Aktualizacja strony została wstrzymana

Skandaliczny wyrok sądu: prysznice mogą być „koedukacyjne”. Ratunkiem zmiana szkoły

Rodzice, którzy nie chcą by ich dzieci korzystały z „koedukacyjnych” pryszniców w szkołach, winni zmienić placówkę na płatną – tak orzekł sędzia Sądu Okręgowego w amerykańskim stanie Oregon, Marco Hernandez.

Ideologia gender szerzy się w amerykańskich szkołach, a za tym rozwija się przekonanie, że płeć może być rzeczą subiektywną, wynikającą z przekonania czy kultury. W praktyce oznacza to np. dopuszczanie do koedukacyjnego korzystania ze szkolnych pryszniców.

Rodzice sprzeciwiający się takiej praktyce właśnie otrzymali bolesny cios ze strony sądu stanu Oregon. Sędzia orzekł bowiem, że chłopcy mogą korzystać z pryszniców dziewcząt, i na odwrót. I jak dodał, rodzice niezadowoleni z takiej praktyki mogą przenieść swoje dzieci do innej placówki – prywatnej.

Sprawa ma swój początek w oświadczeniu uczennicy z Dallas, że jest chłopcem. Szkoła odpowiedziała specjalnym planem, pozwalającym na korzystanie jej z udogodnień dla chłopców, co nie spodobało się części rodziców. Sprawa oparła się o sąd, a ten uznał, że płeć nie jest kwestią stałą, a „subiektywnym, głębokim poczuciem do posiadania konkretnej płci”. Jak dodał, uczniowie nie mają prawa, aby nie dzielić szkolnych ubikacji, szafek i pryszniców z uczniami transpłciowymi.

Źródło: rp.pl

MA

Za: PoloniaChristiana – pch24.pl (2018-07-30)

 


 

KOMENTARZ BIBUŁY:

Niestety, wbrew temu co głosi tytuł w/w informacji, w USA nie jest tak łatwo zmienić szkołę („Ratunkiem zmiana szkoły„). Owszem, można zapisać dziecko do szkoły prywatnej lecz dla wielu osób nie jest to wyjście. Głównie ze względu na wysokie koszty, sięgające nawet kilkudziesięciu tysięcy dolarów na rok (sic!), przy średniej krajowej w roku 2017 wynoszącej $10,413/rok. Opłaty w szkołach katolickich – oczywiście katolickich z nazwy, bo są to idealne placówki pozbawiania katolickości u młodych ludzi, innymi słowy: chcesz aby twoje dziecko straciło wiarę, wyślij do szkoły katolickiej – kształtują się na podobnym poziomie. Nawet jeśli znajdą się środki na sfinansowanie płatnej szkoły, to i tak w warunkach amerykańskich oznacza to codzienne dowozy i przywozy na ogromne odległości, oczywiście organizowane we własnym zakresie.

Aby zmienić szkołę należy więc w USA zmienić… adres zamieszkania, bowiem obowiązują w tym komunistycznym kraju rygory przypisania dziecka do rejonowej szkoły. (Ustanowione jeszcze w 1955 roku jako „antyrasistowskie” Pupil Assignment Act w pojedynczych stanach, a później jako przepisy federalne.) Tak więc aby uniknąć wysyłania dziecka do szkoły o niskim poziomie nauczania (czytaj: z większością murzyńską), trzeba oszukać system i zameldować dziecko np. u dziadków, albo… rozwieść się i zameldować u fikcyjnego partnera, itd, itp. Ludzie kombinują na tysiące sposobów aby tylko można było umożliwić normalniejszą edukację w nieco lepszej (czytaj: mniej czarnej) szkole. Co ważne, inne mniejszości wcale nie przeszkadzają, a np. uczniowie hinduscy czy azjaci, w znacznym stopniu zawyżają poziom nauczania, więc problem nie jest w wyimaginowanym rasizmie, lecz w skupisku jednej, jedynej, czarnej grupy, która w warunkach amerykańskiego liberalizmu rozwinęła swe popędowe i anarchiczne zdolności.

Jeśli zaś chodzi o nowe „koedukacyjne” przepisy, to są one forsowane przez wybitnych przedstawicieli tej samej grupy etnicznej (zgadnij, kotku, jakiej?), która wiodła prym posługując się sloganami „walki z rasizmem” w przenicowaniu społeczeństwa amerykańskiego i wyplenieniu zeń reszetk chrześcijańskich wartości.

 


 

Skip to content