Aktualizacja strony została wstrzymana

Antoni Krauze postanawia umrzeć – Coryllus

Do wczoraj miałem jeszcze jakieś wątpliwości dotyczące filmu Smoleńsk, ale dziś już nie mam żadnych. Mogę tylko wyrazić szczere współczucie tym, którzy się tym filmem ekscytują i pokładają w nim jakieś nadzieje, podobnie jak i w innych filmach produkowanych przez „naszych”. Ludzie ci dają się oszukiwać na własną prośbę i włączają zielone światło dla haniebnej nieuczciwości. Po czym ja to poznaję? Najpierw wymienię cech i sygnały mnie ważne z punktu widzenia tak zwanego szarego odbiorcy. Oto żona prezydenta wybrała miast Smoleńska, film Śmietanka towarzyska. To jest komunikat wyraźny, ale ludziom, którzy każde zdanie zaczynają od słów – wie pan, ja to jestem zwyczajny, szary człowiek, może on się wydawać niejasny. Moim zdaniem pani prezydentowa chciała się wyraźnie oddzielić od tego, co bloger karlin nazwał tutaj w salonie24 bydłem, dlatego właśnie wybrała film Śmietanka towarzyska.

Cecha druga, jeszcze mniej wyraźna dla „zwykłego, szarego człowieka”, ktoś nazwał ten film dokumentem. Ja na to nie zwróciłem uwagi początkowo, ale potem już się temu przyjrzałem. Jak to dokumentem? To jest przecież film fabularny. Pomyślałem więc, że ten ktoś wie pewnie coś więcej niż ja, zauważył może na przykład, że ilość zdjęć archiwalnych, znanych nam już z mediów, jest w tym filmie dużo większa niż ilość kadrów z udziałem aktorów, zdjęć lecących wysoko samolotów i różnych innych dodatków. Komuś, kto nie poznał dokładnie planów i zamierzeń reżysera oraz nie czytał zapowiedzi dotyczących tego filmu może się wydawać, że to dokument. Tym co odróżnia filmy dokumentalne zaś o fabularnych jest wysokość budżetu. Te pierwsze są przeważnie, choć nie zawsze, znacznie tańsze od tych drugich.

Wokół filmu Smoleńsk zgromadziła się już spora grupa ludzi, która gotowa jest bronić go zajadle przeciwko wrogom ojczyzny. Musicie się Państwo zastanowić czy ktoś Was znowu nie oszukał. Ja może to napiszę inaczej, bo rzecz jest warta słów wielkich, przecież żyjemy tą tragedią od sześciu lat. Musicie się zastanowić, czy ktoś Was nie nakłania, po raz kolejny zresztą, żebyście wybrali Barabasza. Moim zdaniem mamy do czynienia z taką właśnie sytuacją.

Teraz pora na wyjaśnienie skąd się wzięły moje, tak niespodziewanie dla niektórych, wyraziste sądy. Oto niezauważony przez żadne z mediów wywiad, jakiego reżyser Antoni Krauze udzielił Gazecie Prawnej.

http://www.gazetaprawna.pl/artykuly/974481,antoni-krauze-o-filmie-smolensk-zamach-byl-bez-dwoch-zdan.html/

Ponieważ doskonale zdaję sobie sprawę, że w sytuacji, kiedy trwa gwałtowna dyskusja, do wielu ludzi trafiają tylko końskie dawki emocji, postanowiłem ten wywiad jakoś skomentować, bo może się on wydać niezrozumiały. Z mojego punktu widzenia jest to materiał wstrząsający, nie dlatego bynajmniej, że Antoni Krauze mówi iż żyje tylko do momentu kiedy Smoleńsk wchodzi na ekrany, a potem chce umrzeć, tam są inne rzeczy o wiele gorsze. Na początek jednak słów kilka o tak zwanej sztuce.

Są dwa sposoby prowadzenia polityki propagandowej w oparciu o sztukę, polityki, która wiąże się z potężnym i wiele wartym rynkiem. Jeden możemy nazwać jezuickim, a drugi po prostu tym drugim. W realizacji celów propagandowych na modłę jezuicką zaczyna się od wytypowania nowych, nośnych motywów, które zaskoczą publiczność. Nawet jeśli początkowo wywołają szok, potem ludzie, którzy w większości są wrażliwi, o ile się im nie przeszkadza i nie bombarduje ich umysłów śmieciami, uznają je za interesujące i warte uwagi. Potem szuka się mistrzów do realizacji zadań. I muszą to byś mistrzowie, z których pracą się nie dyskutuje. Kto taką dyskusję rozpoczyna nie rozumiejąc problemów warsztatowych już jest skompromitowany. Na koniec organizuje się rynek poprzez sieć agend – jawnych i dobrze widocznych – podporządkowanych centrali.

Drugi sposób charakteryzuje całkowita i absolutna pogarda dla mistrzostwa i jakości. Sprzedaż zaś organizuje się na zasadzie budowy silnych przeciwieństw. Wykupuje się najpierw kilku ważnych z tych co coś potrafią i winduje się ceny ich dzieł. Później zaś za pomocą jakichś pismaków, kilku tanich katalogów, lansuje się do poziomu półbogów paru oszustów, co rozmazują farbę na płótnie, albo rysują tam pędzlem ławkowcem różne proste figury. Pomiędzy tymi obszarami stawia się mega-oszusta, który zawsze wygląda tak samo – ma grube okulary i rozwiany włos. Oszust ten tłumaczy wszystkim, że i jedno i drugie ma identyczną wartość ponieważ on tak twierdzi. Skąd wziął się oszust nikt nie pyta. Klienci na tak zorganizowanym rynku, pytają na ile co jest ubezpieczone. Okazuje się, że to co zrobili mistrzowie jest niżej asekurowane niż bohomazy. Sprawa jest jasna. Dochodzi do transakcji. Manewr ten – działający na zasadzie – stare pokryte patyną i nowe, całkiem świeże, można powtarzać w nieskończoność.

Czy film jest sztuką? Tak. Czy rządzą nim te same zasady. Oczywiście, tyle, że dla potrzeb filmu wynajmuje się większą ilość oszustów, bo muszą oni omówić kilka ważnych aspektów każdego dzieła i coś tam pogadać o treści. Jednemu może się nie udać, a w dobie internetu, można takiego po prostu zlekceważyć.

Jak wiadomo filmem rządzi reżyser. I to znajduje potwierdzenie w wywiadzie, którego Antoni Krauze udzielił Gazecie Prawnej. Oddalam z miejsca dyskusje o tym, czy nie lepszy jest czasem system producencki, taki jak w USA, bo to są motywy ogrywane przez różnych niedoinformowanych idealistów. Filmem rządzi reżyser, ale pieniądze trzyma producent. Skąd się biorą producenci? Tego nie wie nikt. Z moich obserwacji wynika, że jakim takim zabezpieczeniem reżysera przed producentem jest zaufany kierownik produkcji, a także ugruntowana sława tego reżysera, który – w razie jak go zdenerwuje producent – może rzucić focha pójść do mediów i powiedzieć co myśli. Takie rzeczy się w zasadzie nie zdarzały, Antoni Krauze jest pierwszy, ale oznaczało to, że pozycja reżysera w całej tej strukturze była jednak dominująca. Można się było śmiać z różnych reżyserów, wytykać im głupstwa i arogancję, ale to oni brali na siebie odpowiedzialność. I oni działali w sferze jawnej. Tak, byli to ludzie z nadania partyjnego, którzy kończyli łódzką filmówkę, ale przecież nie wszyscy kręcili produkcyjniaki. Teraz do głosu dochodzi producent. Kim on jest i skąd się wziął? Tego nie wie nikt. Jeśli idzie o Macieja Pawlickiego, doradzam wszystkim przeprowadzenie prostego testu. Jak kiedyś będziecie w Niepokalanowie, zajrzyjcie do przeora i zapytajcie go co myśli o projekcie Telewizja Niepokalanów. Jego reakcja, tak sądzę, wyjaśni Wam wszystko. Ja zapytałem.

Antoni Krauze mówi nam, że został w film Smoleńsk wrobiony. To znaczy, on zaczął realizować pomysł, a potem pomysł ten został mu wyrwany i zrealizowany nie po jego myśli. Ponieważ jednak rzecz dotyczy filmu, na który czekają miliony, Antoni Krauze nie wycofał swojego nazwiska, ale dźwignął ten krzyż i jako reżyser postanowił przyjąć odpowiedzialność za wszystko co zostało w tym filmie pokazane.

To jest straszliwe wyznanie proszę Państwa. To jest coś, co unieważnia opinie tych wszystkich niewczesnych entuzjastów, którzy się spodziewają, że dzięki temu filmowi prawda wreszcie zatriumfuje. Ja powtórzę tu jeszcze raz – wybieracie Barabasza. Po raz kolejny zresztą.

Antoni Krauze nie mówi nam wszystkiego, to jasne. On nie mówi pewnie nawet jednej czwartej tego, co w takiej sytuacji powiedziałby jakiś włoski czy francuski reżyser. On się stara, żeby było jak najlepiej, a ponieważ ma już swoje lata i jest człowiekiem uczciwym, a co za tym idzie cały ciężar bierze na siebie i ukrywa przed nami różne rzeczy. Najgorszy jest moim zdaniem ten fragment, w którym Antoni Krauze mówi o rozmowie z Jarosławem Kaczyńskim. Ten, jak widzimy, głównie go słuchał. Nie sądzę, by manewr, który przeprowadzono potem, czyli odebranie Antoniemu Krauze kontroli nad filmem odbył się bez wiedzy i zgody Jarosława Kaczyńskiego. Jeśli zaś tak było i zestawimy to sobie z entuzjastycznymi wypowiedziami ministra Macierewicza na temat różnych patriotycznych gniotów oraz z jego fotografiami z Dodą, wiemy już gdzie jesteśmy. Na wnioski poczekajmy jednak do końca tego tekstu. Oto Antoni Krauze dostaje – od kogo? – listę aktorek, które biorą udział w castingu do głównej roli. To jest pięć nazwisk. Nie ma proszę Państwa takich castingów. Pięć nazwisk to jest lista sprzedawczyń aplikujących do mojego wiejskiego sklepu. Z tych pięciu nazwisk wybiera się panią Fido, kobietę lat 48, która gra młodą dziennikarkę i której partnerem jest kuzyn Jarosława Kaczyńskiego. Ja nie wiem co to znaczy – jest partnerem – w środowiskach związanych z Kościołem Katolickim, ale wiem, że jak się ma partnera to nie można na przykład przychodzić z nim, z partnerką również, na przyjęcia dyplomatyczne. Nie wiem czy ten sam kuzyn, czy może jakiś inny – Jan Maria Tomaszewski – występuje na końcowej liście płac jako konsultant do spraw obyczajowych. Antoni Krauze – reżyser, który jest na planie Panem Bogiem – nie wie co to znaczy „konsultant do spraw obyczajowych”, nie umie wytłumaczyć czym się zajmował ten pan. To już nawet nie jest skandal. Demaskacją tego też nie mogę nazwać, to jest wprost trzaśnięcie nas w pysk, nas wszystkich, którzy oczekiwaliśmy, że władza aspirująca do tego, by porozumieć się z narodem zacznie się z tym narodem rzeczywiście porozumiewać. Lekceważenie, jakie poprzez ten film okazuje nam otoczenie Jarosława Kaczyńskiego, abstrahując od jego osobistej tragedii, jest nie do zniesienia. Pan konsultant do spraw obyczajowych z całą pewnością nie przeżywał tak mocno tragedii Smoleńska jak te panie, który wyciągały ostatnie grosze oszczędności, żeby je przesłać na ręce Antoniego Krauze kiedy ogłosił, że będzie kręcił ten film. Gdyby ta tragedia coś dla niego znaczyła, nie zostałby konsultantem do spraw obyczajowych przy filmie zarządzanym przez Pawlickiego. Mam nadzieję, że to jest dla wszystkich jasne.

Postawmy się więc w sytuacji w jakiej znalazł się Antoni Krauze. Z jednej strony mamy tę masę rozwydrzonych przez media lemingów, których reprezentantem był gangster o ksywie ‘Niemiec” prowokujący ludzi stojących pod Pałacem, a z drugiej mamy Pawlickiego i jego nie do końca rozpoznane zaplecze, a także kuzynów Jarosława Kaczyńskiego, którzy aspirują do posady konsultanta do spraw obyczajowych. Rozumiem, że pan konsultant najadł się tymi pieniędzmi emerytek z Londynu? A ja pisząc to jestem wrogiem ojczyzny i się czepiam, bo najważniejsze jest, że ten film powstał i teraz każdy zobaczy jak było naprawdę? Jeszcze raz powtórzę: wybieracie Barabasza.

Skąd się wziął Pawlicki? Ja tego nie wiem, ale on ciągle jest. Na pytanie, które często pada w czasie dyskusji o kulturze – co zrobić, żeby polskie filmy dały się oglądać – odpowiadam prosto – najpierw odsuńcie Pawlickiego. To jest warunek wstępny, absolutnie konieczny, bez którego nic nie może się wydarzyć. Dopóki w polskim kinie o czymkolwiek będzie decydował Pawlicki dopóty film tę będzie kupką żenującego nieszczęścia. Na pytanie, które wczoraj zadałem koledze – jak to jest, że ten Pawlicki ciągle się trzyma otrzymałem odpowiedź następującą – pewnie dzieli się kasą. To taka sugestia. Ona nie musi być prawdziwa. Fakt pozostaje faktem, Pawlicki jest i ma tyle mocy, że może wystawić za drzwi reżysera Antoniego Krauze.

Teraz kwestia scenariusza. Wolski zrezygnował. Jeśli Marcin Wolski, uosobienie taniochy i tandety w najgorszym wydaniu, zrezygnował, to znaczy, że musiało być naprawdę ciężko. Scenariusz dokończył młody Łysiak, który jak wiemy odziedziczył talent po ojcu. Co jeszcze prócz talentu odziedziczył po ojcu Tomasz Łysiak? Czy również jego rozliczne kontakty? To ważne pytanie, bo ono wskazuje nam jasno, kto tak naprawdę wyautował Antoniego Krauze z tego przedsięwzięcia.

Proszę Państwa, przed nami najgorsze, czyli kilka lat pozornej prosperity zasłanianej produkcją patriotyczną w najgorszym wydaniu. Tak sobie – to mój wniosek, nie trzeba się doń przywiązywać – wyobrażają politykę wobec narodu ludzie z ekipy PiS. I widać to po tym, co się wyrabia wokół tego filmu. Czekam kiedy okaże się, że trzeba uciszyć internautów, bo swoje już zrobili i teraz mogą zająć się kontemplowaniem sukcesu, jaki odniósł pan konsultant do spraw obyczajowych.

Będzie gorzej. Możecie być pewni, wkrótce każe Wam się klaskać na takich gniotach, że głowa Was rozboli, a minister Macierewicz ustawiony na tle ścianki z jakąś lalą będzie mówił, że to znakomite, znakomite, po prostu znakomite….

Coryllus

Całość: gabriel maciejewski baśń jak niedźwiedź (10.09.2016)

Skip to content