Siedem osób w wieku od 23 do 28 lat ze wschodnioniemieckiego miasta Pretzien zostało 19 października br. oskarżonych o „wywołanie nienawiści rasowej” po tym jak podczas lokalnego festiwalu 24 czerwca br. publicznie spalili kopię książki „Dzienniki Anny Frank” oraz flagę amerykańską. Oskarżonym postawiony został również zarzut „zniewagi pamięci zmarłych”.
KOMENTARZ BIBUŁY: Wokół zmarłej w wieku 15 lat na tyfus Anny Frank wytworzyła się, popularyzowana w mass-mediach legenda, która urosła niemal w nietykalny kult. Nietykalny – jak widać na powyższym przykładzie – gdyż nie wolno mieć nawet innego podejścia, swojego zdania, do oficjalnie propagowanej wersji. A przecież wytworzyło się wokół tej młodej osoby, jej losów i nade wszystko losów książki, tyle mitów i krąży tyle sprzecznych ze sobą informacji i interpretacji, że aż dziw bierze, że większość ludzi bez żadnej refleksji przyjmuje oficjalnie podawaną wersję. W samej książce zawartych jest tyle absurdów i sprzeczności, że poddana nawet łagodnej lecz rzetelnej krytyce literackiej, nie powinna wytrzymać próby. Szczególnie interesująca jest w tym wszystkim rola ojca Anny – Otto Frank (który warto przypomnieć, przeżył obóz KL Auschwitz wraz z córką i zmarł w Szwajcarii w 1980 roku). Interesująca, bowiem sam przyznał się do dokonywania „korekt” książki, której poszczególne wydania dalece i w zasadniczych miejscach różniły się od siebie, właśnie dzięki takim ojcowskim „korektom”. Równie interesujące jest to, że wydanie książki autorstwa E. Schnabel, książki uważanej za najważniejszą biografię Anny Frank, z tłumaczeniem na język holenderski – czyli na język najbardziej zainteresowanego wydarzeniem społeczeństwa, mogącego zweryfikować wiele podawanych faktów – dokonane zostało dopiero w 1970 roku, a więc wiele lat po wydaniach na inne języki. Ale aby było jeszcze ciekawiej, książkę tę wydano w nieznanym i najprawdopodobniej symbolicznym, śladowym nakładzie: jej wydanie jest niedostępne nawet w największych bibliotekach i nieobecna jest również w bibiliotekach holenderskich. Na dokładkę, samo wydanie tlumaczenia na język holenderski ograniczyło się jedynie do kilku wybranych rozdziałów. Czy zatem nie powinny zastanowić tego typu, nazwijmy to po imieniu: manipulacje?
W sumie, czy nie powinno nie tyle dziwić ile budzić grozę i oburzenie, że z książki, mogącej służyć jako literacka fikcja, stwarza się przedmiot nienaruszalnego kultu? Tworzy się muzea, urządza doń pielgrzymki, a dzieciom na całym świecie każe się uczyć historii na jej podstawie, jednocześnie zabraniając jakiejkolwiek niezgodnej z oficjalnie ustankcjonowaną wersją, interpretacji, a historykom – dociekań historycznych.
Nie, nie można pochwalać publicznego palenia książek – wszystkie one stanowią cenny dokument jakiegoś stanu świadomości jednostkowej oraz historycznej świadomości społecznej, ale karanie za taki akt jest wynaturzeniem prawa. Tak samo jak karanie za wyrażanie innego zdania w wielu kwestiach historycznych.