Aktualizacja strony została wstrzymana

Lech Wałęsa w gaciach – Stanisław Michalkiewicz

Jeszcze nie ochłonęliśmy z wrażenia po spektakularnym sfajdaniu się wybitnych przedstawicieli opozycji – zarówno tej parlamentarnej w osobie sprytnego pana Rysia, czyli przewodniczącego Nowoczesnej Ryszarda Petru, który w kulminacyjnym momencie blokady sejmowej mównicy, w towarzystwie swojej zastępczyni Joanny Schmidt poleciał na Maderę – oczywiście „w sprawach partyjnych” – jak przytomnie skłamała pani posłanka Katarzyna Lubnauer, w związku z czym niedawno została rzecznikiem prasowym partii – jak i opozycji pozaparlamentarnej w osobie pana Mateusza Kijowskiego, który z pozostawania „na utrzymaniu żony” jednym susem przeskoczył na utrzymanie konfidentów oraz pożytecznych idiotów z Komitetu Obrony Demokracji – kiedy okazało się, że krakowski Instytut Ekspertyz Sądowych właśnie przedstawił liczącą ponad 200 stron ekspertyzę stwierdzającą ponad wszelką wątpliwość, że tajny współpracownik Służby Bezpieczeństwa o pseudonimie „Bolek”, to były prezydent naszego nieszczęśliwego kraju Lech Wałęsa. Zanim jeszcze kierownictwo IPN ogłosiło te rewelacje na specjalnie zwołanej konferencji prasowej, Lech Wałęsa nie tylko zakwestionował tę opinię, ale w dodatku wyraził przekonanie, że „żaden grafolog” nie potwierdziłby tego „bez przymusu”. Najwyraźniej musi uważać, że reżym Jarosława Kaczyńskiego podłączył pracowników krakowskiego Instytutu do prądu o wysokim napięciu – a wiadomo, ze człowiek poddany takiemu eksperymentowi podpisze wszystko, czego oprawcy od niego oczekują. Ale to jeszcze nic w porównaniu z zapowiedzią, że rozważy poddanie całej sprawy ocenie niezawisłego sądu – ale dopiero wtedy, gdy sądy znowu będą działały „normalnie”, Najwyraźniej uważa, że obecnie sądy normalnie nie działają. Na pewno Lech Wałęsa nie miał intencji podważania prawdomówności przewodniczącego Krajowej Rady Sądownictwa, sędziego Waldemara Źurka, ale co z tego, że nie miał, skoro przecież podważył? Rzecz w tym, że w tym samym czasie odbyło się nadzwyczajne posiedzenie Krajowej Rady Sądownictwa, która stwierdziła, że rządowy projekt reformy Krajowej Rady Sądownictwa jest niezgodny z konstytucją. Abstrahując już od tego, czy KRS powinna uzurpować sobie kompetencję oceny konstytucyjności projektów, czy jednak pozostawić kompetencję oceniania zgodności z konstytucją aktów prawnych Trybunałowi Konstytucyjnemu, z deklaracji KRS wynika pośrednio, że na razie sądy działają prawidłowo i dopiero przeforsowanie reformy tę sprawną działalność zakłóci. Tymczasem Lech Wałęsa najwyraźniej jest przekonany, że sądy przestały funkcjonować prawidłowo już teraz, a ściślej – już co najmniej od roku, kiedy Krajowa Rada Sądownictwa pozostaje pod kontrolą pana sędziego Waldemara Źurka. Zaiste – wiele racji miała pani red. Karolina Korwin-Piotrowska, która w przypływie irytacji napominała Lecha Wałęsę, żeby w ogóle się nie odzywał i nie pogarszał i tak przecież wystarczająco trudnej sytuacji swoich wyznawców. Wtedy chodziło o dokumentację przekazaną IPN-owi przez panią Marię Kiszczakową. Wyznawcy Lecha Wałęsy, przyjmując do wiadomości jego deklarację, że „niczego” nie podpisywał, unisono orzekli, ze to wszystko fałszywki – ale co z tego, kiedy Lechowi Wałęsie już następnego dnia wylęgła się w głowie „koncepcja”, że owszem – podpisał kwity, ale z litości, bo znajomy ubek go o to prosił w obawie przed odpowiedzialnością za defraudację wynagrodzeń dla konfidentów. Rzeczywiście – bycie wyznawcą Lecha Wałęsy, którego Adam Bień nazwał „człowiekiem drobnych krętactw” bywa zadaniem ponad siły, ponieważ były prezydent naszego nieszczęśliwego kraju najwyraźniej nie potrafi zapanować nad gonitwą myśli i ostatnio wylęgła mu się w głowie kolejna „koncepcja” według której „Bolek” to była marka urządzenia podsłuchowego, przy pomocy którego SB go podsłuchiwała, a potem, z materiałów uzyskanych z tych podsłuchów, preparowała własnoręczne donosy „Bolka”. Po takich doświadczeniach wyznawcy Lecha Wałęsy unikają jednoznacznych zaprzeczeń, tym bardziej, że i Sanhedryn jeszcze nie wie, co myśli i milczy jak zaklęty, więc na przykład legendarny pan Frasyniuk ograniczył się do zapewnienia, że Jarosław Kaczyński nie będzie bohaterem, zaś książę małżonek, czyli były minister Radosław Sikorski zapowiedział, że Lech Wałęsa będzie miał „pomnik”. To rzecz pewna, zwłaszcza gdy książę małżonek sam mu go wystawi, czym zresztą nie musi być odosobniony, zważywszy, że taki np. Włodzimierz Lenin, że o Józefie Stalinie nie wspomnę, miał mnóstwo pomników. Odezwał się także przewielebny ksiądz Andrzej Luter, który pryncypialnie schłostał demaskatorów Lecha Wałęsy, przypisując im intencję upiększenia swojego własnego wizerunku przez zohydzenie bliźniego swego. Już ja bym temu duszpasterzowi nie powierzył opieki nawet nad duszą od żelazka – ale stare kiejkuty mogą być innego zdania co do użyteczności przewielebnego, więc nie jest wykluczone, że ksiądz Luter zostanie duszpasterzem konfidentów zorganizowanych w Komitecie Obrony Demokracji. Sam Lech Wałęsa usunął się z linii strzału, wyjeżdżając do Kolumbii na spotkanie noblistów. Liczba tych noblistów w naszym nieszczęśliwym kraju może się wkrótce podwoić, bo do Pokojowej Nagrody Nobla właśnie zgłoszony został „Jurek Owsiak”, więc tylko patrzeć, jak i on zostanie kolejnym noblistą.

Tymczasem pod wpływem wieści nadchodzących z Waszyngtonu, według których nowy amerykański prezydent Donald Trump nie jest specjalnie zainteresowany przetrwaniem Unii Europejskiej w postaci nadanej jej przez traktat z Maastricht i traktat lizboński, swoje zaniepokojenie wyraził „prezydent Europy” Donald Tusk. Przypomnijmy, że traktat z Maastricht, który wszedł w życie w roku 1993, odszedł od konfederacji, czyli związku państw, jako formuły współpracy europejskiej, na rzecz formuły federacji, czyli państwa związkowego, zaś traktat lizboński postawił kropkę nad „i”, proklamując powstanie nowego podmiotu prawa międzynarodowego pod nazwą „Unia Europejska”. Donald Trump ustami kandydata na ambasadora USA przy UE Teda Mallocha, dał do zrozumienia, że nie miałby nic przeciwko powrotowi Europy do poprzedniej formuły – co wychodzi naprzeciw oczekiwaniom wielu europejskich narodów, zaniepokojonych nie tylko niemiecką hegemonią w Europie, ale i zdominowaniem jej przez kosmopolityczną biurokrację, której symbolem jest między innymi Donald Tusk, który najwyraźniej zaakceptował rolę owczarka niemieckiego. Wśród zagrożeń dla Unii Europejskiej wymienił między innymi obecną administrację amerykańską, więc na krytyczną ocenę tej diagnozy ze strony premier Beaty Szydło i ministra Waszczykowskiego nie trzeba było długo czekać. W tej sytuacji prawdopodobieństwo udzielenia przez Polskę poparcia kandydaturze Donalda Tuska na kolejną kadencję przewodniczącego Rady Europejskiej wydaje się bliskie zera.

Stanisław Michalkiewicz

Komentarz    tygodnik „Goniec” (Toronto)    5 lutego 2017

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=3852

Skip to content