Aktualizacja strony została wstrzymana

Zrównoważony rozwój – „walka z rakiem”, którym jest… człowiek

Słyszymy i czytamy o nim często. Zajmują się nim najważniejsi przywódcy polityczni świata. Mówią o nim duchowni, a nawet papież Franciszek. Jednak dziwi fakt, że mało kto rozumie jego naturę. Tymczasem – jak się wyraził jeden z polskich uczonych – jest to koncepcja „prawdopodobnie bardziej niebezpieczna niż wszystkie poprzednie aberracje intelektualne ludzkości”. Skąd się wzięła? Kto był na tyle szalony by ja sformułować i dość silny by skutecznie forsować?

Określenie zapisane także w polskiej konstytucji z 1997 r. (art. 5) zrobiło błyskotliwą karierę na arenie międzynarodowej od momentu oficjalnego pojawienia się w dokumentach w latach 80. Warto wspomnieć, że kwestia wejścia Polski na tzw. ścieżkę zrównoważonego rozwoju była konsultowana już podczas obrad „okrągłego stołu”. Nic dziwnego, bo to nowa metamorfoza socjalizmu. Źródeł tej doktryny należy szukać w myśli neomarksistów.

„Zrównoważony rozwój” to doktryna ekonomiczna zakładająca, że wszelkie aspekty działalności człowieka nie tylko powinny, ale nawet muszą być podporządkowane „warunkom środowiska”, by nie szkodzić planecie i nie umniejszać szans przyszłych pokoleń na zaspokojenie ich potrzeb.

Niektórzy koncepcję tę wywodzą od idei zrównoważonej gospodarki leśnej, które powstały w Europie w XVII i XVIII wieku. Faktem jednak jest, że dopiero w latach 50. i 60. ubiegłego stulecia upowszechnił ją ruch ekologiczny. W 1962 r. Rachel Carson opublikowała pracę „Silent Spring” [„cicha wiosna”] zwracając uwagę na związek między wzrostem gospodarczym a rozwojem i równoczesną degradacją środowiska.

Jednak przełomowy okazał się esej Kennetha E. Bouldinga z 1966 roku, pt. „The Economics of the Coming Spaceship Earth”. Autor pisał o potrzebie stworzenia nowego sytemu ekonomicznego, uwzględniającego ograniczone zasoby Ziemi. Boulding był radykalnym strukturalistą, zafascynowanym socjalizmem. Wielu ekonomistów opowiadających się za interwencjonizmem państwa w gospodarce, w swoich pracach często powołuje się na idee Bouldinga, wykształconego w Oksfordzie, a potem przez długie lata związanego z amerykańskim uniwersytetem w Kolorado.

Boulding – przeświadczony o szybko kurczących się zasobach i szkodliwości rzekomego przeludnienia – zaproponował wprowadzenie „licencji na posiadanie dziecka”. Miałaby je otrzymywać każda kobieta, która mogłaby mieć jedno lub co najwyżej dwoje dzieci. Licencje miały stanowić „dodatkowe źródło dochodów” dla kobiet biednych. Pozwoleniami tymi można by było handlować, jak dziś handluje się pozwoleniami na emisję dwutlenku węgla. W rezultacie, jak tłumaczył ekonomista, wyrównałyby się nierówności społeczne, ponieważ (przynajmniej tak zakładał) kobiety zamożne chętnie kupowałyby te pozwolenia od biednych, te zaś chętnie by je zbywały. Boulding mówił wprost, że opłaty byłyby „dodatkowym źródłem bogactwa ubogich”, co pozwoliłoby skutecznie walczyć z ekonomicznym niedostatkiem. „Prawo do posiadania dzieci – tłumaczył – powinno być towarem rynkowym, kupowane i sprzedawane przez osoby fizyczne, ale całkowicie regulowane przez państwo”.

O pomysłach Bouldinga można by pisać wiele. W licznych jego publikacjach stale przewijają się wątki eugeniczne. Ów innowator społeczny postulował m. in. wynalezienie szczepionek sterylizacyjnych

Maurice Strong – człowiek od zadań specjalnych światowej Rewolucji

Historię dochodzenia do etapu, w którym obecnie jesteśmy i niezwykłej determinacji polityków z wielu państw (nie zabrakło pośród nich urzędników Watykanu) w realizacji celów „zrównoważonego rozwoju”, doskonale obrazuje przemówienie Maurice’a Stronga wygłoszone w Senacie USA w 2002 roku.  na temat szczegółowo zaplanowanej globalnej transformacji społecznej, ekonomicznej i kulturalnej.

Idee te przedstawił założyciel m. in. New Age Manitou Centre w Kolorado, które stało się mekką wielbicieli ideologii New Age, mającej jednoczyć ludzi wszystkich religii w Ameryce Północnej. Projekt – jak podkreśliła jego druga „żona” – „miał łączyć ludzki duch, świadomość i zrównoważony rozwój”.

Tuż po śmierci Stronga w 2015 r. brytyjski „The Guardian” napisał, że był on jedyną osobą, która w latach 80. potrafiła wyjaśnić, co należy rozumieć pod pojęciem „zrównoważonego rozwoju”. Fakt ten nie dziwi, bo Kanadyjczyk wymyślił ekologizm. Lansował również wszelkie związane z nim teorie rzekomego globalnego ocieplenia, a także feminizm i eugenikę, pełniąc najwyższe funkcje w rządzie kanadyjskim, a potem w wielu organizacjach międzynarodowych, głównie jednak w ONZ.

Profesor Zbigniew Jaworowski – nieżyjący już ceniony radiolog, który walczył z fałszerstwem na temat rzekomego ocieplenia klimatu – napisał o ideologii Stronga, twórcy m. in. traktatu z Kioto, sekretarzu generalnym Konferencji Szczytu Ziemi w Rio de Janeiro w 1992 r.: „Ideologia prezentowana przez Stronga, przedstawiciela najwyższych władz ONZ, jest prawdopodobnie bardziej niebezpieczna niż wszystkie poprzednie aberracje intelektualne ludzkości”.

Prof. Jaworowski wskazał, że źródła tej ideologii należy szukać w opracowaniu 15 naukowców z 1967 roku, zawartych w „Raporcie z Źelaznej Góry”, w którym „dyskutowano długoterminowe perspektywy nadchodzącego kresu wojen i konieczności wprowadzenia ich substytutów, celem uniknięcia zagrożeń wynikających z pokoju”. Profesor podkreśla, że „raport proponował m.in. utworzenie globalnych sił policyjnych, wprowadzenie współczesnego niewolnictwa, eugeniki, nowych quasi-religijnych mitów o planetarnych zagrożeniach oraz wyolbrzymioną ochronę środowiska”.

Myśli zawarte w tym opracowaniu, odzwierciedlające ówczesne opinie elit USA, stały się zalążkiem zdarzeń prowadzących do gwałtownego rozwoju ruchów ekologicznych i obecnej histerii klimatycznej. Raport początkowo utajniony przez prezydenta Johnsona, opublikowany jednak po kilku latach jako „przeciek”, stał się bestsellerem. Zalecał, by „substytutem wojen” stało się jakieś „śmiertelne zagrożenie dla planety”. Raport wzywał do zaakceptowania „rządu światowego” i skoncentrowania uwagi społeczeństwa na zagrożeniu dla planety oraz „fikcyjnych globalnych wrogach”.

Zadanie to – jak zauważa profesor – zrealizował Klub Rzymski w swoim, wydanym w 1972 roku raporcie zatytułowanym „Granice Wzrostu”. Straszono w nim „przeludnieniem” i domagano się natychmiastowego wdrożenia polityki, ograniczającej przyrost naturalny. Autorzy opracowania – grupa naukowców kierowanych przez Dennisa i Donellę Meadows z Massachusetts Institute of Technology – opisywała pożądany „stan globalnej równowagi”: „Poszukujemy takiego modelu produkcji, który byłby trwały i nie groził nagłym, niekontrolowanym upadkiem; systemu światowego zdolnego do zaspokojenia podstawowych potrzeb materialnych wszystkich ludzi” – czytamy w raporcie. Dalej naukowcy przekonywali, iż „jeśli obecne trendy wzrostowe światowej populacji, industrializacji, zanieczyszczenia, produkcji żywności i zużycia zasobów zostaną utrzymane, to w ciągu najbliższych stu lat osiągnięte zostaną granice wzrostu tej planety”.

Autorzy przyjęli, że możliwe jest zbudowanie „modelu zrównoważonego” jeśli zostaną spełnione następujące warunki: populacja uzyska dostęp do stuprocentowo skutecznych metod kontroli urodzin, średni pożądany rozmiar rodziny to dwójka dzieci, zaś system ekonomiczny utrzyma średnią produkcję przemysłową per capita na poziomie z 1972 roku.

„Świat ma raka, a tym rakiem jest człowiek”

W 1976 r. opublikowano drugie wydanie tego opracowania pod zmienionym tytułem „Ludzkość w punkcie zwrotnym” z groźnym mottem: „Świat ma raka, a tym rakiem jest człowiek” (raport jest dostępny w postaci książki: Mihajlo Mesarovic and Eduard Pestel, Mankind at the Turning Point: The Second Report to The Club of Rome, 1974).

Pismo „Nature” uznało opracowanie za „niedorzeczne”. Wszystkie przewidywania o katastroficznych skutkach skażeń i niedoborów okazały się fałszywe. „W latach osiemdziesiątych, po trzech dekadach spadku temperatury przy ciągle wzrastającej emisji dwutlenku węgla, zaczęło robić się cieplej. To stało się pretekstem do przemianowania dwutlenku węgla, „gazu życia”, z którego zbudowane jest wszystko, co żyje na Ziemi, na najgorsze skażenie powodowane przez człowieka, rzekomo zagrażające planecie” – pisze Jaworowski.

Stworzony więc został „fikcyjny wróg globalny”. W celu „prowadzenia walki z nim” odwołano się do altruistycznych instynktów ludzi dobrej woli, czym można tłumaczyć popularność owej ideologii. „Mamy niebezpiecznego wroga planety, ludzki dwutlenek węgla, dla którego zwalczenia gotowi jesteśmy poświęcić swój dobrobyt i rozwój” – komentuje radiolog, wskazując, że obniżenie o połowę emisji dwutlenku węgla do roku 2050 będzie kosztować świat 45 bilionów dolarów, czyli corocznie 1,1 proc. światowego PKB!

Zrównoważony rozwój – nowa twarz „cywilizacji śmierci”

Na początku lat. 80. – jak wspomniał przed komisją senacką Maurice Strong – zapał do realizacji „celów środowiskowych” znacznie przygasł, dlatego „Zgromadzenie Ogólne ONZ podjęło decyzję o utworzeniu Światowej Komisji Środowiska i Rozwoju pod przewodnictwem byłej premier Norwegii Gro Harlem Brundtland”. W 1987 roku Komisja, której członkiem był też Strong, przedstawiła raport, pt. „Nasza wspólna przyszłość”. Tłumaczono w nim, dlaczego świat musi wkroczyć na ścieżkę „zrównoważonego rozwoju jako jedynego bezpiecznego i trwałego szlaku dla przyszłości ludzkiej wspólnoty”. Dodajmy, że pani Brundtland doradzała polskiemu rządowi w latach 1990-1991 w ekokonwersji zadłużenia wobec Klubu Paryskiego.

Dzięki impetowi politycznemu wytworzonemu przez komisję Brundtland, Zgromadzenie Ogólne ONZ postanowiło zwołać w 1992 roku Konferencję na temat Środowiska i Rozwoju w Rio de Janeiro.

Wróćmy jednak do opracowania powszechnie znanego jako „Raport Brundtland”, od nazwiska przewodniczącej grupy roboczej. Zdefiniowano w nim pojęcie „zrównoważonego rozwoju” i stwierdzono, że utrzymanie wolnorynkowej gospodarki nie jest już możliwe.

Wnioski zawarte w tym opracowaniu stanowią kamień węgielny realizowanej obecnie polityki „zrównoważonego rozwoju”, która przerzuca niejako odpowiedzialność za skutki neokolonializmu z korporacji międzynarodowych na całą ludzkość.

Socjoekonomiczny program transformacji zarysowany w raporcie wymaga radykalnego upolitycznienia ekonomii. Widoczny w nim determinizm (nieuchronna katastrofa zagrażająca ludzkości z powodu zanieczyszczenia środowiska, przeludnienia planety itp.), kosmopolityzm, humanizm, nowe formy autokratycznego zarządzania pozapaństwowego, zniszczenie klasy średniej, tolerancja dla wszystkich, budowa „otwartego społeczeństwa”, upowszechnienie wszelkich technik zabijania dzieci poczętych, to tylko cześć fundamentów niezwykle pojemnej ideologii „zrównoważonego rozwoju” powszechnie wdrażanej na świecie.

Raport przyrównał rzekome zmiany klimatyczne do „zagrożenia jądrowego” i postulował podporządkowanie wszelkich działań ludzkich potrzebom ochrony klimatu. Stał się ważną agendą polityczną biurokratów ONZ i UE oraz wszystkich ministerstw środowiska na świecie.

Agnieszka Stelmach

Za: PoloniaChristiana – pch24.pl (2016-11-21)

 


 

Nowa religia, nowe przykazania. Ideologia „zrównoważonego rozwoju” dzisiaj

Sformułowany pod koniec lat 60. minionego stulecia przez piętnastu naukowców „Raport z Źelaznej Góry” położył fundamenty pod święcącą z biegiem czasu coraz większe triumfy ideologią tak zwanego zrównoważonego rozwoju. Propozycje wprowadzenia współczesnego niewolnictwa, upowszechnienia eugeniki, stworzenia parareligijnych mitów o ludnościowych kataklizmach mających grozić naszej planecie, stanowić miały wstęp do stworzenia światowego rządu i systemu globalnej kontroli.

W 1992 roku Maurice Strong tłumaczył na Szczycie Ziemi w Rio – Oczywiste jest, że obecny styl życia i wzór konsumpcji zamożnej klasy średniej – obejmujący wysokie spożycie mięsa, dużej ilości przetworzonej żywności, korzystanie z kopalnych paliw, klimatyzacji w domu i pracy, podmiejskie osiedla domów jednorodzinnych – nie są zrównoważone. Konieczna jest zmiana stylu życia na taki, który będzie dostosowany do wzorców konsumpcji nieszkodliwej dla środowiska. Strong mówił też o zastąpieniu suwerenności państw „globalną współpracą ekologiczną”.

Karta Ziemi – zbiór „wartości”, a raczej religia, którą każdy musi zaakceptować

Na szczycie w Rio opracowany został jeden z najważniejszych dokumentów, związanych ze „zrównoważonym rozwojem”: Agenda 21, czyli „wszechstronny plan działania na wiek XXI dla Narodów Zjednoczonych, rządów i grup społecznych w każdym obszarze, w którym człowiek ma wpływ na środowisko”. W Szczycie Ziemi uczestniczyli przedstawiciele 172 rządów, 2,4 tysiąca organizacji pozarządowych oraz 10 tysięcy dziennikarzy, zaś Agendę sygnowały 172 kraje, w tym Polska.

Zapadła wówczas decyzja o podjęciu prac nad tzw. Kartą Ziemi, którą Maurice Strong wraz z  byłym sowieckim przywódcą Michaiłem Gorbaczowem zaprezentowali w 2000 roku na konferencji ONZ dotyczącej Środowiska i Rozwoju. Karta, jak się wyrazili jej twórcy, to „nowe Dziesięć Przykazań w celu zbudowania sprawiedliwego, trwałego i pokojowego społeczeństwa globalnego XXI wieku”.

Podstawową wartością „nowej religii” jest m.in. zabijanie dzieci nienarodzonych. Karta przygotowana została przez „niezależną komisję”, którą powołano w 1992 r. w celu „stworzenia globalnego uzgodnionego stanowiska co do wartości i zasad zrównoważonego rozwoju”. Dokument był przygotowywany w ciągu prawie dziesięciu lat i pracowało nad nim ponoć 5 tysięcy osób. Zawiera on szereg kategorycznych stwierdzeń, nie dopuszczających jakichkolwiek sprzeciwów wobec proponowanych „wartości”.

„Musimy zjednoczyć się, aby wydać na świat zrównoważone społeczeństwo globalne, oparte na poszanowaniu przyrody, uniwersalnych praw ludzkich, sprawiedliwości ekonomicznej i kulturze pokoju” – czytamy w dokumencie.

Odwołując się do odpowiedzialności za planetę jesteśmy – „my, ludzie”, oczywiście – zobowiązani do walki z przeludnieniem. „Bezprecedensowy wzrost populacji ludzkiej przeciąża ekologiczne i społeczne systemy. Fundamenty globalnego bezpieczeństwa są zagrożone. Tendencje te są niebezpieczne, ale do uniknięcia” – można się dowiedzieć z lektury Karty. Wzywa ona do „zrównoważonej reprodukcji” i „zdrowia seksualnego”, co w praktyce oznacza dostęp do tak zwanej aborcji, antykoncepcji i edukacji seksualnej. 

Autorzy karty domagają się „przyjęcia wzorców produkcji, spożycia i reprodukcji, które zabezpieczają zdolności regeneracyjne Ziemi, praw człowieka i dobrobytu społeczności”, „internalizacji kosztów środowiskowych i społecznych w towarach oraz usługach w cenie sprzedaży” (w praktyce do zaakceptowania przez nas coraz wyższych i liczniejszych tzw. zielonych podatków), „zapewnienia powszechnego dostępu do opieki zdrowotnej, która wspiera zdrowie reprodukcyjne i odpowiedzialne rozmnażanie”, „wyeliminowania dyskryminacji we wszystkich jej formach, takich jak rasa, kolor skóry, płeć, orientacja seksualna, religia, język i pochodzenie narodowe, etniczne lub społeczne”, „promowania kultury tolerancji, niestosowania przemocy i pokoju”, itp. Przewidziana jest „demilitaryzacja krajowych systemów bezpieczeństwa do poziomu nie-prowokacyjnej postawy obronnej i konwertowanie zasobów wojskowych do celów pokojowych, w tym odbudowy ekologicznej” oraz wiele innych aberracji…

Strong nie ukrywał przed komisją senacką Stanów Zjednoczonych, że od wdrożenia Karty zależy powodzenie globalnej transformacji, którą zaproponował. – Prawdziwym celem Karty Ziemi – mówił przy okazji jej prezentowania – jest to, aby w rzeczywistości stała się Dziesięcioma Przykazaniami. Michaił Gorbaczow z kolei dodał: – Nie rób innym środowiskom tego, czego nie zrobiłbyś swojemu środowisku… Mam nadzieję, że Karta stanie się rodzajem dziesięciu przykazań, „Kazaniem na Górze”, które zawiera przewodnik ludzkich zachowań wobec środowiska na najbliższe stulecie.

W 2000 roku przyjęto także tzw. Milenijne Cele Rozwoju, które miały być osiągnięte do 2015 roku. Niezadowoleni z ich realizacji propagatorzy nowej, ale przecież dobrze znanej nam ideologii, podjęli działania przyspieszające wdrażanie zasad „zrównoważonego rozwoju”, doprowadzając – z niemałą pomocą i zaangażowaniem Watykanu – do przyjęcia we wrześniu 2015 r. na słynnej sesji ONZ w Nowym Jorku z udziałem papieża Franciszka Nowej Agendy na Rzecz Zrównoważonego Rozwoju 2030.

Agenda 2030

„Ta Agenda – można przeczytać w dokumencie – dotyczy wszystkich ludów, nikogo nie pomijając. Jest planem działań na rzecz eliminacji ubóstwa we wszystkich jego formach na całym świecie, nieodwracalnie i raz na zawsze. Dąży do zapewnienia pokoju i dobrobytu oraz do powstania partnerstw, a sedno Agendy stanowią ludzie i nasza planeta. Zintegrowane, powiązane ze sobą i niepodzielne siedemnaście Celów Zrównoważonego Rozwoju to cele dla wszystkich ludów. Obrazują one skalę, powszechność i ludzkie ambicje wyrażone w nowej Agendzie” – czytamy w dokumencie, którego założenia są obecnie wdrażane.

Agenda zawiera 17 celów i 169 zadań, które będą musiały być realizowane przez najbliższych 15 lat, by wprowadzić świat na tzw. ścieżkę zrównoważonego rozwoju. Według słów sekretarza ONZ, Ban Ki-Moona, Agenda wraz z porozumieniem osiągniętym w Addis Abebie ma być początkiem „nowej ery”.

W grudniu 2015 r. w Paryżu doszło do podpisania ważnego porozumienia klimatycznego ściśle powiązanego z Agendą 2030.

Tuż przed planowaną uroczystością z udziałem przedstawicieli rządów blisko dwustu państw zmarł Maurice Strong. Niewątpliwe jego śmierć miała w tym kontekście symboliczny wymiar. Twórca ruchu ekologicznego, który oficjalnie nie raz zaprzeczał, jakoby był zwolennikiem rządu światowego, tuż przed śmiercią stwierdził, że „silna współpraca międzynarodowa w tym zakresie musi istnieć, bo za dużo jest ludzi na świecie i za bardzo wzrósł konsumpcjonizm”. Jednocześnie ubolewał z powodu słabości instytucji międzynarodowych, które nie są w stanie wyegzekwować prawa. Fascynował się Chinami, gdzie wykładał i spędził kilka lat. Podziwiał czerwoną dyktaturę za brutalną „politykę jednego dziecka”, która polegała na wykonywaniu przymusowych aborcji. Jego zdaniem, „Chiny były jednym z najlepiej zarządzanych krajów w dzisiejszym świecie”. W wywiadzie dla lewicowej brytyjskiej gazety „The Guardian” Strong podkreślił, że Chiny „wykonały niezwykłą pracę w celu zwiększenia dobrobytu jednej z największych populacji na świecie, a to wcale nie było łatwe”.

Nowy program ONZ „Agenda 30” roi się od frazesów i miłych haseł dla każdego. Nie można jednak zaprzeczyć, że za frazesami kryje się ciągle ta sama ideologia, która człowieka po prostu nienawidzi. Ideologia domagająca się ograniczenia liczby ludności na świecie, zniszczenia klasy średniej, własności prywatnej („ziemia nie może być traktowana jako zwykły aktyw”, dopuszcza się jej zabieranie w celu tworzenia „higienicznych warunków życia” dla innych ludzi, w interesie „całego społeczeństwa”, itp.), wprowadzenia pełnej kontroli nad obywatelami, ale w taki sposób, by oni sami to zaakceptowali. Co nam to przypomina? Współcześni marksiści nie mają wątpliwości, że to jest ich ideologia.

Z kolei nie dalej jak w połowie września 2016 roku w Berlinie obecni członkowie Klubu Rzymskiego, skupiającego polityków, finansistów i „obywateli świata, podzielających wspólną troskę o przyszłość ludzkości” – jak się sami określają – szumnie ogłosili kolejne opracowanie. Prezentował je m.in. niemiecki minister środowiska Gerd Müller oraz kilku ekonomistów, w tym prof. John Schellnhuber, ten sam, który w 2015 roku został mianowany przez Franciszka członkiem zwyczajnym Papieskiej Akademii Nauk i przedstawiał encyklikę „Laudato Si”.

Inicjatorzy opracowania domagali się, by rządy w poszczególnych krajach koniecznie wprowadziły „politykę jednego dziecka” i ograniczyły wzrost gospodarczy do poziomu zaledwie jednego procenta rocznie. „Dobrze byłoby, gdyby przyrost naturalny zmniejszył się. Idealnie byłoby, gdyby nawet liczba ludności na świecie skurczyła się znacznie” – argumentowali autorzy najnowszego dokumentu, pt. Reinventing prosperity, Jorgen Randers i Graeme Maxton.

Dr Plinio Corrêa de Oliveira, działacz katolicki, założyciel stowarzyszeń TFP na początku lat 80. zdemaskował metamorfozę socjalizmu, wszczynając ogólnoświatową kampanię przeciwko lansowanej przez ówczesnego przywódcę Francji prezydenta François Mitterranda koncepcji tzw. samorządnego socjalizmu. Czy dziś uda się zatrzymać rozpędzoną bestię zrównoważonego rozwoju, który jest w istocie nową odsłoną komunizmu, wdzierającego się w każdą dziedzinę życia ludzkiego? W tej koncepcji człowiek – korona Stworzenia – został strącony na samo dno i nazwany „rakiem świata”.

Agnieszka Stelmach

Za: PoloniaChristiana – pch24.pl (2016-11-25)

 


 

 


 

Skip to content