Aktualizacja strony została wstrzymana

Kto kogo prowokuje na Bałtyku

Na zaproszenie Polski, na wody Bałtyku wpłynął amerykański niszczyciel USS „Donald Cook” i razem z polskimi żołnierzami na pokładzie rozpoczął wspólne manewry morskie bardzo blisko rosyjskiej granicy i bazy Floty Bałtyckiej FR.

Morza terytorialne Polski i Rosji stykają się nieopodal Bałtyjska a wewnętrzne wody morskie graniczą na Zalewie, zwanym po stronie polskiej Wiślanym, a po rosyjskiej – Kaliningradzkim.

Naturalną koleją rzeczy ze strony Rosjan było zademonstrowanie Amerykanom i Polakom na uzbrojonym niszczycielu – poziomu ochrony rosyjskich granic przed szpiegowaniem oraz intruzami i potencjalnymi agresorami. Rosja poderwała swoje samoloty a lotnicy rosyjscy pokazali, co potrafią. Po ich przelotach nad amerykańskim okrętem i samolotem szpiegowskim, w USA, NATO i Polsce zapanowała totalna histeria.

Przygraniczne amerykańskie prowokacje i odpowiedź Rosji

Incydenty na wodzie

„Obecność USS Donald Cook na Morzu Bałtyckim ma zademonstrować zaangażowanie amerykańskiej marynarki wojennej w podnoszenie wspólnych zdolności operacyjnych na morzu i bezpieczeństwa NATO w ramach operacji Atlantic Resolve”, dowodził polskim mediom attache morski ambasady USA kmdr por. Thomas H. Kierstead.

Amerykański okręt jest wyposażony w nowoczesny system zarządzania walką – Aegis, którego podstawowym zadaniem jest obrona przed samolotami wroga i pociskami rakietowymi. Okręt jest podobno skuteczny w walce z innymi niszczycielami, okrętami podwodnymi oraz obiektami na lądzie. Na pokładzie USS Donald Cook znajdują się dwie wyrzutnie rakietowe MK 41, rakiety typu ASROC i rakiety manewrujące Tomahawk.

Portem macierzystym okrętu jest baza Norfolk w Wirginii (USA), ale, na co dzień stacjonuje on w bazie Rota na południu Hiszpanii. Jest jednym z czterech okrętów wysuniętych sił morskich (Forward Deployed, Naval Force – FDNF), których zadaniem jest zwiększenie bezpieczeństwa Europy.

W miniony poniedziałek (11 kwietnia), kiedy tylko amerykański niszczyciel wyszedł z Gdyni – Oksywia i skierował się na wschód, zbliżając się do morskich granic Rosji, dwa rosyjskie SU-24, jak podają zdenerwowani Amerykanie, 20 razy przeleciały w bliskiej odległości niszczyciela i na bardzo niskich pułapach, tj. w odległości 900 m i na wysokości 30 m nad lustrem wód Bałtyku.

Reuters informuje, powołując się na anonimową osobistość oficjalną USA, że następnego dnia (12 kwietnia) dwa rosyjskie SU-24 przeprowadziły „symulowany atak”, przelatując tak blisko niszczyciela USS Donald Cook, że wzburzyły koło niego wodę. Po SU-24 nad amerykańskim okrętem przelatywał jeszcze 7 razy rosyjski śmigłowiec Ka-27, wykonując zdjęcia amerykańskiej jednostki.

Działania Rosjan uznano za „najbardziej agresywny akt w ostatnim czasie”, pisze Reuters. Oba SU-24 przeleciały tego dnia nad niszczycielem 11 razy, a jeden z nich zbliżył się do amerykańskiej jednostki na odległość zaledwie 9 m, co nie na żarty przeraziło Amerykanów. Loty polskiego helikoptera, który był na pokładzie amerykańskiej jednostki zostały wstrzymane.

Rzecznik ministerstwa obrony Rosji Igor Konaszenkow poinformował, że rosyjskie samoloty bojowe, przelatując w pobliżu niszczyciela rakietowego USA, przestrzegały wszelkich reguł bezpieczeństwa.

Warto przypomnieć, że dwa lata temu, wiosną 2014 r. USS Donald Cook doświadczył na Morzu Czarnym podobnej sytuacji. Okręt amerykański wpłynął tam, w ramach planowanej przez USA akcji przejęcia rosyjskich baz wojskowych na Krymie. Jego zadaniem było przeszkadzanie w pracy anteny w Centrum Kosmicznym Floty Czarnomorskiej i sieci satelitów wojskowych ELINT, działających w systemie elektromagnetycznym. Ten skomplikowany współczesny system pozwalał rosyjskim wojskom na Krymie uzyskiwać z radarów obserwacyjnych i systemów nawigacyjnych dane na temat floty amerykańskiej, samolotach na ich pokładach i środkach przenoszenia rakiet.

Rosjanie zmuszeni zostali do blokady urządzeń na amerykańskim okręcie, dlatego dwa samoloty SU-24MP – 11 razy obleciały niszczyciel na możliwie małej wysokości, stosując pokładowy system blokad w częstotliwościach 12-18 Hz dla neutralizacji radaru amerykańskiego okrętu. Dzięki temu,rosyjska baza na Krymie mogła bez problemów śledzić działania floty i lotnictwa USA na Morzu Czarnym.

Teraz na Bałtyku, tym samym sposobem zablokowano radar na niszczycielu USA.

Szpiegowanie z powietrza

Kolejne zaniepokojenie Amerykanów wywołali Rosjanie dwa dni później (14 kwietnia), odpowiedzią na loty amerykańskiego samolotu szpiegowskiego przy granicach ich państwa. „Samolot – wywiadowca USA RC-135 został przechwycony przez rosyjski samolot SU-27 nad Morzem Bałtyckim”, informował Danny Hernandes, przedstawiciel dowództwa europejskiego Sił Zbrojnych USA.

Jego zdaniem, rosyjski samolot „wykonał chaotyczne i agresywne manewry”, przelatując w odległości 15 metrów od skrzydła amerykańskiego samolotu. Rosyjski myśliwiec zrobił też „beczkę” i przeleciał nad amerykańskim samolotem. „Niebezpieczne i nieprofesjonalne działania jednego pilota mogły doprowadzić do niepotrzebnej eskalacji między państwami”, podsumował.

Samolot RC-135 jest przystosowany do wykonywania misji wywiadowczych: ELINT oraz zadań COMINT, czyli do rozpoznania elektronicznego: przechwytywania i lokalizacji przekazów komunikacji radiowej. Jest wyposażony w system AN/ASD-1 służący do wykrywania i lokalizowania emisji elektronicznych przy pomocy anten zamontowanych z przodu kadłuba na obu jego bokach. Posiada również aparaty fotograficzne, radar obserwacji bocznej oraz system nawigacyjny LORAN.

Samolot został wyposażony w zestaw czujników elektrooptycznych i kamery termowizyjne do zbierania informacji, na podstawie, których, określa się parametry i dane techniczne pocisków. Najważniejszym urządzeniem w samolocie jest potężny matrycowo-fazowany radar firmy Hughes Aircraft. Może on śledzić obiekty wielkości piłki futbolowej z odległości do 480 km, a przeznaczone jest głównie do monitorowania testów pocisków balistycznych.

Nikt nie zadał publicznie pytania, po co Amerykanie wysłali samolot szpiegowski, naszpikowany specjalistyczną elektroniką i urządzeniami pod rosyjskie granice.

Rzecznik rosyjskiego resortu obrony Igor Konaszenkow potwierdził, że 14 kwietnia rosyjska obrona przeciwlotnicza zaobserwowała niezidentyfikowany obiekt, który z dużą prędkością zbliżał się do rosyjskiej granicy. Dla zidentyfikowania obiektu został wysłany myśliwiec SU-27 ze składu sił dyżurnych lotnictwa Floty Bałtyckiej. Po dokonaniu jego oblotu, „obiekt został rozpoznany, jako maszyna zwiadowcza RC-135” .

„Po nawiązaniu kontaktu wzrokowego z samolotem SU-27, amerykańska maszyna zmieniła kurs w stronę przeciwną od rosyjskiej granicy”, dodał rzecznik rosyjskiego resortu. Jego zdaniem „lot rosyjskiego SU-27 nad Morzem Bałtyckim przebiegał w ścisłym poszanowaniu norm międzynarodowych. Nie doszło do żadnych nadzwyczajnych sytuacji”.

Amerykanie, zdenerwowani skuteczną reakcją Rosjan na ich jawne szpiegowanie… złożyli kanałami wojskowymi oficjalny protest w Moskwie.

Gdzie tak naprawdę byli Amerykanie

Zgodnie z informacjami USA i Polski, amerykański niszczyciel USS Donald Cook znajdował się na bałtyckich wodach międzynarodowych, ok. 70 mil morskich (ok.131 km) od Kaliningradu.

Rosja ma na Bałtyku wydzielone obszary morza terytorialnego[1]. Zgodnie z normami międzynarodowymi, akweny morskie w pasie o szerokości 12 mil morskich (22,6 km) od linii brzegowej stanowią morze terytorialne, a ich zewnętrzne granice – granice państwa. Zewnętrzna linia morza terytorialnego w tym rejonie jest granicą Rosji, a morze terytorialne stanowi integralną część Federacji Rosyjskiej. Suwerenność Rosji rozciąga się także na przestrzeń powietrzną nad akwenami morza terytorialnego

Kaliningrad nie leży nad Bałtykiem, ale w głębi zatoki u ujścia rzeki Pregoły, na Zalewie Kaliningradzkim (Wiślanym). Od Bałtyku oddziela go Mierzeja Wiślana i wewnętrzne wody morskie Rosji. Kaliningrad – od Bałtyku i portu Bałtijsk, gdzie jest Baza Floty Bałtyckiej – oddziela w linii prostej – tor wodny o długości 24 mil morskich.

Amerykański niszczyciel rakietowy w rzeczywistości był w odległości ok. 46 mil morskich (86,5 km) od bazy rosyjskiej Floty Bałtyckiej w Bałtijsku i ok. 34 mil morskich (64 km) od granicy z Rosją.

Rosyjski resort obrony potwierdził te dane. Ale tego już politycy, media i władze USA czy NATO- nie podają.

Tak bliskie podejście floty wojennej i wojskowego lotnictwa USA pod granice Rosji, musiało wywołać adekwatną reakcję sił zbrojnych Rosji, zwłaszcza, że zamiary amerykańskie były jasne i jednoznaczne, na co wskazuje użycie w tych manewrach samolotu szpiegowskiego i publiczne stwierdzenia amerykańskich wojskowych.

Histeria

Rzecznik Białego Domu, Josh Earnest, stwierdził, że władze USA niepokoi takie zachowanie Rosjan. „Ten incydent jest całkowicie niezgodny z profesjonalnymi normami sił zbrojnych operujących w pobliżu siebie na wodach międzynarodowych i w międzynarodowej przestrzeni powietrznej”, podkreślał.

Rzecznik polskiego MON Bartłomiej Misiewicz, uważa, że to „typowe prowokacyjne zachowanie Rosjan, demonstrujące wrogość do NATO, o czym od dawna mówiliśmy”.

Część wojskowych i polityków, goszczących na Global Security Forum (GLOBSEC) w Bratysławie stwierdziło, że działania rosyjskich pilotów nad Bałtykiem zagrażają bezpieczeństwu. Wzięli w niej udział liderzy unijnych państw Europy Środkowo-Wschodniej i eksperci. Witold Waszczykowski, szef polskiej dyplomacji, uczestniczący w tej konferencji, stwierdził podczas obrad (15 kwietnia), że „Rosja ma potencjał niszczenia krajów” i z tego powodu …”stanowi zagrożenie egzystencjalne”.

To nie jedyna reakcja Polski

Do MSZ, wezwano rosyjskiego ambasadora w Polsce Siergieja Andriejewa na spotkanie z wiceministrem Markiem Ziółkowskim, który wyraził „zaniepokojenie tym niebezpiecznym zdarzeniem”. Oczywiście traktując, jako „niebezpieczne” skuteczną reakcję Rosji na jawne szpiegostwo i prowokacje amerykańskie u jej granic. „Przede wszystkim podkreślił jednak, że Polska stara się promować dialog na rzecz przeciwdziałania takim wydarzeniom” – dodał.

Były minister obrony narodowej, Tomasz Siemoniak (PO) uważa, że: „Polska musi reagować na prowokacje ze strony Rosji, ponieważ takie zagrania są absolutnie niedopuszczalne; ten niebezpieczny zgrzyt może postawić pod znakiem zapytania powrót do spotkań w ramach Rady NATO-Rosja”. Dodając: „Polska musi reagować na prowokacje ze strony Rosji. Rozumiem, że temu właśnie służyło wezwania rosyjskiego ambasadora do MSZ-u. Przeloty były wymierzone w Polskę, Stany Zjednoczone i cały Sojusz”.

Niewypowiedziana wojna

Najbardziej charakterystyczna reakcja wobec incydentów na Bałtyku była reakcja szefa amerykańskiej dyplomacji Johna Kerry’ego. W wywiadzie dla CNN Espaniol, powiedział: „Potępiamy takie zachowanie. To lekkomyślne, prowokacyjne, niebezpieczne. Zgodnie z zasadami prowadzenia działań wojennych one (rosyjskie samoloty) mogły zostać zestrzelone”. Przy czym podkreślił, że USA nie pozwolą „zastraszać się na otwartym morzu” i przypomniał, że Waszyngton poinformował Moskwę o swoim stanowisku odnośnie szkodliwości takich działań.

Mało, kto zwrócił uwagę na te „działania wojenne” Amerykanów pod rosyjską granicą, o których wspomina sekretarz Kerry i groźby zestrzelenia rosyjskich samolotów, które przepędzały intruza spod swoich granic. I choć eksperci, np. szwedzcy[2] wątpią czy ktokolwiek zgodziłby się na zestrzelenie samolotu sił obronnych, lecącego nad wodami międzynarodowymi, tylko, dlatego, że leciał blisko jakiegoś okrętu na tych wodach – to takie groźby publicznie ze strony USA – padły.

Incydent ten był także tematem rozmowy telefonicznej Johny Kerry’ego z Siergiejem Ławrowem. „Omawiając incydent z przelotem rosyjskich samolotów nad niszczycielem USS „Donald Cook”, szef rosyjskiej dyplomacji podkreślił, że „wyczerpujące wyjaśnienia w tej kwestii zostały złożone przez Ministerstwo Obrony Rosji”.

Komentarz

Polska w przypadku incydentów na Bałtyku, w których brała czynny udział, stosuje zasadę „odwracania kota ogonem” – wprawdzie, to my razem z USA, szpiegujemy i urządzamy prowokacje pod granicą Rosji, ale winni są Rosjanie, że na to skutecznie reagują.

Piramidalny poziom głupoty w relacjach polsko-rosyjskich odzwierciedla wypowiedź szefa polskiej dyplomacji: „Mamy zagrożenia egzystencjalne i nie egzystencjalne. Oczywiście działalność Rosji jest rodzajem zagrożenia egzystencjonalnego, ponieważ ta działalność może niszczyć. I mamy nie egzystencjalne zagrożenia, takie jak terroryzm, jak wielkie fale migrantów”.

W mniemaniu ministra Waszczykowskiego, ataki terrorystyczne są bezkrwawe, a terroryści strzelają do ludzi kwiatkami i detonują ładunki wybuchowe, wypełnione perfumami lub cukierkami, czego dowodzą ostatnie wydarzenia w Europie.

Incydenty na Bałtyku, inspirowane polską głupotą i amerykańskimi prowokacjami wobec Rosji, mogą rzeczywiście być nieobliczalne w skutkach.

Ale, bynajmniej, nie z winy Rosji.

Zofia Bąbczyńska-Jelonek

Za http://www.bumerangmedia.com/2016/04/kto-kogo-prowokuje-na-batyku.html

[1] Dokument FR podpisany przez prezydenta Federacji Rosyjskiej Borysa Jelcyna, przyjęty przez Dumę Państwową i Radę Federacji (16 i 17 lipca 1998r.) dot. wewnętrznych wód morskich, morza terytorialnego w Federacji Rosyjskiej, art. 1 i art.2.
[2] Per Kudo, Frida Svensson: „Tv-klipp visar: Simulerad rysk attack mot USA-jagare” ,Svenska Dagbladet, 17.04.2016, patrz: http://www.svd.se/simulerad-rysk-attack-mot-usa-jagare/om/stefan-ring

http://sophico21.blogspot.se/

Za: Dziennik gajowego Maruchy (2016-04-20) | https://marucha.wordpress.com/2016/04/20/kto-kogo-prowokuje-na-baltyku/

Skip to content