Aktualizacja strony została wstrzymana

Co wolno Ukraińcom, a Polakom nie

Prokuratorzy z Hrubieszowa i Zamościa umorzyli śledztwa, za to sąd we Lwowie ekspresowo skazał trzech polskich studentów

Sahryń

Wiceszef łuckiej rady obwodowej porównał Stepana Banderę do Józefa Piłsudskiego, a swoje wystąpienie w Sahryniu zakończył banderowskim pozdrowieniem. Prokuratura nie dopatrzyła się publicznego propagowania faszystowskiego ustroju państwa. Włos z głowy nie spadnie też prezesowi Towarzystwa Ukraińskiego w Lublinie, który 4 miesiące później w tym samym miejscu mówił o zbrodni popełnionych przez polskich partyzantów. Ukraiński sąd ekspresowo za to skazał trzech polskich studentów, którzy na cmentarzu Orląt Lwowskich odpalili race.

Umorzenie prowadzonych przez kilka miesięcy śledztw działacze środowisk kresowych przyjęli jako kolejny policzek. Zwracają uwagę, że przy takim rozstrzygnięciu spadkobiercy Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińskiej Powstańczej Armii będą mogli pozwolić sobie na jeszcze więcej. – Może już niedługo w Warszawie stanie pomnik Stepana Bandery, pod którym będą się odbywały wspólne uroczystości państwowe? – nie kryje zdenerwowania Janina Kalinowska, przewodnicząca Stowarzyszenia Upamiętniania Polaków Pomordowanych na Wołyniu z siedzibą w Zamościu. – Okazuje się, że Ukraińcom można nie tylko u siebie, ale i w naszym kraju czcić bandytów, którzy w okrutny sposób wymordowali 200 tys. naszych rodaków, w tym kobiety w ciąży i niemowlęta, a my nie mamy nic do gadania. Gdzie my żyjemy?

W rocznicę Sahrynia

Przypomnijmy. 10 marca 1944 r. oddziały AK i BCh zlikwidowały kuszcz, czyli bazę ukraińskich nacjonalistów w Sahryniu. Wśród zabitych byli też cywile. Decyzja o ataku na kuszcz sahryński została podjęta pod wpływem ustaleń wywiadu podziemia, który informował o tym, że 16 marca 1944 r. dojdzie do ataku bojówek ukraińskich na polskie wioski. Chodziło o niedopuszczenie do masowych rzezi na skalę wołyńską. Podczas ataku na Sahryń zginęło 150-300 Ukraińców, choć strona ukraińska podaje, że ofiar mogło być ponad 600. W 74. rocznicę tamtych wydarzeń Zarząd Główny Związku Ukraińców w Polsce zorganizował w Sahryniu uroczystości, na które przybyło na nie ponad 100 osób, w tym wiceminister spraw zagranicznych Ukrainy Wasyl Bodnar, ambasador Ukrainy Andrij Deszczyca, konsul generalny Ukrainy w Lublinie Wasyl Pawluk, prezes Związku Ukraińców w Polsce Petro Tyma, a także duchowni. – Sama uroczystość przebiegła godnie, z powagą i spokojnie, choć każde wystąpienie kończyło się banderowskim zawołaniem „Sława Ukrajini!”, na co zgromadzeni odpowiadali „Herojam sława!” – wspomina Wiesław Huk, który był obecny na uroczystościach w charakterze obserwatora z ramienia zamojskiego Stowarzyszenia Upamiętniania Polaków Pomordowanych na Wołyniu.

Wiesław Huk zauważył w uformowanej przed uroczystościami kolumnie banderowską flagę, która jednak szybko została schowana. Wśród uczestników uroczystości nie brakowało takich, którzy prowokacyjnie paradowali w czerwono-czarnych koszulach (wyszywankach). Te barwy są symbolem OUN. To nie koniec. Podczas uroczystości – jak relacjonował Wiesław Huk – jeden uczestników, który w klapie marynarki miał wpięty znaczek nacjonalistycznej partii Swoboda, wygłosił przemówienie wysławiające Stepana Banderę i UPA. To był Ołeksandr Pyrożyk, działacz nacjonalistycznej partii Swoboda, który jest wiceprzewodniczącym rady obwodu wołyńskiego.

Według Wiesława Huka, Pyrożyk gloryfikował na terenie Polski nazistowską ideologię banderowską, co w świetle znowelizowanej ustawy o IPN było czynem prawnie zabronionym. Na wniosek działacza zamojskiego stowarzyszenia zabezpieczająca uroczystości policja wykonała na miejscu czynności, a hrubieszowska prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie publicznego propagowania faszystowskiego ustroju państwa. Z uwagi na to że, znowelizowaną ustawę IPN, która penalizowała ukraiński banderyzm – stawiając go na równi z niemieckim nazizmem i sowieckim komunizmem – pod wpływem zewnętrznego lobby skierowano do Trybunału Konstytucyjnego, prokuratura wszczęła śledztwo w kierunku art. 256 kk, czyli publicznego propagowania faszystowskiego ustroju państwa. Grozi za to do 2 lat pozbawienia wolności.

Bandera jak Piłsudski

Po 8 miesiącach śledztwo została umorzone? Powód? – Brak znamion czynu zabronionego – odpowiada Artur Kubik, szef Prokuratury Rejonowej w Hrubieszowie.

Według ustaleń śledczych, Pyrożyk nie wychwalał Bandery, tylko powiedział, że walczył on o niepodległość Ukrainy tak jak Piłsudski o niepodległość Polski. – Zabezpieczyliśmy filmik z przebiegu uroczystości, a przemówienia przetłumaczono z ukraińskiego na polski, przesłuchaliśmy też świadków – mówi prok. Kubik. – W treści przemówienia nie ma fragmentu, żeby wychwalał OUN i UPA, nie wypowiada się też negatywnie o narodzie polskim. Mówi jedynie, że dla Ukraińców Bandera i UPA to bohaterowie. Według nas, ta wypowiedź nie propagowała faszystowskiego ustroju państwa.
Śledztwo w sprawie publicznego propagowania faszystowskiego ustroju państwa podczas uroczystości upamiętniających ofiary wydarzeń z 10 marca 1944 r. poprzez epatowanie ubiorem w barwach czerwono-czarnych, używania w trakcie pochodu flagi w tych barwach oraz wychwalanie Stepana Bandery zostało umorzone 19 listopada. – To postanowienie jest już prawomocne – powiedział nam szef hrubieszowskiej prokuratury.

Z tym werdyktem nie chcą zgodzić się zamojscy Wołyniacy, którzy wystosowali zażalenie an to postanowienie. Przewodnicząca stowarzyszenia przypomina, że podczas uroczystości w Sahryniu wznoszono okrzyki „Sława Ukrajini!” i „Herojam sława!”, które ona, jak i inni cudem ocaleni świadkowie zbrodni ukraińskich nacjonalistów zapamiętali jako zawołanie bojowe do ataku na polskie wsie i bestialskiego mordowania bezbronnej ludności cywilnej. Według Janiny Kalinowskiej, Ołeksandr Pyrożyk, który sam siebie nazywa banderowcem, gloryfikował faszystowski ustrój nie tylko jako lider partii nacjonalistycznej, ale również jako przedstawiciel ukraińskiego państwa.

W rocznicę… Wołynia

Brak należytej reakcji na treści zawarte w jego przemówieniu – zdaniem stowarzyszenia – doprowadził do eskalacji podobnych wystąpień i jawnych prowokacji zwolenników kultu Stepana Bandery na terenie Polski. Chodzi m. in. o lipcową wizytę prezydenta Ukrainy Petra Poroszenki w Sahryniu w rocznicę… ludobójstwa dokonanego przez nacjonalistów ukraińskich na Polakach. Korzystny finał sprawy Ołeksandra Pyrożyka to woda na młyn m. in. dla działaczy stowarzyszania Obywatele RP, wśród których nie brakuje obywateli… Ukrainy. Jednym z aktywistów jest Igor Isajew. Zaledwie trzy dni po umorzeniu śledztwa przez hrubieszowską prokuraturę, Obywatele RP zwrócili się do radnych Hrubieszowa i Tomaszowa Lubelskiego z żądaniem zmian nazw ulic Stanisława Basaja „Rysia” i Zenona Jachymka „Wiktora”, bo według nich obaj odpowiedzialni są za śmierć Ukraińców w Sahryniu i okolicy w marcu 1944 r.

A to nie koniec, bo w środę (28 listopada) zamojska prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie publicznego znieważenia narodu polskiego lub państwa polskiego przez prezesa Towarzystwa Ukraińskiego w Lublinie Grzegorza Kuprianowicza. Komunikat w tej sprawie opublikowano na stronie internetowej prokuratury. Przypomnijmy, że 8 lipca podczas wspominanej wizyty prezydenta Ukrainy w Sahryniu Kuprianowicz powiedział, że 10 marca 1944 r. doszło do „zbrodni przeciwko ludzkości popełnionej przez członków narodu polskiego – partyzantów Armii Krajowej będących żołnierzami Podziemnego Państwa Polskiego”. Zaznaczył też, że prawosławni mieszkańcy Sahrynia zginęli z rąk innych obywateli Rzeczpospolitej tylko dlatego, że „mówili w innym niż większość języku i byli innego wyznania”.

Na tę wypowiedź zareagował wojewoda lubelski Przemysław Czarnek, nazywając ją skandaliczną. Dodał, że Grzegorz Kuprianowicz zrównał wydarzenia z Sahrynia z ludobójstwem na Wołyniu, co w jego przekonaniu może stanowić przestępstwo. Sprawą zajęła się Prokuratura Okręgowa w Zamościu, która uznała, że słowa wypowiedziane przez Kuprianowicza nie noszą znamion czynu zabronionego. Śledztwo w sprawie publicznego znieważenia narodu polskiego zostało umorzone. To postanowienie nie jest jeszcze prawomocne. Warto dodać, że wcześniej IPN nie dopatrzył się w przemówieniu prezesa Towarzystwa Ukraińskiego w Lublinie znamion negowania zbrodni ukraińskich nacjonalistów, choć przyznał, że jego wypowiedzi podczas uroczystości w Sahryniu relatywizowały ludobójstwo na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej.

Skazali Polaków

Samą wizytę prezydenta Ukrainy w Sahryniu i to w dniu, w którym prezydent Polski pojechał na Ukrainę uczcić pamięć rodaków zamordowanych w bestialski sposób przez banderowców, nie tylko środowiska kresowe nazwały prowokacją. Hasło „Sława Ukrajini!” i odzew „Herojam sława!” padały gęsto. Przypomnijmy, że zostały one ustanowione jako organizacyjne przywitanie OUN przez Uchwałę II Wielkiego Zboru OUN z 1941 r. Zawołanie zostało spopularyzowane przez ukraińskich nacjonalistów podczas wydarzeń na Majdanie sprzed 5 laty. Na terenie naszego kraju wznoszono je w tym roku nie tylko w Sahryniu (w marcu i lipcu), ale też podczas niedawnego koncertu w Lublinie Ołeha Skypki, autora nowej aranżacji hymnu OUN.
Ołeksandr Pyrożyk, który nie był przesłuchiwany w toku śledztwa, bo zdaniem prokuratury nie było takiej potrzeby (wystarczył filmik z przetłumaczonym przemówieniem), zaznaczył niedawno, że upamiętnianie ofiar rzezi wołyńskiej i mówienie o ukraińskim ludobójstwie na Polakach to „antyukraińska propaganda”.

Janina Kalinowska zwraca uwagę, że Ukraińcy w swoim kraju potrafią egzekwować prawo. Przywołuje niedawną historię polskich studentów, którzy uczcili pamięć obrońców Lwowa, odpalając dwie race w narodowych kolorach: białym i czerwonym. Ukraińskie służby potraktowały Polaków jak przestępców. Trzech polskich studentów z Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu 22 listopada zapaliło race na Cmentarzu Obrońców Lwowa (tzw. Cmentarzu Orląt). Młodzieńcy zostali zatrzymani i oskarżeni o chuligaństwo. Grozi za to do 4 lat więzienia. Studenci tłumaczyli, że nie mieli jakichkolwiek złych zamiarów i chcieli nakręcić okolicznościowy film. W piątek (30 listopada) ukraiński sąd skazał ich na kary grzywny w wysokości 8,5 tys. hrywien dla każdego. – Gdyby w Sahryniu odpalono nawet nie czerwoną i czarną, ale niebieską i żółtą (barwy narodowe Ukrainy – przyp. red.) racę, to nikt by za to nie poniósł kary, bo Ukraińcom wszystko u nas wolno. Co musiałoby się jeszcze wydarzyć, żeby nasza prokuratura podjęła czynności? Jak długo organizacje społeczne mają wyręczać służby państwa? Czy państwo polskie zagwarantuje godność i szacunek żołnierzom AK i BCh oraz nam, żyjącym jeszcze świadkom historii, podczas uroczystości, jakie zapewne odbędą się znowu w Sahryniu w marcu, a może i w lipcu przyszłego roku?

Prof. Włodzimierz Osadczy, dyrektor Centrum Badań Wschodnioeuropejskich Ucrainicum KUL w Lublinie z niepokojem patrzy w przyszłość. – W tej chwili mamy do czynienia z państwem polskim, którym rządzą obce ambasady – mówi prof. Osadczy. – Rząd w sposób wyraźny i z premedytacją wspiera nurty banderowskie m. in. poprzez sowite dotacje dla mniejszości ukraińskiej popularyzującej w swoich mediach kult OUN i UPA, a także przymykanie oczu na umarzanie śledztw dotyczących propagowania banderyzmu w naszym kraju.

Leszek Wójtowicz

Artykuł opublikowany 4 grudnia 2018 r. z zamojskiej Kronice Tygodnia

Za: isakowicz.pl (24 stycznia 2019)

 


 

Prezydent prawnego nihilizmu. Czy można dla osiągnięcia wielkiego celu naruszać Konstytucję, ustawy i prawa człowieka?

Kto z kim przestaje, sam się taki staje. Prezydent Duda demolując ustawę o IPN oddał przysługę ukraińskiemu koledze, prezydentowi Poroszence, za co otrzymał serdeczne podziękowanie. A jakim człowiekiem jest prezydent Poroszenko, co on robi poza wspieraniem banderowskich uczestników Holokaustu i ludobójstwa Polaków? Tego nie sposób się dowiedzieć z programów stacji telewizyjnych w Polsce. Dlatego warto przeczytać tekst publicysty i historyka ukraińskiego Wasyla Rasewycza. Być może po lekturze tego tekstu nasuną się niezbyt wesołe refleksje, że polski prezydent Andrzej Duda nie jest, delikatnie mówiąc, przyjacielem zwykłych Ukraińców. Bo czyż wspieranie ukraińskiego oligarchy nie jest popieraniem zakorzenionego na Ukrainie systemu „feudalnego”, o którym pisze Rasewycz?

Tadeusz Isakowicz-Zaleski

 

Президент волею правового нігілізму

Wasyl Rasewycz, 21.01.2019 r. dla Zaxid.net.

Nie ma tygodnia, aby w przestrzeni medialnej Ukrainy, zdominowanej co najmniej do końca marca nie tylko przez „etatowych” dziennikarzy, ale także różnej maści polityków, politologów, ekspertów i politycznych technologów, nie wybuchł jakiś wydumany niby-skandal. To prezydent świeckiego państwa, nie wiedząc co odpowiedzieć na pytania o plany walki z korupcją, wysyła kolejnego „agenta Kremla” do cerkwi, aby Najwyższy Wszechmocny tam mu „odpuścił”. To ręcznie sterowany lider opinii społecznej w porywie czegoś jakby uczucia do swego szefa wyjaśnia zasadę nagromadzenia zasobów finansowych dla działalności prezydenckiego kanału telewizyjnego „Prjamyj” tym, że dla dobrej sprawy to i ukraść nie jest grzechem. I wszyscy oni po każdej „wpadce” całą chmarą rzucają się na swoich przeciwników politycznych i nieszczęsnych ogłuszonych Ukraińców z wyjaśnieniem i wytłumaczeniem, co w rzeczywistości miano na myśli. Właśnie język tych „tłumaczy” i ich wyjaśnienia oraz tłumaczenia, a także forma przekazu ocen, są tematem tej publikacji.

W całej tej nachalnie narzucanej kampanii wydzieliłbym kilka groźnych momentów. Po pierwsze, drużyna urzędującego prezydenta odznacza się niezwykłą brutalnością. To właśnie oni stosują zasadę wykluczenia – jeśli nie jesteś z nami, masz odmienne poglądy, to należy ciebie zniszczyć. Trzeba cię sprzątnąć z politycznego pola, zdusić moralnie, ogłosić wrogiem Ukrainy i sługusem sąsiada-agresora. I jeszcze to, że jesteś tępym prymitywem, marginalnym ignorantem i sprzedajnym łotrem, skoro nie jesteś w stanie docenić wielkości i potencjału najlepszego prezydenta w historii Ukrainy, Kropka.

Taka nachalno-agresywna taktyka wywołuje różne efekty u odbiorców propagowanego przez nich modelu. Ktoś się zlęknie, nie zechce być obrzucanym oszczerstwami i niezasłużenie wyśmiewanym, więc odsunie się na bok. Ktoś inny zaciśnie zęby i zacznie odpowiadać pięknym za nadobne, broniąc swego kandydata i jego platformy, w ten sposób jedynie przyłączając się do tego agresywnego chóru. Jeszcze inny, psychologicznie nie stabilny, „po swojemu” odczyta te przesłania i zdecyduje, że z wrogiem można rozprawiać się także fizycznie.

Wszystko to do granic wytrzymałości elektryzuje atmosferę w społeczeństwie. I tu kryje się drugie niebezpieczeństwo. Ponieważ w tej chaotycznej walce powstają paralelne do państwowych organy wpływu. Szczególnie niebezpieczne jest nie tylko pojawienie się struktur paramilitarnych w społeczeństwie znajdującym się w stanie wojny, ale także swego rodzaju ich legitymizacja. Gdzie aktywnie działają kombatanckie i pseudo-kombatanckie ugrupowania. Którymi nikt nie analizuje, o których realnie mało co wiadomo: jakim ideami są natchnione, do czego dążą, i najważniejsze, komu służą? Gdzie każdy, nawet bandyta, może nazwać się działaczem społecznym, założyć organizację pożytku publicznego i brutalnie starać się wpłynąć na uchwalanie postanowień, z wydawaniem wyroków sądowych włącznie.

Podczas tego bezprawia organy państwowe oraz same społeczeństwo, jak somnambulicy, spokojnie się temu przyglądają. Przyglądają się pojawieniu Organizacji Obywatelskiej „Drużyny Narodowe”, ich przemarszowi w mundurach maskujących główną ulicą stolicy (jest oczywiste, że oni świadomie stylizują się na szturmowców i to im pochlebia). Przyglądają się braniu na siebie zobowiązania zaprowadzenia porządku na ulicach miast, utrzymywania dyscypliny, a teraz jeszcze obserwowania przebiegu głosowania w lokalach wyborczych podczas wyborów prezydenckich. Ale o tym, że to wszystko jest bezprawne, że prawo stosowania przemocy ma wyłącznie państwo, a nie organizacje społeczne – ani słowa. Nie wywołuje zainteresowania także i to, że ci młodzi umundurowani ludzie są powiązani z weteranami pułku „Azow”, który, nawiasem mówiąc, jest wykluczony z pomocy wojskowej USA i znany jest ze swoich, delikatnie mówiąc, radykalnie prawicowych poglądów.

Pozostaje tylko zdumiewać się, jak może pododdział Gwardii Narodowej Ukrainy nosić na rękawach sławetny stylizowany symbol nazistowski – „Wolfsangel” (wilczy hak)? Jaki związek ma ta symbolika z państwem Ukraina? Na czyją solidarność i wsparcie w świecie liczy taki kraj? Zapewne tylko Centralna Komisja Wyborcza (CKW) nie jest świadoma, że „drużynnicy” mają związki z ultra-nacjonalistycznym „Korpusem Narodowym”, który już zdążył „wsławić się” licznymi ksenofobicznymi i rasistowskimi akcjami. Brał udział w manifestacjach razem z europejskimi i rosyjskimi neonazistami.

Przy tym CKW nie tylko nie dostrzega śmierdzącego orszaku jawnie podążającego za tymi strukturami, lecz nawet nadaje im status obserwatorów podczas wyborów. Tym samym nie tylko zrównując je z Komitetem Wyborców Ukrainy i Organizacją Obywatelską „Opora”, lecz także legitymizując „narodowych drużynników”. W rzeczywistości nasuwają się straszne historyczne analogie z działalnością nazistowskich oddziałów szturmowych w Niemczech.

To już się w historii wydarzyło. Niemieccy szturmowcy także byli dobierani spośród byłych żołnierzy, fizycznie wytrenowanych i gotowych do ochraniania zgromadzeń partii nazistowskiej, a także do rozprawiania się z jej przeciwnikami politycznymi. To tak samo był zalążek struktur paralelnych do państwowych, obdarzonych prawem do stosowania przemocy. Póki co, jeszcze nie w imieniu państwa. Na razie w imieniu patriotów, nacjonalistów i tych wiedzących lepiej, jakie powinno być „prawdziwe” państwo.

I teraz, szanowni obywatele Ukrainy, bądźcie przygotowani, że w lokalach wyborczych powita was policja partyjna w mundurach maskujących, ale w roli obserwatorów procedury demokratycznej. Jeśli mam być szczery, to nawet nie chce mi się myśleć o atmosferze w tych lokalach. Proszę zauważyć, że tutaj CKW rzekomo dosłownie przestrzega litery prawa, ponieważ w statucie „Drużyn Narodowych” zapisano ich zamiar bycia obserwatorami podczas wyborów. Ale o tym, że to – bojowy pododdział Korpusu Narodowego – znowu ani słowa.

W rzeczywistości jest to – igranie z ogniem, kiedy równolegle z państwowymi policyjnymi i sądowymi organami bezprawnie działają, przez kogoś stworzone, sfinansowane i sprywatyzowane siły wpływu. Jesteśmy przyzwyczajani do akceptowania takich zjawisk jako normalności. Ci, którzy próbują zauważać implementację tych formacji do systemu władzy, od razu są określani jako agenci Kremla albo ogłaszani zdrajcami narodu. I w charakterze dowodu podawane są przykłady z propagandy rosyjskiej, gdzie faktycznie krytykowane są tego typu zjawiska. Chciałoby się stwierdzić, że propagandyści rosyjscy byliby kompletnymi idiotami, gdyby nie skorzystali z tej idealnej dla nich okazji i nie pokazali kiełkujących pędów neonazizmu na Ukrainie. A tutaj otrzymali podwójny bonus dlatego, ponieważ programy z marszami z pochodniami, maszerowaniem a-la-szturmowcy po Chreszczatiku, napadami na Romów i inne „jaskrawe” obrazki z zainteresowaniem obserwuje europejska i światowa opinia publiczna. I wyciąga wnioski na temat Ukrainy.

Najgorsze jest to, że obecne władze nie tylko nie walczą z tymi przejawami, ale nie wzdragają się przed korzystaniem z usług tego typu formacji. Przede wszystkim, żeby przykryć swoją bezczynność, albo wywrzeć brutalny nacisk na swoich przeciwników politycznych i konkurentów. Blokowanie sesji rad miejskich i wiejskich, obstrukcja, okupowanie lokali publicznych, groźby karalne wobec polityków, napady na legalne demonstracje i marsze „niesłusznych” sił politycznych i społecznych stały się ukraińską codziennością. Demonstrują obywatelom ukraińskim, że rej w naszym kraju wodzą nihilizm prawny i bezprawie. Pojawia się wrażenie, jakby władze rzuciły wszystkie siły na to, aby przekonać swoich obywateli, że od nich nic nie zależy. Źe dla osiągnięcia ważnego celu można naruszać Konstytucję, ustawy państwowe, prawa człowieka. Bo przecież święty cel uświęca środki.

I oto już znana blogerka pisze, że jakie by nie były rezultaty wyborów prezydenckich, minister spraw wewnętrznych z jego prywatną armią żołdaków i struktury siłowe nie oddadzą władzy tak po prostu. Być może miała na myśli, że Rada Najwyższa będzie pracować jeszcze przez jakiś czas po wyborach prezydenckich, a więc będzie funkcjonować także stara Rada Ministrów? Być może wskazała na fakt, że politycy i urzędnicy, posiadający prywatne formacje paramilitarne, nie pogodzą się tak po prostu z „niewygodnym” rezultatem wyborów. Źe Petro Poroszenko, nie zważając na rezultat wyścigów prezydenckich, nie odda Ukrainy we władanie, choćby demokratycznie wybranego, ale „niesłusznego” prezydenta? Czyli jesteśmy oswajani z myślą, że od naszego głosowania nic nie zależy, że demokracja – to taka sobie zachcianka, na którą nie zawsze może sobie pozwolić kraj znajdujący się w stanie wojny. Źe obecne władze zrobią wszystko co możliwe (zgodnie z prawem lub bezprawnie), aby tylko przy władzy się utrzymać.

I oto już znany publicysta pisze, jakoby śmierć prezydenta Gdańska nie nastąpiła z powodu panowania atmosfery wrogości i że zabójca Adamowicza jest bardziej podobny nie do terrorysty, lecz do zwykłego Ukraińca. Który ma nadmierne pretensje do władzy, a sam parkuje nieprawidłowo, nie płaci podatków i nie lubi władzy za jej bogactwo. Czyli nie masz prawa krytykować skorumpowanej władzy, dopóki sam nieprawidłowo parkujesz auto i nie jesteś idealnym obywatelem. I znowu – ani słowa o rządach prawa.

Wygląda na to, że nawet intelektualiści zamiast sprzyjać kształtowaniu świadomości prawnej wśród obywateli, komfortowo przeprowadzili się do świata feudałów, wasali i ich trubadurów. To oni zdolni są do rozbijania się o ekran komputera i do wyskakiwania z ekranu telewizora, byleby tylko za wszelką cenę usprawiedliwić nawet największy idiotyzm swojego suwerena i tym samym udowodnić mu swoje osobiste oddanie. To oni usprawiedliwiają racją państwową wtrącanie się prezydenta w sprawy kościelne i wspierają go nawet wtedy, gdy nadmierna eksploatacja tematu przekształca go w postać karykaturalną. Wygląda na to, że w otoczeniu prezydenta nie ma ani jednego człowieka mogącego przypomnieć mu, że zgodnie z Konstytucją Ukraina jest – państwem świeckim. Ale czego można oczekiwać od ludzi prezydenta, kiedy nawet znakomity pisarz, niby żartem, wyjaśnia obecność kryminalisty na wręczeniu tomosu powoływaniem się na biblijnego Barabasza.

Najgorszy w tych przykładach jest – prawny nihilizm. Aby zrozumieć, w czym sedno nieszczęścia, spróbujmy w tych wszystkich historiach zamienić nazwisko Poroszenko chociażby na Janukowycz. Przy czym we wszystkich: z kościołem, z oddziałami szturmowymi i prywatnymi armiami polityków Partii Regionów, z pieniędzmi skradzionymi na rzecz propagandowego prezydenckiego kanału telewizyjnego i z całą armią zwolenników, gotowych zakneblować usta wszystkim mającym odmienne poglądy.

Źródło: https://zaxid.net/prezident_voleyu_pravovogo_nigilizmu_n1474114

Za: Stowarzyszenie Upamiętnienia Ofiar Zbrodni Ukraińskich Nacjonalistów we Wrocławiu
– Общество Увековечивания Памяти Жертв Преступлений Украинских Ðационалистов во Вроцлаве
– Товариство Вшанування Пам’яті Жертв Злочинів Українських Ðаціоналістів у Вроцлавi (22 Styczeń 2019)

 


 

Skip to content