Aktualizacja strony została wstrzymana

Francuska telewizja: Polski obóz koncentracyjny

Kampanie informacyjne, dziesiątki sprostowań, a w światowych mediach wciąż pojawiają się sformułowania „polski obóz koncentracyjny”. Tym razem kłamstwo historyczne popełniła telewizja France 24 w materiale o deportacji z USA do Monachium hitlerowskiego zbrodniarza Johna Demjaniuka.

O „polskim obozie” mówiła dziennikarka prowadząca serwis informacyjny w angielskiej wersji językowej programu. Powiedziała ona, że John Demjaniuk jest podejrzany o udział w zamordowaniu między marcem a końcem września 1943 roku 29 tysięcy Żydów w „polskim obozie koncentracyjnym” Sobibór („Polish concentration camp”).

I takich przekłamań w światowych mediach pojawia się nawet kilkanaście w ciągu tygodnia. „W ciągu ostatnich kilku dni, podjęliśmy trzy interwencje przeciw błędnej nazwie obozu Auschwitz-Birkenau” – przyznał rzecznik MSZ Piotr Paszkowski.

Wyłapywać błędy mają polskie placówki za granicą. To właśnie nasi dyplomaci – jak tłumaczył Paszkowski – monitorują lokalne media i ewentualnie interweniują. Do tego MSZ co kilka dni dostaje informacje o błędach od mieszkającej za granicą Polonii.

„Błędne określenia w rodzaju w rodzaju , czy nawet, jak to miało miejsce w, albo sformułowanie , które znalazło się w reklamie w madryckim dzienniku – są zawsze, o ile je wyłapiemy, przedmiotem natychmiastowych interwencji naszych służb dyplomatycznych” – zapewniał rzecznik MSZ.

Kilka dni temu sformułowanie „polskie obozy śmierci” pojawiło się w telewizji CNN. Sprawa jest tym bardziej bulwersująca, że kilka tygodni temu stacja popełniła to samo przekłamanie.


PAP

Za: prawy.pl
„Francuska telewizja: Polski obóz”


KOMENTARZ BIBUŁY: Przytaczając powyższą informację za PAPem, zmuszeni jesteśmy do kilku słów sprostowania. Otóż deportowany do Niemiec John Demjaniuk nie jest „hitlerowskim zbrodniarzem”, jak stwierdzają żydowskie agencje światowe, a bez zastanowienia powtarzają po nich inne, przyjazne im, lecz jest podejrzanym o popełnienie takowych zbrodni. To jest ogromna różnica, tym bardziej, że Demjaniuk został uniewinniony przez sąd izraelski. Sąd nie był bowiem w stanie stwierdzić, czy Demjaniuk i zbrodniarz określany jako „Iwan Groźny”, to ten sam człowiek. Przeciwko Demjaniukowi poświadcza zaledwie dwóch świadków i zero dokumentów, co oznacza że mamy do czynienia z politycznym procesem o pomówienie bez żadnych dowodów. Poza tym dochodzi sprawa „komór gazowych”, które Demjaniuk miał rzekomo obsługiwać. Nonsens wykorzystania dezynfekcyjnych komór gazowych – stosowanych w całym systemie obozowym III Rzeszy, lecz także w koszarach wojskowych i innych skupiskach ludzkich – jako narzędzi mordu w obozach Sobibór, Treblinka czy Bełżec, powtarzany jest nawet przez bezkrytycznych historyków, a przecież w żadnej literaturze historyków żydowskich (np. Hilberg), nie ma mowy o zabijaniu w tych obozach więźniów przy pomocy Cyklonu-B (Zyklon-B – HCN). Mało kto zdaje sobie sprawę, ale w tych obozach ofiary miały zostać zgładzone przy pomocy tlenku węgla, jako produktu silników dieslowskich, z wykorzystniem ciężarówek z komorami (o tzw. Gaswagen opowiada się bajki m.in. w filmie Claude Lanzmanna Shoah). O tym, że praktycznie nie można uśmiercać ludzi przy pomocy spalin z silników dieslowskich, powinien wiedzieć każdy student pierwszego roku wydziału mechaniki pojazdów czy student medycyny sądowej, ale przecież nie o naukowe podstawy chodzi w pisaniu historii. To po pierwsze.

Po drugie – sprawa „polskich obozów koncentracyjnych”. Poruszaliśmy ten temat wielokrotnie, lecz powtórzmy w skrócie: chodzi o zrobienie z ofiar – kata, i na odwrót. Po kompletnej klęsce obowiązującej przez prawie 50 lat propagandy co do liczby ofiar obozu KL Auschwitz, przyszedł dzień gdy po cichutku skorygowano tę liczbę, i z „4 milionów ofiar” nagle zrobiło się milion. Bez wątpienia i ta nowa liczba ma się tak do rzeczywistości jak ta stara, ale nowe Gestapo – tym razem syjonistyczne – dba o to aby nikt nie śmiał zainteresować się skąd biorą się różnego rodzaju liczby, jak są podliczane, przez kogo, na podstawie jakich dokumentów i na ile wiarygodne są zeznania tzw. świadków. Zbyt dociekliwi zsyłani są do cel więziennych – ot, taka wolność wypowiedzi i wolność badań naukowych w praktyce.

Topniejąca liczba rzeczywistych ofiar w niemieckich obozach koncentracyjnych, a jednocześnie niezmieniająca się kabalistyczna liczba „6 milionów” ofiar żydowskich, stwarza zatem konieczność znalezienia jakiegoś rozwiązania. Zwykła matematyka już nie pomaga, więc należy obarczyć masową odpowiedzialnością Polaków za „zniknięcie” Żydów. Korzyść podwójna: podane zostanie rozwiązanie nierozwiązywalnej zagadki matematycznej, a przy tym będzie można wyssać kolejnych kilkadziesiąt miliardów dolarów w ramach „Przemysłu Holokaustu” – tym razem oczywiście od Polski, która z ofiary staje się na naszych oczach katem. W międzyczasie potrzebnych będzie jeszcze kilku bajkopisarzy w rodzaju Jana Tomasza Grossa, którzy wykreują kolejne ofiary w różnych stodołach. No i pozostaje ostatnia forteca – Kościół katolicki, którego antysemityzm był oczywiście przyczyną całej tej wojny, a zakonnice nie robiły niczego innego tylko z zapałem mordowały żydowskie dzieci, których liczby przecież „nikt nie jest w stanie policzyć”. Brzmi niewiarygodnie? Ależ przecież cała historia powojenna pisana przez zwycięzców to pasmo absurdów, zatem wprowadzenie kolejnego nie naruszy tego porządku.

Zatem tytułem podsumowania: bez swobodnych, nieskrępowanych ani polityczną poprawnością ani maczugą tzw. antysemityzmu badań, nie możemy prowadzić żadnych sensownych badań naukowych i żadnych dyskusji. I o tę swobodę wołać powinno środowisko naukowe, historycy, którzy jednak np. w Polsce, nie tylko dalej pogłębiają mity propagandowe, ale wolą ostatnio zajmować się kreowaniem astronomicznych ofiar KL Warschau i „komór gazowych” w tym obozie. Celuje w tym pani Trzcińska, która opowiada niestworzone historie o „komorach gazowych” (na… gaz miejski!) czy o rozsypywaniu popiołów spalonych 200 tysięcy ofiar do… miejskich studzienek ściekowych. Oczywiście odbywało się to wszystko nocami i nikt o tym nie wiedział, nawet jeden z nielicznych świadków, więźniów obozu, prof. Jan Moor-Jankowski, który ze zdziwieniem dowiedział się o „komorach gazowych” podczas spotkania z egzaltowaną p. Trzcińską na antenie Radia Maryja.

Czy Polsce naprawdę brakuje autentycznych miejsc kaźni i bohaterów, czy nie straciliśmy wystarczająco dużo tkanki społecznej, że trzeba uciekać się do fikcji? Obyśmy w przyszłości nie musieli słono płacić za tego typu kreowanie historii, oby właśnie nas, Polaków nie obciążono za fałszowanie historii – co zresztą już się zaczyna dziać gdy mowa o zawyżonej liczbie ofiar KL Auschwitz: mówi się o Polakach, a nie o powojennej bandzie komunistyczno-syjonistycznej sprawującej władzę w Polsce, jako o sprawcach propagandowych „4 milionów”.

Skip to content