Aktualizacja strony została wstrzymana

I ty zostaniesz protestantem

Już wkrótce miliony katolików mogą się stać protestantami. Istnieje spora szansa, że proces ten dokona się w ciągu najbliższych lat. Co ciekawe, protestantyzacja Kościoła Świętego następuje odgórnie. Protestantem będzie można zostać nie zmieniając nawet parafii!

Ekumeniczne dążenia wysokich czynników Kościoła rozpędziły się do nieprzewidywanej jeszcze kilka lat temu prędkości. Prócz bowiem dialogu z protestantami, znanymi dziś jako „bracia odłączeni”, mamy wraz z nimi świętować. Nie będzie to jednak wspólne świętowanie, na przykład, uroczystości Świętej Bożej Rodzicielki, gdyż protestanci negują Boże macierzyństwo Maryi. Ponadto w czasie wspólnego świętowania wspomniani bracia nie pokłonią się przed Najświętszym Sakramentem, gdyż nie do końca wierzą w realną obecność Ciała Pańskiego pod postacią chleba. Wspólnie świętując, nie za dobrze też będzie wspominać o papieżu, który według braci zreformowanych pozostaje kimś w rodzaju uzurpatora; nie wspomnimy też raczej o świętych, czyśćcu, odpustach i celibacie. Źeby nie psuć atmosfery – jesteśmy przecież bardzo gościnni.

Jeszcze jednak nie do końca wiadomo, kto podczas tego wspólnego świętowania będzie czyim gościem – czy katolicy protestantów, czy może odwrotnie? Jeśli gospodarzami będą uczniowie Marcina Lutra, mogą poczuć dyskomfort, rozmawiając z nami, na przykład, na temat antykoncepcji, aborcji czy „święceń” kobiet, które dziś istotna część protestanckich wyznań dopuszcza. No i nie staniemy raczej przed wspólnym świętowaniem we wspólnej kolejce do konfesjonału, bo protestanci nie spowiadają się indywidualnie.

Najważniejsze jest jednak to, co zamierzamy wspólnie świętować. Otóż nie Boże Narodzenie czy Wielkanoc, nic z tych rzeczy. Wspólnie z uczniami Lutra mamy uczcić rocznicę zainicjowania reformacji! Taki plan ogłosiła w stworzonym wraz z luteranami dokumencie Od konfliktu do komunii Papieska Rada ds. Popierania Jedności Chrześcijan.

Warto jednak pamiętać, że zbliżająca się rocznica pięćsetlecia reformacji – buntowniczego zrywu heretyków przeciwko papieżowi i katolickim dogmatom, dającego początek procesowi sprowadzania na manowce milionów ludzkich dusz – to nie pierwsza okrągła rocznica obchodzona przez nas wspólnie z „braćmi odłączonymi”. Otóż w roku 1983 minęło pół tysiąca lat od narodzin przywódcy buntowników – wspomnianego Marcina Lutra, według którego toaletowych natchnień Bóg, by stać się Bogiem, musi najpierw stać się diabłem. Już wówczas przygotowano specjalny dokument, w którym padło stwierdzenie, że katolicy, myśląc o swej wierze, nie mogą pominąć osoby i przesłania Lutra, który przecież – jak dodano – był świadkiem Jezusa Chrystusa.

Raport równie śliczny, co ekumeniczny

Z myślą o lepszym przygotowaniu się do wspólnych obchodów rocznicowych powstał raport Luterańsko”‘Rzymskokatolickiej Komisji Dialogu ds. Jedności, którego autorzy ubolewają między innymi nad zarzucaniem przez katolików protestantom niczym nieusprawiedliwionego oderwania od prawdziwego Kościoła. Smuci ich, że nawet dzisiaj wielu katolików kojarzy słowo „reformacja” głównie z podziałem Kościoła, a nie – jak luteranie – z ponownym odkryciem Ewangelii, pewnością wiary i wolnością.

Z dokumentu dowiadujemy się także, iż katolicy pragną razem z luteranami obchodzić pamiątkę roku 1517. Dlaczego? Ano dlatego, że ekumeniczni teolodzy zdecydowali, że nie będą pielęgnować konfesyjnej tożsamości kosztem partnerów w dialogu, ale raczej – poszukiwać tego, co wspólne pośród różnic oraz przeciwieństw dzielących Kościoły, by tym mocniej im przeciwdziałać.

W raporcie bardzo wiele pisze się również o koniecznym ponoć usprawiedliwieniu Marcina Lutra rzekomo skrzywdzonego przez katolicką literaturę, a skoro już o nim mowa, to nie mogło przecież zabraknąć tematu odpustów. Z dokumentu katolicko”‘luterańskiej komisji dowiadujemy się więc, że odpusty BYŁY formą pobożności chrześcijańskiej i KIEDYŚ MOŹNA BYŁO uzyskać je według jasno określonych warunków – jak modlitwa, uczynki miłosierdzia i jałmużna. Cóż, najwyraźniej według autorów, dziś odpustu już uzyskać nie można…

Raport Od konfliktu do komunii w istotnej mierze sprowadza się do usprawiedliwienia Lutra, jednak czyni to metodami wyjątkowo absurdalnymi. Oto czytamy o cytatach wyrwanych z kontekstu, dobrych chęciach i o niechęci do dyskusji. Zupełnie jakbyśmy pięćset lat temu w Wittenberdze mieli do czynienia ze sprzeczką gimnazjalistów, a nie z heretyckim występkiem przeciwko Tradycji i Magisterium oraz paleniem papieskich bulli.

Treści zawarte w omawianym dokumencie w pełni oddają dzisiejszy kryzysowy stan Kościoła. Zbyt wielu jego członków ulega fascynacji godzącym się ze światem protestantyzmem, zamiast pozostawać wiernym przemieniającemu świat katolicyzmowi. Również w Polsce próbuje się zaszczepić ową fascynację – Katolicka Agencja Informacyjna w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy kilkaset razy informowała, co słychać u luteranów, co świętują w maju, a co w lipcu. Obszernie relacjonowała także obchodzone przez protestantów coroczne „święta” reformacji, cytując przy tym mądrości pewnej niemieckiej pastorki twierdzącej, iż to reformacja wykuła Europę.

W imię fałszywego usprawiedliwienia

Protestantyzacja Kościoła Świętego wciąż postępuje. Na wskroś katolicką liturgię zmieniono w obrzęd bardzo podobny do symulowanego przez heretyków – zarówno pod względem estetyki, jak i odejścia od ofiarnego charakteru Mszy Świętej. Przyjęliśmy protestanckie spojrzenie na rolę Kościoła w państwie – Kościół ma być jednym z wielu głosów, do tego wzdragającym się często przed zajęciem jednoznacznego stanowiska. Wielu katolików prezentuje dziś również iście protestanckie podejście do spowiedzi i Komunii Świętej, a – jak pokazał ubiegłoroczny synod – dziesiątkom biskupów podoba się luterańskie podejście do kwestii małżeństwa i etyki seksualnej.

Wygląda na to, że niedługo – jeśli proces ten będzie wciąż postępował – bez potrzeby formalnej zmiany nazw naszych parafii każdy z nas będzie mógł zostać protestantem.

Oto wytyczona przez niemiecki episkopat ścieżka odwrotu od Wiary i Tradycji. Usprawiedliwiamy Lutra, hołubimy wyznawców Mahometa, oglądając mordowanie przez nich chrześcijan, obawiamy się wypowiedzieć podczas Mszy Świętej słowa o winie narodu wybranego za śmierć Pana Jezusa, by nie obrazić członków tego narodu. Mamy dziś starszych braci, braci odłączonych, ba, nawet wspólnego z muzułmanami Boga.

Kiedy więc już się całkiem sprotestantyzujemy, czy nie pozostanie nam tylko uznanie szatana za anioła odłączonego? Oraz wyjście doń z propozycją dialogu? I usprawiedliwienia…

Krystian Kratiuk

Powyższy tekst jest tylko FRAGMENTEM artykułu opublikowanego w magazynie „Polonia Christiana”.

zamów e-wydanie   zamów wydanie papierowe

Za: PoloniaChristiana – pch24.pl ()

 


 

KOMENTARZ BIBUŁY: Protestantyzacja Kościoła katolickiego rzeczywiście postępuje, z punktem zwrotnym umocowanym w Soborze Watykańskim II i wprowadzoną przez Pawła VI mszą Novus Ordo.
Poniżej przypominamy tekst: (ś.p.) ks. Stefana Somerville’a, pt „Sześć znamion novus ordo Missa„.

 


 

Sześć znamion novus ordo Missa

Protestanci odprawiający tę samą Mszę co katolicy? Jak to możliwe? W jaki sposób możemy wszyscy być „prawowiernymi wyznawcami”? Jak protestanci zgodnie z sumieniem mogą godzić się na odprawianie katolickiej Mszy?

Przesłuchując Pana Jezusa w Wielki Piątek, namiestnik Poncjusz Piłat zapytał Zbawiciela: „Cóż to jest prawda?”. Pytanie to powtarzają ludzie wszystkich wieków aż po dziś dzień. Św. Jan Apostoł na początku swej Ewangelii napisał: „Na początku było Słowo, i Słowo było u Boga (…) i [Słowo] stało się ciałem i zamieszkało między nami i widzieliśmy Jego chwałę (…) pełną łaski i prawdy”. Jezus, Słowo Boga, jest pełnią prawdy. By poznać prawdę, musimy nieustannie odnosić się do Niego.

Prawowierni wyznawcy

Podczas Mszy w pierwszej modlitwie Kanonu rzymskiego prosimy Boga Ojca, by pobłogosławił naszą ofiarę składaną za cały Kościół, za wszystkich prawowiernych wyznawców oraz nauczycieli katolickiej i apostolskiej wiary.

Przypominamy więc sobie podczas każdej Mszy św., że sam Zbawiciel jest pełnią prawdy i że przekazał nam naukę, której trzymając się, jesteśmy prawowiernymi wyznawcami. Pozwólcie mi w tym miejscu wspomnieć o jeszcze jednej prawdzie tej naszej katolickiej wiary. Mówi o niej sekreta jednej ze mszy niedzielnych w okresie po Zesłaniu Ducha Świętego. Ów artykuł wiary głosi, że Bóg ustanowił jedną doskonałą ofiarę, swego własnego Syna, na miejsce wszystkich ofiar Starego Testamentu składanych przed narodzeniem Chrystusa. Błagamy Boga, by przyjął tę jedyną doskonałą ofiarę i uświęcił ją, by pomogła nam wszystkim osiągnąć zbawienie.

Podsumowując: Jezus Chrystus, pełnia prawdy, przekazał nam prawdziwą naukę, zgodnie z którą Msza jest doskonałą ofiarą Jego Ciała i Krwi, zastępującą wszystkie ofiary Starego Testamentu, baranki, woły etc.

W tym miejscu chcę wam przypomnieć smutny fakt, iż istnieją chrześcijanie, nazywani protestantami, odrzucający naukę, że Msza, czyli Eucharystia, jest prawdziwą, bezkrwawą ofiarą prawdziwego Ciała i Krwi Chrystusa. Dla nich Eucharystia czy Komunia jest jedynie świętą ucztą, będącą symbolem i pamiątką ostatniej wieczerzy. Nie wierzą w ofiarowanie przez ręce kapłana Prawdziwej Źertwy. To odrzucenie artykułów katolickiej wiary oznacza, że nie możemy traktować naszych protestanckich bliźnich jako „prawowiernych wyznawców”, choć powinniśmy ich kochać i modlić się za nich. Co więcej, są też inne artykuły i prawdy wiary katolickiej, których protestanci nie przyjmują, np. niektóre sakramenty, Niepokalane Poczęcie i Wniebowzięcie N.M.P. czy nieomylność papieska.

Prawowierna liturgia?

Wróćmy jednak do Mszy. W roku 1969 znany protestancki teolog Max Thurian, który pomagał w założeniu ekumenicznego klasztoru w Taize we Francji, powiedział: „Obecnie protestanci nie widzą przeszkód natury teologicznej, by używać tej samej Mszy co katolicy”. Protestanci odprawiający tę samą Mszę co katolicy? Jak to możliwe? W jaki sposób możemy wszyscy być „prawowiernymi wyznawcami”? Jak protestanci zgodnie z sumieniem mogą godzić się na odprawianie katolickiej Mszy?

Chcąc odpowiedzieć na to pytanie, musimy pamiętać, że było to w roku 1969. II Sobór Watykański zakończył się zaledwie cztery lata wcześniej, w 1965 roku. Ustanowiona przez papieża na początku roku 1964 komisja liturgiczna otrzymała polecenie przygotowania reformy Mszy i wszystkich innych obrzędów Kościoła katolickiego. Komisja ta, zwana w skrócie Consilium, rzeczywiście zreformowała wkrótce Mszę, a papież, którym był Paweł VI, zatwierdził i promulgował ten nowy obrządek (łac. novus ordo) Mszy 3 kwietnia 1969 roku. Jest to Msza najczęściej odprawiana w językach narodowych, dobrze nam znana i sprawowana w katolickich kościołach na całym świecie. Różni się ona w wielu aspektach, w większym lub mniejszym stopniu, od tradycyjnej katolickiej łacińskiej Mszy, nawet jeśli jest do niej w sposób zewnętrzny podobna. Musimy zadać sobie pytanie: jaki powinien być stosunek prawowiernych katolików do tej nowej Mszy II Soboru Watykańskiego? Co powinniśmy myśleć, jako prawowierni katolicy, o Novus Ordo MissÅŸ, Mszy Vaticanum II, neokatolickiej Mszy?

Znamiona nowej Mszy

Chcąc odpowiedzieć na to ważne pytanie, scharakteryzujmy pokrótce nową Mszę, odwołując się do opinii ekspertów teologicznych i liturgistów. Określają ją oni przede wszystkim jako ekumeniczną – czyli ułożoną w sposób mający sprzyjać jedności i porozumieniu z wyznaniami niekatolickimi. Chodzi o to, by „podkreślać to, co nas łączy, a unikać tego, co nas dzieli”. W nowej Mszy zmieniono też wiele modlitw – zwłaszcza kolekt – usuwając wzmianki o piekle, o wiecznej karze, o świecie jako wrogu Boga, o potrzebie umartwienia etc.

Mówi się też o powrocie do źródeł – do starożytnych, wczesnochrześcijańskich, pierwotnych cech Mszy z czasów Ojców Kościoła, czyli z pierwszych sześciu wieków. Ma to rzekomo polegać na odkrywaniu panującej wówczas prostoty kultu etc. W praktyce natomiast mamy do czynienia ze zubażaniem liturgii i usuwaniem z niej ubogacających ją elementów, które w sposób organiczny rozwijały się, począwszy od średniowiecza, poprzez renesans i barok oraz w okresie późniejszym. Kult sprowadza się do formy możliwie najprostszej, można powiedzieć: „szkieletowej”. Oznacza to zmniejszenie liczby pokłonów i przyklęknięć kapłana, krótsze modlitwy, mniej dzwonków i kadzidła, ograniczenie czci oddawanej świętym, mniej figur i wody święconej etc. Na tym polega powrót do źródeł w nowej liturgii.

Trzecią cechą jest wspólnotowość. Wspólnota ma orientację horyzontalną, jest wokół nas. Przeciwieństwem jest orientacja wertykalna – odnosząca się do tego, co jest ponad nami. Wyraża ona dążenie do Boga, do nieba, do anio­łów. Novus Ordo koncentruje się raczej na nas niż na Bogu, raczej na teraźniejszości niż na życiu przyszłym, raczej na wartości społeczności ludzkiej niż na dobru Mistycznego Ciała Chrystusa. Zauważmy, że nowe kościoły, tj. budynki służą­ce sprawowaniu Mszy, są obecnie niższe i szersze, mają tylko małą wieżę lub też zupełnie są jej pozbawione. Posiadają obszerny przedsionek, w którym ludzie mogą spotkać się i porozmawiać – w orientacji horyzontalnej, zamiast zwracać się wzwyż, ku niebu – w orientacji wertykalnej. Zwróćmy uwagę na nowy znak pokoju, kiedy to całe zgromadzenie podaje sobie nawzajem ręce. Fundamentem nowej Mszy jest więc poczucie wspólnoty.

Kolejną cechą jest demokratyzacja Kościoła, czyli rządy raczej wiernych niż kapłanów, biskupów i papieża, które są hierarchiczne, a nie demokratyczne. Wynika z tego, że główna rola podczas Mszy nie należy już do kapłana, ale do niezliczonych lektorów, kantorów, szafarzy Eucharystii, włączając w to nawet kobiety i nastolatki, do odźwiernych i tzw. ministrów gościnności, a przede wszystkim do parafialnej rady liturgicznej, która decyduje o stylu i układzie różnych Mszy.

Piątym znamieniem Novus Ordo jest desakralizacja. Oznacza to, że liturgia ma charakter mniej święty. Przejawy czci czy szacunku wobec misterium, odniesienia do transcendencji czy życia wiecznego, zostały w niej zredukowane do minimum albo wręcz usunięte. Niektóre z tych elementów Mszy zostały już wspomniane wcześniej, kiedy mówiliśmy o archeologizmie – trzymaniu się gestów z pierwszych wieków Kościoła. Innym przejawem desakralizacji jest usuwanie balasek, łaciny, uproszczenie ornatów i porzucenie przez kapłanów szat duchownych. Wielu księży nie nosi już sutanny poza Mszą. Celebrują zwróceni ku ludziom, a nie ku Bogu. Zachowują się bardziej jak przewodniczący zgromadzenia niż jak szafarze Bożych Tajemnic. W ten sposób liturgia została zdesakralizowana.

Protestantyzacja

Szóstym i ostatnim znamieniem Mszy Vaticanum II jest jej sprotestantyzowanie, tj. dostosowanie do poglądów i praktyk protestantów. Ma to wymiar teologiczny, dotyczy bowiem tego, czego jesteśmy nauczani i w co wierzymy względem Boga, sakramentów, Kościoła etc. Ze względów ekumenicznych i pod wpływem herezji modernistycznej twórcy nowej liturgii w sposób oczywisty uczynić musieli katolicki kult bardziej protestanckim w treści i formie. Moglibyśmy nazwać tę cechę wypaczeniem, ponieważ liturgiści zbaczają niebezpiecznie, oddalając się od wiary katolickiej. Oto kilka przykładów.

Doktryna o rzeczywistej obecności Ciała i Krwi Zbawiciela pod postaciami chleba i wina jest rozmywana. Tabernakulum usuwane jest w kąt lub nawet do osobnego pomieszczenia. Przyjmujący Komunię św. nie klęczą i nie przyjmują jej na język, ale stojąc i na rękę. Nie trzeba już pościć trzy godziny lub od północy, ale jedynie godzinę. Z dokumentów na temat Mszy znikło słowo transsubstancjacja (przeistoczenie).

Nauczanie o spowiedzi oraz sama spowiedź, prawie nieznana wśród protestantów, coraz bardziej zanika również u katolików, dlatego istnieje nieustanne zagrożenie świętokradczą Komunią – tj. przyjmowaniem jej w stanie grzechu ciężkiego, bez uprzedniego rozgrzeszenia przez kapłana.

Umniejszana jest rola kapłana. Mówiliśmy o tym omawiając demokratyczny aspekt nowej Mszy. Kapłan jest człowiekiem wybranym [przez Boga] i wyświęconym dla składania ofiary i dla kultu Bożego, nawet jeśli podczas liturgii obecnych jest jedynie kilku wiernych. Ale zgodnie z nową koncepcją jest on bardziej funkcjonariuszem, wybranym lub mianowanym urzędnikiem, przewodniczącym czy też mistrzem ceremonii, a niekiedy nawet konferansjerem. Nic dziwnego że niewielu mężczyzn odpowiada dziś na powołanie do tak nieinspirującego, humanistycznego kapłaństwa.

Wspomnieliśmy już, że ofiarny aspekt Mszy został w liturgii w znacznej mierze pominięty. Nowa Msza jest jedynie „ofiarą chwały”, ofiarowaniem świętych słów Bogu. Jedną z cech prawdziwej ofiary jest przebłaganie za grzechy, uśmierzanie Bożego gniewu wywołanego naszymi przewinieniami. Jeśli wierzymy, że wystarczy samo to, co Chrystus Pan uczynił w sposób nadobfity w Wielki Piątek, że Bóg jest zbyt dobrotliwy i kochający, by domagać się kary za grzech, albo że jest On zbyt wielki, by mógł być obrażony naszymi drobnymi wykroczeniami, wówczas tracimy wiarę katolicką i w tym przypadku ofiara przebłagalna nie ma dla nas sensu.

Oto sześć znamion nowej Mszy: ekumenizm, archeologizm, wspólnotowość, demokratyzm, desakralizacja i sprotestantyzowanie. Cechuje ją wiele dwuznaczności, przemilczeń i sprzeczności, będących negacją dwutysiącletniej katolickiej tradycji. Z trudem przyszłoby nazwać ją Mszą prawowiernych wyznawców. Pozwala to zrozumieć, czemu wkrótce po jej wprowadzeniu zrodził się silny i święty ruch na rzecz zachowania i przywrócenia tradycyjnej Mszy. Z żalem stwierdzić należy, że ten tradycyjny ruch katolicki jest ignorowany, przemilczany czy też nawet zwalczany energicznie przez establishment Novus Ordo.

Oby to krótkie rozważanie skłoniło was do nieustannej modlitwy, owocnej lektury i poszukiwań, byśmy wszyscy stali się lub pozostali prawowiernymi wyznawcami i uczniami tradycyjnej katolickiej prawdy. Ω

ks. Stefan Somerville

Zapis kazania wygłoszonego 17 kwietnia br. w kościele pw. Niepokalanego Poczęcia N.M.P. w Warszawie-Radości. Śródtytuły pochodzą od redakcji.

Za: Zawsze wierni nr 6/2005 (73)

 


 

Skip to content