Aktualizacja strony została wstrzymana

Dobry socjalista Schulz

Bracia Kaczyńscy byli dla nas, lewicowców, trudni do zniesienia, ale najgorszy ze wszystkich był Roman Giertych i Liga Polskich Rodzin. Ale stabilna demokracja odsyła takich ludzi tam, gdzie jest ich miejsce: na pustynię ”” palnął w rozmowie z „Rzeczpospolitą” Martin Schulz, przewodniczący frakcji socjalistycznej w Parlamencie Europejskim. Jak na socjalistę przystało, zręcznie zdystansował się od Eriki Steinbach, mamrocząc o polskich lękach w tej materii, mrugając przy okazji okiem do polskiej opinii publicznej słowami ”” dobrze znam historię Polski i uważam, że ten kraj cierpiał jak żaden inny kraj w Europie. My, Niemcy, ponosimy szczególną odpowiedzialność za to cierpienie.

Zaraz jednak przytomnie dodał ”” to, że szanuję Polskę nie oznacza jednak, że mam szacunek dla ludzi, którzy negują prawa człowieka, którzy prześladują innych, którzy czerpią korzyści polityczne z atmosfery agresji i strachu. Dla mnie ci ludzie reprezentują tylko siebie, a nie Polskę. Nie uściślił, niestety, o jakie prześladowania w Polsce mu chodzi, ale czegóż można wymagać od socjalisty, zwłaszcza niemieckiego. Historia aż nadto pokazuje, że niemiecki socjalizm niejedno miał imię, by wspomnieć tylko jego germańsko-nordycką egzemplifikację, towarzysza Adolfa Hitlera z Narodowo-Socjalistycznej Niemieckiej Partii Pracy (NSDAP), od którego ideologicznych „wypaczeń” współczesna lewica tak skwapliwie się odżegnuje.

Mój cierpki sarkazm nie wynika z niechęci do pana Martina Schulza, bo ani mnie on ziębi, ani parzy, jak każdy socjalista zresztą. Wskazuję jedynie na pewną intelektualną przypadłość, która na podstawie czarnej legendy wykreowanej przez określony typ mediów i salonów, czyni z części polskich polityków niemalże nazistów, a w najłagodniejszej wersji negacjonistów praw człowieka. Można tym politykom, co przecież nie jest trudne, wiele zarzucić, że są kontrowersyjni, intelektualnie chropowaci, narowiści, prześni czy czupurni, ale na pewno nie to, że są prześladowcami kogokolwiek, jak sugeruje socjalista made in Deutschland. Po prostu Polska, to nie Niemcy.

Nie jest prześladowcą z pewnością Roman Giertych, którego expressis verbis zahaczył Schulz. Owszem, lubi on polityczną młóckę, w której czuje się jak ryba w wodzie i dlatego wyjątkowo musi cierpieć w adwokackiej todze, kiedy tyle ciekawych rzeczy dzieje się dookoła, a w których on ”” pragmatycznie kalkulując ”” wziąć nie chce teraz bezpośredniego udziału. Młócki te jednak nigdy nie przybierały postaci, o której trąbi towarzysz Martin Schulz. A to, że w sprawach polsko-niemieckich ton polski bywa twardy i jednoznaczny nie wynika z uprzedzeń do praw człowieka, ale wręcz przeciwnie – przypominania, że nie kto inny, tylko rodacy Martina Schulza, oddając głos na narodowych socjalistów, uczynili kilkadziesiąt lat temu z tych praw wyjątkowo ohydną karykaturę.

Maciej Eckardt


Za: Blog Macieja Eckardta


Skip to content