Aktualizacja strony została wstrzymana

Chorał gregoriański, ponadczasowy śpiew Kościoła

Chorał gregoriański nieustannie zdobywa popularność wśród młodzieży w Stanach Zjednoczonych – powiedział Scott Turkington, chórmistrz kościoła Świętej Rodziny w St. Louis Park w stanie Minnesota.  Jego chór wystąpił między innymi w 1994 r. dla Jana Pawła II w Bazylice Watykańskiej. 

 „Powinniśmy dać młodym ludziom to, czego pragną: poczucie piękna i tajemnicy” – mówi kierownik chóru. Tego nie zawsze można oczekiwać od muzyki współczesnej, która niejednokrotnie brzmi jednakowo źle w kościołach katolickich, jak i protestanckich. Od lat 90. ubiegłego stulecia w Stanach Zjednoczonych da się zauważyć renesans chorału gregoriańskiego jako muzyki właściwej Kościołowi katolickiemu. Organizuje się kursy mające przygotować księży i liderów świeckich, by wprowadzali tego rodzaju śpiew w swoich parafiach. Teksty łacińskie tłumaczy się także na język angielski, co ułatwia odbiór bogactwa ich treści, zachowując jednocześnie sakralny charakter muzyki. „Kiedy słyszysz chorał czujesz, że to coś wiążącego się ze starożytnym Kościołem, coś ponadczasowego” – zaznacza chórmistrz Turkington.

mk/rv, catholic herald

Za: Radio Watykańskie (06/01/2018)

 


 

KOMENTARZ BIBUŁY: Czy chorał gregoriański „nieustannie zdobywa popularność wśród młodzieży w Stanach Zjednoczonych„, jak twierdzi kapelmistrz jednego z kościółków, to sprawa wielce dyskusyjna. Owszem, drobny ułamek procenta młodzieży uczestniczy w pięknych warsztatach przypominających piękno tego co posoborowy Kościół odrzucił w ramach „nowej ewangelizacji”, być może jakaś inna garstka młodzieży lubi sobie posłuchać od czasu do czasu „coś innego”, ale stąd daleka droga do „zdobywania popularności” wśród młodzieży. Bowiem popularność, mody, gusta i przyzwyczajenia kształtowane są przez media będące w rękach wrogich Kościołowi i Jego Tradycji, a nawet wszelkiej tradycji, tworząc swoje własne tymczasowe „tradycje” na potrzeby tej walki. Media, będące w rękach baronów żydowskich bądź zjudaizowanych przyjaciół, nieustannie sączą w bezbronną młodzież i dzieci, jad oświeceniowej nienawiści, w tym kakofonię zwaną muzyką młodzieżową wszelkich gatunków. 

Miejmy nadzieję, że chorał gregoriański oraz oczywiście tradycyjna liturgia będąca esencją i jedynym celem tej oprawy muzycznej, rozpowszechni się na tyle, że będziemy mogli mówić o „zdobywaniu popularności”. Póki co, niestety, w kościołach amerykańskich rządzi kicz i popularna muzyka rozrywkowa (zespoliki złożone z trąbek, skrzypiec, pianina i całej perkusji (!), nie są rzadkością).

A przecież, jak każdy mający swoje lata pamięta, że jeszcze w latach 60. ub. wieku można było usłyszeć w kościołach śpiew gregoriański i polifonię. Jednakże to wtedy właśnie w imię soborowego „otwarcia na świat” wpuszczono do kościołów najbardziej tandetne produkty muzycznego konsumpcjonizmu. W rewolucji tej uczestniczył czynnie papież Jan Paweł II, który podczas swojego 26-letniego pontyfikatu nie uczynił nic (nic!) aby tę deformację przerwać. Jedyne co podczas swego (za)długiego pontyfikatu uczynił, to wyprodukowanie „odręcznego listu” napisanego na 100-lecie motu proprio Tra le sollecitudini, dzieła wielkiego, świętego Piusa X.

W rzeczywistości jednak, zamiast – mało znaczącego i zupełnie przemilczanego, nawet przez watykańskie media – „odręcznego listu”, dużo szerzej oddziaływała wśród setek milionów ludzi na świecie podczas tego pontyfikatu, bulwersująca praktyka liturgii, Mszy i wszelkich spotkań z Janem Pawłem II, kiedy to propagowano wręcz coś przeciwnego niż chorał gregoriański. To właśnie ta praktyka sprowadzała się do trzymania przez Jana Pawła II przez ponad 20 lat ks. Piero Mariniego (później biskupa, a teraz arcybiskupa – nie mylić z jego następcą, ks. Guido Marini), jako Mistrza Papieskich Ceremonii Liturgicznych. Gdyby wrażliwość muzyczna Jana Pawła II była większa niż Jego zamiłowanie do Barki i przyśpiewek góralskich, gdyby Jego chęć propagowania chorału gregoriańskiego była autentyczna, gdyby autentycznie droga była mu Tradycja, to już po pierwszej liturgii zorganizowanej przez ks. Piero Mariniego, Papież podziękowałby mu i poszukałby sobie innego współpracownika. Niestety, było inaczej – ku destrukcji muzyki liturgicznej, liturgii i całego Kościoła.

 


 

Skip to content