Aktualizacja strony została wstrzymana

Rok tresury ku przeznaczeniu – Stanisław Michalkiewicz

Wprawdzie minęło już święto Trzech Króli, kończące sekwencję świąt Bożego Narodzenia, ale nic nie szkodzi, a cykl wydawniczy nawet temu sprzyja, byśmy dokonali podsumowania minionego roku. Nawiasem mówiąc, Główny Rachmistrz Rze…, to znaczy pardon – jakiej tam znowu „Rzeszy”! Nie żadnej „Rzeszy”, tylko profesora Leszka Balcerowicza – naliczył tych króli aż sześciu. To by wyjaśniało optymizm, jaki pan profesor Balcerowicz w latach dobrego fartu niezachwianie prezentował, prawdopodobnie bazując na wyliczeniach Pana Ryszarda. Generalnie bowiem wiadomo, że po kielichu świat w ogóle wydaje się jakiś taki weselszy, no a niekiedy pojawia się nawet podwójne widzenie i pewnie stąd tych „sześciu króli”, których pan Ryszard Petru naliczył panu profesorowi Balcerowiczowi. Warto tedy przypomnieć, że w felietonach, jakie pan prof. Leszek Balcerowicz pisywał do tygodnika „Wprost”, prezentował poglądy znacznie rozsądniejsze, niż jako wicepremier i minister finansów, czy prezes Narodowego Banku Polskiego. Uprzejmie bowiem zakładam, że przy pisaniu tych felietonów nie korzystał z pomocy pana Ryszarda, podczas gdy przy trudach rządzenia – jak najbardziej – no i stąd ta różnica. Jak widzimy choćby na tym przykładzie, a co zauważył już w korespondencji z synem szwedzki kanclerz Axel Oxienstierna, „małą mądrością rządzony jest ten świat” – a już nasz nieszczęśliwy kraj, to chyba jeszcze mniejszą. Czegoż jednak innego możemy oczekiwać, skoro nawet mieszkańcy Krakowa, a więc miasta z tradycjami, obrali na reprezentujacego ich prawodawcę osobę legitymującą się dokumentami wystawionymi na nazwisko „Anna Grodzka” – a jedynym tytułem tego wyróżnienia były opowieści tego jegomościa, że w Bangkoku poddał się zabiegowi wyharatania sobie klejnotów? Ale mniejsza już o ten cały osobliwy folklor profesorski i polityczny, bo przecież chodzi o podsumowanie minionego, 2018 roku. Co tu ukrywać – był to rok szczególnie niefortunny dla naszego i tak już przecież wystarczająco nieszczęśliwego kraju – chociaż wszystkie zostały zaprezentowane jako sukcesy.

Najważniejszy Sojusznik nas wydymał

Pierwszym i chyba największym nieszczęściem, jakie w ubiegłym roku spotkało Polskę i nasz naród, była ustawa uchwalona przez amerykański Kongres i podpisana przez prezydenta Donalda Trumpa, który kilka miesięcy wcześniej, z miedzianym czołem, sadził nam w Warszawie komplementy, a amerykańskim Polakom obiecywał, że ich „nie skrzywdzi”. Tymczasem na podstawie ustawy opatrzonej numerem 447, Stany Zjednoczone, którym rząd „dobrej zmiany” nie tylko rzucił się na szyję, ale w dodatku każdego, kto podnosi wątpliwości, czy najwyższym nakazem, jakim powinny kierować się władze naszego bantustanu, jest bezwarunkowe dochowanie lojalności wobec Naszego Najważniejszego Sojusznika, nawet gdyby postanowił sprzedać nas Putinowi (czego właśnie nie wykluczył niemiecki „Der Spiegel”), szczuje swoimi ratlerkami, które obsikują mu nogawki, jako „ruskiemu agentowi” – więc Stany Zjednoczone zobowiązały się do dopilnowania, by żydowskie roszczenia majątkowe wobec Polski zostały zrealizowane aż do ostatniego centa. W liście, jaki nowojorska Światowa Organizacja Restytucji Mienia Żydowskiego, przed którą amerykańscy twardziele z obydwu izb Kongresu skaczą z gałęzi na gałąź, przesłała w styczniu 2018 roku do Ministerstwa Sprawiedliwości w Warszawie, roszczenia te zostały oszacowane na kwotę biliona złotych, czyli – według aktualnego kursu – ponad 300 miliardów dolarów. Jak już pisałem, jest to równowartość trzech rocznych budżetów Polski, więc jest oczywiste, że nasz nieszczęśliwy kraj nie jest w stanie wygenerować takiej gotówki bez spowodowania natychmiastowej katastrofy ekonomicznej, która pociągnęłaby za sobą katastrofę społeczną i polityczną. Z tego powodu roszczenia te musiałyby zostać zrealizowane w naturze, to znaczy – w nieruchomościach, ewentualnie również w postaci udziałów w spółkach Skarbu Państwa. Czy dlatego właśnie pan premier Morawiecki tworzy FIK, dysponujący co najmniej miliardem złotych, ściąganych ze spółek Skarbu Państwa i tych z państwowym udziałem, żeby wykupywać udziały a nawet całe spółki przez państwo? Może to rezultat bzika Naczelnika Państwa Jarosława Kaczyńskiego, który umiłował przedwojenną sanację, ale może w tym szaleństwie jest metoda – bo w ten sposób pan premier Morawiecki, pod osłoną patriotycznej retoryki, poda żydowskim okupantom na tacy wszystko, czego tylko będą sobie życzyli? Żydowska okupacja Polski, jaka nastapiłaby w rezultacie zrealizowania żydowskich, nawiasem mówiąc, – całkowicie bezpodstawnych – roszczeń, doprowadziłaby do zdegradowania historycznego narodu polskiego do roli narodu trzeciej kategorii, bo kategorię drugą stanowiłaby poskojęzyczna wspólnota rozbójnicza, która od 1944 roku gotowa jest wysługiwać się każdemu, kto jej obieca możliwość pasożytowania na narodzie polskim. Jest to największe zagrożenie, jakie zawisło nad państwem i narodem polskim od 1939 roku – a tymczasem żaden z Umiłowanych Przywódców, czy to z „dobrej zmiany”, czy nieprzejednanej opozycji, nie ośmiela się w tej sprawie pisnąć nawet słowem. Pan prezydent Duda, który niedawno bawił w Białym Domu, gdzie odbył 20-minutową rozmowę w cztery oczy z prezydentem Trumpem, na pytanie, czy w ciągu tych 20 minut poruszył sprawę ustawy nr 447 odpowiedział, że nie poruszył, bo strona amerykańska tego nie zaproponowała. Cóż o tym wszystkim sądzić? Chyba tylko to, że od 1944 roku jedynym elementem stałym w polityce tubylczego bantustanu jest to, że Polską rządzą albo agenci, albo Zasrancen, albo i jedni i drudzy jednocześnie – bo przecież jedno drugiego nie wyklucza.

Smoła i pierze amerykańskie

Drugim przykrym incydentem, który w ubiegłym roku doprowadził do upokorzenia naszego państwa na oczach całego świata, było zmuszenie Polski do znowelizowania nowelizacji ustawy o IPN. Ustawa o IPN została uchwalona w roku 1998 i na żądanie strony żydowskiej, która już wtedy dyktowała naszym szabesgojom treść ustawodawstwa, umieszczony został w niej art. 55, przewidujący karalność tzw. „kłamstwa oświęcimskiego” – czyli każdej próby publicznego podważania zatwierdzonej do wierzenia wersji historii II wojny światowej, a obozów koncentracyjnych w szczególności. Przez 20 lat żaden z płomiennych obrońców swobody badań naukowych, ani wolności słowa nie zauważył, że to zagraża jednemu i drugiemu. I dopiero, gdy Polska, próbując chronić własną reputację, znowelizowała tę ustawę, dodając do niej art. 55 a, przewidujący karalność tzw. „kłamstwa obozowego ”(„polskie obozy zagłady”), to najpierw ambasadoressa Izraela w Polsce, z którą – co przyznał pan min. Patryk Jaki – nowelizacja była „konsultowana” – podniosła klangor aż pod niebiosa. Na takie dictum rząd Izraela krzyknął „gewałt!” – a jak rząd Izraela krzyknął „gewałt!”, to i cała diaspora krzyknęła „gewałt!”. A jak diaspora krzyknęła „gewałt!”, to Departament Stanu nie tylko krzyknął „gewałt!”, ale w dodatku wymalowanym ustami swojej rzeczniczki ostrzegł Polskę, że jak się nie opamięta, to „zagrozi swoim interesom strategicznym”. Na czym polega „strategiczny interes Polski”? Na iluzji, że w razie niebezpieczeństwa USA będą bronić polskich interesów państwowych do ostatniej kropli krwi. To oczywiscie iluzja – ale Departament Stanu nawet jej nas pozbawił, bo skoro z tak błahego powodu ogłosił taką poważną – ja to nazywają gitowcy – zastawkę, to cóż dopiero, gdyby pojawiło się prawdziwe niebezpieczeństwo? Ale rząd „dobrej zmiany”, zamiast przedstawić Stanom Zjednoczonym pomysł, że skoro tak, to może lepiej będzie dla Polski, gdy zamiast „fortu Trump” – za który zresztą pan minister Błaszczak gotów jest zapłacić 2 miliardy dolarów – Polska pozwoli zimnemu ruskiemu czekiście Putinowi, żeby wrócił do Legnicy, przesuwając w ten sposób ruską broń ku zachodniej Europie o 1000 kilometrów? Za przedstawienie takiego poglądu zostałem po raz kolejny zdemaskowany jako ruski agent – ale powiedzmy sobie szczerze – w jaki inny sposób Polska może przeciwstawić się takim bezczelnym szantażom ze strony waszyngtońskich panienek? Najwyraźniej żadnego alternatywnego pomysłu nie ma, bo rządowa telewizja przedstawiła dokonaną z podkulonym ogonem nowelizację znowelizowanej ustawy o IPN, jako wielki sukces, bo cały swiat o Polsce usłyszał. Pisałem, że przypomina mi to kobietę, która właśnie doznała gwałtu zbiorowego, po czym wybiega na ulicę i woła do przechodniów: patrzcie, jakie mam powodzenie u mężczyzn!

Smoła i pierze niemieckie

Jak wiadomo, od czasu, gdy Polska przeszła spod kurateli niemieckiej pod kuratelę amerykańską i w 2015 roku dokonana została w naszym bantustanie podmianka Stronnictwa Pruskiego na pozycji lidera tubylczej sceny politycznej na Stronnictwo Amerykańsko-Żydowskie, Niemcy próbują odzyskać wpływy polityczne w Polsce. Już na początku roku 2016, kiedy rząd pani Szydło jeszcze niczego nie zdążył zrobić kierowana przez dwóch niemieckich owczarków Komisja Europejska wszczęła wobec Polski bezprecedensową procedurę sprawdzania stanu demokracji. Eskalacja tych podchodów doprowadziła do ciamajdanu w grudniu 2016 roku, po czym Niemcy postawili na „obronę praworządności”, wykorzystując nie tylko starych kiejkutów, które od 1944 roku, już w trzecim pokoleniu ubeckich dynastii wysługują się każdemu, kto obieca im możliwość pasożytowania, ale i liczne, jak się okazało, rzesze folksdojczów, no i „pożytecznych idiotów”, którym się wydaje, że to wazystko naprawdę. Wątpliwości pojawiają się w przypadku Lecha Wałęsy – czy jest on starym kiejkutem, czy folksdojczem, czy może – „pożytecznym idiotą”? Myślę, że zgodnie z maksymą „za, a nawet przeciw”, w jego przypadku nie można wykluczyć wszystkich trzech możliwości jednocześnie, bo Lech Wałęsa to postać niewątpliwie pod każdym względem osobliwa.

Ta walka o praworządność doprowadziła nie tylko do felonii prezydenta Andrzeja Dudy wobec Jarosława Kaczyńskiego, który tego mężyka stanu diabli wiedzą po co wystrugał z banana, ale i do kolejnego wytarzania Polski na oczach całego świata w smole i pierzu. Oto Komisja Europejska, czyli niemieckie owczarki, zaskarżyły Polskę do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu, który „zawiesił” uchwaloną przez Sejm i Senat tubylczego bantustanu oraz podpisaną przez takiegoż prezydenta ustawę o Sądzie Najwyższym. Po tej deklaracji, do Sądu Najwyższego wrócili sędzie, których już przesunięto w stan wiecznego spoczynku i nawet nie oddali odpraw, jakie im z tego powodu Rzeczpospolita dała na otarcie łez. Na stolcu I Prezesa Sądu Najwyższego zasiadła („a dlaczego on zasiada? – pytał Aleksander Puszkin i od razu odpowiadał – dlatego, że dupę ma!”) pani Małgorzata Gersdorf. I dopiero po tym wszystkim tubylczy dygnitarze stworzyli dla tego stanu pozory legalności, uchwalając nowelizację ustawy o Sądzie Najwyższym, zgodną z życzeniami Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, który z kolei czerpie inspirację od niemieckich owczarków, no a oni – od Naszej Złotej Pani. Taki to ci jest łańcuch pokarmowy sławnej „niezawisłości sędziowskiej”.

Smoła i pierze sojusznicze

W trakcie prac nad ustawą nr 447, kiedy to Polonia amerykańska podjęła przeciwko niej rozpaczliwy lobbing, nawiasem mówiąc, chyba torpedowany przez wysłannika warszawskiego MSZ do USA pana Magierowskiego, w TVN, którą podejrzewam, że została utworzona przez starych kiejkutów za pieniadze ukradzione z Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego, ukazała się relacja z obchodów urodzin Hitlera w lasach koło Wodzisławia Śląskiego. Relacja został wyemitowana w 9 miesięcy po jej nakręceniu, więc już to mogło wzbudzić podejrzenia o koordynację, ale w dodatku dziennikarze tej stacji wzieli w tych urodzinach udział, więc pojawiły się podejrzenia, że cała impreza została przez funkcjonariuszy – bo przecież nie dziennikarzy – TVN zainscenizowana. Na taką możliwość wskazywałoby ostentacyjne wynagrodzenie autorów tej relacji akurat w momencie, gdy prokuratura wszczęła w tej sprawie postępowanie. Ale widocznie właściciel stacji, pan Dawid Zaslaw, z pierwszorzędnymi żydowskimi korzeniami uznał, że nie ma co używać jakichś półśrodków, że trzeba chwycić byka za rogi i pokazać tubylczym Zasrańcom ich miejsce w szeregu. Toteż nasłana na stanowisko ambasadoressy USA w Warszawie pani Źorżeta Mosbacher, co to – jak słychać – zrobiła majątek na rozwodach – pogroziła Polsce nieubłaganym palcem, że jak nie przestanie naruszać wolności słowa, to znaczy – że jak nie odpieprzy się od TVN, to całe te przyjazne sojusznictwo ze Stanami Zjednoczonymi mogą wziąć diabli. Opinię pani Źorżety wkrótce potwierdził Departament Stanu, z czego wynika, że własność żydowska w Polsce zaczyna korzystać, albo już korzysta z przywileju eksterytorialności, podobnie jak to było z ludźmi białej rasy w Chinach po zakończeniu wojen opiumowych. Jak widać, Nasz Najważniejszy Sojusznik poważnie traktuje swoje zobowiazania z ustawy nr 447 i przy pomocy swoich funkcjonariuszy tresuje ludność tubylczą i instytucje naszego bantustanu do uległości wobec przyszłego okupanta. Do czego dojdzie w rozpoczynajacym się roku 2019, kiedy to w naszym bantustanie będziemy się bawić w wybieranie Umiłowanych Przywódców zarówno do Parlamentu Europejskiego, jai i obydwu izb parlamentu tubylczego – już wkrótce się przekonamy.

Stanisław Michalkiewicz

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.

Felieton    tygodnik „Najwyższy Czas!”    9 stycznia 2019

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=4385

Skip to content