, iż był tajnym współpracownikiem o pseudonimie Andrzej Krost – agentem bardzo cennym i dobrze opłacanym.

Już po formalnym upadku komunizmu przyłożył rękę do niszczenia ówczesnego wicemarszałka sejmu Andrzeja Kerna, kręcąc film „Uprowadzenie Agaty”. Siedlecka pokazuje mocne poszlaki, iż Piwowski inwigilował także Herberta, być może w jego mieszkaniu znajdowało się stanowisko odbiorczo-nagrywające aparatury podsłuchowej.

TW Krost, czyli Marek Piwowski, ma dziś 83 lata. Opisuje go Siedlecka: „Król życia. Wprawdzie już siwy i osiemdziesięciotrzyletni, mimo to ciągle niczym młodzieniaszek – w bluzie z kapturem, w dżinsach, z plecaczkiem. W świetnej formie, o którą bardzo dba – biega po ulicy i parku, jeździ rowerem”.

„Kary nie będzie dla przeciętnych drani” – pisał Jacek Kaczmarski we „Wróżbie”. Jak się okazuje, kary nie ma również dla największych drani.

Marcin Hałaś

24 luty 2019

[Źródło:] https://polskaniepodlegla.pl/magazyn-patriotyczny/item/19036-herbert-jego-zona-i-sb

Za: Strona prof. Mirosława Dakowskiego (10.03.2019)

 


 

Menda

Marek Andrzej Piwowski (ur. 24 października 1935 w Warszawie) – polski reżyser i scenarzysta, znany przede wszystkim jako reżyser i współscenarzysta filmu Rejs z 1970 roku.
W 1963 r. ukończył studia na wydziale dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego, a w 1967 na wydziale reżyserii PWSTiF w Łodzi.

W roku 2005 nazwisko Marka Piwowskiego znalazło się na tzw. liście Wildsteina. W wywiadzie udzielonym dla tygodnika „Newsweek Polska” w 2007 roku reżyser przyznał się do współpracy z tajnymi służbami PRL. Współpracę Piwowskiego z SB szerzej opisała Joanna Siedlecka w książce Biografie odtajnione. Według zachowanych w IPN dokumentów Piwowski jako tajny współpracownik o pseudonimie „Andrzej Krost” donosił na działaczy emigracyjnych i literatów.

Całość: wikipedia

 


 

Skip to content