Słowa wypowiedziane przez znanego amerykańskiego prezentera radiowo-telewizyjnego Dona Imusa podczas audycji w dniu 4 kwietnia br. [2007], którymi miał obrazić murzyńskie koszykarki z drużyny Uniwersytetu Rutgers w New Jersey, wywołały burzę komentarzy. Pod wpływem politycznie poprawnej reakcji większości mediów i tzw. postępowej części samozwańczych elit intelektualnych, będący od 11 lat na antenie stacji MSNBC codzienny kilkugodzinny program Imus in the Morning zdjęto, pomimo wystosowanych przez Imusa przeprosin.
W swoim programie Imus nazwał koszykarki murzyńskie „nappy-headed hos”, co można niezręcznie przetłumaczyć jako „pokręcono-włose kurewki”. (Włosy murzyńskie mające inną strukturę naturalnie układają się w kołtuny, a nappy to właśnie określenie takich pokręconych, nieuporządkowanych, nie-wyprostowanych – jak to mam miejsce w odmiennej strukturze włosów u osób białych – włosów murzyńskich. Hos jest z kolei często stosowanym w slangu murzyńskim skrótem słowa whores – czyli k… Należy zaznaczyć, że jest to często używane w pewnych subkulturowych grupach słowo i powtarzane powszechnie np. we wszędzie dostępnych piosenkach rapowych czy hip-hopowych.)
Oczywiście trudno nie uznać niefortunnie użytego określenia jako wyrażenie pewnego rodzaju stereotypu i osoby wobec których zostały wypowiedziane mają prawo czuć się nim obrażone, jednak powstały konflikt nie dotyczy meritum sprawy, lecz jest selektywną reakcją mediów i środowisk pretendujących do autorytetów społecznych. W programach radiowych różnych prezenterów często padają o wiele bardziej drastyczne określenia, jednak nie kończą się one żadną reprymendą, gdyż najczęściej nie dotyczą sfery poprawności politycznej. Innymi słowy: wobec jednych można swobodnie stosować różnorakie wyzwiska, rzucać inwektywy, a wobec innych jest to Verboten. Ostatnio chłopcem do bicia stał się szeroko pojęty temat chrześcijaństwa, a szczególnie katolicyzmu i jakoś nikt z „elit intelektualnych” nie staje w obronie ani nie reaguje na stosowane coraz częściej nie tylko bezpośrednio wypowiadane bluźnierstwa, ale nie dostrzega klimatu niemoralnych, antykatolickich programów radiowo-telewizyjnych czy zepsutej produkcji Hollywoodu. [O tym kto rządzi w tym światku, warto zerknąć do książki np. Henry Forda Seniora, który już osiemdziesiąt lat temu widział i opisywał problem.)
Zwrócił na to uwagę prezydent Ligi Katolickiej, dr William Donohue, który w komunikacie odnoszącym się do wypowiedzi Dona Imusa pisze m.in: „Dwa lata temu Penn Jillette nazwał w programie pokazywanym na kanale Showtime Matkę Teresę z Kalkuty „Mother F–king Theresa” [co jest pewnego rodzaju obraźliwą grą słów i można przetłumaczyć jako „K–wa Mać Matka Teresa”]. Na złożone do właściciela kanalu Viacom Sumner Redstone zażalenie [prawdziwe żydowskie nazwisko: Sumner Murray Rothstein], Redston odpisał, że wypowiedź mieści się w „wolności artystycznej” i jest wyznacznikiem „tolerancji”. Penn Jillette nie tylko nie został upomniany czy wyrzucony ze stacji, ale pozwolił sobie później na kolejne impertynencje wobec Matki Teresy, która „miała takie dziwne skrzywienie i myślę, że było ono na tle seksualnym”, po czym przyrównał ją do satanisty i mordercy Charlesa Mansona, gdyż Matka Teresa „miała takiego [seksualnego] joba lubując się w oglądaniu ludzi cierpiących i umierających.” Oczywiście wypowiedź ta dla politycznie poprawnych „elit intelektualnych” nie stanowiła żadnego problemu, a może wręcz była niezwykle zabawna.
Dwa lata temu na kanale HBO Bill Maher, [kolejny komediant o korzeniach żydowskich – co ciekawe, jest to niemal w całości „profesja” oblężona przez przedstawicieli żydowskich], w swoim programie na popularnym kanale HBO podczas pogrzebu papieża Jana Pawła II wypowiedział bulwersujące uwagi na temat Papieża, Jezusa Chrystusa i Najświętszej Maryi. W liście od HBO odpowiadającym na złożony przez Catholic League protest, padły znów te same usprawiedliwienia o wolności słowa, gdyż przecież „żyjemy w wolnym kraju i ludzie mają prawo mówić najbardziej głupie rzeczy, nawet na kanale HBO„.
Na krótko przed tegorocznymi świętami Wielkanocnymi, nadeszła kolejna wiadomość, iż światek artystyczny przygotowuje rzeźbę „czekoladowego Jezusa” z wyeksponowanymi genitaliami, która miała zostać wystawiona w galerii hotelu Roger Smith Hotel na Manhattanie, dokąd wszyscy przechodnie mieli być zaproszeni do wspólnego zjedzenia czekoladowej rzeźby. Cenk Uygur, jeden z komentatorów radiowych bronił rzeźby słowami: „Mamy zatem używać argumentu, że Jezus nie miał ku**sa? A może ludzie powinni się czuć obrażeni, że miał za dużego? A może był za mały? A może za bardzo Niepokalany? A może za mało Niepokalany?” Te i inne, o wiele gorsze uwagi często wypowiadane przez tego liberalnego oszołoma nikogo nie krzywdziły i nikogo nie obraziły – oczywiście z wyjątkiem „garstki katolików”, których można pominąć, bo przecież stanowią tylko umierającą egzotykę na mapie „postępowego” i postępującego (ku obłędowi) świata. I oczywiście nikt nie zareagował.
Ten sam jednak Uygar nazwał wypowiedź Dana Imusa „uwłaczajacą i obrażającą”, tak samo jak burmistrz Nowego Jorku Mike Bloomberg [kolejny przykład nadreprezentacji nacji żydowskiej na polu polityki-mediów-finansów], który mówił by nie zajmować się sprawą rzeźby „czekoladowego Jezusa” i „nie zwracać na nią uwagi”, jednak komentarz Imusa nazwał „odrażającym”.
Jak widać rasistowskie uwagi są niemożliwe do zaakceptowania – jednak tylko wtedy gdy odnoszą się do „kolorowych”, a szczególnie Murzynów. Za paradowanie z koszulką z napisem „Biała Siła” (White Power) można stracić życie, lecz wystarczy usiąść na ławce któregokolwiek z większych miast amerykańskich by w ciągu kilku minut naliczyć młodych murzyńskich wyrostków paradujących dumnie z koszulkami o treściach rasistowskich, wystarczy włączyć radio na pierwszą-lepszą stację młodzieżową i wsłuchać się w rasistowskie słowa muzyki rap. To wszystko jest dozwolone, tak samo jak dozwolone jest i pielęgnowane w mediach skrzywienie antykatolickie [znów – w czyich rękach są media, koteczku? – jak mawiał Kisiel.].
Rasizm i uprzedzenia są be, ale tylko gdy dotyczą pewnych grup. Wszystkie inne działania mają mieścić się w wyznaczanej przez elitki „granicach tolerancji”. One to określają kto ma się dziś zaliczać do równych a kto do równiejszych. Można zatem do woli kpić sobie z najświętszych dogmatów wiary katolickiej, drwić ze wspaniałych postaci Kościoła i zanurzać się bez umiaru w „artystycznej ekspresji”. Lecz ta pełna wolność w liberalnych mediach zaistnieje tylko wtedy gdy na równi i tak samo często jak z katolicyzmu, komedianci i prezenterzy będą wyśmiewali Mahometa i drwili z trzęsących się żydowskich staruszków wystawiając ich w paraolimpiadach, a w swoich pogadankach będą w detalach rozprawiali o genitaliach rabinów. Jeśli liberalne „otwarte umysły” chcą i widzą wolność w ubliżaniu wszystkim, niech pokażą swoją odwagę – albo zezwalając na każdy rodzaj grubiaństwa albo – co byłoby lepsze lecz zupełnie niezrozumiałe dla nich – niech napiętnują każdy przejaw niemoralnego, nieetycznego czy zwyczajnie chamskiego zachowania. Niestety, na to liczyć z ich strony nie można, bo takie pojęcia jak przyzwoitość czy moralność zostały już wykreślone ze spisu godnych popierania zachowań społecznych. Elitki sztucznie oburzają się dziś na wulgaryzmy u jednych, radując się z innych.
Lech Maziakowski
Washington, DC
www.bibula.com | 2007-04-12