Aktualizacja strony została wstrzymana

Spójność stanowiska abp. Lefebvre’a – ks. Paul Robinson

W prezentowanym tu artykule ks. Paul Robinson odpowiada na pytanie, czy po konsekracjach z 1988 r. abp Lefebvre zmienił swoje stanowisko odnośnie do relacji z Rzymem.

Abp Marceli Lefebvre

Przez całe swoje życie abp Marceli Lefebvre był znany jako człowiek o nieposzlakowanej prawości. Był niezachwiany w swych zasadach, uczciwy w relacjach z innymi ludźmi oraz niemal do przesady pobłażliwy i wyrozumiały. W swoim postępowaniu opierał się m.in. na katolickich koncepcjach dotyczących władzy i posłuszeństwa – i to właśnie one pomogły mu w podejmowaniu trudnych decyzji dotyczących relacji z Rzymem.

Pewni ludzie wydają się jednak kwestionować spójność poglądów Arcybiskupa dotyczących Kościoła, jak również stanowiska zajmowanego przezeń względem władz rzymskich. Niektórzy oskarżają go o kierowanie się wzajemnie sprzecznymi zasadami, podczas gdy inni zarzucają mu odstępstwo od swych pierwotnych zasad po konsekracjach biskupich z 1988 r.

Niniejszy artykuł stanowi próbę obrony dobrego imienia Arcybiskupa poprzez przeanalizowanie jego stanowiska oraz wykazanie, że w rzeczywistości nigdy go nie zmienił. W pierwszej kolejności przeanalizujemy wyznawaną przez Arcybiskupa koncepcję dotyczącą władzy oraz to, w jaki sposób ta koncepcja wpłynęła na jego stosunek do władz rzymskich. Następnie wykażemy, że po konsekracjach z 1988 r. Arcybiskup ani nie zmienił swoich zasad, ani też nie przestał kierować się nimi w praktyce.

Poglądy Arcybiskupa na kwestię władzy

Najlepszym sposobem na przeanalizowanie poglądów Arcybiskupa na kwestię władzy będzie porównanie trzech różnych stanowisk, jakie były zajmowane względem autorytetu posoborowej hierarchii, której większość – w mniejszym lub większym stopniu – została skażona modernizmem. Stanowiska te można streścić następująco:

  1. Modernistyczna hierarchia nie posiada żadnej władzy.
  2. Władza modernistycznej hierarchii jest nieograniczona.
  3. Prawowitymi rozporządzeniami modernistycznej hierarchii są tylko te, które pozostają w zgodzie z wiarą Kościoła, natomiast te, które są z nią sprzeczne, są bezprawne.

Zwolennicy pierwszego stanowiska osądzają posoborową hierarchię w oparciu o postępowanie jej członków. Utrzymują, że jeśli dana osoba wykorzystuje swoją władzę w sposób niewłaściwy lub wyznaje błędną teologię, automatycznie traci urząd. Jest to postawa protestancka, a jednak właśnie ku takiej koncepcji władzy skłania się obóz sedewakantystyczny.

Zwolennicy drugiego stanowiska osądzają hierarchię wyłącznie w oparciu o kryterium legalności. Twierdzą, że jeśli osoba sprawuje pewien urząd, może wymagać od swych podwładnych bezwarunkowego posłuszeństwa. Ku temu stanowisku skłaniają się neokonserwatywni katolicy, którzy utrzymują, że papieżowi należy okazywać ślepe posłuszeństwo, chyba że nakazywałby coś w oczywisty sposób grzesznego, jak np. popełnienie morderstwa.

Trzecie stanowisko pozostaje w zgodzie z katolicką koncepcją władzy – i właśnie to stanowisko zajmował abp Lefebvre. Osądzał on posoborową hierarchię, uwzględniając zarówno kryterium legalności, jak i postępowania jej członków. Piastujący urząd otrzymuje swoją władzę od Boga i piastuje go legalnie nawet wówczas, gdy tej władzy nadużywa. Koniecznie należy jednak poczynić rozróżnienie odnośnie do sposobów, w jakie przełożeni wykorzystują piastowany przez siebie urząd. Jeśli wydając polecenie domagają się czegoś, co jest moralnie dozwolone, należy wówczas okazywać im posłuszeństwo; jeśli jednak nakazują coś przeciwnego prawu Bożemu, przekraczają tym samym swe uprawnienia – i w konsekwencji nie wolno im być posłusznym. Tak właśnie wygląda katolicka idea posłuszeństwa, która stosuje się do wszystkich sytuacji.

Ostatecznie więc o tym, czy poleceniu władzy należy okazać posłuszeństwo, czy też nieposłuszeństwo, rozstrzyga zgodność lub brak zgodności tego polecenia z prawami ustanowionymi przez Boga. Kiedy podwładni mają do czynienia z sytuacją jednoznaczną, w której osoby piastujące władzę nakazują coś obrażającego Boga, mają obowiązek okazać nieposłuszeństwo; we wszystkich innych przypadkach są zobligowani do posłuszeństwa.

Przykłady odwoływania się Arcybiskupa do zasady Kościoła

Przez całe życie Arcybiskup konsekwentnie kierował się katolicką ideą posłuszeństwa, zwłaszcza w odniesieniu do władzy Kościoła. Dla zobrazowania tego przypomnijmy jeden przypadek, w którym okazał on posłuszeństwo władzy nie wykraczającej poza ramy swych kompetencji, oraz sytuację, w której okazał nieposłuszeństwo władzy dopuszczającej się jawnego nadużycia.

Pierwszy przypadek dotyczył kryzysu w północnoamerykańskim dystrykcie Bractwa. Niektórzy z tamtejszych księży, w tym sam rektor seminarium, ks. Donald Sanborn, odmawiali posługiwania się Mszałem z 1962 r., argumentując, że został on promulgowany przez modernistycznego papieża Jana XXIII. Był to klasyczny przypadek oceniania legalności aktu rządzenia w oparciu o postępowanie osoby sprawującej władzę, bez rozważenia, czy konkretny akt rządzenia był dobry, czy też nie.

Arcybiskup Lefebvre powiedział wówczas: nie. W Mszale z 1962 r. nie ma niczego, co stwarzałoby zagrożenie dla wiary; w tej sytuacji FSSPX nie ma słusznego powodu dla jego odrzucenia. Jak wyjaśnił amerykańskim seminarzystom, podejmując tę decyzję stosował się jedynie do zasady Kościoła:

Zasadą, którą kieruje się Kościół, jest zasada sformułowana przez św. Tomasza z Akwinu […] A co pisał św. Tomasz z Akwinu o władzy w Kościele? W jakich okolicznościach wolno nam okazać nieposłuszeństwo poleceniom władzy Kościoła? Jedynie wówczas, gdy istniałoby zagrożenie dla wiary. Jedynie w tym przypadku i w żadnym innym. Jedynie kiedy zagrożona byłaby wiara.1

Drugi przykład dotyczy nieposłuszeństwa wobec przypadku nadużycia władzy. Zasadę dotyczącą tej kwestii Arcybiskup przypomniał w 1988 r.:

Przesłanką posłuszeństwa jest autorytet, który wydaje polecenia lub ustanawia prawo. Autorytet ludzki, nawet jeśli pochodzi od samego Boga, otrzymuje płynącą zeń władzę jedynie po to, żeby osiągnąć cele wyznaczone przez Boga, nie zaś by uchylać się od nich. Jeśli autorytet używa swej władzy przeciw prawu, dla wypełnienia którego został powołany, traci wszelkie podstawy po temu, by wymagać dla siebie posłuszeństwa. Więcej – właśnie wtedy należy okazywać mu nieposłuszeństwo.

10 lat później Arcybiskup powołał się na tę samą zasadę, aby wyjaśnić motywy swej decyzji o wyświęceniu czterech biskupów wbrew woli władz rzymskich2. Rzym nie pozwoliłby Bractwu na zachowanie jego tożsamości, co jednak było niezbędne dla zachowania wiary. Tak więc konsekracja czterech biskupów była „Operacją Przetrwanie”, drastycznym krokiem, którego podjęcie było jednak konieczne w celu zachowania wiary. Jako taki, krok ten był usprawiedliwiony, pomimo że był sprzeczny z wolą władz rzymskich3.

Zastosowanie katolickiej koncepcji władzy do kryzysu w Kościele

Powróćmy teraz do przedstawionych wyżej trzech stanowisk odnośnie do władzy i zobaczmy, w jaki sposób rzutują one na decyzję, czy powinno się podporządkowywać władzy modernistycznej hierarchii.

  1. Sedewakantyści: moderniści nie posiadają żadnej władzy – nie wolno podporządkowywać się żadnym poleceniom władz rzymskich do czasu, aż powrócą one do Tradycji.
  2. Neokonserwatyści: moderniści posiadają pełnię władzy – należy podporządkować się wszystkim poleceniom legalnej władzy, niezależnie od tego, co ta władza nakazuje.
  3. Abp Lefebvre: moderniści sprawują władzę legalnie w zakresie, w jakim ich rozporządzenia pozostają w zgodzie z wiarą Kościoła – powinno się więc podporządkować władzy Rzymu, o ile można być pewnym, że w rezultacie będzie się w stanie zachować wiarę katolicką. W przypadku FSSPX źródłem tej pewności byłoby zabezpieczenie go od wpływu idei modernistycznych poprzez zagwarantowanie mu odrębnej struktury – takiej jak prałatura personalna. W sytuacji, gdyby Bractwu zaproponowano uregulowanie statusu kanonicznego, w ramach którego zaakceptowano by je „takim, jakim jest”, mogłoby ono pozostawać pod zwierzchnictwem Rzymu i równocześnie być w stanie zachować wiarę.

Dla każdego powinno być oczywiste, że stanowisko zajmowane przez Arcybiskupa było całkowicie zgodne z katolicką koncepcją władzy. Równie oczywiste powinno być to, że jego decyzje dotyczące możliwości uregulowania statusu kanonicznego Bractwa – w efekcie którego funkcjonowałoby ono uznając zwierzchnictwo modernistycznej hierarchii – były po prostu rezultatem zastosowania tej koncepcji do konkretnych okoliczności. Był on więc człowiekiem bezkompromisowym zarówno w kwestii głoszonych zasad, jak i praktycznego ich stosowania.

Przejdźmy teraz do zarzutów względem tego stanowiska. Pierwszy z nich stwierdza, że zasady głoszone Arcybiskupa były wewnętrznie niespójne, zaś drugie, że zmienił je on po konsekracjach z 1988 r.

Zarzut dotyczący niespójności zasad

W 1994 r., 11 lat po wydaleniu z Bractwa Św. Piusa X, sedewakantystyczny biskup4 Donald Sanborn napisał artykuł zatytułowany Góry Gelboe (ang. The Mountains of Gelboë)5. Utrzymywał w nim, że Arcybiskup nie był człowiekiem o niezachwianych zasadach. Gdyby jego argumentację przedstawić w formie sylogizmu, wyglądałaby ona następująco:

Przesłanka większa: człowiek o niewzruszonych zasadach może zająć odnośnie do obecnego kryzysu jedynie dwa stanowiska:

  • bezkompromisowe: zakwestionowanie władzy posoborowego Kościoła i zachowanie wiary;
  • ugodowe: zaakceptowanie władzy posoborowego Kościoła i w konsekwencji narażenie wiary na niebezpieczeństwo6.

Przesłanka mniejsza: jednakże abp Lefebvre chciał zarówno akceptować władzę posoborowego Kościoła i podporządkowywać się jej, jak i zachować wiarę.

Konkluzja: zatem nie był on człowiekiem o niewzruszonych zasadach. „Na podstawie kontaktów z modernistycznym Watykanem jest oczywiste, że w osobie abp. Lefebvre’a spotkały się dwie przeciwstawne tendencje, zdolne dyktować swoje własne odmienne i sprzeczne teorie i sposoby działania”7. Jako człowiek wiary, Arcybiskup był człowiekiem bezkompromisowym; jako człowiek Kościoła, jako dyplomata, był zwolennikiem postawy ugodowej. W sferze zasad nie był ani jednym, ani drugim. Jako taki, nie był więc wcale człowiekiem o niezłomnych zasadach.

Tak więc podczas kapituły generalnej w 1994 r. Bractwo Św. Piusa X powinno było uczynić, co następuje:

  • uznać, że jego Założyciel był chwiejny w kwestii zasad, w głębi duszy był jednak sedewakantystą;
  • odrzucić błędną eklezjologię Arcybiskupa, uznającą władzę papieża, i przyjąć prawdziwą, bezkompromisową teologię8;
  • potępić posoborową hierarchię jako heretycką;
  • porzucić wszelkie dążenia do uregulowania swojego statusu kanonicznego.

Odparcie powyższego zarzutu

Biskup Sanborn ma najwyraźniej problem ze zrozumieniem wyższych zasad, na których opierał się abp Lefebvre, w wyniku czego przedstawił fałszywy dylemat 9. W jego opinii, o ile chce się zachować spójność zasad, należy albo zaakceptować władzę w pełni, albo też całkowicie ją odrzucić. Nie dostrzega przy tym, że istnieje również trzeci scenariusz, w którym jest możliwe zachowanie konsekwencji: akceptowanie autorytetu władzy w jednym względzie i kwestionowanie go w innym.

Byłoby oczywistym absurdem utrzymywać, że władzy należy okazywać posłuszeństwo i nieposłuszeństwo w tym samym względzie. Jednakże abp Lefebvre głosił, że posoborowym władzom należało być posłusznym w jednym względzie – w tym, co nie stanowiło bezpośredniego zagrożenia dla wiary – zaś nieposłusznym w innym, tj. w kwestiach, które takie zagrożenie stwarzały. W takiej postawie nie ma sprzeczności – w istocie opiera się ona na katolickiej definicji prawdziwego posłuszeństwa.

Skoro uświadomimy sobie, że Arcybiskup okazywał posłuszeństwo papieżowi jako papieżowi, nie przypisywał mu jednak władzy przysługującej tylko samemu Bogu, fikcyjny konflikt pomiędzy postawą nieprzejednaną a ugodową, zdający się rozrywać jedną osobę Arcybiskupa na dwie walczące ze sobą osobowości, automatycznie znika.

Logiczna strategia

Faktem jedynie marginalnie związanym z tematem tego artykułu, niemniej jednak istotnym, jest to, że wnioski bp. Sanborna dotyczące postawy Arcybiskupa opierają się na z góry przyjętych założeniach. Gdybyśmy mieli przyjąć jego argument, że abp Lefebvre wyznawał wewnętrznie sprzeczną eklezjologię, dążenie do odizolowania się od niego byłoby postawą całkowicie logiczną i uzasadnioną. Istotą tradycyjnego katolicyzmu jest niewzruszone trwanie przy niezmiennych prawdach wiary – przy tym, w co wierzono powszechnie, zawsze i wszędzie. Gdyby jednak Arcybiskup nie był niezachwiany w swych poglądach dotyczących Kościoła i jego władzy, byłby on – przynajmniej w tej kwestii – bliższy modernizmowi niż tradycjonalizmowi.

Jest też powszechnie znanym faktem, że jedną z kluczowych cech Arcybiskupa była romanitas. Formację kapłańską odebrał w Seminarium Francuskim w Rzymie, służył wiernie i gorliwie władzy Rzymu jako delegat apostolski w Afryce, nieustannie zapewniał też członków założonego przez siebie bractwa kapłańskiego o swoim przywiązaniu do Rzymu i do Kościoła. Tak więc, kiedy bp Sanborn atakuje postawę Arcybiskupa wobec soborowej hierarchii, atakuje w istocie tę cechę Arcybiskupa, która była najściślej związana z jego tożsamością kapłańską. Gdyby abp Lefebvre mylił się w kwestii, która miała dla niego tak wielkie znaczenie, należałoby z tego wyciągnąć wniosek, że mylił się on również w swym postrzeganiu natury kryzysu w Kościele.

Strategia bp. Sanborna jest zatem całkowicie spójna i logiczna:

  1. uznać, że w swojej eklezjologii Arcybiskup nie był człowiekiem niewzruszonych zasad;
  2. argumentować, że – z powyższego powodu – w kwestii tych zasad (a w istocie również wszelkich innych) jego osoba nie jest wzorem do naśladowania;
  3. przedstawić wniosek, że postawa Arcybiskupa powinna zostać odrzucona na korzyść stanowiska nieprzejednanego, które logicznie prowadzi do sedewakantyzmu.

Osoba akceptująca pierwszy punkt tego rozumowania powinna – logicznie rzecz biorąc – zaakceptować również kolejne. Wykazaliśmy jednak powyżej, że teza zawarta w punkcie pierwszym jest fałszywa. Z tego też powodu nie ma potrzeby rozprawiania się osobno z punktami drugim oraz trzecim.

Jest jednak pewna kategoria ludzi, którzy akceptują punkt pierwszy, nie akceptując punktów drugiego i trzeciego. Mam tu na myśli tych, którzy wysuwają drugie z wymienionych wcześniej zastrzeżeń co do stałości poglądów Arcybiskupa, twierdząc, że zmienił on swoje stanowisko w 1988 r. Ludzie ci są członkami skupiającego zwolenników postawy nieprzejednanej środowiska, znanego pod nazwą „Ruchu Oporu” (ang. The Resistance).

Zarzut dotyczący zmiany zasad

Członkowie „Ruchu Oporu” rozróżniają pomiędzy Arcybiskupem sprzed konsekracji w 1988 r. oraz Arcybiskupem po konsekracjach, nie uświadamiając sobie najwyraźniej, że w ten sposób kwestionują jego wewnętrzną spójność.

Arcybiskup sprzed konsekracji pragnął dla FSSPX autonomii pod zwierzchnictwem Rzymu; prawa do „eksperymentu Tradycji”; uznania kanonicznego Bractwa „takiego, jakim jest”. „Pierwszy Arcybiskup” jest więc identyczny z opisywanym przez bp. Sanborna: po części nieprzejednanym, po części zaś ugodowym, pragnącym uznania kanonicznego od hierarchii, której w wielu kwestiach się sprzeciwiał.

Według „Ruchu Oporu” podczas konsekracji „drugi Arcybiskup” uświadomił sobie, że „pierwszy Arcybiskup” był w błędzie – nie tylko w ocenie sytuacji, ale też w kwestii samych zasad, które skłoniły go do negocjacji z modernistycznym Rzymem. Uznając swój błąd, Arcybiskup odrzucił fałszywe zasady, którymi się kierował przez całą swoją karierę duchowną i zajął stanowisko bezkompromisowe, zgodnie z którym nie można podporządkowywać się władzy modernistów – tak więc do momentu powrotu Rzymu do Tradycji nie powinno się akceptować żadnej formy uregulowania statusu Bractwa. Ten „drugi Arcybiskup” – zgodnie z wersją „Ruchu Oporu” – przez pozostałe mu dwa i pół roku życia nieugięcie obstawał przy bezkompromisowej eklezjologii i pragnął, aby Bractwo kierowało się nią we wszystkich przyszłych relacjach z Rzymem.

Tak więc „Ruch Oporu” zgadza się z pierwszym punktem przedstawionego wyżej wywodu bp. Sanborna: z twierdzeniem, że w swojej eklezjologii Arcybiskup nie był człowiekiem niewzruszonych zasad. W konsekwencji jednak musi się również zgodzić z dalszą częścią rozumowania bp. Sanborna. Wydaje się nie dostrzegać, że gdyby przedstawiany przez niego obraz Arcybiskupa był zgodny z rzeczywistością, wówczas:

  1. nie byłby on wzorem do naśladowania dla tradycyjnych katolików ani nawet dla członków założonego przez siebie Bractwa;
  2. członkowie „Ruchu Oporu” powinni, przynajmniej co do zasady, uznać słuszność tez głoszonych przez sedewakantystów, gdyż „bezkompromisowa” eklezjologia jest identyczna z eklezjologią sedewakantystyczną. Obie te eklezjologie uznają akceptację uregulowania statusu kanonicznego Bractwa, w rezultacie którego pozostawałoby ono pod zwierzchnictwem modernistycznej hierarchii, raczej jako kwestię zasad niż roztropności; obie też utrzymują, wprost lub pośrednio, że hierarchia modernistyczna nie posiada prawdziwej władzy.

Mówiąc w skrócie, „Ruch Oporu” podważa wiarygodność Arcybiskupa, przedstawiając go jako kogoś zmieniającego w zasadniczy sposób spojrzenie na Kościół – a następnie wzywa wszystkich do szanowania i naśladowania stworzonego przez siebie karykaturalnego obrazu tego wybitnego prałata. W wyniku akceptacji bezkompromisowej eklezjologii podkopuje w istocie zasadę wszelkiej władzy, bowiem atakuje sam jej fundament. Nie postrzegana już jako pochodząca z ustanowienia Bożego i piastowana legalnie niezależnie od tego, w jaki sposób jest sprawowana, staje się ona osobistą prerogatywą – traconą, gdy podwładni uznają, że dana osoba już jej nie posiada. Przypisując Arcybiskupowi post mortem tego rodzaju poglądy na naturę władzy, podkopują równocześnie wszystkie stałe punkty odniesienia dla naśladujących go tradycyjnych katolików. Owoc tej strategii jest oczywisty: całkowity chaos.

Biskup Sanborn przyznał przynajmniej, że po konsekracjach z 1988 r. Arcybiskup nie zmienił swej eklezjologii, skłaniającej go do starań o uregulowanie statusu kanonicznego Bractwa, w ramach którego Rzym zaakceptowałby je „takim, jakie jest”:

Na krótko po konsekracjach z 1988 r. abp Lefebvre powiedział, że negocjacje powinny być kontynuowane, a być może w ciągu pięciu lat wszystkie sporne kwestie zostaną rozwiązane.10

I rzeczywiście, Arcybiskup nie zmienił swego stanowiska: „dwuosobowy” Arcybiskup „Ruchu Oporu” jest jedynie mitem. Przez całą swoją karierę duchowną nasz Założyciel pozostawał wierny katolickiej koncepcji władzy w ogólności, zwłaszcza zaś katolickiej koncepcji władzy w Kościele. Podobnie, od 1975 r. aż do swej śmierci, zawsze kierował się tym samym kryterium w kwestii uregulowania statusu kanonicznego Bractwa: powinno być ono zaakceptowane „takim, jakie jest”. Był człowiekiem zasad, zarówno w osądzie spekulatywnym, jak i praktycznym. W konsekwencji był i wciąż pozostaje wzorem dla tradycyjnych katolików oraz założonego przez siebie bractwa kapłańskiego.

Dlaczego więc „Ruch Oporu” utrzymuje, że zmienił on stanowisko? […]

Słowa Arcybiskupa

„Ruch Oporu” jako główny argument na obronę swojego stanowiska przytacza liczne cytaty z wypowiedzi abp. Lefebvre’a. Źaden z tych cytatów nie stwierdza: „Ogólnie rzecz biorąc musimy odrzucać władzę soborowego Rzymu do czasu, aż powróci on do Tradycji” czy też „Wierzyłem, że powinniśmy zaakceptować uregulowanie statusu kanonicznego Bractwa, o ile przyjęto by nas «takimi, jakimi jesteśmy», obecnie jednak uświadamiam sobie, że byłem w błędzie” albo „Akceptacja uregulowania naszej sytuacji kanonicznej na jakichkolwiek warunkach przed powrotem Rzymu do Tradycji stanowiłaby zagrożenie dla naszej wiary”. Tak więc „Ruch Oporu” musi zadowolić się cytatami, które wyrwane z kontekstu mogłyby sprawiać wrażenie, że wspierają wysuwane przezeń twierdzenia.

Oto na przykład ulubiony „przedkonsekracyjny” cytat przytaczany przez „Ruch Oporu”, pochodzący z książki Arcybiskupa Podróż duchowa:

Jest więc obowiązkiem każdego kapłana, który chce pozostać katolikiem, odłączenie się od tego „Kościoła soborowego” dopóty, dopóki nie odkryje on na nowo Tradycji Kościoła i katolickiej wiary.11

Istota problemu dotyczy tu tego, co Arcybiskup rozumie przez „ten Kościół soborowy”. Bezpośredni kontekst wskazuje na dokument Sekretariatu Jedności Chrześcijan dotyczący możliwości integracji niekatolików z Kościołem bez porzucania przez nich błędów. Arcybiskup wydaje się więc utożsamiać „ten Kościół soborowy” ze sprzecznymi z odwiecznym Magisterium inicjatywami władz rzymskich12. Jego słowa należy więc interpretować w ten sposób, że kapłanom pragnącym pozostać katolikami bezwzględnie nie wolno narażać swojej wiary poprzez uczestnictwo w tego rodzaju inicjatywach.

Cytat ten nie odpowiada jednak na pytanie, czy – zdaniem Arcybiskupa – Rzym nie posiada realnej władzy aż do czasu, gdy powróci do Tradycji. Bardzo łatwo jest pogodzić twierdzenia zawarte w tym fragmencie z akceptacją uregulowania statusu kanonicznego Bractwa, zapewniającego jego kapłanom autonomię od promujących fałszywy ekumenizm kongregacji rzymskich.

Autentyczne stanowisko Arcybiskupa, nie wypaczone przez optykę „Ruchu Oporu”, oddają już pierwsze słowa Podróży duchowej:

Stronice te powstały zwłaszcza z myślą o was, kapłani i seminarzyści Bractwa Kapłańskiego Świętego Piusa X, o was, którzy w ten dzień będziecie odnawiać swe śluby w naszym rzymskokatolickim Bractwie, oficjalnie zatwierdzonym przez ordynariusza i władze w Rzymie.13

O ile pragniemy utrzymywać, że postawa zajmowana przez Arcybiskupa była rzeczywiście wewnętrznie spójna i logiczna, powinniśmy być w stanie pogodzić ten cytat, w którym uznaje on władzę posoborowej hierarchii Kościoła, z cytatem, w którym apeluje o odseparowanie się do „tego Kościoła soborowego”. Logicznym wytłumaczeniem jest niezmienne stanowisko Arcybiskupa w kwestii władzy Kościoła: należy okazywać jej posłuszeństwo w tych sytuacjach, gdy działa ona w zgodzie z wiarą, zaś nieposłuszeństwo w przypadkach przeciwnych. Jednakże zamiast to uczynić, „Ruch Oporu” zdecydował się na rozerwanie Arcybiskupa na dwie części, zakwestionowanie stałości jego poglądów, a w konsekwencji całego jego autorytetu moralnego.

Tej samej manipulacji – i to w sposób chyba jeszcze bardziej bezczelny – dopuszcza się „Ruch Oporu” względem osób żyjących. Utrzymuje mianowicie, że bp Fellay i członkowie jego rady generalnej wyznawali w 2006 r. bezkompromisową eklezjologię, jednak następnie w 2012 r. przychylili się do zaakceptowania uregulowania statusu kanonicznego Bractwa, w którego ramach pozwolono by mu pozostać „takim, jakim jest”, i czyni to pomimo zaprzeczeń ze strony tych samych ludzi, co do których utrzymuje, że rozumie ich prawdziwe intencje. Tak więc „Ruch Oporu” stwarza „drugiego abp. Lefebvre’a” i „drugiego bp. Fellaya”, a następnie krytykuje „drugiego bp. Fellaya” za to, że nie postępuje zgodnie ze wskazaniami „pierwszego bp. Fellaya” i „drugiego abp. Lefebvre’a”. Jego członkowie wydają się nie dopuszczać możliwości, że zarówno abp Lefebvre, jak i bp Fellay są ludźmi o stałych poglądach, trzymającymi się niezmiennych zasad katolickich dotyczących natury władzy.

Już samo przykazanie miłości bliźniego zawsze powinno nas skłaniać do poszukiwania – o ile to tylko możliwe – sposobów na uwolnienie bliźnich od zarzutów o popadanie w sprzeczności. Odnosi się to zwłaszcza do wypowiedzi osób sprawujących władzę. Historia Kościoła zawiera wiele przykładów praktykowania tej zasady przy interpretacji pism różnych wybitnych autorów. Przykładowo ojcowie Kościoła zawsze znajdywali sposoby, aby wykazać, że Ewangelie nigdy nie są ze sobą sprzeczne w opisywaniu tego samego epizodu z życia Zbawiciela, choć przedstawiają je na różne sposoby. Św. Tomasz z Akwinu był niedoścignionym mistrzem w wynajdywaniu interpretacji wywołujących kontrowersje cytatów z ojców Kościoła, potrafiącym nadać im sens uwalniający autorów od oskarżeń o błąd.

Z drugiej strony modernistyczni egzegeci praktykują anty-miłosierdzie, doszukując się wszędzie sprzeczności. Dla nich księgi Pisma św. nieustannie wzajemnie sobie zaprzeczają, konkretne księgi są do tego stopnia wewnętrznie niespójne, że przypisują im wielu autorów, a każdy rozdział, a nawet wers zawiera tak wiele sprzeczności, iż wnioskują, że w ciągu wieków musiały one podlegać wielu modyfikacjom. W rezultacie można odnieść wrażenie, iż moderniści nie wierzą, żeby mogło istnieć cokolwiek stałego i niezmiennego.

Wystarczy jednak, aby członkowie „Ruchu Oporu” przyjrzeli się bliżej życiu abp. Lefebvre’a, a odnajdą w nim nieodparty dowód na fałszywość swego twierdzenia. Konsekracje w żaden sposób nie wpłynęły na zmianę zasad, którymi się kierował. Jeśli Arcybiskup wycofał swój podpis z protokołu z maja 1988 r., stanowiącego krok w kierunku uregulowania statusu kanonicznego Bractwa, powodem tego nie był bynajmniej fakt, że przestał on uznawać władzę hierarchów, z którymi prowadził rozmowy. Stało się tak raczej dlatego, że stracił do nich zaufanie, ponieważ nieustannie odmawiali ustalenia daty konsekracji. To ustalenie daty stało się dla Arcybiskupa kryterium decydującym o zaufaniu do Rzymu14. Ostatecznie został uzgodniony dzień 15 sierpnia, było to jednak połączone z żądaniem przedstawienia nowych kandydatów do konsekracji. Arcybiskup zdawał sobie sprawę, że rozpoczęcie od nowa procedury rozpatrywania kandydatów musi spowodować, że data 15 sierpnia będzie nierealna, tak więc konsekracje po raz kolejny zostałaby przełożone. W tej sytuacji zdecydował się na przeprowadzenie ich bez zgody Rzymu 30 czerwca 1988 r. Uczynił to jednak dopiero po wyjaśnieniu, że nie istniał problem moralny z podpisaniem protokołu. Jak gdyby odpowiadając na zarzuty tych, którzy mogliby go oskarżać o kierowanie się błędnymi zasadami, 9 czerwca 1988 r. powiedział swoim seminarzystom:

Tak, to prawda, że 5 maja podpisałem protokół – z pewnym wahaniem, niemniej jednak rzeczywiście go podpisałem… Sam w sobie był on do przyjęcia – w przeciwnym razie z całą pewnością nie byłbym go podpisał.15

Konkluzja

Arcybiskup Lefebvre bp. Sanborna, Arcybiskup wyznający wewnętrznie sprzeczną i nielogiczną eklezjologię, jest jedynie mitem. Wręcz przeciwnie, postawa warunkująca posłuszeństwo wobec władzy od tego, czy to, co ona nakazuje, pozostaje w zgodzie z wiarą i moralnością, jest postawą całkowicie katolicką.

Postacią mityczną jest również abp Lefebvre „Ruchu Oporu”, który po konsekracjach miał zmienić swój pogląd na temat natury władzy oraz jej praktycznych konsekwencji w sytuacji obecnego kryzysu. Aż do swej śmierci Arcybiskup uznawał władzę hierarchii soborowej. Był też zawsze gotowy zaakceptować uregulowanie statusu kanonicznego Bractwa, w ramach którego pozwolono by mu pozostać „takim, jakie jest”. Dopiero kiedy stały się dlań oczywiste podstępne motywy występujących z tą inicjatywą władz rzymskich, wycofał z protokołu swój podpis, zachowując równocześnie wierność wyznawanym zasadom.

Prawdziwy abp Lefebvre – człowiek Kościoła, obrońca ortodoksji, wzór czystości doktrynalnej i misjonarskiej gorliwości – był człowiekiem o niezachwianych zasadach, człowiekiem obdarzonym nadprzyrodzoną wręcz zdolnością do radzenia sobie z najtrudniejszymi nawet sytuacjami w oparciu o zasady wiary katolickiej – nawet wówczas, gdy wymagało to od niego prawdziwego heroizmu. Jako taki, jest on w pełni godnym zaufania wzorem dla katolików w ogólności, a zwłaszcza dla członków założonego przez siebie bractwa kapłańskiego.

ks. Paul Robinson

Źródło: The Integrity of Archbishop Marcel Lefebvre

[PRZYPISY:]

  1. Konferencja wygłoszona 24 kwietnia 1983 r. konferencji wygłoszonej 5 listopada 1983 r.</
  2. Ibidem, s. 9.
  3. Podróż duchowa, Warszawa 2005, s. 28.
  4. Autorem terminu „Kościół soborowy” nie jest bynajmniej sam Arcybiskup – ten neologizm pojawił się po raz pierwszy w liście skierowanym do niego przez kard. Benellego 25 czerwca 1976 r.
  5. Podróż duchowa, Warszawa 2005, s. 5.
  6. Bernard Tissier de Mallerais, Marcel Lefebvre, Dębogóra 2010, s. 623.
  7. „Oui, c’est vrai, j’ai signé le protocole le 5 mai, un peu du bout des doigts, il faut bien le dire, mais quand même… Bon, en soi, c’est acceptable, sans quoi je ne l’aurais même pas signé, bien sûr…”. Konferencja wygłoszona 9 czerwca 1988 r.

Za: Wiadomości Tradycji Katolickiej () | |SpójnośÄ‡ stanowiska abp. Lefebvre’a

Skip to content