Aktualizacja strony została wstrzymana

Izraelscy politycy i wojskowi zachwyceni amerykańskim atakiem na syryjską bazę

Z perspektywy izraelskiej prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump, który nakazał w nocy z czwartku na piątek ostrzał lotniska syryjskiego, skorygował bieg historii – podkreśla „Times of Israel”.

Stało się to, o co od dawana zabiegał Izrael, Turcja i kraje Zatoki Perskiej. Trump wykorzystał – jak to określają liczne amerykańskie media – „szansę”, by „skorygować” przebieg wojny w Syrii. Co niektórzy analitycy zadają sobie jednak pytanie, co dalej? Jak zareaguje Rosja?

Mimo że na razie nie ma dowodów, jakoby syryjskie siły przeprowadziły atak chemiczny, w prowincji Idlib, to USA, Wielka Brytania, Australia i inne państwa przekonują, że tak właśnie jest.

„Sam fakt, że światowe mocarstwa podjęły działania w obliczu użycia broni chemicznej przeciwko ludności cywilnej, niezależnie od tego, jakie cele wojskowe zostały osiągnięte, wysyła potężną wiadomość, która rozbrzmiewa poza Syrię” – podał „Times of Israel”.

– Zarówno poprzez słowa, jak i działania prezydent Trump wysłał dzisiaj silną i jasną wiadomość, że nie będzie tolerowane stosowanie i rozprzestrzenianie broni chemicznej – powiedział wkrótce po amerykańskim ostrzale rakietowym syryjskiego lotniska Shayrat premier Izraela Benjamin Netanjahu.

 – Izrael w pełni popiera decyzję prezydenta Trumpa i mam nadzieję, że to przesłanie o rozstrzygnięciu (konfliktu) w obliczu straszliwych działań reżimu Assada będzie słyszalne nie tylko w Damaszku, ale także w Teheranie, w  Pjongjang i gdziekolwiek indziej – dodał premier Netanjahu.

Minister obrony Izraela, Avigdor Liberman nazwał amerykański ostrzał rakietowy z niszczycieli znajdujących się na Morzu Śródziemnym „ważnym, koniecznym i moralnym przesłaniem wolnego świata, na którego czele stoją Stany Zjednoczone”. Jego zdaniem pokazuje on, że „świat nie będzie tolerował zbrodni wojennych przerażającego reżimu Baszara al-Assada”.

Szef wywiadu izraelskiego: to „wyraźny sygnał wobec Iranu”

Szef wywiadu izraelskiego Yisrael Katz uznał ostrzał za „ważny krok zarówno pod względem moralnym, jak i strategicznym” oraz „wyraźny sygnał wobec osi prowadzonej przez Iran”.

Siły Obronne Izraela (IDF) opublikowały własne oświadczenie, twierdząc, że również popierają atak rakietowy USA i o akcji zostały wcześniej poinformowane przez Waszyngton.

W oczach izraelskich urzędników ds. bezpieczeństwa, decyzja Trumpa wyraźnie kontrastuje z postawą byłego prezydenta USA Baracka Obamy. Izraelscy eksperci są zgodni, że gdyby Obama wysłał choćby tylko jeden samolot do Damaszku w 2013 roku, wojna w Syrii potoczyłaby się zupełnie inaczej. Brak zdecydowania Obamy przesądził – ich zdaniem – o wojowniczej postawie Iranu i zawarciu porozumienia nuklearnego w Wiedniu w 2015 roku. Wg Izraela to był „historyczny błąd”. Sama umowa nuklearna była zwieńczeniem „marzenia Teheranu”.

– W istocie decyzja Obamy w 2013 roku, aby nie używać siły militarnej wobec reżimu Assada, pomimo zastosowania broni chemicznej, była kluczową chwilą dla całego regionu – powiedział w zeszłym miesiącu Chagai Tzuriel, dyrektor generalny ministerstwa wywiadu. – Ta chwila zmieniła wszystko – dodał.

Tzuriel tłumaczył także, że „Izrael z zadowoleniem przyjąłby większe zaangażowanie amerykańskie”.

Praktycznie wszyscy izraelscy politycy z wielkim entuzjazmem wypowiedzieli się o amerykańskim ostrzale lotniska Shayrat. Lider opozycji Isaac Herzog oraz lider Takh Atid MK – Yair Lapid stwierdzili, że „to dobra i właściwa reakcja”, „lepiej późno niż wcale”. Wiceminister do spraw dyplomacji Michael Oren podziękował Trumpowi – „nowemu szeryfowi”, że „wysyłał wiadomość dla całego świata, iż Ameryka wraca” i „nasi wspólni wrogowie muszą się bać”.

Były minister obrony Moshe Ya’alon mówił, że amerykański prezydent przeszedł pierwszy poważny test pomyślnie, przyjmując „ważną rolę etyczną supermocarstwa, z której to roli Stany Zjednoczone zrezygnowały w ostatnich latach”.

– Amerykanie mówią swoim sprzymierzeńcom na Bliskim Wschodzie: nie jesteście sami – dodał Yaakov Amidror, były doradca ds. bezpieczeństwa narodowego i szef wywiadu wojskowego.

Piątkowy atak – jak komentuje izraelska gazeta – jest „imponujący” i pokazuje, że USA za Donalda Trumpa „nie zawahają się używać sił zbrojnych, jeśli uznają to za uzasadnione działanie”. To „z pewnością mile widziana wiadomość z perspektywy rządu izraelskiego” – napisano w „Times of Israel”.

„Nowa rzeczywistość w regionie?” Wyczekiwanie reakcji Rosji i Teheranu

Dziennik wyjaśnia, że atak „stworzył nową rzeczywistość w niestabilnym teatrze wojennym na granicy Izraela, który obejmuje nie tylko armię syryjską, ale także różne grupy rebeliantów, Hezbollah i armię rosyjską”. Gazeta dodaje, że w tym momencie nikt nie wie, jak inni aktorzy zareagują. Moskwa uznała ostrzał amerykański za naruszenie prawa międzynarodowego.

Zdaniem izraelskiego ministra wywiadu Tzuriela, „Syria jest kluczową areną, ponieważ to mikrokosmos rywalizacji mocarstw światowych takich, jak: Rosja i USA, regionalnych, takich jak: Iran i Turcja oraz konkurencyjnych grup w Syrii, takich, jak reżim Assada, opozycja, Kurdowie i Państwo Islamskie”.

Były szef Mossadu konstatuje, że „cokolwiek zdarzy się dziś w Syrii, będzie miało znaczący wpływ na wiele lat w regionie”.

Izraelscy politycy nie kryją także, że obiecali Ameryce rozwiązać konflikt izraelsko-palestyński pod warunkiem, że amerykański prezydent wykaże się „elastycznością” wobec polityki w Syrii i będzie  gotowy zaryzykować atak na rząd Assada.

Jeszcze we wtorek prezydent Reuven Rivlin, przypominając Holokaust pokreślił, że „Izrael nie może pozostać obojętnym wobec gazowania syryjskich cywilów”. Do Holocaustu nawiązywali także parlamentarzyści, szefowie organizacji żydowskich, które wezwały cały świat, by przyłączył się i poparł zdecydowaną akcję Waszyngtonu wobec Syrii.

Trump decyzję o ostrzale syryjskiego lotniska, z którego startowały rosyjskie samoloty podjął w tym czasie, gdy z oficjalną wizytą przebywa w USA prezydent Chin Xi Jinping.

Prezydent USA tuż przed podjęciem decyzji o ataku powiedział, że zdążył się już „zaprzyjaźnić” z prezydentem Jinpingiem. – Myślę, że w perspektywie długoterminowej będziemy mieli bardzo, bardzo wielkie relacje i bardzo to mi się podoba – komentował. Trump osobiście poinformował o zamiarze ataku chińskiego prezydenta, którego podejmuje w posiadłości na Florydzie.

„Spotkanie to pierwszy prawdziwy test kampanii lidera USA, który obiecuje wygrać w negocjacjach z głównym rywalem gospodarczym i wojskowym Ameryki” – komentuje agencja Bloomberg. Jej zdaniem po porażce z powodu zakazu podróży imigrantów z krajów islamskich i nieuchyleniu Obamacare,  Trump chce pokazać postępy w zakresie zwalczania zagrożenia nuklearnego Korei Północnej i otwarcia chińskich rynków na większą ilość towarów z USA.

Xi Jinping z kolei stara się powstrzymać wojnę handlową w obliczu spowolnienia gospodarczego i zbliżającego się zjazdu partii komunistycznej, podczas którego mają zostać zastąpieni czołowi przywódcy, w tym potencjalnie pięć z siedmiu najpotężniejszych postaci w Chinach – jak podała agencja.

Analitycy uważnie obserwują relacje amerykańsko-chińskie. Chiny wraz z Rosją jeszcze w lutym po raz kolejny wstrzymały rezolucję ONZ w sprawie nałożenia sankcji na Syrię w związku z domniemanym użyciem przez rząd Assada broni chemicznej.

„Washington Post” zauważa z kolei, że teraz największym zmartwieniem jest to, jak zareagują Rosjanie. – Podstawowe pytania nie zmieniły się – komentował Phil Gordon, starszy urzędnik Białego Domu Obamy, który brał udział w wielu wcześniejszych debatach dotyczących sposobu „ukarania” Assada.

Wskazuje właśnie na to, jaka będzie odpowiedź w razie większego zaangażowania USA w Syrii. Ostrzega przed rozszerzeniem się konfliktu na znacznie większą skalę.

Amerykanie – jak wynika z wypowiedzi wojskowych planistów – już dużo wcześniej przygotowali plan uderzenia. Od dawna istniała lista celów, na której znalazły się domniemane składy broni chemicznej Assada, bazy lotnicze, stanowiska artyleryjskie itp.

Obecnie ekipa Trumpa ma poważny problem w związku z obecnością wojsk rosyjskich na polu bitwy i rosyjskich systemów obrony powietrznej, zdolnych do zestrzelenia samolotów USA. – Dzisiaj wojska rosyjskie mieszają się z siłami syryjskimi, a każde uderzenie w syryjski cel wojskowy może również spowodować straty wojskowe u Rosjan – przekonuje były urzędnik administracji Obamy, który wypowiadał się anonimowo.

Emerytowany gen. John Allen, który koordynował kampanię przeciwko IS w Iraku i Syrii za administracji Obamy stwierdził, że uderzenie wojskowe mogło by mieć decydujący wpływ na wojnę, gdyby zostało przeprowadzone w 2013 roku.

– Teraz jest znacznie trudniej – mówił. – Stany Zjednoczone muszą zadać sobie pytanie na ile jesteśmy zdeterminowani w tej kwestii. Czy jesteśmy gotowi zaryzykować działania, które mogą przynieść śmierć Rosjan? – pytał.

Wyzwaniem pozostają syryjskie i rosyjskie systemy obrony powietrznej, które dotychczas nie były wymierzone w samoloty amerykańskie. – Zarówno Syryjczycy, jak i Rosjanie mogą działać jak spoiler – przekonuje Andrew Exum, były starszy urzędnik obrony w administracji Obamy. Jego zdaniem systemy te po amerykańskim ataku w Syrii będą wymierzone w samoloty koalicyjne. A to może spowodować, że niektóre kraje zechcą się wycofać z koalicji.

Jeśli z kolei samoloty amerykańskie zostałyby zestrzelone lub zmuszone do rywalizacji z samolotami syryjskimi i rosyjskimi, Stany Zjednoczone mogłyby zostać wciągnięte w bezsensowną wojnę domową w Syrii. Taki wynik nie tylko stwarzałby dodatkowe zagrożenie dla życia Amerykanów, ale sprawiłby, że wojna USA z IS byłaby o wiele trudniejsza – wyjaśnił doradca Obamy.

Niektórzy analitycy sugerują, że uderzenie amerykańskie w Syrii ma zmusić Rosję do kompromisu, który zakończyłby wojnę domową.

Źródło: timesofisrael.com., washingtonpost.com.,

Agnieszka Stelmach

Za: PoloniaChristiana – pch24.pl (2017-04-07)

 


 

Amerykanie poinformowali wcześniej Rosjan o ataku na bazę w Syrii

Rzecznik Pentagonu kpt. Jeff Davis powiedział, że amerykańskie pociski manewrujące nie uderzyły w tę część syryjskiej bazy, gdzie mieli znajdować się Rosjanie.

Według Davisa, amerykańscy wojskowi z wyprzedzeniem dali siłom rosyjskim informację o planowanym uderzeniu na bazę lotniczą Szajrat. Nie zaatakowano również tych części bazy, w których – jak uważano – mogli znajdować się Rosjanie. Rzecznik Pentagonu powiedział, że przedstawiciele sił wojskowych USA odbyli „liczne rozmowy” z siłami rosyjskimi w czwartek, przed uderzenie. Wykorzystano do tego kanały komunikacyjne, ustalone wcześniej w celu uniknięcia przypadkowych starć w Syrii podczas walk z ISIS.

Atak na bazę nastąpił niedługo przed zaplanowaną wizytą chińskiego prezydenta Xi Jinpinga w USA. Ma ono dotyczyć m.in. kwestii północnokoreańskiego programu nuklearnego. Według niektórych komentarzy, działania Trumpa mogły być m.in. sygnałem dla Chin, że nowy prezydent USA nie obawia się podejmowania jednostronnych kroków militarnych.

Jak informowaliśmy wcześniej, nad ranem o 4:40 czasu lokalnego 59 pocisków typu Tomahawk wystrzelono z amerykańskich niszczycieli USS Ross i USS Porter w kierunku bazy lotniczej Szajrat koło Homs.

Była to odpowiedź na uważany przez wielu za atak bronią chemiczną na opanowane przez rebeliantów miasto, o który Waszyngton oskarżył prezydenta Syrii Baszszara Asada. 

Dzisiejszej nocy rozkazałem przeprowadzenie precyzyjnego ataku na  bazę lotniczą w Syrii, skąd został dokonany atak z użyciem broni chemicznej. Powstrzymanie i przeciwdziałanie rozprzestrzenianiu  śmiercionośnej broni chemicznej leży w żywotnych interesach bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych – powiedział prezydent Donald Trump we wcześniej przygotowanym oświadczeniu.

Nie ma żadnych wątpliwości – podkreślił prezydent – że Syria użyła śmiercionośnej broni chemicznej wobec swojej ludności. Zwierzchnik amerykańskich sił zbrojnych wezwał  wszystkie „cywilizowane państwa ” do przyłączenia się do Stanów Zjednoczonych w celu położenia kresu rozlewowi krwi w Syrii.

Sekretarz stanu Rex Tillerson, pomimo słów z początku bieżącego tygodnia o tym, że los Baszszara Asada będzie zależał od narodu syryjskiego, zasugerował, że zmiana reżimu w Syrii być może teraz będzie brana pod uwagę.

Senator Rand Paul stwierdził na Twitterze –  Choć potępiamy zbrodnie w Syrii, Stany Zjednoczone nie zostały zaatakowane. Prezydent potrzebuje zgody Kongresu na użycie siły militarnej, zgodnie z Konstytucją. Nasze poprzednie interwencje w regionie nie sprawiły, że staliśmy się bardziej bezpieczeni i tym razem będzie podobnie.

Z kolei jak podaje portal Al-Masdar News, Państwo Islamskie rozpoczęło ofensywę we wschodniej części guberni Homs, wykorzystując nocne naloty Amerykanów. W mieście Al-Furqalas strategiczne punkty kontrolne syryjskiej armii zostały przejęte.

Reuters.com / dnaindia.com / Kresy.pl

Za: Kresy.pl (07 kwietnia 2017)

 


 

Chiny wzywają do wszystkie strony konfliktu w Syrii do respektowania uzgodnień politycznych

Według Pekinu, po amerykańskich atakach na syryjską bazę wojskową należy pilnie zapobiec dalszemu pogorszeniu sytuacji w Syrii. Z kolei zdaniem części obserwatorów, sprawa ta może być dla Chin korzystna w kontekście rozmów z USA.

Rzeczniczka chińskiego MSZ Hua Chunying powiedziała w piątek, że Chiny wzywają wszystkie strony konfliktu w Syrii do respektowania uzgodnień politycznych. Podkreślono, że po amerykańskim ataku rakietowym na bazę lotniczą Szajrat, pilną kwestią jest uspokojenie sytuacji i zapobieżenie eskalacji konfliktu.

Prezydent Chin Xi Jinping przebywa obecnie z wizytą w USA. Gości wraz z małżonką w posiadłości prezydenta Donalda Trumpa Mar-a-Lago na Florydzie. Atak na bazę nastąpił w kontekście tej wizyty. Według niektórych komentarzy, działania Trumpa mogły być m.in. sygnałem dla Chin, że nowy prezydent USA nie obawia się podejmowania jednostronnych kroków militarnych.

Jak zwraca uwagę część obserwatorów, sprawa Syrii odwróciła uwagę do pierwszego bezpośredniego spotkania przywódców USA i Chin. Z jednej strony, może to pomóc zdjąć presję opinii publicznej z administracji Trumpa, umożliwiając mu twarde negocjowanie z chińskim prezydentem.

– Wraz ze zmianą uwagi, może to być dla szczytu pozytywne, ponieważ presja opinii publicznej względem Chin została przekierowana – uważa prof. Li Mingjiang z S. Rajaratnam School of International Studies w Singapurze. Jego zdaniem to, że atak na bazę w Syrii przyćmił spotkanie Xi-Trump, niekoniecznie musi być dla Pekinu czymś złym. Może to m.in. złagodzić publiczne kontrowersje ws. stosunków handlowych na linii USA-Chiny oraz Korei Północnej.

Podobnego zdania jest Yuang Zheng, ekspert ds. stosunków amerykańskich z Chińskiej Akademii Nauk Społecznych. – Kwestia Syrii nie jest dla Chin najbardziej palącą – powiedział. Dodał, że Chiny zareagowałyby mocno np. w razie amerykańskiego uderzenia na Koreę Północną.

Reuters / scmp.com / Kresy.pl

Za: Kresy.pl (07 kwietnia 2017)

 


 

Kto użył broni chemicznej w Syrii? Rząd Asada oskarża Izrael, Trump mówi o „czerwonej linii

Kilka godzin po wtorkowym ataku w prowincji Idlib w Syrii, gdzie użyto broni chemicznej, przedstawiciel syryjskiej władzy w ONZ przekonywał, że za użycie broni masowego rażenia odpowiada Izrael. Tel Awiw miał dostarczyć broń chemiczną dzihadystom z Frontu al-Nusra. Tymczasem prezydent USA zapowiedział, że przekroczono „wiele czerwonych linii” i Ameryka będzie musiała na to zareagować.

Przemawiając podczas sesji Komisji Rozbrojeniowej delegat syryjski dr Baszar Dżaffari podkreślał, że oskarżenia kierowane pod adresem Damaszku „nie znajdują żadnego uzasadnienia, ponieważ Syria od dawna jest stroną konwencji o zakazie stosowania broni chemicznej (CWC)”.

– Jak na ironię wysiłki Syrii na rzecz usunięcia broni masowego rażenia z obszaru Bliskiego Wschodu zostały zablokowane przez inne państwa, zdeterminowane zachować izraelską broń jądrową, chemiczną i biologiczną – mówił.

Syryjski delegat oskarżył także Francję o współpracę z Izraelem w zakresie rozwijania przez dziesięciolecia broni nuklearnej i uzbrajanie grup terrorystycznych w broń toksyczną. Dżaffari powołując się na nieokreślony „raport międzynarodowy” oskarżył Izrael o „używanie broni chemicznej i biologicznej wielokrotnie przeciwko ludności cywilnej w Syrii, Libanie i Palestynie”.

ONZ zarzuca rządowi syryjskiemu użycie broni chemicznej w Ghouta, niedaleko Damaszku w roku 2013. Zginęło wówczas blisko 1,5 tys. osób. Wojska syryjskie – wedle Organizacji ds. Zakazu Broni Chemicznej (OPCW) – użyły broni chemicznej także w atakach w 2014 i 2015 roku.

OPCW poinformowała, że obecnie jest „w trakcie gromadzenia i analizy informacji ze wszystkich dostępnych źródeł” o ataku w Khan Sheikhoun, w prowincji Idlib, gdzie w wyniku nalotu zginęło kilkadziesiąt osób – w tym dzieci – a kilkaset jest rannych.

Damaszek „kategorycznie” odrzuca oskarżenia. Rząd Baszszara al-Asada stwierdził za pośrednictwem agencji informacyjnej SANA, że grupy terrorystyczne i ich zachodni zwolennicy oraz media stowarzyszone rozpowszechniają „jak zwykle fałszywe oskarżenia” przeciwko syryjskiemu wojsku.

Stany Zjednoczone i inne rządy na całym świecie zdecydowanie potępiły ostatni atak chemiczny w Syrii. Już wcześniej prezydent USA Barack Obama oświadczył, że użycie broni chemicznej w konflikcie z Syrią będzie przekroczeniem „czerwonej linii”, grożąc interwencją. W odpowiedzi na ostatni atak prezydent Trump ostrzegł, że „naruszono już wiele czerwonych linii”.

– Te haniebne działania reżimu Baszszara al-Asada są konsekwencją słabości i niezdecydowania poprzedniej administracji – stwierdził amerykański przywódca. – Prezydent Obama zapowiedział w roku 2012, że ustanowił „czerwoną linię” przeciwko wykorzystaniu broni chemicznej, a następnie nie zrobił nic –  kontynuował prezydent Donald Trump.

– Biorę teraz tę odpowiedzialność na siebie i będę dumnie się z niej wywiązywał. Mówię wam  to. Teraz to ja jestem odpowiedzialny za reakcję – deklarował  Trump, który jednak nie powiedział co zamierza zrobić.

Stwierdził jedynie, że „administracja Obamy dawno temu miała okazję rozwiązać ten kryzys, kiedy po raz pierwszy przekroczono czerwoną linię”. Amerykański prezydent dodał ponadto, że również w innych częściach świata Obama nie wziął odpowiedzialności za przekroczenie „czerwonej linii”.

Rosja i Iran bronią syryjskiego sojusznika, sugerując, że uderzono w skład broni chemicznej organizacji rebelianckich, której miała dostarczać m.in. turecka islamska Fundacja Pomocy Praw Człowieka (IHH). Jej medycy niosą pomoc ludności cywilnej w Syrii. W związku z tymi oskarżeniami Turcja po raz kolejny znalazła się w trudnej sytuacji w relacjach z Rosją – zaznaczył Osman Atalay, członek zarządu islamskiej Fundacji Pomocy Praw Człowieka, bardzo aktywnej na obszarach kontrolowanych przez rebeliantów.

Organizacja ta wielokrotnie była oskarżana o ukrywanie broni wśród materiałów ratunkowych przeznaczonych dla rebeliantów, w tym dla Jabhat al-Nusra, połączonej z Al-Kaidą najsilniejszej grupy w Idlib. Atalay, który odrzucił roszczenia jako „czarną propagandę” w rozmowie telefonicznej z portalem al-monitor.com powiedział: Cel ataków chemicznych jest jasny. Rosja i reżim chcą zrobić w Idlib to, co zrobili z Aleppo: zmiażdżyć, opróżnić. Tym razem nie będzie tak łatwo.

Źródło: cnsnews.com, al.-monitor.com

AS

Za: PoloniaChristiana – pch24.pl (06 kwietnia 2017)

 


 

Szef MSZ Syrii: nie przeprowadziliśmy ataku chemicznego

– Armia syryjska nigdy nie wykorzystała broni chemicznej i nie sięgnie po broń chemiczną przeciwko Syryjczykom; nawet przeciwko terrorystom, którzy nas zabijali – powiedział Walid al-Mualim, szef syryjskiej dyplomacji.

Podczas dzisiejszej konferencji prasowej, szef syryjskiej dyplomacji Walid al-Mualim zaprzeczył twierdzeniom, według których to syryjska armia zaatakowała we wtorek Chan Szajchun przy użyciu gazu bojowego.

– Armia syryjska nigdy nie wykorzystała broni chemicznej i nie sięgnie po broń chemiczną przeciwko Syryjczykom, przeciwko naszym dzieciom czy nawet przeciwko terrorystom, którzy nas zabijali – powiedział al-Mualim. Zaznaczył, że ani w przeszłości, ani obecnie, ani w przyszłości nie sięgną po broń chemiczną. – Potępiamy taki przestępczy akt – powiedział al-Mualim, zwracając uwagę, że syryjskie naloty na instalacje rebeliantów rozpoczęły się tamtego dnia ok. 11:30, podczas gdy już o 6 rano donoszono o życiu broni chemicznej w Chan Szajchun.

Szef MSZ Syrii potępił też „chór oskarżeń” wobec Syrii, który – w jego opinii – zapoczątkowały kraje znane ze swej wrogości wobec władz w Damaszku. Jego zdaniem głównym beneficjentem tych niesłusznych oskarżeń jest Izrael. Podkreślił również, że zarówno ISIS, jak również Dżabhat Fatah asz-Szam i inne rebelianckie ugrupowania składują broń chemiczną w miastach i na obszarach zamieszkałych przez cywilów. Przypomniał, że Syria ponad 100 razy informowała o tym m.in. Radę Bezpieczeństwa ONZ.

Według syryjskich władz, podległe im siły powietrzne przeprowadziły nalot na magazyn, w którym ugrupowanie Dżabhat Fatah asz-Szam (wcześniej Front al-Nusra, czyli syryjskie odgałęzienie Al-Kaidy) składowało broń chemiczną. Szef dyplomacji powtórzył tę tezę. Popierają ją również Rosjanie. Przedstawiciele dyplomacji USA uznają tę tezę za niewiarygodną.

Czytaj również:

Interia.pl / sana.sy / Kresy.pl

Za: Kresy.pl (06 kwietnia 2017)

 


 

Skip to content