Po przeszło 60 latach od zakończenia II Wojny Światowej, przychodzi czas na ponowne przepisanie historii. Mająca się ukazać za tydzień, 12 czerwca br. najnowsza encyklopedia obozów „nazistowskich”, ma przynieść istną rewolucję w postrzeganiu wydarzeń przed- i wojennych.
Pierwszy tom encyklopedii opracowanej przez „Muzeum Holokaustu” w Waszyngtonie, zatytułowany „Encyklopedia Obozów i Gett: 1933-1945” (The United States Holocaust Memorial Museum Encyclopedia of Camps and Ghettos: 1933-1945) i wydany przez wydawnictwo Uniwersytetu Indiana mówi, że to co wiemy dotychczas, to co zostało – jak twierdzi wielu historyków – dokładnie zbadane, okazuje się być zaledwie cząstką wiedzy, którą powinniśmy dysponować. Publikacja „Muzeum Holokaustu” i współpracujący z nim specjaliści tworzą bowiem nowy rozdział naszej wspólnej świadomości. „To co się stanie [w wyniku wydania tej Encyklopedii] doprowadzi do tego, że świat mentalny, w którym naukowcy dziś żyją – zmieni się.” – profetycznie objaśnia Steven Katz, dyrektor wydziału „Studiów Żydowskich im. Elie Wiesela” na uniwersytecie w Bostonie. „Zamiast myśleć kategoriami głównych obozów śmierci” – mówi Katz – „ludzie zrozumieją, że było to powszechne zjawisko na całym kontynencie [europejskim]”.
Jednym pociągnięciem pióra Encyklopedia powiększa bowiem liczbę „nazistowskich obozów koncentracyjnych” z 5-7 tysięcy, do 20 tysięcy. „Każdy kto myśli, że to [czyli tzw. Holokaust] wydarzyło się w sposób niezauważony przez przeciętnego człowieka, zburzy tę mitologię. Był jeden Auschwitz i jedna Treblinka, ale było również 20 tysięcy innych obozów rozlokowanych w całej Europie.” – wyjaśnia zdezorientowanym historykom pan Katz, który niewątpliwie wie lepiej jak wyglądała rzeczywistość II Wojny Światowej.
Na uwagę zasługuje nowe nazewnictwo wielu obozów, które określa się teraz mianem „nazistowskich”, rozszerzenie tej listy oraz srogie przypomnienie, że nikt nie może czuć się niewinny, bowiem każdy przeciętny człowiek musiał być świadkiem tych zbrodni ergo jest za nią współodpowiedzialny.
Z dotychczas udokumentowanych kilku tysięcy obozów, które – w mniejszym lub większym stopniu są w polu zainteresowania historyków – specjaliści od pisania żydowskiej martyrologii zmuszeni są do wytworzenia nowej listy. Dzieje się to za sprawą runięciu mitu „4 milionów ofiar obozu KL Auschwitz”, mitu obowiązującego wszystkich na świecie przez 46 lat, czyli do 1991 roku, kiedy to zdjęto tablice upamiętniające te „ofiary”, a zastąpiono je innymi. Dziś mówi się oficjalnie o 1,1 milionie „ofiar obozu KL Auschwitz” i takimi to liczbami straszą współczesne tablice, choć w niskonakładowych rozprawach naukowych żydowscy historycy zmniejszają tę liczbę już do granicy 700 tysięcy (Jean-Claude Pressac). Jak daleko dojdą w swoich poszukiwaniach, nie wiadomo jeszcze, choć od wielu lat historycy nurtu rewizjonistycznego wskazują gdzie jest ta granica i twierdzą, że istniejące dowody a nawet zeznania wiarygodnych świadków, jak również analiza fizyko-chemiczna miejsc zbrodni, świadczą o najwyżej 170 tysiącach wszystkich ofiar obozu KL Auschwitz, w tym i żydowskich.
Podobnie może wyglądać sytuacja w przypadku innych niemieckich obozów koncentracyjnych, którymi jednak historycy nie za bardzo zajmują się, bo już nie znajdują się na szlakach „Marszu Źywych”. Na przykład do tej pory trudno o rzeczowe i nie graniczące z fantasmagoriami wyjaśnienia przyczyny śmierci „milionów ofiar” obozów Bełżec, Sobibór czy Treblinka. Trudno o rzeczową odpowiedź na pytanie w jaki sposób zginęły tam te ofiary, jeśli największe żydowskie encyklopedie i najtęższe głowy historyków ortodoksyjnych (np. Hilberg) do tej pory twierdzą, że główną przyczyną śmierci w tych obozach były… spaliny silników dieslowskich, które jednak mogłyby być ostatnim narzędziem do zabijania ludzi. No i na jakiej podstawie ci historycy szacują swoje liczby, jeśli mamy do czynienia z tak ogromnym rozrzutem (np. Tregenza twierdził w roku 2000, że w Bełżcu zginęło milion Żydów, a Pressac – w tym samym roku – że „poniżej 150 tysięcy”. W Sobiborze podobnie: Zimmerman – 350 tysięcy, Pressac – „poniżej 35 tysięcy”. Treblinka – żydowski „świadek” Rajzman, propaganda sowiecka i powojenna „oficjalna historiografia” mówią o „3 milionach ofiar”, zaś van Pelt mówi o 750 tysiącach, a Pressac już o „poniżej 250 tysięcy”.)
Wszystkie te korekty mają miejsce w czasie niezmiennego obowiązywania głównego dogmatu „religii Holokaustu”, czyli nienaruszalnej i kanonicznej liczby „6 milionów” żydowskich ofiar II Wojny Światowej. Liczba to musi pozostać nietknięta, lecz za sprawą choćby obozu KL Auschwitz zwykła arytmetyka przestaje obowiązywać, zatem należało wytworzyć inny rodzaj interpretacji. W tej sytuacji najlepszą metodą okazuje się być rozszerzenie listy „obozów śmierci”, na zbadanie których przyjdzie kolejnym pokoleniom historyków spędzić długie mozolne lata udowadniania rzeczy niemożliwych. Będą trwać spory czy w tym bądź innym miejscu zginęło 100 osób czy może 100 tysięcy osób, wszak „perfekcyjna niemiecka machina śmierci” przezornie zniszczyła wszystkie dokumenty i zatarła „ślady zbrodni”. W przypadku zaś znalezienia autentycznego cmentarzyska ofiar zamordowanych przez np. ukraińskie jednostki SS, w odpowiedniej chwili wstrzyma się prace ekshumacyjne, w wyniku czego nikt nie będzie miał prawa mieć pewność czy mamy tam ciała 100 Żydów czy może 100 tysięcy. W Polsce przerabialiśmy już ten materiał na przykładzie stodoły w Jedwabnem.
W ten oto prosty i – należałoby powiedzieć: genialnie skonstruowany na użytek mas społecznych – sposób będziemy żyli w wirtualnym świecie opisywanym przez wirtualną historię, w której każda interpretacja jest możliwa. Każda, pod warunkiem przestrzegania wyraźnych dogmatów nowej świeckiej religii, której kapłani będą opowiadali nam haggady o przeszłości, kreowali przyszłość i mieli wyłączne prawa do opisywania rzeczywistości.
Lech Maziakowski
Washington, DC | 2009-06-4 | www.bibula.com