Aktualizacja strony została wstrzymana

Księga chwały krakowskiego Kościoła – Tomasz Terlikowski

Dziennikarskie tworzone na szybko listy nazwisk agentów w sutannach, próby rozszyfrowywania nazwisk tych zarejestrowanych przez bezpiekę, co do których ks. Tadeusz Isakowicz Zaleski nie miał absolutnej pewności, że byli TW – zafałszowuje obraz książki „Księża wobec bezpieki”, która już w środę trafi do księgarni. Książka ta nie jest bowiem ani listą agentów, ani tym bardziej próbą podważenia mitu niezłomnego Kościoła. Analizowane przez ks. Zaleskiego archiwa bezpieki, bez wątpienia wbrew intencjom spisujących je funkcjonariuszy, zawierają w sobie bowiem wizję Kościoła, który nie ugiął się pod naporem komunizmu.

A wszystko dlatego, że to wcale nie TW są głównymi bohaterami tej książki. O wiele istotniejsze dla jej autora jest pokazanie rzeczywistych świętych tamtych dni. Dlatego nie jest przypadkiem, że książka zaczyna się od dramatycznych historii księży, których przez lata bezpieka próbowała złamać lub zniszczyć. Zapomniane historie kardynała Franciszka Macharskiego, biskupów Kazimierza Nycza czy Jana Szkodonia, księży Kazimierza Jancarza, Adolfa Chojnackiego, Józefa Tischnera czy ojców Kazimierza Ptaszkowskiego i Jerzego Sermaka pokazały, że sugestie, że każdy musiał współpracować są nie tylko nieprawdziwe, ale przede wszystkim głęboko krzywdzące.

Książka ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego nadrabia więc wieloletnie zaniedbania hierarchii kościelnej, która niewiele lub nic nie robiła, by przypominać i promować rzeczywistych bohaterów tamtych dni. Jednym z bardziej wstrząsających fragmentów tej książki są informacje o tym, że kapelanów Solidarności upamiętniali w zasadzie wyłącznie ludzie świeccy. Dla instytucji kościelnych – nawet po upadku komunizmu – stanowili oni raczej niewygodny balast „niepokornych kapłanów”, którzy nie potrafili zrozumieć konieczności historycznej współpracy z minionym ustrojem.

Nieliczne historie tych, którzy upadli też nie zmieniają tego obrazu. Niemała część bowiem ze zwerbowanych od samego początku starała się wywinąć ze współpracy, symulowała rozmaite problemy, by tylko nie spotkać się z oficerem; pozorowała współpracę dostarczając wiadomości pozorne (co nie oznacza, że nieszkodliwe, takich w kontaktach z bezpieką nie było); a niekiedy odważnie ją przerywała. Jeszcze inni, choć ze współpracy nie potrafili się wywinąć (oficerowie byli świetnymi psychologami i często na tyle mocno wiązali emocjonalnie ze sobą agentów, że ci ostatni traktowali ich jako przyjaciół), starali się jakoś odkupić swoje upadki poprzez wytrwałą pracę na rzecz ubogich czy skrzywdzonych. Jest zresztą ogromną zasługą ks. Zaleskiego to, że zdecydował się on pokazać losy TW także po upadku komunizmu, wskazując, że wielu z nich miało świadomość zła, które uczyniło i próbowało je jakoś odkupić.

Są oczywiście w tej książce także historie wstrząsające. Księży, którzy robili kariery dzięki bezpiece i brali niemałe pieniądze za donosy na przyjaciół. Przynajmniej część z duchownych udało się bezpiece zdeprawować, ale jeśli uświadomimy sobie (a temu także poświęcona jest część książki), ile starań wkładano w to, by omotać wszystkich – to trudno nie dostrzec, że Kościół jako całość wyszedł ze zmagań z komunizmem i bezpieką zwycięską ręką. I to mimo, iż paru duchownych, którzy chcieliby udawać autorytety w istocie okazało się zdrajcami. Ale są oni raczej wyjątkiem od reguły, niż regułą.

Jeśli więc ktoś może czuć się z tej książki niezadowolony to jedynie ci, którzy w imię dobrego samopoczucia nielicznych agentów w sutannach, chcieli propagować obraz Kościoła zniewolonego, w którym każdy musiał współpracować, a donoszenie na kolegów było raczej normą, niż wyjątkiem. Ten obraz, choć bez wątpienia poprawiał samopoczucie tych, którzy dla kariery, wygody czy pieniędzy donosili, jest nie do pogodzenia z faktami, zawartymi w dokumentach sporządzonych przez wrogów Kościoła. Nie ma więc żadnych powodów, by propagowali go ci, którzy sami siebie uznają za jego przyjaciół, a którzy przez wiele miesięcy prowadzili nagonkę na księdza Zaleskiego.

I właśnie dlatego trudno nie mieć żalu do tych, którzy dla obrony dosłownie kilkunastu osób od miesięcy próbowało nie dopuścić do publikacji książki ks. Zaleskiego. To ich wysiłki sprawiły, że zdecydowana część dziennikarzy spodziewała się dziś ogromnej lustracyjnej bomby, która miała zmieść polski Kościół z powierzchni ziemi. Tyle, że jej w książce ks. Zaleskiego nie było. Istniała ona tylko w głowach tych, którzy nie chcąc dopuścić do opublikowania kilku nazwisk sugerowali, że ksiądz Zaleski chce zniszczyć dobre imię polskiego Kościoła. Teraz wypadałoby chyba krakowskiego kapłana przeprosić. Za nazywanie go „inkwizytorem”, „nadubowcem”, za odbieranie mu kapłańskiego sumienia.

Tomasz Terlikowski

Za: EAI

 

KOMENTARZ BIBUŁY: Pomimo, iż główny nurt wszelkich „agencji ekumenicznych” jest nam obcy, a pan redaktor Terlikowski w przeszłości wsławił się wieloma wątpliwymi poglądami, to zamieszczamy ten głos z uwagi na konieczność ukazania również tej brudnej historii Kościoła w PRLu, co jest niezbędnym warunkiem odrodzenia się Kościoła.

Niestety, ci którzy mieli pełne usta „dążenia do lustracji” – a mowa tutaj przede wszystkim o środowisku Radia Maryja – zabarykadowali się w swojej twierdzy wmawiając sobie i swym owieczkom, że tak naprawdę, to lustracja – owszem, ale jeśli już dotyka księży, a tym bardziej hierarchów w jakimś stopniu popierających Radio Maryja, to wara, nie wolno tknąć i – mówiąc słowami osławionego pupilka Rozgłośni, ich „umęczonego Chrystusa” – należy „zamknąć teczki na kolejne 50 lat”.

Dzięki Bogu, oraz także dzięki takim heroicznym kapłanom jak ks. Isakowicz-Zaleski, dowiemy się KTO donosił, KTO sprzeniewierzył się, KTO zawiódł. Mówienie w kategoriach ogólnych, powtarzanie o „konieczności lustracji”, a przy tym gdy przychodzi do podawania konkretnych przykładów, wycofywanie się i wmawianie, że „podpis był sfałszowany”, że konfident „miał wyższe cele” czy też „chciał oszukać przeciwnika” – znudziło się już, a przede wszystkim pachnie cynizmem.
Choć być może jest i w tym metoda, bo może… Bo może stoi za tym pewna wiedza, że te archiwa kryją w sobie tak wielkie bomby, iż próby ich rozbrojenia skończą się kataklizmowym wybuchem.

Tego nie wiemy, jednak póki co poznajemy kolejnych konfidentów, co pozwala nam na rozpoczęcie prawidłowego pisania historii, bez zakłamania, bez sztucznych autorytetów. Pozwala też na poznanie wielu wspaniałych postaw księży, mających siłę oprzeć się komunistycznemu systemowi. Jednak widocznie dla garstki hierarchów z Układu, postawy heroiczne są nieważne, a jedyne co się liczy to ochrona kolesiowych interesów.

Oczywiście – padnie argument – że przecież trzeba najpierw zrobić lustrację dziennikarzy, środowisk naukowych, polityków, ludzi biznesu. To prawda, że bezwzględnie należy to uczynić i chyba jednak obecny rząd – przynajmniej mamy jeszcze takie nadzieje – do tego dąży. Ale sytuacja Kościoła była i jest inna: Kościół ma dawać przykład, ma być ostoją moralnego porządku, ma być pośrednikiem w przekazywaniu Prawdy i dlatego poprzeczka musi być postawiona wyżej. A tutaj minęło 17 lat od okrągłostołowych układzików, a Kościół w Polsce jak nic nie zrobił, tak najwyraźniej dalej nic nie chce robić (Tylko proszę nie mówić o tych „Komisjach Kościelnych”, bo powołanie ich w ostatnich miesiącach nastąpiło tylko pod naciskiem opinii i mediów. Zresztą jak do tej pory, nic one nie zrobiły i nie zanosi się na to, by drzewo to wydało jakieś owoce.) Pora skończyć z tą obłudą. Bo tylko pod naciskiem, niestety również pod naciskiem wrogich Kościołowi mediów, hierarchowie odizolowani od wiernych w swoich marmurowych komnatach, popijających stare wina i gadających o ekumenizmie i wpływach do kasy kościelnej, mogą otrząsnąć się. I zrozumieć, że próby paktowania za złem, próby zamiatania pod dywan, próby ukrywania konfidentów czy pedofilów, zawsze kończą się tragicznie.

Opracowań takich jak książka ks. Isakowicza-Zaleskiego, potrzeba nam więcej, najlepiej z każdej diecezji. Widząc jednak na jakie trudności napotkało obecne opracowanie, można mieć wielkie wątpliwości czy do tego dojdzie. No, a jeśli nie dojdzie, to dalej będziemy żyć w zakłamaniu, owieczki paść będą pseudopasterze i dalej będzie się nam serwowało fałszywe autorytety.

 

Skip to content