Aktualizacja strony została wstrzymana

Drapichrysty w służbie judaszyzmu – Stanisław Michalkiewicz

Nie ma przypadków, są tylko znaki – mawiał ś.p. ksiądz Bronisław Bozowski. Zatem co w takim razie oznacza zbieg okoliczności, że wraz z nadejściem kolejnej rocznicy powstania w warszawskim getcie, rozpoczęta została intensywna tresura mniej wartościowego narodu tubylczego do bezwzględnego podporządkowania się żydowskiemu punktowi widzenia? Widocznie każdy pretekst dobry, a już rocznica powstania w getcie zwłaszcza, by wobec mniej wartościowego narodu polskiego zintensyfikować tak zwaną pedagogikę wstydu. Polega ona na wzbudzaniu w mniej wartościowym narodzie tubylczym poczucia winy z powodu zmasakrowania przez Niemców europejskich Żydów podczas II wojny światowej. Z pozoru piernik nie ma nic do wiatraka, a Polacy nie mają żadnego powodu do wstydu, że Niemcy mordowali europejskich Żydów, ale w tej sprawie logika nie ma nic do gadania. Logika milknie, gdy w grę wchodzi geszeft, a tak się właśnie składa, że Niemcy do spółki z Żydami mają do zrobienia interes. Jego specyfika polega na tym, by z jednej strony stopniowo zdejmować z Niemiec i niemieckiego narodu odium zbrodni na Żydach, Polakach i innych mniej wartościowych narodach, a z drugiej strony – by to odium, w miarę zdejmowania go z Niemiec i Niemców, stopniowo przerzucać na winowajcę zastępczego, na którego wytypowani zostali Polacy, jako że Niemcom spodobało się większości tych zbrodni dokonać akurat na obecnym polskim terytorium państwowym, no a poza tym Żydzi, którym Niemcy już odmówili płacenia premii za holokaust, postanowili wymusić to wynagrodzenie na Polakach. W związku z tym doszło do ścisłego skoordynowania niemieckiej i żydowskiej polityki historycznej, w której „pedagogika wstydu” pełni bardzo ważną funkcję – funkcję podstawowego narzędzia doprowadzania Polaków do stanu całkowitej psychicznej bezbronności, by tym łatwiej ich obrabować i stworzyć w ten sposób warunki do dalszej bezwzględnej eksploatacji. Ta sytuacja pokazuje, że Żydzi, gdy chodzi o pieniądze, nie mają żadnych hamulców moralnych i gotowi są na najbardziej plugawą kolaborację nawet ze swoimi niedawnymi prześladowcami. Znakomitą ilustracją tego łajdactwa jest zaproszenie przez „Gazetę Wyborczą”, będącą żydowską gazetą dla Polaków, syna kata narodu polskiego Niklasa Franka na rozmowę, jak by tu wysadzić w powietrze aktualny polski rząd, na który zarówno Niemcy, jak i żydowska diaspora dlaczegoś zagięli parol.

Teraz pretekstem do zintensyfikowania tresury stała się msza, jaką w rocznicę powstania Obozu Narodowo-Radykalnego grupa księży odprawiła w białostockiej katedrze. Żydowska gazeta dla Polaków, ta sama, którą podejrzewam o zorganizowanie ustawki z sodomitkami w kościele św. Anny w Warszawie, podniosła przeraźliwy klangor, do którego przyłączyli się rozmaici szabesgoje świeccy i duchowni w rodzaju przewielebnego księdza Lutra, który diabli wiedzą, w co tak naprawdę wierzy i przewielebnego księdza Kazimierza Sowy, „duszpasterza”, któremu nie powierzyłbym nawet duszy od żelazka. Takiej okazji nie można było przeoczyć, toteż można było zaobserwować, jak do klangoru jeden przez drugiego przyłącza się każdy wycirus w nadziej, że w jednej chwili jeśli nawet nie wyleczy się politycznie, to w każdym razie zasłuży, gdzie trzeba. Toteż wiła się ze wstydu („Ha! Będą ze wstydu się wiły dziewki fabryczne, brzuchate kobyły…”) Hanna Gronkiewicz-Waltz na myśl, że „musi żyć w takim kraju” (wcale nie musi; skoro nie chce, to może przecież powiesić się na gałęzi – ale koniecznie suchej, by nie powiększać dewastacji drzewostanu), a gorzkich słów nie szczędził mniej wartościowemu narodowi polskiemu pan dr Szewach Weiss, kreujący się na naszego przyjaciela. Ciekawe, co innego w tej sytuacji mógłby zrobić jakiś nasz zawzięty wróg. Myślę, że też chętnie skorzystałby z okazji by przyłożyć rękę do pedagogiki wstydu.

Ale pan dr Szewach Weiss, czy pani Hanna Gronkiewicz-Waltz to politycy, którzy, jak wiadomo, zdolni są do wszystkiego, a więc również – do każdego łajdactwa, jeśli tylko można uciułać na tym jakieś korzyści. Znacznie gorzej wygląda to w przypadku przewielebnych księży, po których siłą inercji lekkomyślnie spodziewamy się trochę wyższego poziomu etycznego. To oczywiście błąd, bo jakże tu spodziewać się wyższego poziomu po takim dajmy na to, przewielebnym księdzu Charamsie, czy tych, co to „bez swojej wiedzy i zgody”… Aż żal duszę ściska, kiedy na tle tych drapichrustów, a właściwie drapichrystów wspomnimy przewielebnego księdza Władysława Bukowińskiego, który po życiu pełnym trudów i męczeństwa spoczął na cmentarzu w Karagandzie. Dzisiaj takich świadków Jezusa Chrystusa jest w stanie duchownym coraz mniej; jeśli męczeństwo, to tylko na pluszowym krzyżu – „bo to ważne przecie wisieć na krzyżu, który cię nie gniecie”, a najlepiej i tego nie ryzykować, skoro można korzystnie zaangażować się w dialog z judaszyzmem, zgodnie z ludowym porzekadłem, że pokorne cielę dwie matki ssie. O gotowości na męczeństwo szkoda nawet mówić w sytuacji, gdy pod chrześcijańskim kostiumem rozkwita kult Świętego Spokoju, którego najważniejszym i jedynym przykazaniem jest, by nie urazić nikogo zwłaszcza spośród osób i środowisk wpływowych. W tym właśnie duchu odczytuję komunikat białostockiej kurii, świadczący, że treserzy trafili na pojętnych uczniów. Skoro każda kuria tak będzie reagowała na sygnały z „Gazety Wyborczej”, to tylko patrzeć, jak spełni się najskrytsze marzenie pana redaktora Michnika, by stać się rządcą dusz mniej wartościowego narodu tubylczego, kimś w rodzaju Józefa Stalina. Całe szczęście, że naród polski charakteryzuje się safandulstwem, bo w przeciwnym razie zaraz pojawiłaby się inicjatywa przeprowadzenia tresury w przeciwnym kierunku – na przykład w postaci powstrzymania się w ciągu dwóch, a może nawet trzech miesięcy przed wpłacaniem na tacę w całej Archidiecezji Białostockiej, skoro „obcy jest jej nacjonalizm”.

Stanisław Michalkiewicz

Felieton    tygodnik „Polska Niepodległa”    30 kwietnia 2016

 

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=3638

Skip to content