Aktualizacja strony została wstrzymana

To zwykłe tchórzostwo

Z ks. bp. Wiesławem Meringiem, ordynariuszem włocławskim, rozmawia Sławomir Jagodziński.

Telewizja publiczna odmówiła emisji spotu reklamowego „Naszego Dziennika”. Poszło o słowo „homoseksualizm”. Jak Ksiądz Biskup to skomentuje?

– Trzeba nazwać rzeczy po imieniu. To cenzura i uleganie poprawności politycznej. Ta sytuacja pokazuje, jak wielka jest presja lobby promującego takie zachowania seksualne jak homoseksualizm. Widocznie w TVP komuś zabrakło determinacji, a może zwykłej odwagi. Przecież w tym spocie, który został zatrzymany, nie ma ani pogardy, ani nienawiści, ani nawet oceny. Zatem w niczym nie jest sprzeczny przede wszystkim z prawem, a także – powiedzmy to również – z nauczaniem Kościoła katolickiego.

Skąd zatem tak specyficzna wrażliwość TVP?

– Nie widzę powodu, aby telewizja była aż tak przeczulona, aż tak się bała tych określonych środowisk. Widocznie jednak pozwoliliśmy sobie wmówić – także w wymiarze telewizji publicznej – że nazywanie rzeczy po imieniu jest jakąś formą „mowy nienawiści”. Jak widać, dotyczy to już także samego słowa „homoseksualizm”. Co będzie dalej…?

Chcę to podkreślić – te dziwne zastrzeżenia w uzasadnieniu odmowy emisji reklamy, ta przesadna „delikatność”, „ostrożność”, w sumie są zwykłym tchórzostwem. Ale, co ciekawe, kiedy naprawdę pojawia się brutalny język, nienawiść, demoralizacja, bluźnierstwa i kpiny z tego, co jest dla chrześcijan prawdziwie święte, wtedy już dla wielu nie jest to mowa nienawiści…

Jednocześnie trzeba w tym miejscu przypomnieć, że Katechizm Kościoła Katolickiego nakazuje nam odnosić się z szacunkiem do każdego człowieka, czyli także do człowieka, który ma skłonność homoseksualną. Ale zgodzić się, zaakceptować tego typu wynaturzenia, jest niemożliwe. To jest sprzeczne z prawem naturalnym, nauką i całą tradycją Kościoła.

Drugim wątkiem, który się pojawił w tej sprawie, jest problem przenikania ideologii gender do szkół… Tu też TVP wykazała się szczególną „wrażliwością”…

– Sprawdzanie szkoły przez rodziców, czy nie ma w jej ofercie edukacyjnej programów przesiąkniętych groźną ideologią gender, nie jest nawoływaniem do „niewłaściwych zachowań nakierowanych na orientację seksualną”. Jeżeli ktoś ma jeszcze jakieś wątpliwości dotyczące tego, czym jest gender, to świadczy to tylko o jego zagubieniu. Przecież to nie tylko cyniczna, ale wręcz piekielna ideologia. W ostatnim czasie było tyle mówione o jej szkodliwości, także ustami samego Ojca Świętego Franciszka.

Gender to nie jest tylko wystąpienie przeciw Panu Bogu. To jest wystąpienie przeciw naturze człowieka. Dziś jest wiele takich nurtów w kulturze, które uciekają od słowa „natura”. Właśnie dlatego, żeby promować swoje własne bezeceństwa. Dlatego ochrona dzieci przed złowrogą ideologią gender to pierwszy obowiązek każdego rodzica i każdego wychowawcy. Tu w ogóle nie może być żadnych wątpliwości. Wszelkie próby rozmycia prawdy o gender są godne ubolewania. Potrzeba nam dużej jasności i zdecydowania w obronie prawdy o człowieku, o moralności, także w obronie doktryny, która obowiązuje w Kościele.

Cała sytuacja z odmówieniem emisji naszego spotu reklamowego pokazała jedną ważną rzecz: cenzura nadal obowiązuje…

– Dlatego powinno nas to jeszcze bardziej mobilizować do tego, aby – wbrew wszelkiej cenzurze – prawdę nazywać prawdą, fałsz – fałszem, a zło – złem. Nie wyrzekajmy się prawdy, tylko ją mężnie głośmy. Święty Jan Paweł II nauczał nas, że my nie „wytwarzamy” prawdy, my jej poszukujemy. Nie „tworzymy prawdy” tak jak gender, tylko, analizując naturę człowieka, dochodzimy do właściwego rozumienia prawd, które tą naturą rządzą.

Telewizja publiczna odwołuje się dziś chętnie do wartości chrześcijańskich, relacjonuje uroczystości religijne, a jednocześnie w jakiś sposób cenzuruje debatę o homoseksualizmie, o gender. Gra na dwa fronty?

– To są uniki, tchórzostwo, uleganie poprawności politycznej. Telewizja nazywa się publiczną, czyli obywatelską. Bez wątpienia chrześcijanie, katolicy to jest zasadnicza część tego społeczeństwa, któremu telewizja ma służyć, pełniąc swą misję. A zatem ona powinna przedstawiać prawdę. Prawdę, która wypływa z prawa naturalnego i jest wyznawana przez większą część naszego społeczeństwa.

Dziękuję za rozmowę.

Sławomir Jagodziński

Za: Nasz Dziennik (22 maja 2017)

 


 

TVP z ulicy Mysiej

TVP nie zgodziła się na emisję spotu „Naszego Dziennika”. Powód? Gazeta chciała reklamować weekendowy magazyn, w którym przybliża destrukcyjne działanie seksedukatorów w szkołach. W opinii Telewizji Publicznej ta reklama to jawna dyskryminacja homoseksualistów. Ostatecznie spot został wyemitowany w takiej formie, żeby nie obrażać sodomitów.

Sprawa nie byłaby bulwersująca, gdyby dotyczyła telewizji komercyjnej. Właściciel przedsiębiorstwa – a telewizja ma taką formę – może podpisywać umowy na reklamy, z kim chce i kiedy chce. Jednakże w tej kwestii sprawa wygląda zupełnie inaczej.

Telewizja Polska jest telewizją publiczną, opłacaną z naszych pieniędzy. Dlatego to my, obywatele, jesteśmy właścicielami telewizji i powinna być ona tworzona dla nas. Większość Polaków to katolicy, którzy wiedzą, że homoseksualizm nie jest czymś normalnym, a jego promocja zagraża wychowaniu młodego pokolenia. Więc albo TVP jest telewizją publiczną utrzymywaną z naszych pieniędzy, dla nas, albo niech utrzymuje się sama i nie odwołuje się do wartości państwowych i narodowych.

Cała sprawa jest dla mnie wyjątkowym skandalem. To już nawet za rządów Platformy Obywatelskiej nie dochodziło do takich sytuacji. Owszem, tamta telewizja miała swoje wady, ale nie cofała nas do czasów PRL i nie wskrzeszała Głównego Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk.

Śledzę ofertę Telewizji Polskiej od dawna. Mam wiele uwag szczególnie do TVP Kultura. Program ten powstał po to, aby zadowolić gusta wymagających widzów, a stał się miejscem promocji antykultury. Jest w nim coraz więcej wątków homoseksualnych, pokazywane są sceny erotyczne lub filmy naprawdę niskiej jakości. I tak jest realizowana misja TVP.

Na szczęście jest jeszcze program Jana Pospieszalskiego, który trzyma wysoki poziom. Od czasu do czasu zaprasza się też do studia publicystów, którzy mają coś do powiedzenia i trzeźwo myślą, ale to wszystko. Zapowiedzi były wielkie, miało być jak nigdy, a skończyło się jak zawsze.

Telewizja publiczna ciągle jest okupowana przez lewicowe kadry. Doprawdy nie wiem, dlaczego prezes Jacek Kurski jeszcze nie zrobił tym porządku. Rząd PiS wymienił dyrektorów w TVP, ale widać, że oni sobie nie radzą. Postawione przed nimi zadanie ich przerasta.

Mamy rząd, który uważa się za katolicki. Premier i jej ministrowie jeżdżą na Jasną Górę i chodzą do Komunii. Zabiegają także o liczne spotkania z Papieżem. Podobnie prezydent, który nawet gościł na ostatniej rocznicy powstania Radia Maryja. I z jednej strony budują swój wizerunek osób wierzących, a z drugiej nie potrafią dopilnować tego, aby instytucje państwowe dbały o polską tradycję i kulturę.

Jeżeli premier i prezydent przymykają oczy na cenzurowanie informacji o szkodliwości promocji gender, to niedługo dojdzie do takich paradoksów, że nie będziemy mogli mówić o korupcji – bo to dyskryminuje przestępców. Nic nie powiemy o gwałtach – dyskryminujemy gwałcicieli. I nie dowiemy się nic o przekrętach w biznesie – bo nie można dyskryminować złodziei. To nie jest sprawa śmieszna, bo od wygaszania pewnych słów zaczęła się rewolucja kulturowa w Europie Zachodniej.

Władze Prawa i Sprawiedliwości muszą się zastanowić nad zwolnieniem Jacka Kurskiego i pozostałych dyrektorów. Ta ekipa telewizyjna miała już tyle wpadek, że można by nimi obdzielić pół Polski. Oglądalność spada, wpływy też. W normalnych warunkach doszłoby do poważnych roszad. Jeżeli dalej TVP będzie czerpać wzorce z urzędu cenzury, który mieścił się kiedyś przy ul. Mysiej w Warszawie, to obawiam się, że nawet powszechny i przymusowy abonament nie będzie w stanie jej uratować, bo widzowie najzwyczajniej w świecie przestaną ją oglądać. 

Jacek Kotula

Za: Nasz Dziennnik (19 maja 2017)

 


 

Skip to content