Aktualizacja strony została wstrzymana

Dobra koniunktura dobiega końca. UE w rozsypce

Wraz z upadkiem niemieckiej kanclerz „Europa” nie ma przywódców.

… Postęp jest wtedy, gdy wszystko jest do przodu, tył również.

Prezydent Francji Emmanuel Macron znalazł się w sytuacji gwałtownych protestów przelewających się przez kraj. Jego kłopot polega nie tylko na tym, że będąc aroganckim politykiem, piastuje urząd znacznie przerastający jego możliwości przywódcze, nie mówiąc o intelektualnych. Krótko mówiąc, jest chłystkiem, jakich wielu „mężów stanu” w europejskiej i naszej krajowej polityce, wyciągniętym z mankietu globalistów waletem mającym udawać asa. Uwidacznia się to dziś, gdy „żółte kamizelki” szaleją po paryskich, i nie tylko paryskich, bulwarach.

Macron, jak na bufona przystało, wierzący, że w razie kłopotów wesprą go koledzy (i koleżanki) z ferajny, nie liczy się ze słowami, a może nawet wielu z nich, wypowiedzianych w chwili wzmożenia pychy, nie pamięta. Nie znaczy to, że nie pamiętają o nich adresaci jego słów. Amerykanie nieprędko zapomną, jeśli w ogóle, wypowiedź, kiedy prezydent Macron oświadczył, że Europa potrzebuje silnego wojska, by bronić się nie tylko przed Rosją i Chinami, ale także przed Stanami Zjednoczonymi.

Podatek od paliwa zapowiedziany przez rząd francuski doprowadził do powstania nieformalnego ruchu „żółtych kamizelek” oraz cotygodniowych rozruchów w Paryżu i innych dużych miastach. Jednak powodów do protestów jest znacznie więcej. Obszary wiejskie we Francji znacznie straciły na znaczeniu w porównaniu z dużymi aglomeracjami miejskimi.

Tak jak w wielu innych krajach, w tym USA, ludzie spoza głównych centrów przemysłowych, handlowych i kulturalnych poczuli się wyautowani i pomijani przez globalizm. Uznali, że nie są beneficjantami nowych procesów społeczno-politycznych, ale ich ofiarami. Do przyczyn niezadowolenia należy dorzucić fakt, że Francja ma najwyższe obciążenia podatkowe w Unii Europejskiej (z wyjątkiem Belgii) w połączeniu z uparcie wysoką stopą bezrobocia – 9,3 proc. w porównaniu z 3,4 proc. w Niemczech i 4 proc. w USA.

Ale to nie wszystko. Niektórzy analitycy polityczni uważają, że głównym problemem Francji jest skostnienie. Tworzenie nowych przedsiębiorstw i ich ekspansja są bardzo trudne z powodu biurokratycznych przepisów i regulacji. Firmy mają niewielką elastyczność w zakresie rozwoju, innowacji, a nawet zarządzania swoimi pracownikami. Zamraża to francuski rynek pracy. Dla wielu młodych najlepszym sposobem na uzyskanie zatrudnienia jest migracja. Na forum społecznościowym Quora niektórzy z nich udzielili odpowiedzi na pytanie, dlaczego opuszczają bądź chcą opuścić kraj. Brzmią one nad wyraz znajomo:

Młodzi ludzie są masowymi odbiorcami światowych mediów i materiałów. Chcą iść tam, gdzie mogą znaleźć warunki dla dobrego startu, zarabiać przyzwoicie, żyć tak, jak tego pragną. Londyn na przykład lub Szwajcaria, nawet Kanada.

Przy wysokim bezrobociu wśród młodych perspektywy dla nich mogą być lepsze w innych krajach. „Kto może obwiniać inteligentną, utalentowaną młodą osobę we Francji o to, że chce żyć tam, gdzie perspektywy są lepsze?”

Inna opinia młodej osoby brzmi podobnie:

Wiem cholernie dobrze, że nie dostanę pracy. Nie mogę nawet wylądować na stanowisku kasjera, stąd moje życie wygląda żałośnie. Mieszkam w kraju, który nie daje mi szansy na dobre przeżycie moich lat. Mieszkam w kraju, w którym płacę rządowi, aby mnie okłamywał i wykorzystywał.

Marcon objął urząd w maju 2017 r., obiecując długofalową reformę francuskiej gospodarki. Jednak gdy zaczęło się urzędowanie, obietnice okazały się bez pokrycia, a nadzieje na rozwój gospodarczy płonne. Wyborcy szybko się rozczarowali nowym prezydentem, któremu słupki sondażowe pokazują, że obecnie może liczyć jedynie na poparcie 24 proc. elektoratu. Klasa średnia i pracująca biedota we Francji pragną oczywiście lepszego życia dla siebie i swoich dzieci. Ale jednocześnie (podobnie jak całe społeczeństwo francuskie) są niechętne znaczącym zmianom. Reforma gospodarcza jest czymś, co wszyscy francuscy prezydenci próbowali zrobić w ostatnich latach. Źadna nie odniosła sukcesu.

Peter Skurkiss, amerykański komentator polityczny, zwraca uwagę na pewien paradoks. Jeśli opinie o kłopotach ekonomicznych Francji są prawdziwe, to dlaczego Francja jest tak bogata, jak w rzeczywistości jest? W końcu Francja ma trzecią największą gospodarkę w Unii Europejskiej i zajmuje 20. pozycję na świecie pod względem PKB. „Zaproponowałbym dwa powody, aby to wyjaśnić. Po pierwsze, Francja jest w UE, a UE została zaprojektowana w taki sposób, aby najbardziej sprzyjała Francji i Niemcom”.

Druga przyczyna leży w tym, że od ponad 70 lat Ameryka chroni kraje Europy, najpierw przed agresją Związku Sowieckiego, a obecnie – Rosji. W sensie finansowym oznacza to, że olbrzymie koszty, jakie musieliby ponieść Europejczycy, w tym oczywiście również obywatele Francji, na swą obronę, zostały przerzucone na podatników Stanów Zjednoczonych. Ponadto aby wygrać zimną wojnę, USA utworzyły system handlu, który stawiał je w niekorzystnej sytuacji, za to sprzyjał gospodarkom krajów sojuszniczych. „Tutaj Europa wskoczyła obiema nogami i wykorzystała tę sytuację”.

Jednak obecnie dobra koniunktura wydaje się dobiegać końca. UE jest w rozsypce. Wraz z upadkiem niemieckiej kanclerz Angeli Merkel Europa nie ma przywódców. Marcon miał aspiracje wypełnienia tej próżni, ale gwałtowne protesty „żółtych kamizelek” i uwikłanie się w nie położyły kres mrzonkom prezydenta Republiki Francuskiej.

W Unii narastają spory wewnętrzne. Bruksela stara się wymusić na krajach Europy Wschodniej przyjęcie muzułmańskich i afrykańskich imigrantów. Włochy łamią unijne wytyczne budżetowe. Wydaje się, że partie populistyczne zyskują na sile w całej Europie. Kontynent w nadchodzącym roku czekają zawirowania. To nie może być dobre dla francuskiej gospodarki, prognozuje cytowany wyżej analityk.

Przypomnijmy, że prezydent Trump w dalszym ciągu nie odpuszcza sprawy większego partycypowania europejskich sojuszników w kosztach związanych z istnieniem i sprawnym funkcjonowaniem NATO. Biorąc pod uwagę rozbudowaną opiekę socjalną, której koszty nieustannie rosną, nie tylko ze względu na starzenie się społeczeństwa, ale również z powodu napływu fali roszczeniowych „uchodźców”, należy się spodziewać, iż niedługo Francja, jak też inne kraje w Europie, staną przed nie lada dylematem. Czy ulec naciskom USA i przeznaczyć więcej środków na wojsko? Ale wtedy podniesie się, i tak wysoki, poziom adrenaliny u, mówiąc już teraz symbolicznie, „żółtych kamizelek”, a i egzotyczni roszczeniowcy nie będą od tego, aby pobłażać białemu człowiekowi, że uszczuplił im zawartość miski. Czy też dalej utrzymywać wysoki socjal i kontynuować politykę obniżania podatków oraz rozdawnictwa? Ale z kolei wtedy hegemon amerykański może się mocno zdenerwować i tak jak obiecywał, zastosować nieprzyjemne retorsje, chociażby poprzez wojny handlowe czy anulowanie korzystnych dla partnerów europejskich kontaktów gospodarczych, technologicznych i innych. O tym, że będzie to miało druzgocący wpływ na gospodarkę europejską, nie trzeba wspominać.

Można wnosić, że w tej sytuacji nawet ustępstwo Macrona z funkcji prezydenta, czego domagają się protestujący, nic istotnego nie zmieni. Bowiem wytworzyła się sytuacja, którą zwykliśmy podsumowywać kolokwialnym zwrotem: „jakkolwiek by się odwrócić, plecy zawsze z tyłu”. No, chyba że dzielny naród francuski zna sposób na to, aby plecy umieścić na froncie. Wszak Francja to ojczyzna rewolucji i postępu. A jak to zauważył Sławomir Mrożek, postęp jest wtedy, gdy wszystko jest do przodu, tył również.

Dr Robert Kościelny
28 styczeń 2019

[Źródło:] https://polskaniepodlegla.pl/opinie/item/18758-dobra-koniunktura-wydaje-sie-dobiegac-konca-ue-jest-w-rozsypce-wraz-z-upadkiem-niemieckiej-kanclerz-europa-nie-ma-przywodcow

Za: Strona prof. Mirosława Dakowskiego (29.01.2019)

 


 

Bogdan Dobosz o kondycji duchowej Francuzów: ocena jest niska, ale i niejednoznaczna [OPINIA]

Patrząc na kondycję duchową Francuzów nie sposób pominąć faktu, że potrafili oni odważnie stanąć w obronie tradycyjnej rodziny, wyprowadzając na ulice 2 mln osób. Z drugiej strony ich życie religijne nie należy do bogatych. Nie jest więc dobrze, ale pojawia się iskra nadziei.

W ocenie Bogdana Dobosza, kondycja duchowa, cywilizacyjna Francuzów – mimo wszystko – nie jest zła. Trzeba bowiem zauważyć, że na ulice w protestach przeciwko małżeństwom homoseksualnym wyszło 2 mln ludzi, to więcej niż na manifestacjach „żółtych kamizelek”. To swego rodzaju ewenement, który w warunkach np. polskich byłby trudny do powtórzenia.

Z drugiej strony nie można pominąć tego, że wśród osób praktykujących we Francji nie dominują już katolicy, ale muzułmanie. Jest bowiem zaledwie kilkanaście procent katolików chodzących do kościoła, ale i tak raczej raczej przy okazji świąt, uroczystości.

Jest jednak iskra nadziei. To ludzie młodzi, w których środowiskach widać dobre zmiany. Są też takie kościoły katolickie, które są co niedziele pełne – są to miejsca pozostające wierne tradycyjnej liturgii Kościoła. – Tam jest coraz więcej wiernych praktykujących. Te kościoły są pełne, choć nie ma ich dużo – zauważył.

To efekty wielu lat prowadzonej dechrystianizacji, rozdziału Kościoła od państwa realizowanego jako dbanie o to, by żaden aspekt religijny nie znalazł się w przestrzeni publicznej. – Religia, Kościół został sprowadzony do czegoś w rodzaju organizacji charytatywnej. O tak! Jakaś pomoc, najlepiej imigrantom – do tego sprowadza się Kościół, bez możliwości obecności w przestrzeni publicznej – mówił Dobosz.

W jego ocenie nieco na lepsze zmienił się episkopat francuski, w którym obecnie dominują hierarchowie nominowani przez Jana Pawła II, wypierając duchownych, którzy ulegali neomarksizmowi. – Można powiedzieć, że są oni „bardziej katoliccy” od swoich poprzedników,

ale głos Kościoła jest słaby,  nie dociera wszędzie, zaś Kościół jest tłamszony, szarpany rozdmuchiwanymi aferami. Realia są takie, że jak biskup chce mieć „spokój”, to się nie wychyla – dodał.

MA

Za: PoloniaChristiana – pch24.pl (2019-01-29)

 


 

Skip to content