Aktualizacja strony została wstrzymana

Lobbing – czyli unijne rządy z tylnego fotela – Mariusz Matuszewski

Definicje

Chcąc omówić problem lobbingu w instytucjach kierujących Unią Europejską trzeba przede wszystkim zdefiniować jego podstawowy cel. Jest nim takie pokierowanie procesem legislacyjnym, by jego efekt końcowy przybrał kształt zgodny z życzeniem podmiotu, w którego interesie działa lobbysta.   

Zgodnie z ogólnie przyjętą definicją lobbing ma charakter legalny. To, co dzieje się poza granicami wytyczonymi przez odpowiednie przepisy, lobbingiem – zdaniem ustawodawców – nie jest (lub być nie powinno). Niestety rzeczywistość w Unii Europejskiej wydaje się o wiele bardziej złożona, dlatego na potrzeby niniejszego tekstu przez pojęcie lobbingu rozumieć będziemy całość działań mających na celu wywarcie wpływu na proces legislacyjny: zarówno jawnych, jak i tych pozostających w tzw. szarej strefie. Jakie są między nimi proporcje – nie wiadomo, jakkolwiek np. w USA szacuje się, że oficjalnie działa zaledwie 1 na 10  lobbystów.

Skala zjawiska

Lobbing to zjawisko stare, jednak w przypadku Brukseli jego skala przerasta wszystko, co kojarzono z tym pojęciem jeszcze 20 lat temu. Zdaniem jednego z komentatorów jest to w zasadzie odrębny przemysł. Rzut oka na okolice sąsiadujące z Placem Schumana, przy którym znajdują się m. in. budynki Komisji Europejskiej i Rady UE, pozwala stwierdzić, że zostały one niemal całkowicie zawłaszczone przez biura firm lobbingowych. Podobnie ma się sytuacja z ulicami przylegającymi do położonego nieco dalej budynku Parlamentu Europejskiego. Jak pisał swego czasu brytyjski „The Guardian”: „Każdy biurowiec, każdą konstrukcję ze szkła i stali w promieniu kilometra od budynku Komisji Europejskiej (…) zaludniają reprezentanci największych światowych marek„. Ich liczbę szacuje się na 30.000.

Jakkolwiek lobbing przybiera różne rozmiary w przypadku różnych firm i organizacji, to prym wiodą tu przemysłowi giganci. Dla przykładu: kilka miesięcy temu wykryto, że koncern Volvo zatrudniał ich aż 60. W ciągu jednego półrocza (grudzień 2014 – czerwiec 2015), 75% z 4318 oficjalnie zarejestrowanych spotkań o charakterze lobbingowym zgłosiły największe globalne potęgi, takie, jak np. Google, Microsoft, czy wielkie koncerny paliwowe. Ile spotkań odbywa się nieoficjalnie – tego określić nie sposób.

Jedną z popularnych form lobbingu jest oddziaływanie pośrednie. Dla przykładu: koncerny zlecają przygotowanie zgodnych z własnym interesem analiz, w zamian za sowite gratyfikacje pozyskują do współpracy naukowców i znane twarze ze świata show-businessu, a także dotują (lub z rozmysłem tworzą) think-tanki, które nagłaśniają dany problem zgodnie ze wskazaniami podmiotów finansujących ich działalność.      

ERT

Skalę wpływu lobbingu na kształt Europejskiego Obszaru Gospodarczego takiego, jaki znamy obecnie, najlepiej ilustruje przykład the European Round Table of Industrialists (w skrócie ERT) – organizacji przedstawiającej się jako grupa o charakterze lobbingowym, w rzeczywistości jednak będącej faktycznym motorem niektórych kluczowych przemian gospodarczych w Europie ostatnich 20 lat.

Technicznie rzecz ujmując – ERT to swego rodzaju klub, zrzeszający prezesów największych firm na kontynencie. Obecnie jest ich czterdziestu. Początki tej organizacji sięgają pierwszej połowy lat 80-tych XX stulecia, kiedy to europejskie środowiska biznesowe uznały, że wobec gospodarczego marazmu i silnej konkurencji (USA, Japonia) nie mogą być dłużej ignorowane w debacie nad wspólnotowymi regulacjami, dotyczącymi zagadnień takich, jak bankowość, transport, rynek pracy, handel, etc. Za moment powstania ERT uznaje się rok 1983.

W latach 1988 – 98, czyli w czasie formowania się podstaw obecnej Unii Europejskiej (założonej w roku 1993), ERT przygotowywało lub opiniowało większość planów i projektów związanych z polityką gospodarczą: od sieci transportowej aż do budowy jednolitego unijnego rynku. Gdy w połowie lat 90-tych XX wieku Olivier Hoedeman z the Corporate Europe Observatory (CEO) porównał wewnętrzne dokumenty ERT z rozporządzeniami wydanymi przez instytucje unijne, stwierdził, że urzędnicy z Brukseli po prostu skopiowali wytyczne koncernów.    

W chwili obecnej rzecz wygląda podobnie, zmieniają się co najwyżej obszary zainteresowań ERT. Keith Richardson, były sekretarz generalny organizacji, stwierdził: „przedstawienie raportu sygnowanego przez ERT wydaje się być jedynym sposobem przyciągnięcia uwagi unijnych przywódców. Za każdym razem ERT odnosiło sukces i przekonywało Wspólnotę Europejską do przyjęcia swoich planów biznesowych kosztem środowiska, spraw społecznych, praw pracowniczych, a nawet zasad demokracji. (…) Polityka Wspólnoty została w znacznym stopniu zdominowana przez ERT”, które „(…) wielokrotnie ustalało plany, a także zawartość projektów przedkładanych pod głosowania Komisji Europejskiej”

Zdaniem członków CEO „ERT dąży do podporządkowania UE interesom koncernów”. Szefowie tych koncernów sterują europejskim procesem legislacyjnym tak, by uzyskać nieograniczony dostęp do surowców, usunąć wszelkie krępujące ich bariery prawne i fiskalne, ograniczyć do minimum prawa pracownicze, sprywatyzować szkolnictwo i  podporządkować je potrzebom rynku, a także sprawić, że interes państwa zawsze będzie musiał ustąpić wobec interesu ich firm. Wszystko to ustalane jest na oficjalnych i nieoficjalnych spotkaniach, zresztą przy pełnym poparciu rządów Francji i Niemiec, a także najwyższych organów UE (najczęściej i tak sterowanych z Paryża i/lub Berlina).

Ślimak jako ryba

Oprócz lobbingu koncentrującego się na globalizacji unijnego rynku wspomnieć też trzeba o działaniach bardziej doraźnych, czasem prowadzących do uchwalania rozwiązań zakrawających na absurd. Jako przykład wymienić tu warto powszechnie znane dyrektywy, zgodnie z którymi marchewka jest owocem, ślimak – rybą,  a zakrzywienie banana nie może przekraczać 27 mm…

Wyjaśnijmy. Uznanie ślimaka za rybę słodkowodną umożliwiło poławiaczom tych bezkręgowców uzyskanie dopłat unijnych takich, jakie przysługują rybakom. Jednym z portugalskich produktów narodowych jest dżem marchewkowy. Problem w tym, że zgodnie z unijną definicją dżem musi stanowić mieszaninę owoców i wody, dlatego też dalsza dystrybucja wyrobu z Portugali na rynkach unijnych stała pod poważnym znakiem zapytania. Tamtejsze lobby przeforsowało zatem uznanie marchewki za owoc. Co do banana – za dyrektywą określającą taką a nie inną jego krzywiznę stoi lobby francuskie. Wymóg ów spełniają bowiem tylko banany z byłych francuskich kolonii.

Inny przykład: gdy kilka lat temu nowo wybrani euro posłowie chcieli wznowić pracę nad rezolucją likwidującą tzw. roaming, reprezentujący telekomunikacyjnych gigantów lobbyści przypuścili zmasowany atak i pogrzebali ów projekt jeszcze w fazie przygotowawczej.

Korupcja

Nie jest dla nikogo tajemnicą, że faktyczny mózg UE stanowi gigantyczna, a przez to anonimowa, urzędnicza machina, zatrudniona w licznych unijnych instytucjach. Z pozoru jest ona oparta na ściśle określonej strukturze, ale w swoim ogromie – wsparta dodatkowo zastępami asystentów, tłumaczy, sekretarzy i prawników, pogrążona w jazgocie kilkudziesięciu języków, a nadto współpracująca z kilkoma tysiącami podmiotów zewnętrznych – tworzy swoisty labirynt. Jest w związku z tym miejscem idealnym do prowadzenia poufnych negocjacji i zakulisowego wywierania wpływu na skomplikowany, szczegółowy i wieloetapowy proces legislacyjny, zaczynający się w Komisji Europejskiej, a potem przekazywany dalej – do Rady UE i Parlamentu. Biurokratyczna machina, o której piszemy, tworzy przy tym prawo normujące około 60% – 70% przepisów prawa krajowego państw członkowskich. W sytuacji, gdy gra toczy się o biliony euro i rynek złożony z ponad pół miliarda potencjalnych konsumentów, korupcja jest tylko kwestią czasu. Jakkolwiek trudno ją udowodnić, a jeszcze trudniej uchwycić skalę zjawiska, to samo jej istnienie jest faktem nie podlegającym dyskusji.

Doskonałym przykładem mechanizmów sterujących lobbingiem z tzw. szarej strefy, tym, którego nieodłącznym elementem pozostaje łapówka, jest afera z roku 2011. Dziennikarze z brytyjskiego „The Sunday Times” przygotowali wówczas prowokację: umawiali się na indywidualne spotkania z wytypowanymi wcześniej posłami do Parlamentu Europejskiego i proponowali im gratyfikacje finansowe w zamian za pomoc w przeforsowaniu określonych rozwiązań. 4 z tych posłów udało się później postawić w stan oskarżenia.  

Uwagi końcowe

Analiza problematyki związanej z lobbingiem w najważniejszych organach Unii Europejskiej nieuchronnie prowadzi do konkluzji, że instytucja ta jest organizmem bardzo poważnie chorym. Realizująca z początku cele polityczne, współcześnie przeobraziła się ona w przeżartą nadużyciami biurokratyczną machinę, częstokroć uchwalającą prawo na zamówienie rządów lub wielkich koncernów.  Lobbing jest nieodzownym składnikiem tej rzeczywistości. Wyraża życzenia poszczególnych grup interesu i pilnuje, by rozwiązania dla nich niekorzystne zostały zablokowane tak wcześnie, jak to możliwe. Nie jest to trudne zważywszy, że na jednego unijnego urzędnika lub parlamentarzystę przypada 4 – 5 lobbystów, często dysponujących ogromnymi funduszami i nieograniczonym arsenałem środków wywierania wpływu – od naukowych analiz po manifestację Spice Girls (ich demonstracja w roku 1998 związana była z toczącą się wówczas w PE debatą na temat ochrony praw autorskich). 

Tym z grona Czytelników, którzy w miarę dobrze znają język angielski, chciałbym na koniec polecić niezwykle ciekawą publikację pt. „Europe Inc: Regional & Global Restructuring and the Rise of Corporate Power”, wydaną pod egidą the Corporate Europe Observatory, a także stronę internetową tej organizacji: www.corporateeurope.org

Mariusz Matuszewski

pierwodruk w kwartalniku Magna Polonia (numer 2/2016)

Za: Myśl Konserwatywna - Tradycja ma przyszłośÄ‡ (9 marca 2017 ) | http://myslkonserwatywna.pl/matuszewski-lobbing-czyli-unijne-rzady-z-tylnego-fotela/ |Matuszewski: Lobbing – czyli unijne rzÄ…dy z tylnego fotela

Skip to content