Aktualizacja strony została wstrzymana

Pokazucha Naszej Złotej Pani – Stanisław Michalkiewicz

Któż lepiej naprawi zegarek, jeśli nie ten, kto go zepsuł? – mawiał Stefan Kisielewski. To jeden z efektownych paradoksów, w których Stefan Kisielewski się lubował, na przykład wznosząc toast „za wspaniałe powodzenie naszej beznadziejnej sprawy”. Czy jednak ten, kto zepsuł zegarek rzeczywiście potrafi go naprawić? To nie jest takie oczywiste, ale najwyraźniej taka myśl musiała przyświecać Naszej Złotej Pani z Berlina, by w otoczeniu unijnych dworzan pojechać do Turcji, która wielkodusznie zgodziła się uczestniczyć w zacieraniu śladów po popełnionych przez Naszą Złotą Panią głupstwach w sprawie tak zwanych „uchodźców”. Wielkodusznie – ale nie bezinteresownie. Po pierwsze – za każdego „uchodźcę”, który zostanie zawrócony do Turcji, Unia Europejska będzie musiała płacić temu krajowy haracz, a w dodatku zobowiązała się do zniesienia wiz wjazdowych dla obywateli tureckich. W rezultacie może okazać się, że Turcja naciągnęła Unię Europejską za nic – bo jeśli tylko nada uchodźcom swoje obywatelstwo, to ci wjadą do Niemiec, czy Francji jako Turcy – ale co Turcja wcześniej za nich weźmie, tego już nikt jej nie odbierze. Podobnie postępował nasz król Michał Korybut Wiśniowiecki, decydując się na płacenie Turcji 22 tysięcy talarów rocznie haraczu. Z punktu widzenia Turków było to rozwiązanie idealne; polski król własnoręcznie obdarł poddanych z pieniędzy, by przekazać je Turkom, którzy w ten sposób unikali ryzyka, jakie nieuchronnie wiąże się z prowadzeniem wojny. Skoro jednak Unia Europejska nie potrafi ochronić swoich granic przez naporem „uchodźców”, to do takiej roboty musi kogoś sobie wynająć – i Turcja nadała się do tego w sam raz.

Ale nie to jest w tym wszystkim najważniejsze, bo ważniejsza jest pokazucha, w postaci wizyty europejskich dygnitarzy w Turcji. Pretekstem do tej gospodarskiej wizyty było sprawdzenie, jak Turcja radzi sobie z uchodźcami i jak wypełnia porozumienie. Tak naprawdę jednak chodziło o coś innego – o to mianowicie, by pokazać światu, a przede wszystkim Europie, że Niemcy przezwyciężyły już kryzys przywództwa spowodowany postępowaniem Naszej Złotej Pani. Nasza Złota Pani bowiem niewątpliwie przewodniczyła całej delegacji, jako najważniejsza osobistość, chociaż u jej boku znajdował się Donald Tusk, formalnie zajmujący stanowisko przewodniczącego Rady Europejskiej, a więc – prezydenta całej Unii. Mimo to jednak Donald Tusk występował u boku Naszej Złotej Pani jako może najważniejszy, ale jednak jej dworzanin, w otoczeniu innych dworzan. W ten sposób Niemcy przypomniały, kto tak naprawdę kieruje całą tą zabawą w europejską integrację i kto ma ostatnie słowo, bez względu na to, czy robi głupstwa, czy nie. Czysty typ nordycki i bez mydła jest czysty.

Nic zatem dziwnego, że prawie równocześnie z wyprawą Naszej Złotej Pani do Turcji, do naszego nieszczęśliwego kraju przybył z gospodarską wizytą niemiecki minister spraw zagranicznych Frank Walter Steinmeier, który bez ceregieli obsztorcował pana ministra Waszczykowskiego za wypowiedź prezesa Kaczyńskiego, poddającą w wątpliwość stan demokracji i praworządności w Niemczech. Pan minister Waszczykowski, najwyraźniej też przerażony takim zuchwalstwem, schronił się za podwójne mury; mur nieświadomości – jako że bawiąc za granicą „nie słyszał” wypowiedzi prezesa Kaczyńskiego – i za mur formalno-prawny, wskazując, że prezes Kaczyński nie jest żadnym państwowym dygnitarzem, a „tylko” szefem partii. Tedy pani premier Beata Szydło, wcześniej odmawiająca przyjęcia niechby nawet jednego uchodźcy, teraz już nie jest taka pewna, co będziemy robili. Ta niepewność w obliczu niemieckiej rekonkwisty staje się tym większa, że gołym okiem widać, jak scenariusz, którego celem jest wysadzenie w powietrze aktualnego polskiego rządu, a może i coś gorszego, właśnie nabiera dynamiki. Na 7 maja zaplanowano w Warszawie paradę Szumańskiego Komsomołu, do której postanowił podłączyć się Komitet Obrony Demokracji, coraz intensywniej trenujący przygotowanie do wszczęcia rozruchów, które mają sprowokować rząd do reakcji po to, by następnie oskarżyć go o „terroryzm państwowy”, a następnie zaprosić Unię Europejską, czyli Naszą Złotą Panią do udzielenia naszemu nieszczęśliwemu krajowi „bratniej pomocy” w ramach „klauzuli solidarności”. Nawiasem mówiąc, KOD przybrał sobie za patrona „profesora” Władysława Bartoszewskiego. Jeśli jest to inicjatywa oficerów prowadzących, to pogratulować ironii; autentyczność Komitetu Obrony Demokracji jest tej samej próby, co profesorski tytuł Władysława Bartoszewskiego. W ten sposób nawet w największej tragedii mogą się znaleźć elementy komiczne.

Stanisław Michalkiewicz

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=3634

Skip to content