Aktualizacja strony została wstrzymana

Roberto De Mattei o adhortacji papieża Franciszka

W posynodalnej adhortacji Amoris Laetitia papież Franciszek oficjalnie podsumował trwającą przez dwa lata synodalną dyskusję dotyczącą małżeństwa i rodziny. Doszło do tego w dwa lata po konsystorzu, na którym kardynał Kasper wykonał powierzone mu zadanie i wprowadził do kościelnej debaty temat rozwodników żyjących w nowych związkach. To jego wezwanie do zmiany podejścia Kościoła do osób żyjących w grzechu ciężkim stało się podstawą papieskiej adhortacji.

Na przestrzeni ostatnich dwóch lat wybitni kardynałowie, biskupi, teologowie i filozofowie interweniowali, by wykazać, że między nauką i praktyką Kościoła musi istnieć spójność. Praktyka duszpasterska opiera się bowiem na nauce moralnej wynikającej z doktryny. „Nie będzie prawdziwą posługa Kościoła sprzeczna z Jego prawem, niemająca na celu osiągnięcia ideału chrześcijańskiego życia” – zauważał kardynał Velasio de Paolis. Kardynał Sarah podkreślał zaś, że „pomysł, by umieszczać nauczanie Magisterium w ładnym pudełku, oddzielając je od praktyki duszpasterskiej – która może ewoluować w zależności od okoliczności, mód i namiętności – jest formą herezji, niebezpieczną schizofreniczną patologią”.

W tygodniach poprzedzających publikację adhortacji interwencje kardynałów przybrały na częstotliwości. Liczni biskupi pragnęli przekonać papieża, że nie może opublikować dokumentu pełnego błędów, wymagającego licznych poprawek, których Kongregacja Nauki Wiary pospiesznie dokonywała w projekcie. Franciszek jednak nie cofnął się, ale – jak się wydaje – powierzył prace nad adhortacją, a przynajmniej nad niektórymi jej fragmentami, zaufanym teologom, którzy próbowali reinterpretować świętego Tomasza w świetle heglowskiej dialektyki. W rezultacie powstał tekst, który jest dwuznaczny i wyraźnie niedookreślony. Dlatego czytamy w nim na przykład, że „nie należy oczekiwać od Synodu ani też od tej adhortacji nowych norm ogólnych typu kanonicznego, które można by stosować do wszystkich przypadków”. Jeśli jesteś bowiem przekonany, że chrześcijanie w ich zachowaniu nie muszą dostosowywać się do bezwzględnych zasad, ale mogą czerpać „ze znaków czasu”, byłoby sprzecznością formułować jakiekolwiek zasady ogólne.

Oczekując na adhortację wszyscy stawiali pytanie – czy do sakramentu Eucharystii mogą przystąpić rozwodnicy żyjący w nowych związkach. Kościół zawsze był w tej sprawie kategoryczny, odpowiadając stanowczo – nie. Osoby takie nie mogą otrzymać Komunii, gdyż warunki ich życia obiektywnie zaprzeczają naturalnej i chrześcijańskiej prawdzie o małżeństwie wyrażonej i urzeczywistnianej w Eucharystii (jak czytamy w Familiaris consortio Jana Pawła II).

A jak odpowiedź na to pytanie brzmi u Franciszka? Otóż wydaje się, że następująco: „ogólnie nie”, ale „w niektórych przypadkach” tak (§305, przypis 351). Rozwodnicy żyjący w nowych związkach powinni się czuć „bardziej zintegrowani” a „mniej wykluczeni” (§ 299). Ich integracja „może wyrażać się w różnych posługach kościelnych: trzeba zatem rozeznać, które z różnych form wykluczenia obecnie praktykowanych w dziedzinie liturgicznej, duszpasterskiej, edukacyjnej oraz instytucjonalnej można przezwyciężyć” (§ 299), nie wyłączając dyscypliny sakramentalnej (przypis 336).

Jasno wynika z tego jedno: zakaz przystępowania do Komunii Świętej dla rozwodników żyjących w nowych związkach nie jest absolutny. Kardynał Caffara przeciwko takiej tezie kard. Kaspera mówił: „to uderzy w doktrynę, nieuchronnie. Takie rozwiązanie stwarza wrażenie wśród chrześcijan, że absolutnie nierozerwalne małżeństwo nie istnieje. To z pewnością jest wbrew woli Pana. Nie mam co do tego wątpliwości” – to słowa z marca 2014.

Ponadto wyjątek ma stać się regułą, ponieważ kryterium dostępu do Komunii świętej pozostaje w Amoris Laetitia , w gestii „osobistego rozeznania” jednostki. Rozeznania poprzez rozmowę z księdzem, na forum wewnętrznym, przypadek po przypadku. Ale czy znajdą się duszpasterze, którzy odważą się odmówić dostępu do Eucharystii jeśli – pisze papież – „sama Ewangelia wzywa nas by nie osądzać i nie potępiać”(§308), a jeśli to konieczne, „aby zintegrować wszystkich”(§297)? W dodatku gdy Kościół  „docenia konstruktywne elementy w sytuacjach, które nie są jeszcze lub już nie odpowiadają Jego nauczaniu o małżeństwie”? Pasterzom, którzy chcieliby przypominać przykazania Kościoła groziłoby, zgodnie z semantyką adhortacji, bycie „kontrolerami łask a nie tymi, którzy je przekazują” (§310). A dodatkowo, czytamy, „duszpasterz nie może czuć się zadowolony, stosując jedynie prawa moralne wobec osób żyjących w sytuacjach nieregularnych, jakby były kamieniami, które rzuca się w życie osób. Tak jest w przypadku zamkniętych serc, które często chowają się nawet za nauczaniem Kościoła, aby zasiąść na katedrze Mojżesza i sądzić, czasami z poczuciem wyższości i powierzchownie, trudne przypadki i zranione rodziny” (§305).

To właśnie ten język, mocniej krytykujący „kontrolerów łask” niż „zatwardziałość serc” jest znakiem rozpoznawczym Amoris Laetitia, nic więc dziwnego, że przedstawiając dokument kardynał Schoenbern nazwał go „wydarzeniem językowym”. Według arcybiskupa Wiednia adhortacja „konsekwentnie przekracza sztuczne, zewnętrzne podziały na między tym co regularne a nieregularne”. Przypomnijmy, że gdy mowa o sytuacjach nieregularnych, mamy na myśli cudzołóstwo i wszelkie formy współżycia pozamałżeńskiego. W Amoris Laetitia papież przypomina, czym jest prawdziwe, chrześcijańskie małżeństwo, ale zauważa też, że choć „inne formy związków są radykalnie sprzeczne z tym ideałem”, niektóre z nich realizują go „przynajmniej częściowo i analogicznie” (§292). Czytamy więc dalej: „Ze względu na uwarunkowania i czynniki łagodzące możliwe jest, że pośród pewnej obiektywnej sytuacji grzechu osoba, która nie jest subiektywnie winna albo nie jest w pełni winna, może żyć w łasce Bożej, może kochać, a także może wzrastać w życiu łaski i miłości, otrzymując w tym celu pomoc Kościoła” (§305), w niektórych wypadkach również pomoc w postaci sakramentów (przypis 351).

Według katolickiej moralności, okoliczności tworzące kontekst nie zmieniają moralnej oceny czynów, czy coś jest dobre czy złe. Ale doktryna ta (świadcząca, że czyn ludzki jako „intrinsece malum” – wewnętrznie sprzeczny z ostatecznym celem osoby – zawsze jest zły) wydaje się być w papieskiej adhortacji udaremniona, mimo iż tego typu „nową moralność” potępiał wielokrotnie Pius XII i Jan Paweł II. Wynika bowiem z tego, że o tym, czy coś jest dobre czy złe, decyduje prywatna opinia człowieka. Seks pozamałżeński nie jest już więc uważany za zły z samego faktu zaistnienia, ale – jako akt miłości – oceniany ma być w zależności od okoliczności. To zrównanie osób pozostających w stanie łaski z osobami żyjącymi w sytuacji permanentnego grzechu ciężkiego. A to wydaje się uleganiem teorii człowieka wymyślonej przez Marcina Lutra – simul iustus, potępionej przez Sobór Trydencki.

Posynodalna adhortacja Amoris Laetitia jest więc znacznie gorsza niż tezy kardynała Kaspera, przeciwko którym przez ostatnie miesiące kierowano słuszną krytykę. Kardynał Kasper oprócz tez zadawał bowiem również i pytania, a adhortacja daje odpowiedź wprost: otwarcie drzwi dla rozwiedzionych żyjących w nowych związkach, uświęcenie efektów tej sytuacji i rozpoczęcie procesu normalizacji wszystkich form współżycia jak mąż i żona.

Biorąc pod uwagę, że ten papieski dokument należy do zwyczajnego Magisterium i nie wlicza się do elementów nauczania nieomylnego istnieje nadzieja, że stanie się przedmiotem pogłębionej krytycznej analizy ze strony teologów i pasterzy Kościoła, bez złudzenia możliwości zastosowania do niego „hermeneutyki ciągłości”.

Jeśli jednak tekst jest katastrofalny, jeszcze większą katastrofę stanowi fakt, że podpisał go Wikariusz Chrystusa. Dla tych, którzy kochają Chrystusa i Jego Kościół, to dobra okazja, by zabrać głos. Tak, jak odważny biskup Athanasius Schneider mówiący: „Non possumus!” Nie zaakceptuję niejasnej mowy ani umiejętnie zamaskowanych furtek prowadzących do profanacji sakramentów małżeństwa i Eucharystii. Nie przyjmę również kpiny z Szóstego Przykazania. Wolę być ośmieszany i prześladowany niż akceptować dwuznaczny tekst i nieszczere metody. Wolę krystaliczny obraz „Chrystusa – Prawdy, niż wizerunek lisa zdobionego perłami” (za św. Ireneuszem), „bo wiem, komu uwierzyłem” (2 Tm 1,12).

Roberto de Mattei

Corrispondenza Romana

Za: PoloniaChristiana - pch24.pl (2016-04-12) | http://www.pch24.pl/roberto-de-mattei-o-adhortacji-papieza-franciszka,42538,i.html

Skip to content