Aktualizacja strony została wstrzymana

Polska i Polacy w Religii „Holokaustu” – Tomasz Gabiś

Poniższy tekst został napisany w  latach 1998-1999 roku i  rozwija wątki  zawarte  [w:] Tomasz Gabiś Religia „Holocaustu” (część I), „Stańczyk. Pismo konserwatystów i liberałów” nr 29 (1996), tenże, Religia „Holocaustu” (część II), „Stańczyk. Pismo konserwatystów i liberałów” nr 30 (1997).

Od połowy lat osiemdziesiątych nasila  się w Polsce – co ma związek z ekspansją religii „Holocaustu”  – propaganda oskarżania Polaków o współudział w „Holocauście” (cudzysłów dlatego, że jest to termin teologiczny a nie historyczny) i na tym tle, o „antysemityzm”, której nosicielami są znaczące odłamy polskiej elity intelektualno-politycznej. Pragną one, aby III Rzeczpospolita czerpała swoją legitymizację z przezwyciężenia „antysemickiej spuścizny”. Nowa Polska ma być zbudowana na gruzach starej Polski – Polski obojętnej wobec „Holocaustu” lub w nim współuczestniczącej, Polski pogromów i antyżydowskich fobii. Prawowitość III Rzeczpospolitej ma mieć swoje źródło w „przezwyciężeniu” tego wszystkiego, czego symbolem jest „ostatni akt Holocaustu”, czyli tzw. pogrom kielecki, czyli  „jedno z najgorszych okrucieństw w  historii”  (Alan Dershowitz).

Po to, aby znaleźć się w nowym porządku europejskim i światowym, muszą Polacy stworzyć  sobie nową tożsamość, tożsamość winy za „antysemityzm”, który był ważnym czynnikiem dla wyboru właśnie Polski na miejsce „Holocaustu”; muszą starać się, aby „Żydzi dostrzegli, że Polska się zmienia, że pamięć Holocaustu nie jest tylko przywoływana z okazji rocznic, lecz wpływa na nasze codzienne postępowanie” (Maciej Łętowski, „Źycie”, 9 IX 1997). Andrzej Szczypiorski stwierdził z żalem, że polskie społeczeństwo  do końca nie pojęło „Holocaustu” i sensu tej zbrodni, że „Holocaust” nie stał się wielkim wstrząsem duchowym dla Polaków, tak jak to się zdarzyło w całej niemal Europie i Ameryce” („Marzec i Polacy”, „Gazeta Wyborcza” 28-29 III 1998).

W religii „Holocaustu” Polsce i Polakom przypada szczególna rola. To na naszej ziemi dokonano „zbrodni tysiąclecia” („Der Spiegel”, wydanie specjalne, wrzesień 1992), tutaj rozegrał się „eschatologiczny dramat”, to na obszarze wyznaczonym przez takie miejsca jak Oświęcim-Brzezinka, Treblinka, Sobibór, Chełmno, Bełżec [1] zdarzyło się coś, czego nie można porównać z żadnym innym wydarzeniem w historii ludzkości: „W XX wieku ziemie polskie były miejscem wydarzenia wyjątkowego w dziejach świata: zagłady milionów Żydów dokonanej przez niemiecką machinę państwową” (Jakub Karpiński „Asymetria”, „Aneks” 1986 nr 41-42); „(…) w XX wieku, na naszych oczach, na naszej ziemi, stało się coś unikalnego, wyjątkowego w dziejach świata” (Barbara Engelking, Zagłada i pamięć. Doświadczenie Holocaustu i jego konsekwencje opisane na podstawie relacji autobiograficznych, Warszawa 1994, str.7). Polska była epicentrum Zagłady, krajem, gdzie wzniesiono „drugą Golgotę”, gdzie dokonał się przełom w dziejach ludzkości, gdzie w historię wcieliło się Zło Absolutne i gdzie spełniła się jedyna w swoim rodzaju, z niczym nieporównywalna zbrodnia i ofiara „Holocaustu”. David H. Hirsch pisał o „nazistowskiej próbie zamordowania Boga w Oświęcimiu” (zob. Hirsch, The Deconstruction of Literature: Criticism after Auschwitz , Hanover NH, 1991, str.87) [2]. A więc to w Oświęcimiu, niedaleko Krakowa, dawnej polskiej stolicy chciano „zamordować Boga”! Na naszej, tej znanej i ukochanej przez nas ziemi, takiej niby zwyczajnej, pełnej stereotypowych wierzb płaczących miało dokonać się to niesłychane wydarzenie, które jak „metafizyczne cięcie” dzieli historię ludzkości na dwie części! Polska ziemia została przez to wydarzenie zmieniona na zawsze. Polska jest „krajem naznaczonym stygmatem Shoah (…) i nie możemy przed tym uciec, nie możemy tego uniknąć” (ks. Waldemar Chrostowski [w:] Jews and Christians: who is your neighbour after the Holocaust? red. Michał Bron, Uppsala 1997, ss.82, 88). „Mieszkamy na ziemi dotkniętej Holocaustem” (ks.Waldemar Chrostowski Rozmowy o dialogu, str. 204) „Szoah zostawiła na Polsce szczególne piętno. Polska jest krajem obozów zagłady” (S. Krajewski Żydzi, judaizm, Polska , Warszawa 1997, str.350). W tym kraju naznaczonym stygmatem Shoah, kraju, który „na zawsze będzie kojarzony z Holocaustem w umyśle tych, którzy stracili [tutaj] swoich krewnych i bliskich” (Krzysztof Śliwiński [w:] Jews and Christians: who is your neighbour after the Holocaust?, str.121), w kraju, który nie jest już właściwie Polską, ponieważ jak stwierdził Zbigniew Herbert „Polska bez Żydów (i innych mniejszości) przestała być Polską” (cyt. za: S. Krajewski , op.cit.  str.191); tutaj, gdzie śmierć Żydów „spowodowała pustkę w polskim krajobrazie i tożsamości” (ks.W.Chrostowski, op.cit. str.301), żyją Polacy, także, co oczywiste, naznaczeni stygmatem Shoah, także na zawsze kojarzeni z „Holocaustem”.

Po „Holocauście” polska ziemia jest ziemią nieczystą, ziemią przeklętą i sprofanowaną [3]. Polska ziemia, twierdzi Krajewski ( op.cit. str.178), została zbrukana zbrodnią bez precedensu: próbą zmiany losów świata, pokonania Boga Żydów i chrześcijan przez zgładzenie wszystkich bez wyjątku Żydów. Nasza ziemia, uważa ks.W.Chrostowski, „jest postrzegana jako jeden wielki cmentarz: miejsce cierpienia i gwałtu” (op.cit., str.52). Oświęcim, Brzezinka, Sobibór, Bełżec, Chełmno – to wszystko są polskie nazwy, wyjaśnia Szewach Weiss: „Polska stała się cmentarzem żydowskiego narodu” (w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” z 26 I 1995). Polska, rzecze S. Krajewski, jest „wielkim cmentarzem żydowskim”, zaś Oświęcim jest „najpowszechniej znanym za granicą miejscem w Polsce” i „cały świat, nie tylko żydowski przygląda się Oświęcimowi”; „Auschwitz, który dla całego świata jest symbolem Shoah znajduje się w Polsce. Nawet, jeśli niemiło o tym myśleć, jest faktem, że wiele osób przyjeżdża do Polski głównie po to, aby zobaczyć właśnie to miejsce” (Krajewski, op.cit. ss. 236, 243, 350). Niektórzy nie chcą tu przyjeżdżać: „Gdybym przyjechał do Polski lub do Niemiec, to każdy kamień i każde drzewo przypominałyby mi o pogardzie, o nienawiści, o morderstwach – o zabitych dzieciach, o matkach spalonych żywcem, o uduszonych gazem Żydach” (Abraham Joshua Heschel, Israel: Echo of Eternity, New York 1969, cyt. za: Henryk Halkowski „Oświęcim w oczach Żydów”, „Znak” 1990 nr 4-5 str.118). Inni przybywają, ponieważ na polskiej ziemi znajdują się święte miejsca „religii Holcaustu” takie jak Oświęcim: „Oświęcim jest dla Żydów miejscem świętym, w którym nie ma miejsca na jakikolwiek inny kult” (rabin Pinchas Menachem Joskowicz, „Za i Przeciw” 1989 nr 33). Posiadają one status „teologicznej eksterytorialności” i udział w tej świętości mają tylko Żydzi („Holocaust survivors”).

Henryk Grynberg pisze: „Oświęcim oznacza holocaust. Jest symbolem i miejscem świętym. Bardziej niż Jerozolima. I ważniejszym zarówno dla Boga, jak i dla ludzi. Wszystkich ludzi. Ale jest własnością żydowską niestety.(…) W świecie, w którym kwestionuje się nawet prawo Żydów do Jerozolimy, wszystko wydaje się możliwe, ale przynajmniej Oświęcim powinien być żydowską nieruchomością na prawach wyłączności” (Prawda nieartystyczna, Katowice 1990,  str.88). Opinię Grynberga podziela Jacek Kuroń: „ziemia, na której ginęli Żydzi jest ziemią żydowską (cyt.za: ks. Stanisław Małkowski, Władysław Terlecki „Gwiazdy Dawidowe i krzyże w Birkenau”, „Nasza Polska” 1996 nr 32). W trakcie ogólnoświatowej afery spowodowanej „desakralizacją” obozu w Oświęcimiu, czyli budową centrum handlowego, grupa Żydów („Holocaust survivors”) pod wodzą rabina Weissa demonstrowała przed konsulatem RP w Nowym Jorku z transparentem „Ręce precz od Oświęcimia!”. Od jakiegoś czasu mówi się o ustanowieniu specjalnej, międzynarodowej jurysdykcji dla obozu w Oświęcimiu. Oznaczałoby to przekształcenie „eksterytorialności teologicznej” w eksterytorialność państwowo-prawną. Zaś rabin Weiss wysunął jeszcze bardziej radykalne żądanie: „Auschwitz-Birkenau powinien być oddany pod nadzór izraelski lub organizacji żydowskich” („Rzeczpospolita”, 25 I 1995). W czerwcu 1998 roku wiceprezes Światowego Kongresu Żydów Kalman Sultanik stwierdził, że „tereny obozów koncentracyjnych Oświęcim I i Brzezinka powinny być eksterytorialne” (zob. „Źycie”, 5 VI 1998). Przy okazji konfliktu o krzyże na żwirowisku w Oświęcimiu, za eksterytorialnością Oświęcimia/Brzezinki wypowiedział się naczelny rabin Polski Menachem Joskowicz. Jezuita o. Stanisław Musiał wypowiedział się za „moralną” eksterytorialnością Auschwitz: „Jeśli więc Żydzi podnoszą sprawę eksterytorialności, to w sensie moralnym nie jest to postulat niedorzeczny. Przecież jest to skrawek kuli ziemskiej, w który wsiąkło najwięcej żydowskiej krwi. Suwerenny żydowski Auschwitz byłby prawdziwym pomnikiem Zagłady” (wywiad dla „Gazety Wyborczej” 9-10 I 1999).

To, co dzieje się w tym miejscu śledzone jest z najwyższą uwagą przez tzw. światową opinię publiczną.. Budowa centrum handlowego w pobliżu obozu jest przejawem „faszyzmu”, „desakralizacją” i mówi o niej cały świat. Usunięcie z terenu klasztoru karmelitanek grupy „ocaleńców Holocaustu” jest „niedopuszczalnym nawrotem do dawnej polskiej nienawiści i pogromów, praktyk – jak myśleliśmy – wreszcie zaniechanych” (Abraham M.Foxmann z ADL) i jedną z „najohydniejszych scen przemocy wobec Żydów, jaka miała miejsce w Polsce od wielu lat” (Agencja Reutera – cyt. za: „Znak” 1990 nr 4-5 str.134) .

W ramach religii „Holocaustu” Polska jest „drugim Egiptem”: „A was Pan wybrał sobie, wyprowadził was z pieca do topienia żelaza, z Egiptu, abyście się stali Jego ludem, Jego własnością, jak dziś jesteście” (Ks. Powtórzonego Prawa 4,20). Ów „piec do topienia żelaza” czyż nie kojarzy z piecami krematoryjnymi, którymi pokryta była polska ziemia? Prof. Norman Davies powiedział w wywiadzie dla tygodnika „Najwyższy Czas!”(1995 nr 29): „Aby syjonistyczny mit miał sens, Polskę należało przedstawić jako starożytny Egipt – kraj niewoli, z którego Żydzi uciekali do Ziemi Obiecanej”.

Polska jest negatywnym odniesieniem dla „świętej ziemi” państwa Izrael, krainą, gdzie ziemia „użyźniona” została krwią i popiołem i zamieniła się w pustynię. „Popioły z kominów Treblinki i płonących stosów opadły na ten las i użyźniły go pod jagody i grzyby, pięły się w ich naczyniach sokonośnych. Dobrze, że nie wolno było w tym lesie się zatrzymywać i że nie pozwolono mi wtedy zjeść tych jagód” (Grynberg op.cit. str.13). Trudno dziś [Żydom] pokochać kraj, którego ziemię użyźniły popioły całego narodu” (Jerzy Surdykowski „Najsmutniejsze narody świata”, „Gazeta Wyborcza”, 19-20 VII 1997).”Użyźnienie” popiołami ofiar „Holocaustu” to w rzeczywistości zatrucie i zniszczenie. Po „Holocauście” Polska może już być tylko „ziemią jałową”. Źyjący tu Polacy stąpają każdego dnia po warstwie popiołów, ale nadal pozostali „wiecznymi antysemitami”: „Boże mój, jakiejże grubości nowymi popiołami żydowskimi należałoby pokryć tę ziemię, by Polacy zrozumieli Szoah” (Ady Steg podczas obrad „Genewy II”, cyt.za:  Michał Horoszewicz „Symbolika Auschwitz dla Żydów i chrześcijan”, „Collectanea Theologica”, 1992 fasc.II,str.81)

Żyd z Traktatu poetyckiego Czesława Miłosza mówi: „Ziemia zagłady, ziemia nienawiści,/ Źadne jej słowo nigdy nie oczyści,/ Taki się na niej nie zrodzi poeta”. (Poezje, Warszawa 1993, str.227). E. Czarnecka interpretuje to jako rodzaj trenu Żyda z getta, rzucającego przekleństwo na „ziemię pogardy i nienawiści”. Pytany przez nią o ten fragment poeta, odpowiada, że odnosi się to do ostatecznej likwidacji getta, wymordowania Żydów: „A potem zostaje już tylko ziemia, która jest obciążona, skrwawiona, zbeszczeszczona”. Miłosz mówi dalej o „o obciążeniu tej ziemi zbrodnią” (zob. Podróżny świata. Rozmowy z Czesławem Miłoszem. Komentarze, Nowy Jork 1983, str.119 – korzystałem z wydania Wszechnicy Społeczno-Politycznej 1984, b.m.w.). Prof. Jan Błoński uczynił te wizję Miłosza punktem wyjścia dla swojego słynnego artykułu. Błoński pisał, że ludobójstwo popełnione na Żydach naznaczyło polską ziemię „na wiek wieków”, odciskając na niej „krwawy, ohydny znak” (Jan Błoński Biedni Polacy patrzą na getto, Kraków 1994, ss.10-11). Ale oczyszczenie nigdy nie nastąpi, polska ziemia na zawsze i nieodwołalnie pozostanie skażona i przeklęta. Tutaj w naszym kraju „krew została na ścianach, wsiąkła w ziemię, czy chcemy czy nie. Wsiąkła w naszą pamięć, w nas samych. Więc nas samych musimy oczyścić, czyli zobaczyć siebie w prawdzie. Bez tego dom, ziemia, my sami pozostaniemy zbrukani” ( Błoński, op.cit. str.11). Jednak Żydów „wymordowano w domu Polaków” (Grynberg) i nasza ojczyzna, choćbyśmy zobaczyli siebie w prawdzie (np. czytając codziennie fragmenty z książki prof. Błońskiego), na zawsze i nieodwołalnie pozostanie obciążona, skrwawiona, zbeszczeszczona, skażona i przeklęta, bo krew ofiar „Holocaustu”, krew zabitych w sakralnym mordzie członków narodu wybranego, która wsiąkła w ziemię i w ściany naszych domów, będzie, jak pisał Emmanuel Levinas, wrzeć aż po kres czasów. To nie jest zwykła krew, lecz krew ofiar Największej Zbrodni w Dziejach Ludzkości, krew synów i córek „narodu świętego”, krew mająca religijną wartość i „metafizyczno – teologiczny” wymiar. Takiej krwi nie da się po prostu zmyć, usunąć ze ścian, z ziemi i z nas samych. A do tego smród: „Polska cała śmierdziała i Polacy, zatykając nozdrza, zamykając drzwi i okna, walczyli heroicznie, ale beznadziejnie, żeby nie czuć. Jedli i kochali się w niemożliwym zaduchu palonych ciał, w zaduchu ciał spalonych i zagrzebanych w fosach, by zatrzeć ślady eksterminacji, i w zaduchu, może najtrudniejszym do wytrzymania, ciał rozkładających się w mogiłach” (Claude Lanzmann, cyt. za: „Gazeta Wyborcza”, 4-5 X 1997).  H.Grynberg uważa, że Polska to „największy cmentarz żydowski w dziejach, gdzie nie ulotnił się jeszcze swąd po spalonych” (op. cit. str.25). Tadeusz Konwicki napisał: „Choćby ostatni Europejczyk zapomniał, że nad Wisłą mieszkał liczny lud żydowski, w naszych domach będą straszyć nocą duchy pomordowanych Żydów” (cyt. za: Grynberg op.cit. str.113).

Na ziemi, gdzie znajdowało się „epicentrum największej zbrodni w dziejach” (H.Grynberg), na ziemi skażonej i przeklętej, naznaczonej stygmatem „Holocaustu”, w domach, gdzie straszą duchy ofiar „sakralnego mordu”, w domach, których ściany nasiąkły „świętą” krwią, pośród swądu „świętych” ciał, we wszechogarniającym smrodzie rozkładających się zwłok ofiar zbrodni „należącej do innego porządku rzeczy” żyją Polacy. Ci, którzy żyją na ziemi naznaczonej stygmatem, sami naznaczeni są stygmatem. ci, którzy żyją na ziemi skażonej i przeklętej sami są skażeni i przeklęci[4]. Ci, którzy mieszkają w domach o ścianach nasiąkłych krwią, tą krwią są zbrukani, ci żyjący w smrodzie palonych i rozkładających się ciał, mogą jedynie wieść nędzną egzystencję śmierdzących parchów. Ich ziemia nieprzypadkowo zresztą wybrana została na miejsce „Holocaustu”: „Jeśli chodzi o Polaków…Nie jest to zwykły przypadek, że obozy największej zagłady powstały u nich, w Polsce, a nie gdzie indziej” (Elie Wiesel Pieśń umarłych, Wrocław 1991, str.143); „30 milionów świadków, 30 milionów niemych, głuchych i ślepych, tego nie można wytłumaczyć tylko terrorem. Polska była terenem mordu idealnie wybranym i eksterminacja Żydów tylko tu mogła mieć miejsce” (Claude Lanzmann, op.cit.)

„Gazeta Polska” długi czas zamieszczała rubrykę „Dosyć”, w której dokumentowane są wypowiedzi i cytaty z prasy oraz publikacji książkowych oskarżające Polaków o współudział w „Holocauście”. Także inne czasopisma (centro)prawicy takie jak „Nasza Polska”, „Najwyższy Czas!”, „Głos”, „Myśl Polska” zwracają uwagę na to zjawisko. Nie ma więc potrzeby na ten temat się rozwodzić. Warto jednak odnotować np. opinię Elie Wiesela, że Polacy „ścigali Żydów podstępnie, jakby z umiłowaniem” (op.cit.  str.170). Albo Marca Hillela z książki Le Massacre des survivants. En Pologne après l’holocauste (1945-1947) (Paryż 1985), który pisze o Polakach jako narodzie „donosicieli i zabójców” i uważa, że w czasie wojny Polacy byli większym zagrożeniem dla Żydów niż Niemcy (zob. Ludwik Stomma „Skumbrie w tomacie”, „Polityka” 1997 nr 16). Amerykańska badaczka „Holocaustu” Lucy S.Dawidowicz (publikująca w „Commentary”) wspomina o rozkazie Bora – Komorowskiego wydanym w 1943 roku, który „nadał prawną osłonę mordowaniu Żydów przez Armię Krajową”. I dalej pisze Dawidowicz: „Nigdy nie będziemy dokładnie wiedzieć, ilu setek Żydów zamordowanych zostało przez polskich partyzantów w polskich lasach i bagnach” (zob. Lucy S.Dawidowicz, The Holocaust and the Historians, Cambridge, Mass. 1981, str. 94). Przy okazji „sprawy Ejszyszek” „New York Times” opublikował list niejakiego Alfreda Lipsona, nieznanego dotychczas bliżej, skromnego teologa religii „Holocaustu”, pracownika jednego z instytutów teologicznych (Centrum i Archiwum Informacji o Holocauście przy Queensborough Community College), który napisał w nim, że Armia Krajowa planowała doprowadzenie do końca „nazistowskiego ostatecznego rozwiązania problemu żydowskiego w Polsce” (zob.”Trybuna”, 16 VIII 1996).

Najważniejsze Wydarzenie W Dziejach Ludzkości zdarzyło się właśnie na ziemi Polaków, pośród nich, bo to oni „wyssali antysemityzm z mlekiem matki”[5] i tutaj eksplodowała „elementarna nienawiść do Żydów” (Martin Buber). Tylko tutaj, jak pisał Elie Wiesel, „samotność Żydów pochwyconych w szpony bestii, nie miała precedensów w historii. Była całkowita. Śmierć strzegła wszystkich drzwi (op.cit., str.165). Tutaj owo „bosko-człowiecze osamotnienie Żydów” (Michał Horoszewicz) osiągnęło swoją ostateczną kulminację. Tutaj mieszkańcy tak nienawidzili Żydów, że „getto i obóz pracy lub obóz koncentracyjny były jedynymi miejscami na świecie, które dawały Żydom nikłą nadzieję i szansę na przetrwanie” ( Icchak Rubin, Żydzi w Łodzi pod niemiecką okupacją 1939-1945, London 1988, cyt. za: „Nasza Polska”, 1997 nr 52/1). Polacy są współodpowiedzialni za „Holocaust” tak jak wszyscy ludzie zgodnie z twierdzeniem Grynberga, że to „ludzie Żydom zgotowali ten los”. Współodpowiedzialni są tak jak wszyscy chrześcijanie, a ich odpowiedzialność jest tym większa, ponieważ są narodem szczególnie przywiązanym do katolicyzmu. Współodpowiedzialni są dlatego, ponieważ byli obojętnymi świadkami – obojętnymi nie wobec jakiegoś zwykłego zabijania zwykłych ludzi, ale wobec „sakralnego mordu” dokonywanego na narodzie wybranym, mordu który nie ma sobie równych, mordu absolutnie wyjątkowego, unikalnego, jednorazowego. Dlatego ich obojętne świadkowanie też było doświadczeniem absolutnie wyjątkowym, bezprecedensowym, unikalnym, i dlatego także i ono ma swój „metafizyczno-teologiczny” wymiar. Są współodpowiedzialni, ponieważ byli obojętnymi świadkami „ukrzyżowania 6 milionów”, obojętnymi świadkami „nowej Golgoty”. I wreszcie są współodpowiedzialni, ponieważ byli pomocnikami katów, szmalcownikami i mordercami Żydów, brali udział w tym „ukrzyżowaniu”, współuczestniczyli w „całopaleniu” Żydów, a po wojnie kontynuowali „Holocaust”.

Lucy S. Dawidowicz stwierdza: „Od marca 1945 do kwietnia 1946 roku ponad 800 Żydów zostało zamordowanych w Polsce. Najohydniejszy pogrom wydarzył się w Kielcach 4 lipca 1946 roku, kiedy to prawie pięćdziesięciu Żydów zostało zamordowanych przez motłoch wspierany przez polskich milicjantów. Chociaż polski reżim osądził i stracił morderców, terror wobec Żydów trwał ogarniając całą Polskę” (op.cit. str.95). Znany prawnik i „obrońca praw człowieka” z USA Alan Dershowitz stwierdził, że „ogółem więcej niż 1500 Żydów ocalałych z Holocaustu zostało zamordowanych przez polskich katolików już po Holocauście”(cyt. za: „Gazeta Polska”, 8 VIII 1996). Ciekawe, ilu Żydów zginęło w pogromie, o którym wspomina Nahum Goldmann: „Kiedy w 1946 roku brałem udział w negocjacjach w Paryżu, dowiedziałem się z gazet, że w jednym polskich miast portowych doszło do straszliwego pogromu” (N.Goldmann, Das jüdische Paradox, Zionismus und Judentum nach Hitler, Köln Frankfurt/M 1988, str. 130). Goldmann nie podaje, czy chodziło o Gdańsk czy Gdynię.

Dlatego w 1996 roku, podczas uroczystości w Jerozolimie w Dniu Upamiętnienia Zagłady i Bohaterstwa, w których obok politycznych i duchowych przywódców izraelskich brali udział liczni przedstawiciele Żydów z całego świata i dyplomaci akredytowani w Izraelu, zapalono jak co roku sześć zniczów symbolizujących pamięć o sześciu milionach Żydów zamordowanych przez hitlerowców. Znicze zapalają przedstawiciele różnych środowisk żydowskich związanych z samym okresem „Holocaustu” bądź też jego upamiętnieniem. W tym roku po raz pierwszy zaproszony został do zapalenia znicza człowiek „uratowany z pogromu kieleckiego”. „Zaproszenie uratowanego z pogromu kieleckiego do zapalenia znicza podczas akademii poświęconej upamiętnieniu Holocaustu odczytać można – chociaż nikt tego nie oficjalnie nie sformułował – jako zaliczenie tego pogromu do Holocaustu, może jako jego ostatniego rozdziału” (Aleksander Klugman , „Tygodnik Powszechny” nr 29/1996). W ten sposób oficjalnie dokonało się „wmontowanie” Polaków w „Holocaust”, którego aktem wstępnym było umieszczenie jako ostatniego obrazu w Muzeum Holocaustu w Waszyngtonie ogromnego zdjęcia z pogromu kieleckiego.

Rola przydzielona Polakom w holocaustycznym pandemonium określona została raz na zawsze: są obojętnymi świadkami, pomocnikami oprawców lub samymi oprawcami. Tylko Niemcy byli zdolni dokonać takiej zbrodni, tylko Polacy mogli być jej obojętnymi świadkami lub jej współsprawcami. Polska i Niemcy – „dwa kraje splamione krwią milionów Żydów” (Mark Verstandig I rest my case, Melbourne 1996, cyt. za: „Nasza Polska” 1997 nr 7). W swoim wierszu „Fuga śmierci” Paul Celan napisał, że „śmierć jest mistrzem z Niemiec”. Mógłby też napisać, że „śmierć jest czeladnikiem z Polski”.

Komiks Mysz Arta Spiegelmana został przez „Wall Street Journal” uznany za „najsilniej oddziałującą historię, jaka wydano na temat Holocaustu”. Komiks, w którym Polacy przedstawieni są jako świnie prześladujące myszy, czyli Żydów znajduje się dziś w każdej szkolnej bibliotece w USA. Co też nie jest dziwne, jeśli wziąć pod uwagę, że poleca go waszyngtońskie Muzeum Holocaustu” (zob. „Gazeta Polska” 1997 nr 38).

Niemcy, a zaraz po nich Polacy obdarzeni zostali kainowym piętnem, otrzymali w ramach religii „Holocaustu” status „metafizycznych wrogów”, a wrogość taka nie może zostać przezwyciężona poprzez środki racjonalnego, politycznego dyskursu. Religia „Holocaustu” osiągnęła dziś swoją pełną i dojrzałą formę, wszyscy jej „aktorzy” muszą grać swoją rolę po wsze czasy. Tradycyjnej wierze Żydów w wybraństwo towarzyszy dziś przekonanie o potępieniu Niemców i Polaków. W religii „Holocaustu” zawarty jest spreparowany dla Niemców i Polaków dogmat o wiecznej winie przechodzącej z ojca na syna i każdy, kto tę religię akceptuje, musi równocześnie uznawać i ten dogmat, tę „metafizyczną winę”.

Na nic się nie zda przypominanie, że to Niemcy są odpowiedzialni za „Holocaust” i wskazywanie na „winnych” Francuzów z okresu Vichy czy na inne narody europejskie. Umacnia się tylko w ten sposób religię „Holocaustu”. Usiłujemy sami wydostać się z otchłani potępienia wchodząc na głowy innym i spychając ich w otchłań, i nie pojmujemy przy tym, że w ten sposób nie tylko się z otchłani nie wydostaniemy, ale wręcz przeciwnie przedłużymy nasz pobyt tam, ponieważ wskazując na winy innych stajemy się automatycznie misjonarzami religii „Holocaustu”, która skazuje nas na wieczne potępienie. W obliczu imperializmu religii „Holocaustu” konieczne jest zrewidowanie tradycyjnego antygermanizmu czy to w wydaniu narodowej demokracji czy też w wersji peerelowskiej. Kontynuowanie tego antygermanizmu (który nie jest tym samym, co polityczna wrogość wobec państwa niemieckiego) oznacza dziś wspieranie religii „Holocaustu” będącej zagrożeniem tak samo dla Niemców jak i dla Polaków. Nie ma możliwości wyrwania się samemu, bez Niemców ze stanu „teologicznego poniżenia”. Chęć utrzymania w tym stanie tylko Niemców skazana jest na niepowodzenie. Przezwyciężony być musi stan „teologicznego poniżenia” wynikający z religii „Holocaustu” jako taki a nie tylko stan „teologicznego poniżenia” Polaków. Siedzimy z Niemcami w jednej łódce, czy nam się to podoba czy też nie.

Stan „teologicznego poniżenia” Polaków ( i Niemców) , ich „metafizyczna” wina będą trwać tak długo, jak długo trwać i panować będzie religia „Holocaustu”. Nie będzie oczyszczenia, nie będzie przebaczenia, nie będzie pojednania. Alan Dershowitz jako warunek przebaczenia stawia oficjalne potępienie przez Kościół kardynałów Hlonda i Wyszyńskiego, albowiem są oni „the worst racist sinners in modern history” i ponoszą niemałą osobistą odpowiedzialność za masakry Żydów. Zapewne zwolennicy „dialogu i pojednania” uwzględnią ten skromny postulat. Warto też pamiętać o tym, że ludzie stojący na czele instytucji religijnych czy politycznych nigdy nie powinni prosić o wybaczenie, ponieważ jest to zawsze odczytywane jako akt słabości zapraszający do dalszych żądań i wstęp do kolejnych upokorzeń. Jedyna możliwa do zaakceptowania formuła to „wybaczamy i prosimy o wybaczenie”,  (która zresztą brzmi właściwie w ustach biskupów, mniej w ustach polityków). I to tylko wówczas, gdy druga strona również jest gotowa ją wygłosić.

Laureat Pokojowej Nagrody Nobla Elie Wiesel napisał: „Każdy Żyd, gdzieś w swoim wnętrzu powinien wydzielić sobie strefę nienawiści – zdrowej, męskiej nienawiści – za to, co uosabiają Niemcy i za to, co w nich tkwi. Postępować inaczej oznaczałoby zdradę w stosunku do umarłych” (Legends of Our Time, Nowy Jork 1982, rozdz. „Appointment with Hate”, str.142). Można domniemywać, że w tej strefie nienawiści mieszczą się również Polacy, o czym świadczy fragment broszury Abrahama Hirchzona, szefa stowarzyszenia International March of the Living: „będziemy ich nienawidzić za ich udział w okrucieństwach, ale będziemy im współczuć z powodu ich obecnie nędznego życia” (cyt.za: Iwo Haman „Grobowi turyści”, „Nie”, 1997 nr 31). Żydowski chrześcijański demokrata z Niemiec Michel Friedmann stwierdził: „Spadkobiercy państwa mordującego Żydów ofiarowują ofiarom i potomkom ofiar pojednanie i są rozgoryczeni, gdy słowo to jest odrzucane. W rzeczywistości nie przystoi im nic innego jak przyjąć na siebie ciężką historyczną odpowiedzialność, na pokolenia, na zawsze” (cyt. za: Josef Schüßlburner,  „Die deutsche Freiheit erdrosselt vom Verfassungspatriotismus”, „Staatsbriefe” (1995 nr 8-9). Słowa te odnosiły się to wprawdzie do Niemców, ale czyż w równej mierze nie odnoszą się do spadkobierców „Armii Krajowej mordującej Żydów”? Czyż ciężkiej odpowiedzialności historycznej nie powinni na wieki przyjąć „potomkowie szmalcowników i antysemitów” obojętnych wobec „Holocaustu”, synowie pogromistów z Kielc i innych miejscowości?

Podczas wizyty w Niemczech w kwietniu 1987 roku prezydent Izraela Chaim Herzog powiedział: „Nie przywiozłem ze sobą przebaczenia – i zapomnienia. Tylko umarli mają prawo przebaczać a żywym nie wolno zapomnieć”. Ponieważ jednak tak naprawdę tylko żywi mogą przebaczać, to stwierdzenie, że „przebaczać mogą tylko umarli” oznacza tyle samo co „nigdy nie będzie przebaczenia”. Nie będzie przebaczenia dla „potomków Eichmanna”, i nie będzie dla tych, w których żyłach płynie krew „szmalcowników i współwinnych Holocaustu”. Dlatego polscy politycy proszący o wybaczenie, jakoś nie mogą się go doczekać. Prezydent Herzog mówił również: „Z mej strony podkreślam Pana [prezydenta Weizsäckera – T.G.] słowa, że wasza młodzież nie jest odpowiedzialna za to, co zdarzyło się ponad czterdzieści lat temu, ale dzieli moralną odpowiedzialność za historyczne konsekwencje”. Tak samo młodzież polska – nie jest odpowiedzialna, ale dzieli moralną odpowiedzialność za historyczne konsekwencje. I dalej wywodził prezydent Herzog: „Nie sądzę, żeby kiedykolwiek w przyszłości kontakty między naszymi narodami były «normalne» w zwykłym znaczeniu tego słowa” (cyt.za prasą niemiecką). A czy mogą być kiedykolwiek normalne kontakty pomiędzy narodem żydowskim i narodem polskim, który współuczestniczył w „Holocauście” lub obojętnie mu się przyglądał? Czy mogą być normalne kontakty z tymi chłopami (i ich potomkami) z okolicy Treblinki, którzy w większości „wydają sie obojętni, ironiczni lub nawet zadowoleni” ? (Simon de Beauvoir wstęp do: Claude Lanzmann Shoah, Koszalin 1993 str. 8). Zapewne nigdy. Żydowski myśliciel Dan Diner ukuł w odniesieniu do stosunków żydowsko-niemieckich po „Holocauście” termin „negatywna symbioza” (zob. Wacław Długoborski „Obóz koncentracyjny Oświęcim – Brzezinka”, „Collectanea Theologica” 1992, fasc.II, str.14). Ta „negatywna symbioza”, swego rodzaju „przeciwstawna wspólnota” będzie zdaniem Dinera, przez pokolenia kształtować wzajemne stosunki między obu narodami. Długoborski pisze, że także stosunki polsko-żydowskie także można w pewnym stopniu określić tym terminem. Ta negatywna symbioza oznacza, że dla Żydów w pierwszym rzędzie Niemcy a w drugim Polacy stali się jako wrogowie nieusuwalnym składnikiem ich „poholocaustowej tożsamości”.

Żydowski intelektualista z Niemiec Michael Wolffsohn napisał: „bez Żydów nie ma niemieckiej, bez Niemców nie ma żydowskiej tożsamości. Żydzi i Niemcy są i pozostaną do siebie przykuci – po Oświęcimiu i po mordzie na milionach Żydów bardziej niż kiedykolwiek ” („Frankfurter  Allgemeine Zeitung”, 24 I 1995). Również bez Polaków nie ma żydowskiej tożsamości, również Polacy jako „metafizyczny wróg nr 2” są jej nieusuwalnym składnikiem.

Avraham Burg stwierdził: „Załóżmy, że pewnego dnia zapanuje pokój; wówczas Żydzi i mieszkańcy Izraela będą musieli zapytać samych siebie: `Czy możemy jako Żydzi przetrwać bez wroga? Czy możemy przetrwać bez Hitlera, który definiuje dla nas, kim jesteśmy?” („Die Weltwoche”, 30 I 1997). Tak więc „Hitler” jest niezbędny dla żydowskiej tożsamości, dla przetrwania Żydów czyli szerzej, niezbędni są niemieccy wykonawcy „Holocaustu”, ale też ich polscy pomocnicy. Muszą oni „żyć wiecznie”, muszą niejako skupiać w sobie narodową substancję Niemców i Polaków.

Dlatego można po raz tysięczny przepraszać, prosić o wybaczenie, błagać o pojednanie – niczego to nie może zmienić: „metafizyczny wróg” jest wrogiem na wieczność – także wówczas, gdy bezustannie się kaja się za grzechy, wdziewa pokutną koszulę lub dokonuje permanentnego samobiczowania. Wybaczyć oznaczałoby zakończyć stan „teologicznego poniżenia” Niemców i Polaków. A zakończyć stan „teologicznego poniżenia” Niemców i Polaków oznaczałoby zburzyć filary religii „Holocaustu”. Dlatego Polska ziemia na zawsze pozostanie przeklęta [6] i na zawsze policzeni będziemy do „pomocników śmierci: Nieobrzezanych” (z wiersza Czesława Miłosza „Biedny chrześcijanin patrzy na getto”) . Tak chce religia „Holocaustu” i tak pozostanie, dopóki będzie ona panować. Pytanie jakie zadał rabin Jules Harlow na uppsalskim kolokwium „Kto jest twoim bliźnim po Holocauście”, „Jak Polska zostanie zapamiętana w historii? Czy jako obszar zabijania i masowy grób Żydów?”, jest pytaniem czysto retorycznym. Bo odpowiedź może być tylko twierdząca. I nic tu nie pomoże rozpaczliwe włażenie na drzewka w Jad Waszem (które przypominać mają o tym, jak niewielu było sprawiedliwych i jak powszechna była obojętność) [7], na nic powtarzanie mantry „Źegota, Źegota, Źegota”[8], na nic prostowanie kłamstw, na nic wzywanie do dialogu, racjonalnej dyskusji i pojednania. Przeglądnijmy się w lustrze a zobaczymy „tępy pysk granatowego policjanta” lub „lisią mordę szmalcownika” (określenia Andrzeja Szczypiorskiego). My – „pomocnicy Amaleka”, cośmy już, jak donosił „New York Times”, w 1918 roku palili tysiącami Żydów w synagogach Lwowa, my „kieleccy pogromiści”, sprawcy „marcowego exodusu” [9] strąceni zostaliśmy w otchłań potępienia [10] i przysypani tonami cukru [11]. I nie wydostaniemy się z niej dopóty, dopóki panować będzie, trzymająca nas tam, religia „Holocaustu”.

To, czego sie od nas oczekuje, to stałe „mierzenie się z przeszłością: w „Liście do przyjaciela-katolika w Polsce” („Gazeta Wyborcza”, 16 VII 1996) pisał Elie Wiesel : „Czyżby [Polacy] byli niezdolni do zmierzenia się z przeszłością, przeszłością poprzedniego pokolenia, tak by nie obrażać się na każdego, kto im o niej przypomni”. W swoim przemówieniu wygłoszonym w Kielcach na uroczystościach obchodów rocznicy tzw. pogromu kieleckiego premier Włodzimierz Cimoszewicz mówił o „pokutniczej zadumie”.  Natomiast ksiądz Michał Czajkowski uznał, że zawarte w znanym artykule Michała Cichego oskarżenia AK o mordowanie Żydów, są godne tego, aby stały się „chrześcijańskimi rekolekcjami wielkopostnymi” (cyt. za: „Nasza Polska”, 1996 nr 30). Powinniśmy czytać Cichego i posypywać sobie głowy popiołem. Tacy profesjonalni pokutnicy jak premier Cimoszewicz, ks.Czajkowski, Michał Cichy i wielu, wielu innych traktują te „pokutnicze rytuały” jak świadectwo swojego wyższego człowieczeństwa.

Elie Wiesel w swojej kieleckiej „homilii” powiedział: „Być może w przyszłości Kielce będą mogły być pamiętane nie tylko jako miasto identyfikowane z okrucieństwem, ale także jako miasto zdolne do skruchy i współczucia. I nadziei.” („Gazeta Wyborcza”, 8.VII.1995). Wystarczy w miejsce „Kielc” wstawić „Polskę” i będziemy mieli reedukacyjny program skruchy dla naszego narodu. I trudno mieć nadzieję, że realizacja tego programu kiedyś się zakończy, skoro w tej samej kieleckiej „homilii” Elie Wiesel zadał dramatyczne pytanie: „Jeśli Auschwitz nie wyleczył tej ziemi z antysemityzmu, cóż zdołałoby tego dokonać?”  Nadziei na wyzdrowienie nie ma, ale leczyć trzeba. Jak zresztą mogą Polacy wyleczyć się z „antysemityzmu”, skoro jest on „w jakiś sposób zapewne zakodowany w genach”?  (zob. Jerzy Lisowski, wstęp do: Jean-Paul Sartre Rozważania o kwestii żydowskiej, Łódź 1992).

Tomasz Gabiś

Przypisy

[1] Polska „wybrana” została na miejsce „Holocaustu” w 1960 roku, kiedy to niemiecki historyk, późniejszy dyrektor monachijskiego Instytutu Historii Najnowszej prof. Martin Broszat oświadczył, co następuje: ” Ani w Dachau, ani w Bergen-Belsen, ani w Buchenwaldzie nie byli gazowani Żydzi lub inni więźniowie. Komora gazowa w Dachau nie została dokończona i uruchomiona.(…) Masowa zagłada Żydów przy pomocy gazu rozpoczęła się na przełomie lat 1941/42 i miała miejsce wyłącznie w kilku wybranych i wyposażonych w odpowiednie techniczne urządzenia miejscach, przede wszystkim na okupowanym obszarze Polski (ale nigdzie w Starej Rzeszy): w Oświęcmiu – Brzezince, w Sobiborze nad Bugiem, w Treblince, Chełmnie i Bełżcu” („Die Zeit”, 19 VIII 1960). Od tego momentu wymieniane w Norymberdze jako miejsca mordowania Żydów za pomocą gazu obozy w Dachau, Buchenwaldzie, Sachsenhausen, Mauthausen czy Oranienburgu uznawane są za zwykłe obozy koncentracyjne i obozy pracy. Zagłada Żydów dokonała się na obszarze Polski. Tutaj a nie gdzie indziej. I nie należy się temu dziwić, gdyż to właśnie „Polska była miejscem, gdzie możliwe było przeprowadzenie Ostatecznego Rozwiązania” (Claude Lanzmann).

[2]Hirsch napisał w swojej książce m.in.: „Zrozumienie współczesnych trendów w literatury i filozofii będzie możliwe jedynie wówczas, gdy odrzucimy niejasną i wprowadzającą w błąd kategorię «postmodernistyczny» na rzecz historycznie zakorzenionego terminu «post-Auschwitzowy»” (str.87). Takie ujęcie powinni może uwzględnić uczestnicy toczących się w Polsce dyskusji na temat „postmodernizmu”.

[3]Jeden z posłów do Knesetu oznajmił: „Trudno zrozumieć, jak w ogóle mogą jeszcze nasi bracia stąpać po nieczystej ziemi polskiej”( cyt. za: Henryk Pająk „Strach to czytać”, „Gazeta Polska”, 25.I.1996). W marcu 1986 pięciu wielkich rabinów europejskich opublikowało w związku ze sprawą oświęcimskiego Karmelu, list, w którym czytamy: „Uważamy za rzecz niemożliwą do przyjęcia, aby uświęcać ziemię, która została sprofanowana i przeklęta, zroszona krwią milionów ofiar” (cyt. za: Bogusław Jeznach „Upadek Karmelu”, „Ojczyzna” 1993 nr 8-9). Należy tu dokonać rozróżnienia: ziemia jest ziemią sprofanowaną i przeklętą w relacji do jej polskich mieszkańców, równocześnie jest ziemią uświęconą w relacji do ofiar „Holocaustu” i „Holocaust survivors”. Trzeba mieć też świadomość tego, że krzyże, szczególnie w Polsce, są dla Żydów „narzędziem prześladowania”. Rose Price ze Skarżyska Kamiennej wspomina: „Mężczyźni i kobiety wyzywali nas, bili, a nawet mordowali, wysoko w górze trzymając «krzyże» i relikwie”. Inny polski Żyd stwierdził: „podczas pogromu w Polsce chrześcijanie złamali mi ramię uderzeniami krzyża”. Jeden z kardynałów francuskich orzekł, że w Polsce „bito Żydów krzyżami” (zob. Michał Horoszewicz, op.cit. str.82).

[4] „Mieszkańcy Generalnej Guberni ulegli skażeniu ziemią” (Michael Steinhauf „Refleksja nad cieniem Holocaustu w Polsce powojennej” /w:/ Holocaust z perspektywy półwiecza, Warszawa 1993, str.90).

[5] „Shamir`s `milk sucking` description of Poles was unconfortable yet true” („B`nai Brith Messenger”, 26. IV. 1991). Autor tych słów niejaki Joe Bobker pisze w innym miejscu swojego artykułu, że mający odwiedzić Izrael prezydent Lech Wałęsa jest katolickim liderem ” of a country that could not stop killing its Jews even when World War II ended”.

[6] Liczni publicyści polskiej (centro)prawicy dowodzą, że w okresie I Rzeczypospolitej Polska była „paradisus Judeorum”. Po „Holocauście” Polska, dawna i współczesna, traktowana być może wyłącznie jako „infernus Judeorum”.

[7] Dershowitz napisze, że „liczba tych bohaterów wobec liczby nikczemników nie jest wielka”(op.cit.). Zdaniem S.Krajewskiego „uhonorowani Polacy są traktowani jako wyjątki” (op.cit., str.157), czyli potwierdzają regułę.  Nota bene cytowane przy okazji pochwał dla „Sprawiedliwych wśród Narodów Świata” powiedzenie „Kto ratuje jedno ludzkie życie, ten ratuje cały świat”, brzmi, według niektórych pilnych czytelników Talmudu, nieco inaczej, a mianowicie: „Kto ratuje jedno żydowskie życie, ten ratuje cały świat”.

[8] My tu w Polsce skrupulatnie sporządzamy statystyki pomagających Żydom w czasie okupacji a tymczasem oficjalnym organie holocaustianizmu czyli w „New York Timesie” pisze Walter Goodman: „Shtetl to ambitna próba uchwycenia fragmentu nieistniejącego już świata Żydów w Europie i ukazania roli, jaką polski antysemityzm odegrał w jego zagładzie” („Rzeczpospolita”, 23.IV.1996). Film Shtetl Marzyńskiego, będący według „NYT” „odpowiedzią na pytanie, w jakim stopniu Polacy są odpowiedzialni za śmierć milionów Żydów”, obejrzały, dzięki sieci Public Broadcasting System (340 stacji telewizyjnych na terenie USA) miliony ludzi, otrzymał Grand Prix na festiwalu filmów dokumentalnych w Paryżu i główną nagrodę Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Jerozolimie, we Francji i w USA zalecono go jako pomoc naukową dla szkolnych historyków (podaję za: Michał Okoński „Pogrubimy?”, „Tygodnik Powszechny” 1996 nr 43). Przy okazji dyskusji na temat tego filmu w toronckim piśmie „Starweek” niejaki Chris Hume powiedział: „fascynujące jest obserwowanie tych skręcających się ze wstydu oraz irytacji, młodych i starych Polaków, którzy woleliby raczej raz na zawsze przerzucić winę na Niemców” (cyt.za: „Gazeta Polska” 20 VI 1996).

[9]Prof.Władysław Zagórski oświadczył: „W 1968 roku historia żydowskiej społeczności w Polsce dobiegła końca w wyniku wygnania, które było bezpośrednią konsekwencją Ustaw Norymberskich” (Jews and Christians: who is your neighbour after the Holocaust?, str.82).

[10] Czas Holocaustu to „czas abysalny” (termin Barbary Engelking), czyli „otchłanny”. Wpadliśmy w otchłań i w niej pozostajemy.

[11] „Niewielu pamięta, że hitlerowcy dawali kilogram cukru za jednego Żyda. W Polsce wydano tego cukru najwięcej” (Ignatz Bubis, prezes Centralnej Rady Żydów w Niemczech i wiceprezes Europejskiego Kongresu Żydów w wywiadzie dla „Przeglądu Tygodniowego”, 1993 nr 19).

Za: Tomasz Gabis (03.14.18) | http://www.tomaszgabis.pl/2018/03/14/polska-i-polacy-w-religii-holocaustu/

Skip to content