Aktualizacja strony została wstrzymana

Marek Jurek: Wyzwaniem jest zachowanie cywilizacji

Gdy dawne partie prawicowe złożyły już broń, w obronie naszej cywilizacji stanęły same społeczeństwa – mówi Marek Jurek, były marszałek sejmu, lider Prawicy Rzeczypospolitej.

Plus Minus: Kim jest dzisiejszy prawicowiec? Marzy o powrocie monarchii i podziałów klasowych?

Pyta pan o kontrrewolucję? Nawet lewicowi badacze zgadzają się, że jej celem nie było odtworzenie dawnego stanu rzeczy. Ale wróćmy do XXI w. Dziś zasadniczym wyzwaniem społecznym jest zachowanie suwerenności państw i cywilizacji chrześcijańskiej. Pojęcia prawicy i lewicy są na Zachodzie coraz mniej czytelne, gdyż rodzi się nowy układ sił politycznych. A te dwa wyzwania wymagają istnienia formacji ideowej, która będzie broniła naszej tradycji i wolności.

Na Zachodzie mianem prawicy często nazywa się ugrupowania liberalne, które z tradycją konserwatywną mają dość luźny związek.

Coraz częściej dzisiejsza „centroprawica” to wczorajsza lewica, niekoniecznie nawet w sensie organizacyjnym. Radykalizująca się lewica idzie coraz dalej w rewolucyjnych zmianach społecznych, „centroprawica” najpierw rytualnie protestuje, potem akceptuje te „zdobycze społeczne” i broni wczorajszych pozycji lewicy jako już ostatecznych. Natomiast nawet te „centroprawicowe” partie związane są z kulturą prawicy przez swą historię, rodowody polityków, oczekiwania wyborców. Kultura jest trwalsza od strategii wyborczych.

Historycznie europejska prawica wywodzi się z myśli konserwatywnej, choć korzeni tej postawy można szukać jeszcze wcześniej. Konserwatyści, ci tradycyjni, lubią mówić, że cały czas kontynuują zasadniczy od 2,5 tys. lat spór moralny – Sokratesa z sofistami. Spór ładu moralnego, który gwarantuje wolność, z arbitralną wolą jednostki, która zaczyna się od samowoli, a kończy często tyranią. Coś w tym jest, skoro Janusz Palikot opowiadał, że ma ogromne uznanie dla sofistów, a nie cierpi Sokratesa, z tą jego męczącą ironią wobec demokracji…

O Palikocie można powiedzieć różne rzeczy, ale bardzo sprawnie poruszał się w świecie pojęć politycznych.

W końcu studiował filozofię na dobrym katolickim uniwersytecie. Ale istotnie – konserwatywne przekonanie, że państwo i człowiek mają wzajemnie się wspierające i warunkujące prawa i obowiązki, i lewicowe, że człowiek ma tylko prawa, a państwu wolno wszystko, gdy działa „dla ludzi”, w imię „praw człowieka” – to rozróżnienie zasadnicze. Konserwatysta wskazuje po prostu na harmonię praw i obowiązków, wolności i reguł. Nie ma prawa własności bez zakazu kradzieży. To samo dotyczy państwa. Jak pięknie pisze Zbigniew Herbert, gdy „senat obraduje nad tym/ jak nie być senatem (…) słońce Republiki/ ma się ku zachodowi…”.

Jak prawica postrzega państwo?

Przede wszystkim ojczyzna jest wartością moralną, zasadniczą treścią dobra wspólnego, a suwerenność państwa jest koniecznym warunkiem, żebyśmy o wspólnym wymiarze naszego życia decydowali, kształtowali społeczeństwo, w którym będą żyć nasze dzieci i wnuki. Filozofia klasyczna uznawała państwo za „societas perfecta”, bo było w stanie wypełniać wszystkie istotne funkcje społeczne. Oczywiście dziś to widzimy szerzej. Państwa są współzależne, choćby Europa w trzech wojnach światowych – pierwszej, drugiej i zimnej – obroniła swoją wolność przez współpracę państw; ale właśnie państw, a nie organizacji ponadnarodowych.

Odnosi się pan do XIX-wiecznej idei państwa narodowego, ale wspólnota polityczna może mieć różne ramy, choćby może to być federacja narodów bliskich kulturowo. Unia Europejska mogłaby stać się czymś na kształt cesarstwa Habsburgów, które wielu konserwatystów wspomina przecież z wielkim sentymentem.

Wszystkie wielkie narody Europy są dziełem historycznego zrostu ziem, ludów i państw. Ale naród – czy wspólnota narodów – kształtuje się dzięki jedności instytucji politycznych i wartości kulturowych, o których pan wspomniał. Państwo narodowe nie jest przeciwieństwem współpracy międzynarodowej, ale jej koniecznym podmiotem, jeśli współpraca ma być naprawdę wyrazem solidarności. Unia Europejska jest wspólnotą bardzo ułomną. Nie jest wspólnotą wartości, bo wręcz angażuje się przeciw wartościom dla nas najważniejszym, jak wiara i tradycja, niepodległość państwa i solidarność narodowa, godność natury ludzkiej, prawa rodziny i prawo do życia każdego człowieka. Władze UE tych wartości nie afirmują, a często akceptują ich zwalczanie.

Unia państw powinna być formą solidarności politycznej, rozszerzania odpowiedzialności politycznej na inne narody i zyskania solidarności innych narodów, co w historii rzeczywiście wielokrotnie miało miejsce. Ale nie to jest naturą Unii Europejskiej. W kryzysie imigracyjnym UE wręcz zwalczała państwa – jak Węgry – które broniły naszych wspólnych granic. Orędownicy integracji europejskiej traktują często federalizację Europy jako wstęp do integracji globalnej i nieprzypadkowo Unia jest rzecznikiem zniesienia barier handlowych dla globalnych koncernów. Nie jest też strukturą republikańską, formą odpowiedzialności politycznej.

Z reguły im głośniej ktoś krzyczy o zjednoczonej Europie, tym rzadziej zajmuje stanowisko w kwestiach, którymi państwa kontynentu muszą się wspólnie zajmować. To na przykład sprawy bezpieczeństwa energetycznego, relacji między mechanizmem międzyrządowym a administracją unijną czy demografii europejskiej. A już zupełnie euroentuzjastom nie mieści się w głowie, że mogliby być w opozycji wobec władz Unii, a przecież w republikańskiej demokracji opozycja to rzecz naturalna i konieczna. W tym sensie UE to nie polityczna unia państw, lecz postpolityczne imperium odpowiadające na potrzebę ucieczki od polityki, czyli ucieczki od wolności, która – jak wiadomo – czasami ludzi męczy.

Dlaczego?

Wygodniej jest nie przejmować się dobrem publicznym, nie myśleć o przyszłości, nie kierować się solidarnością wobec swej wspólnoty. Można liczyć, że imperialna władza będzie się o nas troszczyć. Jednak życie polityczne, odpowiedzialność narodowa należą do istoty cywilizacji zachodniej. Gdy publicysta i filozof Konstantin Aksakow za Mikołaja I mówił, że Europa wprawdzie dała swoim narodom wolność polityczną, ale Rosja dała swoim ludom wolność od polityki, świetnie opisał różnicę między Zachodem a Wschodem. W gruncie rzeczy antypolityczny populizm, którym często podszyta jest negacja państwa narodowego i wiara w ponadnarodowe instytucje, wierzy w podobny „ideał”.

Prawica mocno jest identyfikowana z gorliwą wiarą w skuteczność mechanizmów wolnego rynku. W takim razie to sami ludzie, współpracując ze sobą na zasadzie dobrowolnych umów, mogą wspólnie kształtować społeczeństwo. Skoro prawica wierzy w skuteczność wolnego rynku, to po co państwo?

Wolny rynek jest częścią natury. Dominikanin Raymond Léopold Bruckberger pięknie powiedział, że kapitalizm to po prostu życie. Własność rodzinna i jej dziedziczenie, wolna przedsiębiorczość i rynek wynikają z samej natury. Nie trzeba ich wprowadzać, po prostu są. Ale trzeba je chronić i nie należy ich ubóstwiać. Nawet Adam Smith wierzył, że ochrona wolnej konkurencji wymaga silnego państwa.

I właściwie do tej roli państwo mogłoby zostać ograniczone. Mogłoby być jedynie instytucją społeczną, strażnikiem reguł, klasycznym państwem minimum. Pan jednak, mówiąc o państwie, opisuje je jako wspólnotę.

My, Polacy, najlepiej wiemy, że niepodległe państwo jest konieczną formą wolności. A jak nie ma więzi społecznej – nie ma państwa. Niech pan spojrzy na państwa upadłe. Kto będzie ograniczał władzę, jeśli nie ma narodu? Jak ukształtuje się opinia publiczna w słabym społeczeństwie? Państwo to władza suwerenna, którą dysponują ludzie. Nie ma państwa – nasze życie kształtuje obca władza albo procesy społeczne, których w ogóle nie kontrolujemy. Niepodległe państwo daje nam wpływ na naszą przyszłość, o ile interesuje nas coś więcej niż przyszłość osobista. W praktyce jest nam potrzebne, żeby odrobić zapóźnienie wynikające z dziesiątków lat niewoli, i żeby bronić ładu społecznego, cywilizacji chrześcijańskiej, jak to się ładnie dziś mówi w Europie – naszych wartości.

A w praktyce, jakie zagrożenia prawica widzi w upadku cywilizacji chrześcijańskiej? Czego tak naprawdę się obawia?

To jest przede wszystkim nasza cywilizacja, za którą odpowiadamy, której zawdzięczamy to, kim jesteśmy. Człowiek najpierw poznaje rodziców, zaczyna ich kochać, potem rozumie i przeżywa świadomie wartości, które mu przekazali. Jeśli stracimy wiarę w ogóle, czy choćby wiarę w prawdę i uniwersalizm naszych instytucji – na przykład monogamii i rodziny – cywilizacji chrześcijańskiej po prostu nie będzie. Ale jeśli chcemy, żeby była, musimy ją rozwijać i chronić. A objawy kryzysu naszej cywilizacji widać gołym okiem: kryzys demograficzny skutkujący kompletną dekompozycją, zmieniającą tożsamość narodów zachodniej Europy, kryzys etyczny – rujnujący wychowanie i prawodawstwo, i wreszcie cofanie się Europy w świecie.

Z czego wynika przekonanie, że to, co zastane, jest dobre?

Z tego, że żyjemy, przecież nawet nasze marzenia układamy z tego, co istnieje.

Konserwatyzm boi się zmian?

Wręcz przeciwnie, przeciwstawiamy się dekadencji. Wierzymy w zasady, które uruchamiają rozwój. Cywilizacja chrześcijańska to cywilizacja życia, jej historia to nieprzerwany rozwój zapisany w instytucjach i sztuce. Ale wymaga to świadomego wysiłku, bo zmiana może również oznaczać regres. Pod koniec XV w. struktura społeczna w Polsce zaczęła się psuć, choć instytucje polityczne się rozwijały, a pozycja międzynarodowa rosła. Całe dzieło ks. Piotra Skargi, który pisał u szczytu potęgi Rzeczypospolitej, to jedna wielka krytyka społeczna lekceważenia prawowitej władzy, egoizmu społecznego, wyzysku chłopów i apel o naprawę życia społecznego.

A dziś jakie pytania zadaje sobie prawica, jeżeli chodzi o kierunki dalszego rozwoju?

Pytanie jest inne: czy będziemy mieli w ogóle szanse się dalej rozwijać, czy nasza cywilizacja upadnie? Musimy przełamać kryzys demograficzny i utrwalić materialne prawa rodziny wynikające z nieznanej wcześniej roli podatków pośrednich. W sytuacji zagęszczenia współpracy międzynarodowej musimy konstytucyjnie definiować wartości, które Polska realizuje na forum międzynarodowym. Wobec tego, że demokracja się oligarchizuje musimy wzmocnić opinię publiczną. Zbudować opinię europejską, wspierającą prawa do życia i prawa rodziny. I wzmocnić solidarność Europy Środkowej, co jest wymogiem nowej równowagi na kontynencie: równowagi nie sił, ale współpracy. Na forum europejskim musimy powtarzać, że choć Europa nie jest wspólnotą wartości, może być ciągle wspólnotą losu – a to bardzo dużo.

Jakie znaczenie mają te formacje polityczne, które uznałby pan za prawicę? Istnieją jeszcze w głównym nurcie polityki, czy też w dzisiejszych partiach są jedynie prawicowe skrzydła, a nawet jedynie pojedynczy prawicowcy?

Jednym z elementów kryzysu naszej cywilizacji jest upadek politycznej prawicy. Zasadniczym czynnikiem kryzysu Europy w ogóle było przejęcie przez partie postchadeckie, a później i postkonserwatywne, języka i kultury skrajnej lewicy, aborcjonizmu, rewolucji homoseksualnej. Na ich tle bardzo korzystnie odbijają środkowoeuroejskie partie chrześcijańskie, jak KDH na Słowacji czy KDNP na Węgrzech. No i w zachodniej Europie są mniejszej ugrupowania chrześcijańsko-konserwatywne, jak te, które z nami, z Prawicą Rzeczypospolitej, uczestniczą w Europejskim Chrześcijańskim Ruchu Politycznym (ECPM).

Ale polityczna siła cywilizacji chrześcijańskiej manifestuje się dziś w jeszcze inny sposób, przez reakcję samych społeczeństw. Jak w chorwackim referendum w obronie rodziny przed czterema laty, którego przedmiotem było wpisanie do konstytucji definicji małżeństwa jako związku mężczyzny i kobiety. Referendum zdecydowanie wygranym, mimo że żadna z wielkich partii nie poparła wyraźnie społeczeństwa. Podobnie było w Słowenii, która wydawała się przecież obok Czech najbardziej liberalnym krajem środkowej Europy.

Ale co to oznacza?

Gdy dawne partie prawicowe złożyły już broń, w obronie naszej cywilizacji stanęły same społeczeństwa. Jak każdy spontaniczny odruch, ta nowa Wiosna Ludów może mieć różne skutki, ale już trwa. Przejawia się na różne sposoby: zwycięstwo Trumpa, brexit, reakcja w obronie rodziny we Francji, nowe partie prawicowe. Ale to wszystko łączy przekonanie, że musimy bronić swojej przyszłości, że nie możemy biernie przyglądać się politycznym, moralnym i kulturowym skutkom globalizacji. Najważniejszym wspólnym mianownikiem jest uznanie roli suwerennego państwa, a także świadomość, że międzynarodowa, korporacyjna gospodarka ma coraz mniej wspólnego z wolną przedsiębiorczością i własnością osobistą, na której opierają się więź społeczna, wolność rodziny i wolność polityczna. To również świadomość, że rozkład społeczny Europy wchodzi już w fazę destabilizacji społecznej. Przecież islam w Europie będzie się umacniał, a akty terroru to nie incydenty, tylko część wojny wydanej zachodnioeuropejskim narodom.Reklama
End of break ads in 30s

Istotnym, choć niestety nie pierwszoplanowym czynnikiem, jest zaangażowanie w tę polityczną reakcję opinii chrześcijańskiej. Środowiska występujące w obronie życia, rodziny, wychowania są świadome, że jeśli polityczna dekadencja będzie trwać, rewolucja przeciw życiu, rodzinie, wychowaniu będzie się toczyć dalej. Tylko zmiany polityczne mogą przywrócić Europie tożsamość i przyszłość. Polska powinna być tego świadoma i powinna współkształtować ten prąd, a nie odwracać się do niego plecami.

Marek Jurek jest politykiem i historykiem, prezesem partii Prawica Rzeczypospolitej, posłem do Parlamentu Europejskiego. Był marszałkiem Sejmu w latach 2005-2007.

WYWIAD UKAZAŁ SIĘ W PLUS MINUS DODATKU DO RZECZPOSPOLITEJ

Za: Debata (24, czerwiec 2017)

Skip to content